wtorek, 26 kwietnia 2016

Horizon

Ponoć dobry wyciskacz łez, tak w kwestii ostrzeżenia co do opowiadania. Tekst piosenki jest tłumaczeniem Horizon zespołu D'espairsRay~ Za wszelkie krzywdy wyrządzone tym opowiadaniem przepraszam, nie miało tak się skończyć D:
Czy ktoś jeszcze czyta tego bloga? ;-;

Pairing: Hizumi x Tsukasa
Gatunek: angst
Beta: Angel Rebels
Ostrzeżenia: śmierć jednego z bohaterów. Ale o dziwo jestem zadowolona z opowiadania.


Ludzkie życie jest doprawdy zabawne. Rodzimy się, żyjemy i umieramy, by zostawić po sobie tylko ból i smutek. Czemu to wszystko musi być takie pokręcone? Czemu potrafiłem spieprzyć sobie większą część życia, by potem nad tym ubolewać?

Czy czujesz nowy świat?
Musimy to zrobić
Jedziemy do końca

Chociaż jesteś obciążona bólem
Wszystko jest zawsze takie samo
Nie zobaczysz nic więcej w swojej przyszłości

Nawet twoje noce są skazane na smutek
Będę twoim zaopatrzeniem i zmienię to
Będziesz w stanie iść do przodu

Szukaj nowego świata
Musimy to zrobić
Jedziemy do końca

Nawet jeśli nasze nogi są pełne zranień
Stawiajmy na nasze pragnienia...

Nawet jeśli ten świat pogrążony jest w chaosie
I bezradność jest rzeźbiona w naszych sercach
My w dalszym ciągu będziemy szukać światła
Ponieważ nasze nogi odmówią poddania się

To długa podróż po świecie, IDŹ
Następne epoki należą wyłącznie do ziemi, ekscytująca droga
Ten nieznany teren, tylko horyzont i twój kolor będą krzyżować wiatr, JAZDA

Nie zobaczysz nic więcej w swojej przyszłości
Nawet twoje noce są skazane na smutek
Będę twoim zaopatrzeniem i zmienię to
Będziesz w stanie iść do przodu...

To długa podróż po świecie, IDŹ
Następne epoki należą wyłącznie do ziemi, ekscytująca droga
Ten nieznany teren, tylko horyzont i twój kolor będą krzyżować wiatr, JAZDA

Więc kwiat, nazwany twoim imieniem, nie zwiędnie
Dzięki czemu, będziesz mogła uśmiechnąć się, w końcu
Idź własną drogą
Ty i horyzont, który się narodził

Patrzę na tekst zapisany na kartce i zastanawiam się, co tak naprawdę chciałem przez niego przekazać. Wiem, że to było coś ważnego. Pisałem pod wpływem chwili i swoich emocji, lecz było tego za dużo, by zdefiniować o co konkretnie chodziło. Jedno jest jednak pewne – ciągle nie potrafię o tobie zapomnieć.

– Nigdy nie byłem zbyt posłusznym dzieckiem – zaśmiał się Tsukasa, choć Hizumi widział, wyczuwał, że w jego głosie czuć było lekkie poczucie winy. Asymetryczne skrzywienie ust nieco w stronę lewej strony twarzy również wydawało się o tym świadczyć. – Może dlatego wszystko potoczyło się w ten sposób.
Hizumi, który dotychczas był zapatrzony w stojącą przed sobą szklankę z bursztynową cieczą, przeniósł swój wzrok na rozmówcę. Nie za bardzo rozumiał, co miał na myśli jego przyjaciel, dlatego chciał pokazać, że go słucha, nawet jeśli otoczenie nie sprzyjało rozmowie. Głośna muzyka płynąca z głośników w kątach sali czy podniesione głosy ludzi tłoczących się na parkiecie… Tak, klub stanowczo odpadał na miejsce do poważnych rozmów. Lecz Hizumi słuchał. Nie potrafił odmówić.
– To znaczy? – zapytał Hiroshi, przenosząc tym razem wzrok z Tsukasy na barmana, który, korzystając z chwili wolnego, zajął się czyszczeniem szklanek.
– Zaczęło się o mojego wybuchowego temperamentu. W szkole należałem do ganku, byłem typowym przykładem yankee. Rodzice, którzy chcieli zrobić ze mnie lekarza, wychodzili prawie z siebie wydając pieniądze na kolejnych nauczycieli, którzy i tak szybko rezygnowali. Wtedy ojciec po raz pierwszy powiedział mi, że się na mnie zawiódł – Kenji wyciągnął jedną słomkę z pobliskiego kubeczka stojącego na blacie i zaczął mieszać nią w swoim piwie. – Drugi raz był w momencie, gdy jeden z chłopaków, z którym chodziłem w tym czasie, nie chciał przyjąć do wiadomości, że chcę z nim zerwać. Przyszedł wtedy do moich rodziców i zaczął błagać ich na kolanach, by powierzyli mnie jego opiece. Był starszy ode mnie o jakieś siedem lat. Hah, szkoda, że nie widziałeś miny ojca. Po tym nie wychodziłem tydzień z domu, podbił mi oko. Trzeciego razu nie było. Wywalił mnie z domu, gdy tylko się dowiedział, że nie mam zamiaru iść na studia, tylko jechać do Tokio w poszukiwaniu szczęścia.
Hizumi nie wiedział, co ma powiedzieć. Tsukasa nigdy nie był typem osoby, która lubiła się łatwo zwierzać, więc coś na pewno musiało być na rzeczy. Może i Yoshida ciężko łączył fakty i myślenie nie zawsze było jego najmocniejszą stroną, lecz rozumiał, gdy ktoś potrzebował wsparcia.
– Czwarty raz był ostatnio – Kenji zostawił w spokoju słomkę ze szklanką i położył łokcie na blacie, podpierając swoją głowę na rękach. – Powiedziałem mu, że moja dziewczyna – teraz już narzeczona – jest ze mną w ciąży. Wydziedziczył mnie. Wiesz czemu? Bo ona nie należy do dobrej rodziny. Kurwa mać, jak płytką osobą trzeba być, żeby tak osądzać ludzi i spełniać swoje ambicje kosztem własnego dziecka? – warknął Kenji i dodał mściwie: – Albo raczej nie spełniać. Nigdy się nie dałem.
Wiadomość dotarła do Hizumiego w zwolnionym tempie. Tsukasa będzie miał dziecko? Jego Tsukasa? Yoshida poczuł się źle i to bardzo. Nie potrafił spojrzeć przyjacielowi w oczy, więc utkwił wzrok w szklance, kolejny raz tego wieczora. Dziwne gorąco rozlało się po jego ciele i Hizumi czuł, że dostał wypieki na twarzy. Jak to się mogło stać?
– Najwyraźniej tak źle i tak niedobrze – powiedział Yoshida wiedząc, że Tsukasa czeka na jakąś reakcję z jego strony. – Nie rozumiem twojego ojca.
Poczuł ruch ze strony Tsukasy, który najwyraźniej coś zaczął mówić, lecz Yoshida już go nie słuchał. Zdał sobie właśnie sprawę, że całkowicie zawalił sprawę. Tak długo czekał na odpowiedni moment, by powiedzieć Kenjiemu co do niego czuje, że moment przepadł i prawdopodobnie kolejnej okazji miało nie być.
– Hizumi?
Yoshida upił łyk piwa ze szklanki. Miał ochotę wyjść z tego klubu i udać się do domu, lecz nie chciał zostawiać Tsukasy samego.
– Hizumi!
– Huh? – Yoshida zamrugał i spojrzał na przyjaciela. – Coś nie tak?
– Przestałeś kontaktować.
Śmiejąc się mimowolnie, Hiroshi odłożył dłoń ze szklanką na blat. Ręką przywołał do siebie barmana i zamówił dla nich dwie kolejki, choć w gruncie rzeczy wcale tego nie chciał.
– Świętujmy! – rzucił na pozór radośnie łamiącym się głosem.

Wzdycham ciężko. Dzień był dla mnie za długi, by teraz pozwolić sobie na chwile beztroski. Powinienem pójść od razu do łóżka, lecz coś mi wcale na to nie pozwala. Moja głowa jest za bardzo wypełniona myślami, nie potrafiłbym zasnąć spokojnie i przeleżałbym do rana. Zamiast tego idę do łazienki i napuszczam sobie wody do wanny. Zmęczone mięśnie z ulgą witają ciepłą wodę, gdy zanurzam się w niej cały, opierając powoli plecy o ścianę pokrytą kafelkami. Wzdrygam się, czując zimno w okolicach łopatek, lecz nie zmieniam pozycji. Z niejakim zafascynowaniem patrzę, jak krople kapią powoli z kranu wprost do wody, jednak poza tym nic nie wydaje dźwięku. Ta cisza jest frustrująca.

Z Tsukasą było coś nie tak i Hizumi to wiedział. Perkusista wcale nie musiał tego mówić, Yoshida był po prostu wyczulony na rzeczy dotyczące Kenjiego, co czasem doprowadzało go do białej gorączki. Tsukasa często był zły, radosny czy zestresowany, ale dzisiaj było inaczej. W zachowaniu starszego mężczyzny była czysta apatia, której źródła Hiroshi rozgryźć nie potrafił.
– Wszystko w porządku? – spytał Tsukasę, siadając obok niego na kanapie.
Kenji od razu nie odpowiedział. Dalej męczył drewniane pałeczki do perkusji w swoich rękach, które wcale nie chciały się uspokoić. Hizumi wydał z siebie ciche westchnienie i założył nogę na nogę. Nie lubił ciężkich rozmów, zawsze sprawiały, że był po nich niezwykle zmęczony psychicznie.
– Jeśli nie chcesz, nie musisz mi mówić. Nie będę naciskać – dodał, choć miał świadomość, że Kenji już to przecież wiedział.
– Nie wiem, czy dobrze robię – odparł Tsukasa, odrzucając pałeczki na bok. Przeczesał ręką włosy, zgarniając wszystkie do tyłu i trzymając je w pięści. – Mam wątpliwości co do ślubu.
Ślub. Hiroshi niemal o nim zapomniał i chciałby, by tak pozostało do końca. Ciągle nie mógł się pogodzić z tym, że perkusista się żenił, lecz jego zdanie nie było ważne. Zresztą nigdy nie podzielił się nim z przyjacielem, wiedział że to była jedna z tych rzeczy, które powinno się zatrzymać dla siebie. Hizumi wcale nie był głupi, jak czasem lubił twierdzić Zero.
– Nikt nie jest pewien swoich decyzji – odparł wokalista, wciskając się głębiej w miękką kanapę.
– Nie chcę nikomu zniszczyć życia – jękną Kenji, puszczając swoje włosy i pozwalając opaść swobodnie ręce na udo.
– Nie zniszczysz – zapewnił Hizumi, patrząc na Tsukasę i uśmiechając się do niego łagodnie. – Jeśli ją kochasz, dotrzesz przed ołtarz nawet jeśli musiałbyś się czołgać. Znam cię – zaśmiał się, choć w gruncie rzeczy chciał powiedzieć inne rzeczy. Lecz nie mógł. Przyjaźń zobowiązywała. – Wróciłbyś nawet z zaświatów dla ukochanej osoby.
Siedzieli spokojnie we dwójkę obserwując wściekłego gitarzystę próbującego dorwać Zero w swoje ręce. Hizumi, który wcześniej czuł się niepewny, poczuł spokój. Wszystko mówiło mu, że ich czwórka zostanie w tym stanie już do końca i nic się nie zmieni. Karyu, Zero, Tsukasa i on, Hizumi. Rozpaczliwie starał się w to wierzyć i trzymać kurczowo tej myśli.
– Masz racje, Hizu – Kenji zaśmiał się głośno, rozluźniając się jednocześnie. – Ale nie spieszy mi się jeszcze w zaświaty.
– Ja myślę – burknął Hiroshi, choć w sercu cieszył się, że udało mu się uspokoić perkusistę.
– Nie martw się, to jeszcze nie mój czas. Jest za dużo rzeczy, które chciałbym osiągnąć.
– Obiecujesz?
– Obiecuję.

Woda już wystygła, lecz nadal w niej leżałem. Spoglądam na swoje ręce, które zrobiły się pomarszczone, więc podnoszę się powoli na nogi. Sięgam po ręcznik wiszący na haczyku w pobliżu wanny i suszę się szybko, by wyjść na zewnątrz. Zrobiło się chłodno, więc narzucam na siebie luźną koszulkę wraz z czystymi bokserkami, wrzucając stare ubranie do kosza na brudne ciuchy. Jednak w mieszkaniu ciągle jest cicho. Naprawdę, cisza w mieszkaniu była dobijająca. Potrafiła przyprawić o depresję.
Idę do kuchni i otwieram lodówkę, wyciągając z niej sok pomarańczowy. Nie ma większego sensu w sięganiu po szklankę, więc piję go wprost z kartonu, wyrzucając następnie puste opakowanie do kosza. Ciche pikanie zegarka uświadamia mnie, że jest już pierwsza w nocy, a ja bardzo potrzebowałem snu. Ruszam więc w kierunku swojego pokoju, gdy nagle w mieszkaniu słychać wrzask i głośny płacz.

– Jest słodka – przyznał Hizumi, biorąc małego brzdąca na ręce.
– Lubi cię – Kenji wyszczerzył zęby w uśmiechu, patrząc jak małe rączki córki wyciągają się w stronę brązowych włosów wokalisty i zaciskają się na nich niczym dwa imadła.
Patrząc na parę błyszczących, brązowych oczu, Hizumi nie mógł się przemóc, by znienawidzić małe dziecko, które było kolejnym z elementów wiążącego Tsukasę z tamtą kobietą. Pierwszy raz od dawna wokalista mógł powiedzieć, że niczego nie żałował. Nie żałował, że poznał Tsukasę i się w nim zakochał, nie żałował, że popchnął go w stronę ślubu, a tym bardziej nie żałował, że ta mała dziewczynka się narodziła. Choć serce nadal go bolało na myśl, że Kenji nigdy nie będzie jego, z drugiej strony było szczęśliwe. Tsukasa był szczęśliwy. I tylko to się liczyło.
– Niech podrośnie i zmieni zdanie – rzekł kąśliwie Zero, ale wokalista nawet nie pokusił się o słowną potyczkę z basistą.
– Chyba mówiłeś o sobie – prychnął Tsukasa biorąc stronę Hizumiego. – Twoja twarz może mylić, lecz wewnątrz jesteś ucieleśnieniem samego zła.
Karyu skulił się obok basisty, wydając przy tym podejrzane odgłosy duszenia się, ale Hizumi mógłby się założyć, że gitarzysta po prostu zapowietrzył się ze śmiechu. Zero odwrócił się do nich bokiem, strzelając przysłowiowego focha, a po twarzy Matsumury poleciały łzy. Kenji uśmiechnął się nieznacznie, odbierając od Hiroshiego swoją córkę i podnosząc ją na wysokość swojej twarzy.
– Moje szczęście – rzekł radośnie, a Yoshida poczuł mimowolnie ukłucie w okolicach serca.
Lecz Kenji był szczęśliwy. Tylko to się liczyło.

Idę prędko do drewnianego łóżeczka i biorę dziecko na ręce. Nie mam może wielkiego doświadczenia z dziećmi, przecież nawet nie posiadam własnych, ale wiem co nieco o ich uspokajaniu. Przykładam je do piersi, kołysząc się przy tym lekko. Najwyraźniej metoda działa i po chwili płacz przeszedł w ciche kwilenie.
– Ciii – szepczę, siadając na krześle koło łóżeczka. – Wiem, chcesz do mamy.
Kołyszę się tak długo, że dziecko całkowicie się uspokaja, wtulając się w moją klatkę piersiową. Ten widok sprawia, że czuję jak tracę grunt pod nogami. Zaczynam powoli się załamywać. Nie tak powinno być! Kompletnie nie tak…
– Lecz twoich rodziców już nie ma…

Wszyscy stali w przestronnej sali. Trumny wjechały do pieca kremacyjnego, a za nimi zamknięto drzwiczki. Nic nie odbywało się zgodnie z obrządkiem buddyjskim, ani Tsukasa ani jego żona tego nie chcieli.
Hiroshi stał obok Michiego i Yoshitaki, nie mogąc wyjść z otępienia, które ogarnęło jego umysł. Spojrzał na lewą stronę, gdzie znajdowali się rodzice Tsukasy z małą wnuczką. Nie miała zostać z nimi. W testamencie Kenjiego to Hizumi figurował jako opiekun prawny dla dziecka i Yoshida nie zamierzał tego zmieniać.
Przeniósł wzrok na swoich przyjaciół. Choć po twarzy Zero płynęły łzy, pocieszał Karyu trzymając jego dłoń w swojej, a drugą głaszcząc uspokajająco po plecach. Hizumi nigdy nie widział tej strony basisty i być może nigdy by nie poznał, gdyby Tsukasa…Gdyby Tsukasa…
Nagle na przekór wszystkiemu, Hizumi wrócił do rozmowy z Kenjim sprzed paru miesięcy. Mężczyznę ogarnęła złość. Wiedział jak bardzo irracjonalny teraz był, ale Kenji przecież obiecał. Obiecał!
Złamał obietnicę. Zostawił Hiroshiego samego.
A przecież Kenji miał jeszcze tyle rzeczy do zrobienia.
***
Yoshida ścisnął w ręce list od Tsukasy. Najwyraźniej napisał po jednym dla Hizumiego, Karyu i Zero. Dostarczono go parę dni po pogrzebie Kenjiego i Hiroshi mógł przysiądź, że to była robota tej cholernej prawniczki.
Otworzył kopertę i spojrzał na mały skrawek kartki. Zamrugał oczami, ale słowa wcale nie chciały się zmienić, choćby pragnął tego najmocniej na świecie.
Pierwszy raz od śmierci Kenjiego gorzkie łzy popłynęły po jego twarzy. A wystarczyło do tego parę słów.
„Zawsze cię kochałem.”

Mija długie dziesięć minut, gdy w końcu podnoszę się ze swojego miejsca i odkładam dziecko do łóżeczka, przykrywając je kocem. Wzdycham ciężko i przetarłem ręką zmęczoną twarz. Mała pamiątka po Tsukasie – tak myślałem do tej pory o tym dziecku, które z niewiadomych przyczyn się do mnie przywiązało.
I nagle coś do mnie dociera. Ta piosenka… Już wiem. Wiem co chciałem przez nią powiedzieć i wiem, co chcę od niej teraz. Nie powinienem dalej tak żyć – niczym robot machinalnie wypełniać kolejne obowiązki, nie czerpiąc nic z życia i nie widząc nic przed sobą. Nie chciałbyś tego.
Wracam do swojego łóżka i kładę się pod kołdrę, w myślach wyzywając cię od idiotów. Bo kim innym byłeś, zostawiając mnie z takim ubogim listem bez wyjaśnień i możliwości zadania pytań? Ale nie mam więcej zamiaru myśleć o przeszłości, kończę z tym. Od dzisiaj będę jedynie myśleć o przyszłości, o mojej i twojej córki. Bo znam już swój kolejny cel. Chcę by była szczęśliwa, jak ty gdy spotkałeś nas.
O swoim szczęściu już nie myślę. Umarło z tobą.

4 komentarze:

  1. Bardzo piękne :D Napisałabym więcej, ale jestem chora i ciężko mi się myśli ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. To było wspaniałe. Zaczęłam sobie czytać podczas przerwy, ale skończyłam rano. Łącznie przeszłości z przyszłością w jednym opowiadaniu sprawia tekst ciekawym, na szczęście nie da się pogubić XD
    Co właściwie do treść, to skoro Tsukasa kochał Hiumiego, to dlaczego napisał swoje uczucia w liście jakby przeczuwał, że to koniec, a nie powiedział o nich wcześniej jak miał okazję. I teraz miało sens jego zdanie, że zniszczy komuś życie, bo właściwie nie kochał swojej żony.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne. Aż sie popłakałam pod koniec. Takie opowiadania do mnie przemawiają ;-; Biedny Hizu. Jak by powiedział w tym barze co czuje do Tsu to by może się to inaczej skończyło! Tylko dziecko Tsukasy mu po miłości do niego zostało... To właściwie kochane na swój sposób.

    Pozdrawiam i życzę duuuużo weny ❤
    Syo~

    OdpowiedzUsuń
  4. Łza mi płynie po policzku. O następna. Gula w gardle jest. Jesteś z siebie dumna? W sumie powinnaś. Świetnie napisane...To "zawsze Cię kochałem" mnie złamało. Nie spodziewałam się tego...Nie lubię złych zakończeń, chociaż zdarzają się częsciej w realnym życiu niż szczęśliwe.
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń