Ponoć dobry wyciskacz łez, tak w kwestii ostrzeżenia co do opowiadania. Tekst piosenki jest tłumaczeniem Horizon zespołu D'espairsRay~ Za wszelkie krzywdy wyrządzone tym opowiadaniem przepraszam, nie miało tak się skończyć D:
Czy ktoś jeszcze czyta tego bloga? ;-;
Pairing: Hizumi x Tsukasa
Gatunek: angst
Beta: Angel Rebels
Ostrzeżenia: śmierć jednego z bohaterów. Ale o dziwo jestem zadowolona
z opowiadania.
Ludzkie życie jest doprawdy
zabawne. Rodzimy się, żyjemy i umieramy, by zostawić po sobie tylko ból i smutek.
Czemu to wszystko musi być takie pokręcone? Czemu potrafiłem spieprzyć sobie
większą część życia, by potem nad tym ubolewać?
Czy czujesz nowy świat?
Musimy to zrobić
Jedziemy do końca
Chociaż jesteś obciążona bólem
Wszystko jest zawsze takie samo
Nie zobaczysz nic więcej w swojej przyszłości
Nawet twoje noce są skazane na smutek
Będę twoim zaopatrzeniem i zmienię to
Będziesz w stanie iść do przodu
Szukaj nowego świata
Musimy to zrobić
Jedziemy do końca
Nawet jeśli nasze nogi są pełne zranień
Stawiajmy na nasze pragnienia...
Nawet jeśli ten świat pogrążony jest w chaosie
I bezradność jest rzeźbiona w naszych sercach
My w dalszym ciągu będziemy szukać światła
Ponieważ nasze nogi odmówią poddania się
To długa podróż po świecie, IDŹ
Następne epoki należą wyłącznie do ziemi, ekscytująca droga
Ten nieznany teren, tylko horyzont i twój kolor będą krzyżować wiatr, JAZDA
Nie zobaczysz nic więcej w swojej przyszłości
Nawet twoje noce są skazane na smutek
Będę twoim zaopatrzeniem i zmienię to
Będziesz w stanie iść do przodu...
To długa podróż po świecie, IDŹ
Następne epoki należą wyłącznie do ziemi, ekscytująca droga
Ten nieznany teren, tylko horyzont i twój kolor będą krzyżować wiatr, JAZDA
Więc kwiat, nazwany twoim imieniem, nie zwiędnie
Dzięki czemu, będziesz mogła uśmiechnąć się, w końcu
Idź własną drogą
Ty i horyzont, który się narodził
Patrzę na tekst zapisany na
kartce i zastanawiam się, co tak naprawdę chciałem przez niego przekazać. Wiem,
że to było coś ważnego. Pisałem pod wpływem chwili i swoich emocji, lecz było
tego za dużo, by zdefiniować o co konkretnie chodziło. Jedno jest jednak pewne
– ciągle nie potrafię o tobie zapomnieć.
– Nigdy nie byłem zbyt posłusznym dzieckiem – zaśmiał się Tsukasa, choć
Hizumi widział, wyczuwał, że w jego głosie czuć było lekkie poczucie winy.
Asymetryczne skrzywienie ust nieco w stronę lewej strony twarzy również
wydawało się o tym świadczyć. – Może dlatego wszystko potoczyło się w ten
sposób.
Hizumi, który dotychczas był zapatrzony w stojącą przed sobą szklankę z
bursztynową cieczą, przeniósł swój wzrok na rozmówcę. Nie za bardzo rozumiał,
co miał na myśli jego przyjaciel, dlatego chciał pokazać, że go słucha, nawet
jeśli otoczenie nie sprzyjało rozmowie. Głośna muzyka płynąca z głośników w
kątach sali czy podniesione głosy ludzi tłoczących się na parkiecie… Tak, klub
stanowczo odpadał na miejsce do poważnych rozmów. Lecz Hizumi słuchał. Nie
potrafił odmówić.
– To znaczy? – zapytał Hiroshi, przenosząc tym razem wzrok z Tsukasy na
barmana, który, korzystając z chwili wolnego, zajął się czyszczeniem szklanek.
– Zaczęło się o mojego wybuchowego temperamentu. W szkole należałem do
ganku, byłem typowym przykładem yankee. Rodzice, którzy chcieli zrobić ze mnie
lekarza, wychodzili prawie z siebie wydając pieniądze na kolejnych nauczycieli,
którzy i tak szybko rezygnowali. Wtedy ojciec po raz pierwszy powiedział mi, że
się na mnie zawiódł – Kenji wyciągnął jedną słomkę z pobliskiego kubeczka
stojącego na blacie i zaczął mieszać nią w swoim piwie. – Drugi raz był w
momencie, gdy jeden z chłopaków, z którym chodziłem w tym czasie, nie chciał
przyjąć do wiadomości, że chcę z nim zerwać. Przyszedł wtedy do moich rodziców
i zaczął błagać ich na kolanach, by powierzyli mnie jego opiece. Był starszy
ode mnie o jakieś siedem lat. Hah, szkoda, że nie widziałeś miny ojca. Po tym nie
wychodziłem tydzień z domu, podbił mi oko. Trzeciego razu nie było. Wywalił
mnie z domu, gdy tylko się dowiedział, że nie mam zamiaru iść na studia, tylko
jechać do Tokio w poszukiwaniu szczęścia.
Hizumi nie wiedział, co ma powiedzieć. Tsukasa nigdy nie był typem
osoby, która lubiła się łatwo zwierzać, więc coś na pewno musiało być na
rzeczy. Może i Yoshida ciężko łączył fakty i myślenie nie zawsze było jego
najmocniejszą stroną, lecz rozumiał, gdy ktoś potrzebował wsparcia.
– Czwarty raz był ostatnio – Kenji zostawił w spokoju słomkę ze
szklanką i położył łokcie na blacie, podpierając swoją głowę na rękach. –
Powiedziałem mu, że moja dziewczyna – teraz już narzeczona – jest ze mną w
ciąży. Wydziedziczył mnie. Wiesz czemu? Bo ona nie należy do dobrej rodziny.
Kurwa mać, jak płytką osobą trzeba być, żeby tak osądzać ludzi i spełniać swoje
ambicje kosztem własnego dziecka? – warknął Kenji i dodał mściwie: – Albo
raczej nie spełniać. Nigdy się nie dałem.
Wiadomość dotarła do Hizumiego w zwolnionym tempie. Tsukasa będzie miał
dziecko? Jego Tsukasa? Yoshida poczuł się źle i to bardzo. Nie potrafił
spojrzeć przyjacielowi w oczy, więc utkwił wzrok w szklance, kolejny raz tego
wieczora. Dziwne gorąco rozlało się po jego ciele i Hizumi czuł, że dostał
wypieki na twarzy. Jak to się mogło stać?
– Najwyraźniej tak źle i tak niedobrze – powiedział Yoshida wiedząc, że
Tsukasa czeka na jakąś reakcję z jego strony. – Nie rozumiem twojego ojca.
Poczuł ruch ze strony Tsukasy, który najwyraźniej coś zaczął mówić,
lecz Yoshida już go nie słuchał. Zdał sobie właśnie sprawę, że całkowicie
zawalił sprawę. Tak długo czekał na odpowiedni moment, by powiedzieć Kenjiemu
co do niego czuje, że moment przepadł i prawdopodobnie kolejnej okazji miało
nie być.
– Hizumi?
Yoshida upił łyk piwa ze szklanki. Miał ochotę wyjść z tego klubu i
udać się do domu, lecz nie chciał zostawiać Tsukasy samego.
– Hizumi!
– Huh? – Yoshida zamrugał i spojrzał na przyjaciela. – Coś nie tak?
– Przestałeś kontaktować.
Śmiejąc się mimowolnie, Hiroshi odłożył dłoń ze szklanką na blat. Ręką
przywołał do siebie barmana i zamówił dla nich dwie kolejki, choć w gruncie
rzeczy wcale tego nie chciał.
– Świętujmy! – rzucił na pozór radośnie łamiącym się głosem.
Wzdycham ciężko. Dzień był dla
mnie za długi, by teraz pozwolić sobie na chwile beztroski. Powinienem pójść od
razu do łóżka, lecz coś mi wcale na to nie pozwala. Moja głowa jest za bardzo
wypełniona myślami, nie potrafiłbym zasnąć spokojnie i przeleżałbym do rana.
Zamiast tego idę do łazienki i napuszczam sobie wody do wanny. Zmęczone mięśnie
z ulgą witają ciepłą wodę, gdy zanurzam się w niej cały, opierając powoli plecy
o ścianę pokrytą kafelkami. Wzdrygam się, czując zimno w okolicach łopatek,
lecz nie zmieniam pozycji. Z niejakim zafascynowaniem patrzę, jak krople kapią
powoli z kranu wprost do wody, jednak poza tym nic nie wydaje dźwięku. Ta cisza
jest frustrująca.
Z Tsukasą było coś nie tak i Hizumi to wiedział. Perkusista wcale nie
musiał tego mówić, Yoshida był po prostu wyczulony na rzeczy dotyczące Kenjiego,
co czasem doprowadzało go do białej gorączki. Tsukasa często był zły, radosny
czy zestresowany, ale dzisiaj było inaczej. W zachowaniu starszego mężczyzny
była czysta apatia, której źródła Hiroshi rozgryźć nie potrafił.
– Wszystko w porządku? – spytał Tsukasę, siadając obok niego na
kanapie.
Kenji od razu nie odpowiedział. Dalej męczył drewniane pałeczki do
perkusji w swoich rękach, które wcale nie chciały się uspokoić. Hizumi wydał z
siebie ciche westchnienie i założył nogę na nogę. Nie lubił ciężkich rozmów,
zawsze sprawiały, że był po nich niezwykle zmęczony psychicznie.
– Jeśli nie chcesz, nie musisz mi mówić. Nie będę naciskać – dodał,
choć miał świadomość, że Kenji już to przecież wiedział.
– Nie wiem, czy dobrze robię – odparł Tsukasa, odrzucając pałeczki na
bok. Przeczesał ręką włosy, zgarniając wszystkie do tyłu i trzymając je w
pięści. – Mam wątpliwości co do ślubu.
Ślub. Hiroshi niemal o nim zapomniał i chciałby, by tak pozostało do
końca. Ciągle nie mógł się pogodzić z tym, że perkusista się żenił, lecz jego
zdanie nie było ważne. Zresztą nigdy nie podzielił się nim z przyjacielem,
wiedział że to była jedna z tych rzeczy, które powinno się zatrzymać dla
siebie. Hizumi wcale nie był głupi, jak czasem lubił twierdzić Zero.
– Nikt nie jest pewien swoich decyzji – odparł wokalista, wciskając się
głębiej w miękką kanapę.
– Nie chcę nikomu zniszczyć życia – jękną Kenji, puszczając swoje włosy
i pozwalając opaść swobodnie ręce na udo.
– Nie zniszczysz – zapewnił Hizumi, patrząc na Tsukasę i uśmiechając się
do niego łagodnie. – Jeśli ją kochasz, dotrzesz przed ołtarz nawet jeśli
musiałbyś się czołgać. Znam cię – zaśmiał się, choć w gruncie rzeczy chciał
powiedzieć inne rzeczy. Lecz nie mógł. Przyjaźń zobowiązywała. – Wróciłbyś
nawet z zaświatów dla ukochanej osoby.
Siedzieli spokojnie we dwójkę obserwując wściekłego gitarzystę
próbującego dorwać Zero w swoje ręce. Hizumi, który wcześniej czuł się
niepewny, poczuł spokój. Wszystko mówiło mu, że ich czwórka zostanie w tym
stanie już do końca i nic się nie zmieni. Karyu, Zero, Tsukasa i on, Hizumi.
Rozpaczliwie starał się w to wierzyć i trzymać kurczowo tej myśli.
– Masz racje, Hizu – Kenji zaśmiał się głośno, rozluźniając się
jednocześnie. – Ale nie spieszy mi się jeszcze w zaświaty.
– Ja myślę – burknął Hiroshi, choć w sercu cieszył się, że udało mu się
uspokoić perkusistę.
– Nie martw się, to jeszcze nie mój czas. Jest za dużo rzeczy, które
chciałbym osiągnąć.
– Obiecujesz?
– Obiecuję.
Woda już wystygła, lecz nadal w
niej leżałem. Spoglądam na swoje ręce, które zrobiły się pomarszczone, więc
podnoszę się powoli na nogi. Sięgam po ręcznik wiszący na haczyku w pobliżu
wanny i suszę się szybko, by wyjść na zewnątrz. Zrobiło się chłodno, więc narzucam
na siebie luźną koszulkę wraz z czystymi bokserkami, wrzucając stare ubranie do
kosza na brudne ciuchy. Jednak w mieszkaniu ciągle jest cicho. Naprawdę, cisza
w mieszkaniu była dobijająca. Potrafiła przyprawić o depresję.
Idę do kuchni i otwieram lodówkę,
wyciągając z niej sok pomarańczowy. Nie ma większego sensu w sięganiu po
szklankę, więc piję go wprost z kartonu, wyrzucając następnie puste opakowanie
do kosza. Ciche pikanie zegarka uświadamia mnie, że jest już pierwsza w nocy, a
ja bardzo potrzebowałem snu. Ruszam więc w kierunku swojego pokoju, gdy nagle w
mieszkaniu słychać wrzask i głośny płacz.
– Jest słodka – przyznał Hizumi, biorąc małego brzdąca na ręce.
– Lubi cię – Kenji wyszczerzył zęby w uśmiechu, patrząc jak małe rączki
córki wyciągają się w stronę brązowych włosów wokalisty i zaciskają się na nich
niczym dwa imadła.
Patrząc na parę błyszczących, brązowych oczu, Hizumi nie mógł się
przemóc, by znienawidzić małe dziecko, które było kolejnym z elementów
wiążącego Tsukasę z tamtą kobietą. Pierwszy raz od dawna wokalista mógł
powiedzieć, że niczego nie żałował. Nie żałował, że poznał Tsukasę i się w nim
zakochał, nie żałował, że popchnął go w stronę ślubu, a tym bardziej nie
żałował, że ta mała dziewczynka się narodziła. Choć serce nadal go bolało na
myśl, że Kenji nigdy nie będzie jego, z drugiej strony było szczęśliwe. Tsukasa
był szczęśliwy. I tylko to się liczyło.
– Niech podrośnie i zmieni zdanie – rzekł kąśliwie Zero, ale wokalista
nawet nie pokusił się o słowną potyczkę z basistą.
– Chyba mówiłeś o sobie – prychnął Tsukasa biorąc stronę Hizumiego. – Twoja
twarz może mylić, lecz wewnątrz jesteś ucieleśnieniem samego zła.
Karyu skulił się obok basisty, wydając przy tym podejrzane odgłosy
duszenia się, ale Hizumi mógłby się założyć, że gitarzysta po prostu
zapowietrzył się ze śmiechu. Zero odwrócił się do nich bokiem, strzelając
przysłowiowego focha, a po twarzy Matsumury poleciały łzy. Kenji uśmiechnął się
nieznacznie, odbierając od Hiroshiego swoją córkę i podnosząc ją na wysokość
swojej twarzy.
– Moje szczęście – rzekł radośnie, a Yoshida poczuł mimowolnie ukłucie
w okolicach serca.
Lecz Kenji był szczęśliwy. Tylko to się liczyło.
Idę prędko do drewnianego
łóżeczka i biorę dziecko na ręce. Nie mam może wielkiego doświadczenia z
dziećmi, przecież nawet nie posiadam własnych, ale wiem co nieco o ich uspokajaniu.
Przykładam je do piersi, kołysząc się przy tym lekko. Najwyraźniej metoda
działa i po chwili płacz przeszedł w ciche kwilenie.
– Ciii – szepczę, siadając na
krześle koło łóżeczka. – Wiem, chcesz do mamy.
Kołyszę się tak długo, że dziecko
całkowicie się uspokaja, wtulając się w moją klatkę piersiową. Ten widok
sprawia, że czuję jak tracę grunt pod nogami. Zaczynam powoli się załamywać.
Nie tak powinno być! Kompletnie nie tak…
– Lecz twoich rodziców już nie
ma…
Wszyscy stali w przestronnej sali. Trumny wjechały do pieca
kremacyjnego, a za nimi zamknięto drzwiczki. Nic nie odbywało się zgodnie z
obrządkiem buddyjskim, ani Tsukasa ani jego żona tego nie chcieli.
Hiroshi stał obok Michiego i Yoshitaki, nie mogąc wyjść z otępienia,
które ogarnęło jego umysł. Spojrzał na lewą stronę, gdzie znajdowali się
rodzice Tsukasy z małą wnuczką. Nie miała zostać z nimi. W testamencie Kenjiego
to Hizumi figurował jako opiekun prawny dla dziecka i Yoshida nie zamierzał
tego zmieniać.
Przeniósł wzrok na swoich przyjaciół. Choć po twarzy Zero płynęły łzy,
pocieszał Karyu trzymając jego dłoń w swojej, a drugą głaszcząc uspokajająco po
plecach. Hizumi nigdy nie widział tej strony basisty i być może nigdy by nie
poznał, gdyby Tsukasa…Gdyby Tsukasa…
Nagle na przekór wszystkiemu, Hizumi wrócił do rozmowy z Kenjim sprzed
paru miesięcy. Mężczyznę ogarnęła złość. Wiedział jak bardzo irracjonalny
teraz był, ale Kenji przecież obiecał. Obiecał!
Złamał obietnicę. Zostawił Hiroshiego samego.
A przecież Kenji miał jeszcze tyle rzeczy do zrobienia.
***
Yoshida ścisnął w ręce list od Tsukasy. Najwyraźniej napisał po jednym
dla Hizumiego, Karyu i Zero. Dostarczono go parę dni po pogrzebie Kenjiego i
Hiroshi mógł przysiądź, że to była robota tej cholernej prawniczki.
Otworzył kopertę i spojrzał na mały skrawek kartki. Zamrugał oczami,
ale słowa wcale nie chciały się zmienić, choćby pragnął tego najmocniej na
świecie.
Pierwszy raz od śmierci Kenjiego gorzkie łzy popłynęły po jego twarzy.
A wystarczyło do tego parę słów.
„Zawsze cię kochałem.”
Mija długie dziesięć minut, gdy w
końcu podnoszę się ze swojego miejsca i odkładam dziecko do łóżeczka,
przykrywając je kocem. Wzdycham ciężko i przetarłem ręką zmęczoną twarz. Mała
pamiątka po Tsukasie – tak myślałem do tej pory o tym dziecku, które z
niewiadomych przyczyn się do mnie przywiązało.
I nagle coś do mnie dociera. Ta
piosenka… Już wiem. Wiem co chciałem przez nią powiedzieć i wiem, co chcę od
niej teraz. Nie powinienem dalej tak żyć – niczym robot machinalnie wypełniać
kolejne obowiązki, nie czerpiąc nic z życia i nie widząc nic przed sobą. Nie
chciałbyś tego.
Wracam do swojego łóżka i kładę
się pod kołdrę, w myślach wyzywając cię od idiotów. Bo kim innym byłeś,
zostawiając mnie z takim ubogim listem bez wyjaśnień i możliwości zadania pytań?
Ale nie mam więcej zamiaru myśleć o przeszłości, kończę z tym. Od dzisiaj będę
jedynie myśleć o przyszłości, o mojej i twojej córki. Bo znam już swój kolejny
cel. Chcę by była szczęśliwa, jak ty gdy spotkałeś nas.
O swoim szczęściu już nie myślę.
Umarło z tobą.
Bardzo piękne :D Napisałabym więcej, ale jestem chora i ciężko mi się myśli ;/
OdpowiedzUsuńTo było wspaniałe. Zaczęłam sobie czytać podczas przerwy, ale skończyłam rano. Łącznie przeszłości z przyszłością w jednym opowiadaniu sprawia tekst ciekawym, na szczęście nie da się pogubić XD
OdpowiedzUsuńCo właściwie do treść, to skoro Tsukasa kochał Hiumiego, to dlaczego napisał swoje uczucia w liście jakby przeczuwał, że to koniec, a nie powiedział o nich wcześniej jak miał okazję. I teraz miało sens jego zdanie, że zniszczy komuś życie, bo właściwie nie kochał swojej żony.
Piękne. Aż sie popłakałam pod koniec. Takie opowiadania do mnie przemawiają ;-; Biedny Hizu. Jak by powiedział w tym barze co czuje do Tsu to by może się to inaczej skończyło! Tylko dziecko Tsukasy mu po miłości do niego zostało... To właściwie kochane na swój sposób.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę duuuużo weny ❤
Syo~
Łza mi płynie po policzku. O następna. Gula w gardle jest. Jesteś z siebie dumna? W sumie powinnaś. Świetnie napisane...To "zawsze Cię kochałem" mnie złamało. Nie spodziewałam się tego...Nie lubię złych zakończeń, chociaż zdarzają się częsciej w realnym życiu niż szczęśliwe.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)