Weszłam
ostatnio na statystyki bloga i przeraziła mnie liczba wyświetleń opowiadania o
ADAMS. Wy chyba naprawdę lubicie o nich czytać O_o 419 wyświetleń.. żadne inne
opowiadanie tylu nie ma.
„Dlaczego
ja” idzie mi jak krew z nosa i w sumie jestem ciekawa, ile rozdziałów tego
powstanie, bo przecież akcja będzie się rozgrywać na przestrzeni prawie 2 lat,
co widać po prologu.
Małe
kropelki wody odbijały się z szumem od parapetu i rozpryskiwały na parę
mniejszych. Już od dawna nie padało, dlatego powitałem deszcz z ulgą. Hizumi
krzątał się w kuchni i przygotowywał dla nas obiad, a ja skończyłem wycierać
parapet i wyglądałem przez otwarte okno na zewnątrz. Było ciepło i wilgotno,
tak jak lubiłem najbardziej.
-
Zamknij okno, bo się przeziębisz – zagderał Yoshida, gdy tylko przyszedł do
pokoju sprawdzić, czy posprzątałem.
-
Mówisz jak moja matka – zaśmiałem się, ale nie zrobiłem tego, o co poprosił.
Hizumi
westchnął ciężko i trzepnął mnie ścierką po tyłku. Naprawdę, zachowywał się w
tej chwili jak typowa baba w kuchni. Brakowało mu jeszcze fartuszka i dłuższych
włosów.
-
Trudno – fuknął. – Jeśli ludzie tak mówią, to pewnie jest w tym racja. Zresztą
nieważne, obiad zaraz będzie gotowy a Karyu nadal nie ma. Zadzwoń do niego –
rozkazał i wrócił do kuchni.
Wziąłem
z westchnieniem telefon do ręki i wybrałem spis połączeń. Gdy Hizumi miał swoje
„trudne dni”, stawał się naprawdę nieznośny. I wcale nie mam na myśli męskiego odpowiednika
PMS tylko kolejne oblane kolokwium. Yoshida był typowym przykładem studenta,
który stawiał wszystko na drugie i trzecie terminy i szczerze liczyłem na to, że
zda. Byłem takim typem osoby, która woli mieć przyjaciół blisko siebie, w szczególności,
gdy tych prawdziwych ma niewielu. Karyu z drugiej strony nieźle sobie radził.
Miał może małe problemy z matematyką, lecz nie na tyle, by samemu sobie z tym
nie poradzić.
O
wilku mowa. Zanim zdążyłem się z nim połączyć, zabrzmiało stanowcze pukanie do
drzwi. Zawsze mnie to dziwiło, czemu Yoshitaka nigdy nie używał dzwonków do
drzwi, ale tolerowałem jego dziwactwa. Z drugiej strony… jak się dostawał do
klatki, gdy była zamknięta?
-
Patrz kogo przyprowadziłem – uśmiechnął się do mnie Karyu, gdy tylko otworzyłem
drzwi.
Ponad
jego ramieniem dostrzegłem czubek ciemnobrązowych włosów i już wiedziałem kto
to może być. Zero.
-
Wchodźcie – przepuściłem ich w drzwiach.
Minęły
dwa tygodnie, od kiedy poznaliśmy Michiego. Tak jak myślałem, Karyu bardzo go
polubił. Gdybym go nie znał, stwierdziłbym, że ma jakieś zapędy homoseksualne,
ale po tak długim czasie przyjaźnienia się z nim wiedziałem, że kieruje nim
podziw dla Zero i chęć zaprzyjaźnienia. I jak na razie wszystko było na dobrej
drodze. Bo Michiego nie dało się nie lubić. Ja, Karyu i Hizumi zaczęliśmy się
przyzwyczajać do jego obecności, chociaż wciąż był dla nas obcym człowiekiem.
Ba, nawet w myślach zacząłem go nazywać Małym Nietoperzem. Co poradzę, takie
skojarzenia.
-
Dobrze, że jesteście. Hizumi już zaczął wariować – zaśmiałem się i zamknąłem za
nimi drzwi.
-
Słyszałem! – krzyknął Yoshida z kuchni. – Jak mnie wkurzysz to nie będę ci
gotował. Właśnie… czemu Mei ci nie gotuje tylko ja musze to robić? –
zbulwersował się Hizumi.
-
Bo nie umie? – przypomniałem mu. – Pamiętasz jak wywołała pożar?
-
Jesteście siebie warci – Karyu klepnął mnie po plecach. – Jak już razem
zamieszkacie, to umrzecie z głodu.
Zero
skrzywił się lekko, ale stwierdziłem, że to nic takiego. Przecież całe mnóstwo
ludzi nie lubi lub nienawidzi piec, smażyć i Bóg wie co jeszcze.
Karyu
nie był u nas pierwszy raz, więc od razu się rozgościł w pokoju przed
telewizorem na kanapie i wytrzasnął skądś puszkę piwa. Z kolei Zero stał jak
kołek w przedpokoju nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić, więc popchnąłem go
delikatnie w stronę Yoshitaki, a sam poszedłem do Hizumiego, by mu pomóc. W
końcu nie mogę się zachowywać jak szarańcza, której zależy wyłącznie na
jedzeniu.
-
Masz – Hizumi wcisnął mi dwa talerze z czymś, co prawdopodobnie było gulaszem z
ryżem, ale co ja tam wiem, a sam wziął pozostałe.
Poszliśmy
razem do pokoju robiącym u nas za salon, w którym byli Karyu oraz Zero i
postawiliśmy to wszystko na stole. Matsumura zwlókł swoje cielsko z kanapy i
dosiadł się do nas, stawiając piwo koło talerza.
-
Możesz mi wyjaśnić, czemu wypijasz mój wieczorny relaks? – warknął Hizumi. –
Nie wystarczy, że robię ci praktycznie codziennie obiady?
-
Hizu, daj spokój, oddam ci swoje – mruknąłem, nie będąc wielkim fanem alkoholu.
Zero
zaśmiał się cicho, a ja z zaskoczeniem odkryłem, że bardzo podoba mi się jego
śmiech. Co się ze mną zaczęło dziać? Nie, to tylko zafascynowanie osobą Zero
głównie dlatego, że dopiero co go poznałem. Przechodziłem już przez to parę
razy… w stosunku do kobiet.
-
Świetnie gotujesz – skomplementował Hizumiego Michi, zapewne po to, żeby
Yoshida przestał się bulwersować i dał Karyu spokój.
-
Dzięki – burknął zadowolony mimo wszystko z komplementu Hiroshi. – Wiesz, jak
chcesz, to możesz częściej do nas wpadać.
Ekstra.
I jego wzięło. Rzeczywiście, charakter Michiego sprawiał, że coś chwytało cię
za serce. Nie w taki typowo kobiecy sposób („O mój Boże, jaki switaśny,
przytulaśny i sweet! Aż chce się tęczą rzygać.” Przepraszam, po prostu nie
znoszę takich kobiet, a na takie dotychczas trafiałem...prócz Mei. Ona jest
inna.) a bardziej męski, gdzie po prostu aż chce się facetowi ufać i zapraszać
go na piwo czy sake.
-
Pewnie z tego skorzystam – odparł Zero. – Mieszkam sam i niekoniecznie mam
ochotę na przygotowywanie sobie posiłków. Wiecie.. samotność potrafi dać w
kość.
Karyu
pokiwał ze zrozumieniem głową. Kilka lat temu miał ciężki okres i siedział
praktycznie sam w domu. Nie chcę wyjść na osobę bez serca, lecz stało się tak
na jego własne życzenie.
-
Kenji, kim właściwie jest Mei? – Shimizu zwrócił się do mnie. – Jestem ciekaw,
bo często o niej mówicie.
Podrapałem
się po głowie, nie bardzo wiedząc od czego zacząć. Miałem chęć, by powiedzieć,
że to nie jego sprawa, lecz nie chciałem być niemiły. W gruncie rzeczy przecież
nie spytał o nic złego. Rzeczą ludzką jest chęć, by wiedzieć.
-
Mei to jego dziewczyna – uprzedził mnie Yoshida. – Są już ze sobą.. Będą już
dwa lata, nie Tsu?
-
To długo – skomentował krótko Zero, wbijając widelec w kawałek mięsa.
-
Żebyś widział, jak Mei unikała Kenjiego na samym początku – Karyu prawie zakrztusił
się ze śmiechu, a ja rzuciłem mu krzywe spojrzenie. – No co, taka prawda.
Uważała cię za bawidamka – tak cię wtedy określiła.
-
Nie jestem taki – fuknąłem.
-
Tak, tak, oczywiście, że nie jesteś – uspokoił mnie Hizumi patrząc gniewnie na
Karyu, który podsunął mu talerz z prośbą dokładki. – Matsumura, ja nie
kelnerka, sam sobie idź nałożyć. Przecież wiesz gdzie co jest.
Zero nadal zajmował się swoim gulaszem od
czasu do czasu uśmiechając się na znak tego, że słyszy co do niego mówią.
Wydawało mi się to dziwne, lecz przecież go nie znałem. Może był czymś
zmartwiony?
-
A ty kogoś masz? – zapytał Michiego Hizumi. – Czy może wyznajesz ideologię
Yoshitaki, że lepiej być samemu?
-
Niee – zaśmiał się Zero, potrząsając energicznie swoimi włosami. – Nie ma po
prostu nikogo, kto by mi się podobał.
-
Wow – Hizumiego zatkało.
Zacząłem
bić głośno brawo dla Michiego, który zmarszczył brwi w geście niezrozumienia.
-
Hizu nie jest w stanie zrozumieć czegoś takiego, bo średnio trzy razy na
tydzień podrywa dziewczyny w barze i idzie potem z nimi do nich lub do hotelu –
wyjaśniłem kąśliwie, za co zostałem brutalnie kopnięty w piszczel. – AUA! Mam
ci oddać, wredna mendo?
-
Tylko spróbuj, przychlaście. Zobaczymy czy dasz radę.
-
Nie zwracaj na nich uwagi, oni tak często. Proszę, nie oceniaj ich przez
pryzmat odzywek Karyu położył rękę na ramieniu Zero, a potem zaczął zbierać
brudne talerze ze stołu.
-
Czemu miałbym to robić? – Zero zwrócił na mnie swój wzrok. – Są jednymi z najciekawszych
ludzi, jakich do tej pory spotkałem.
Kawaii nic dodać, nic ująć.
OdpowiedzUsuń//Yūko-san
Wielbię charaktery chłopaków w tym opku xD I intryguje mnie Zero :)
OdpowiedzUsuńTsu rzuć tą laskę i startuj do Zero, ale już!!!
OdpowiedzUsuń