Ostatnia część o Hizu i Zero. Zapraszam do czytania~
Hizumi nie wiedział czy ma winić swoją
niezdarność czy może fakt, że akurat w tym momencie było wokół nich tak
cholernie cicho. Gdyby się uprzeć, można by nawet usłyszeć własny puls w
uszach. Wokalista podniósł potłuczone okulary z ziemi. Stał od dwóch mężczyzn w
odległości niecałych dziesięciu metrów, mogli go przecież zauważyć w każdej
chwili, ale jeszcze parę sekund temu byli zbyt zaabsorbowani sobą. Nie
zauważyli Yoshidy aż do teraz.
- Hiroshi – jęknął Kenji i
odepchnął od siebie basistę, robiąc niepewny krok w stronę Hizumiego. –
Hiroshi, ja…
- Zamknij się – warknął Yoshida,
zaciskając rękę na tym, co kiedyś było przeciwsłonecznymi okularami.
- Posłuchaj, proszę…
- ZAMKNIJ SIĘ – wściekłość
Hizumiego wzięła górę. – Nie chcę cię więcej widzieć – wysyczał przez
zaciśnięte zęby, ale jak na złość nie stracił tej cząstki zdrowego rozsądku,
która mu jeszcze pozostała, więc dodał: - przynajmniej do jutra.
Sądząc po wyrazie twarzy Tsukasy,
perkusista nie chciał posłuchać Hizumiego. Może gdyby to był jakikolwiek inny
dzień, a Yoshida byłby w pełni zrelaksowany i chętny do współpracy, pewnie
wokalista przystałby na szczerą rozmowę. Jednak teraz to nie była taka pora.
- Wybacz – powiedział jeszcze
Kenji cichym głosem, a Yoshida ze zdziwieniem stwierdził, że to chyba była
najszczersza rzecz, jaką Oota powiedział do niego w ciągu ostatnich paru
tygodni, i odszedł.
Ból i wściekłość. To były główne
emocje targające w tym momencie Hizumim, który patrzył na oddalające się plecy
Tsukasy uświadamiając sobie, jak ślepym człowiekiem musiał być, by wcześniej
nie zauważyć, że Oota kogoś ma. Czemu wcześniej nie odbył tamtej rozmowy z
Karyu? Czemu wcześniej nie uświadomił sobie, że już nie kocha Kenjiego? Jego
duma wtedy by tak nie ucierpiała. Nie doszłoby do tego.
Gdy Kenjiego już nie było widać
na horyzoncie, Hizumi przerzucił swoje wściekłe spojrzenie na Zero, którego
mimiką w tym momencie nie pogardziłby żaden pokerzysta.
- Wiem o co chcesz spytać –
uprzedził Hiroshiego basista, widząc otwierające się usta – ale możemy dokończyć
tę rozmowę w twoim domu? – spytał, wskazując dyskretnie palcem na paru gapiów.
Hizumi fuknął wściekle, ale wcale
nie nawrzeszczał na niechcianą publikę, a odwrócił się na pięcie, by pokonać
drogę powrotną do mieszkania. Przez cały ten czas nie odezwał się słowem do
Zero. Nawet nie spojrzał czy basista za nim idzie. Naprawdę nie chciał robić z
tego wielkiej afery, ale chyba każdy na jego miejscu miałby prawo do wkurwienia
się na niewiernego chłopaka i przyjaciela od siedmiu boleści.
Dopiero w mieszkaniu Hizumi
usiadł na swoim zwyczajowym miejscu na kanapie, wyrzucając wcześniej do śmieci
zdewastowane okulary, a Zero ulokował się w fotelu naprzeciwko wokalisty.
- Mów – Hiroshi nie poprosił,
Hiroshi rozkazał. Miał dość wszelkich sekretów i chciał poznać całą historię.
- Możesz mnie uświadomić jedynie,
czemu to ja mam ci wszystko opowiadać, a nie Kenji? – spytał Michi, odgarniając
włosy z czoła, które niemal wpadały mu do oczu.
- Nie wiem – prychnął Hizumi. –
Może dlatego, że jest kłamliwą kurwą – dodał wokalista, nie przebierając w
słowach. – Ty również, choć nie tak wielką jak Kenji.
- Mylisz się – Michi zaśmiał się
cicho. – Tsukasa nie chciał ci powiedzieć, bo myślał, że będzie miał was oboje.
Moje motywy były zgoła inne i nie chodziło tu o krycie przyjaciela.
Gdyby Hizumi mógł (a mógł, ale
nie chciał stracić wazonu na kwiatki), rzuciłby czymś w basistę. Tego właśnie w
nim nie lubił najbardziej, gdy Zero nie mówił czegoś wprost i to z pełną
premedytacją. Zamiast tego Hiroshi rozłożył nogi i pochylił się do przodu
chowając głowę w rękach, trzymając łokcie na kolanach. Patrzył się pusto na
swoje białe, brudne skarpetki, zauważając dziurę na dużym palcu, i bił się z
własnymi myślami, a Zero go uważnie obserwował.
- Michi, proszę. Tylko nie
dzisiaj – westchnął ciężko po chwili. – Po prostu mi wszystko powiedz.
Już dawno nie czuł się taki
zrezygnowany. Cała wcześniejsza złość odeszła, pozostawiając po sobie
obojętność przemieszaną z rezygnacją. Chciał już tylko wiedzieć, kompletnie
zapominając o swoim urażonym ego.
- Z tego co wiem, Kenji poznał ją
przypadkiem – zaczął mówić w końcu basista. – Jakiś znajomy miał urządzony
wieczór kawalerski i ona wtedy tam tańczyła. Znasz Tsukasę, wiesz jaki się robi
po alkoholu. Ponoć zaiskrzyło między nimi i nad ranem, gdy skończyła pracę,
opuścili bar razem. Od tego czasu mój znajomy często widział, jak do niej
przychodził. Heh, najwyraźniej nie interesuje go jej profesja – Zero uśmiechnął
się drwiąco, zakładając nogę na nogę i siadając wygodniej w fotelu.
Więc Tsukasa znalazł kogoś, kogo
pokochał. Hizumi przejechał ręką po włosach, rozczochrując je jeszcze bardziej.
W takim razie czemu go uderzył? To nie miało sensu.
- Nie rozumiem – przyznał Yoshida
podnosząc głowę i patrząc na Zero. – Dlatego mi o tym nie powiedział? Obyłoby
się bez zbędnych dram.
- Widzisz, Kenji rozumie pewne
rzeczy inaczej niż ja. – Wyjaśnienie basisty nijak nie trafiało do Hiroshiego,
który podniósł jedną brew, na co Zero westchnął. – Gdy się o tym dowiedziałem,
uciąłem z nim sobie poważną rozmowę. Nie jestem takim prostakiem i chamem jak
ty, więc nie przytoczę ci jej treści…
- Nie jestem prostakiem i chamem!
– warknął Yoshida, wchodząc w słowo Michiemu.
- …ale sens był taki, że jeśli ma
zamiar być z tamtą kobietą, ma cię zostawić w spokoju. Mogłem mu coś wtedy
powiedzieć o tym, że inaczej cię mu zabiorę, ale nie pamiętam – Zero pozwolił
sobie na drwiący uśmiech, najwyraźniej przypominając sobie jak dręczył
emocjonalnie Tsukasę, a Hizumi patrzał na basistę jak na kosmitę z wyjątkowo
brzydkimi czułkami.
I nagle wszystko zaczęło się
układać. Tsukasa poznał kobietę. Zakochał się w niej. Kochał również Hiroshiego
i nie chciał nikogo zostawiać. Zero wkurwił perkusistę, przez co ten uderzył
Yoshidę. Jeszcze tylko jedno zdawało się nie pasować.
- Więc ty…? – Hiroshi nawet nie
wiedział o co pytać.
- Kocham cię – powiedział Zero w
odpowiedzi i rozłożył ręce chcąc pokazać, że nie może nic z tym zrobić. – A ty
wybrałeś Tsukasę. Ale czego mogłem się po tobie spodziewać, czasem bywasz
ślepy, Hizu.
I Hizumi nagle poczuł, że to
wszystko jest nie tak. Jego życie nie miało się tak potoczyć. Powinien znaleźć
jakąś miłą i ładną dziewczynę (choć w nich nie gustował), ożenić się, mieć
gromadkę dzieci, wieść spokojne i nudne życie, a nie wylądować z Tsukasą w
dziwnym związku, żeby go zakończyć i wysłuchiwać bzdur, które wygadywał Zero.
Wokalista wstał ze swojego
miejsca. Nie uśmiechał się, nie krzyczał, nie śmiał. Na jego twarzy widać było
niezwykły spokój i skupienie, gdy podszedł do basisty, pochylił się lekko nad
nim i… szybko zamachnął się, wyprowadzając lewy sierpowy.
- Kurwa – jęknął Zero, łapiąc się
za nos. – Za co? – pytanie zabrzmiało niemal żałośnie.
- To ciebie wtedy powinien
uderzyć Kenji, nie mnie – Hizumi wyprostował się i strzepnął parę razy dłonią.
– Dodałem też coś od siebie. Zabierzesz mnie? Przypominam ci, że mam wolną wolę
i nie jestem żadnych cholernym przedmiotem!
Zero pomacał nasadę swojego nosa,
sycząc z bólu. Pod opuszkami palców nie wyczuł na szczęście niczego
niepokojącego. Hizumi, nie będąc istotą kompletnie bez serca, rzucił w basistę
paczką chusteczek widząc, jak z nosa Michiego zaczyna spływać krew.
- Przyznaję, należało mi się –
powiedział Zero przytłumionym głosem, gdy zatamował krwawienie.
Poziom irytacji Hiroshiego
wzrósł. Czemu, nawet gdy Michi był winny i stał na straconej pozycji,
zachowywał się jakby robił łaskę? Hizumi jej nie chciał. Nie chciał, by
patrzono na niego z góry. Nie chciał litości. Nie chciał… och, jak wielu
rzeczy! I Zero to wiedział. Znał go przecież przez długi czas, a jednak nie przeszkadzało
to basiście w irytowaniu Hizumiego.
- Dzięki ci, łaskawco – zawarczał
Yoshida. – Co mogę więcej dla ciebie zrobić?
- Nie bić mnie więcej dzisiaj –
odparł szczerze Michi obserwując, jak Hizumi wraca na swoje miejsce.
Wokalista przejechał ręką po swoich
włosach. Wiedział, że musi trzeźwo spojrzeć na zaistniałą sytuację i podjąć
parę ważnych decyzji, które miały zadecydować o jego dalszej przyszłości.
Założył więc ręce na piersi i spojrzał Michiemu prosto w oczy.
- Nie mam zamiaru próbować
odzyskać Kenjiego – rzekł Hizumi, zdobywając się na szczere wyznanie, walcząc z
odruchami wymiotnymi (Rozmawianie o uczuciach z kimś innym niż Karyu było dla
Yoshidy zgoła dziwne, niezręczne i nienaturalne.) i nie spuszczając wzroku z
drugiego mężczyzny. – Nie kochałem go już od pewnego czasu. – Hiroshi
zarejestrował na twarzy Zero nikły uśmiech. – Nie miałem i nadal nie mam jednak
zamiaru szukać kogoś innego. Nigdy tak nawet na ciebie nie spojrzałem.
Uśmiech na twarzy basisty
zniknął. Pojawił się za to gniew, za co Hizumi nie mógł go winić. Kochać kogoś
długie lata, by na końcu dowiedzieć się, że druga osoba nic do ciebie nie
czuje. Hizumi to rozumiał, jednak wolał być szczery.
- Nie twierdzę jednak, że nie
masz kompletnie szans – dodał Yoshida, odwracając w końcu wzrok. – Po prostu
uważam, że robienie sobie złudnej nadziei jest bezcelowe.
- Co nie znaczy, że nie będę się
starać – powiedział z uporem Zero. – Jeżeli istnieje choć cień szansy, chcę
próbować.
- Błagam, tylko nie teraz –
Hizumi niemal jęknął. – Na razie pragnę spokoju.
O dziwo Zero nie wyraził
sprzeciwu, za co Yoshida był mu niezmiernie wdzięczny. Bo w gruncie rzeczy
Michi potrafił być miły, o czym ludzie potrafili zapomnieć, nie doświadczając
tego często. Wdzięczność Hizumiego wzrosła, gdy basista wstał, ubrał się i
skierował do wyjścia, chcąc najprawdopodobniej uszanować życzenie Yoshidy.
- Hizu… - Zero spojrzał z uwagą
na mężczyznę stojącego w drzwiach, gdy miał już odchodzić.
- Wiem, Michi – Hiroshi wiedział,
że Shimizu nie jest fanem ckliwych słówek i z jaką trudnością przychodziło mu
powiedzenie pewnych rzeczy, więc poklepał go po ramieniu. – Cieszę się, że mogę
na tobie polegać.
Michi uśmiechnął się lekko i
odszedł, a Hizumi zamknął za nim drzwi. Już dawno się nie zdarzyło w życiu
wokalisty, żeby w ciągu jednego dnia miało miejsce tyle rzeczy, więc mężczyzna
poszedł do lodówki wziąć sobie piwo. Gdy ją zamykał, spojrzał na zdjęcie, które
było przyczepione magnesem do stalowych drzwi. Kenji na nim obejmował go
ramieniem całując w policzek, a Hiroshi uśmiechał się szeroko, pokazując
wszystkim prawie całe swoje uzębienie, samemu obejmując perkusistę lewą ręką w
pasie, a prawą robiąc znak peace and love. Hizumi pamiętał, jak Karyu miał
wtedy problemy ze zrobieniem im zdjęcia chwiejąc się na boki, ale w końcu
jakimś cudem udało mu się nacisnąć przycisk i pohamować drżenie dłoni. Nie,
Yoshida za nic nie wyrzuciłby tego zdjęcia za żadne skarby. Może nie był osobą
sentymentalną, jednak ten kawałek papieru przypominał mu, jak bardzo był wtedy
szczęśliwy.
Te chwile już nie wrócą.
To jedno zdanie utkwiło w głowie
Hizumiego i choć nie żałował niczego, tęsknił za tamtą beztroską. Zastanawiał
się czy Kenji czuł to samo.
Hizumi spojrzał na puszkę, którą
trzymał w dłoni. Poczuł nagle wielkie obrzydzenie, dlatego wylał całą zawartość
do zlewu, a aluminium wyrzucił do kosza. Poszedł do łazienki, nie kłopocząc się
takimi głupstwami jak choćby zamknięcie za sobą drzwi. Przecież był sam w domu.
Wzrok Hizumiego padł na dodatkową szczoteczkę do zębów, która stała w kubku koło
jego. W mieszkaniu było jeszcze parę drobiazgów, których Kenji ze sobą nie
zabrał, a Yoshida na razie nie zamierzał nic z tym robić. Wokalista przywołał w
pamięci wystraszony wyraz twarzy perkusisty z dzisiejszego dnia. Nie, Hizumi
nie potrafił go znienawidzić, choć ciągle był na niego wkurwiony. Właściwie to
nawet zazdrościł mu, że znalazł kogoś, kogo pragnął.
Zero.
Zero go pragnął.
Przecież basista sam mu to
wcześniej powiedział, ale dopiero teraz to do niego dotarło. Przyswoił sobie tę
informację, krztusząc się przy tym pastą do zębów. Yoshida sam widział, że
Michi jest niezwykle atrakcyjną osobą, choć charakter miał trudny. Jednak życie
nie było książką pisaną przez autora o wątpliwej mentalności. Życie pisał
człowiek sam. Nie było w Hiroshim żadnej nagle uświadomionej miłości, gdzie
wpadłby w ramiona basisty tuż po jego wyznaniu i dlatego dał mu niemal odmowną
odpowiedź. Hizumi nie wierzył nawet w miłość od pierwszego wejrzenia, więc tym
bardziej miłość od pierwszego uświadomienia, jak to nazywał, również odpadała.
Yoshida zakochiwał się z czasem, powoli. Tak było z Kenjim i tak również
mogłoby być z Michim, gdyby tylko się postarał. Bo wokalista czuł, że Zero był
kimś, kto wytrzymałby wszystkie jego fochy i wahania nastrojów. Czuł, że byłby
w stanie widzieć piękną twarz Michiego i się nią nie znudzić, jednak nie chciał
tego przyznawać na głos. Jedyne co wystarczyło to trochę się postarać, bo
basista miał wszystko to, czego Yoshida szukał w potencjalnym partnerze (prócz
dużej części charakteru, ale właśnie on czynił Zero tak interesującą osobą),
jedynie nie na tę chwilę. Hiroshi chciał odetchnąć. Pobyć ze sobą sam na sam.
Jutro doszedłby ze sobą do ładu i
porozmawiał poważnie z Kenjim. Może po jakichś dwóch miesiącach umówiłby się z
Michim, a potem by go pocałował. Może zaprosiłby go nawet do siebie, gdy w
końcu by się w nim zakochał. Może Zero pozwoliłby zrobić Hizumiemu ze sobą to,
czego nikt inny nie mógł. Może.. może to wszystko nawet wydarzy się w
przyszłości, ale jeszcze nie teraz. Wolał w tym momencie uciec od kwestii
związanych z miłością.
Hizumi przepłukał zęby wodą i
wypluł ją do zlewu. Przetarł ręką usta, spojrzał w lustro i pierwszy raz od
dawna uśmiechnął się do siebie szeroko i szczerze. Tak, po głębszym namyśle
bardzo podobał mu się jego plan i zamierzał go zrealizować, ciesząc się w
duchu, że nie powiedział basiście całkiem „nie”. Ciekawe tylko, jak Zero miał
zamiar go poderwać…
Koniec
Ja poproszę o jakiś Epilog nooooo... Jak można tak zakończyć opowiadanie. Ja wiem, że jest niby Happy End ale bez przesady! Masz mi napisać Epilog... Choćby bardzo krótki, ale ma być w nim jak Zero podrywa Hizu i jak ten się w końcu zgadza i zaprasza go do siebie i wtedy sobie możesz to już zakończyć :D
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to opowiadanie kończy się tak, jakby miało mieć dalej swoją kontynuację. Co racja zakończenie ma działać na wyobraźnię i spełnia swoją funkcję. Każdy pewnie sobie wyobrazi, że ci dwaj żyją w szczęśliwym związku.
OdpowiedzUsuńHej;)
OdpowiedzUsuńTo faktycznie brzmi, jakby miał być drugi sezon:). Epilog byłby mile widziany.
Przepraszam, że tyle mnie nie było, ale musiałam coś odchorować.
Z niecierpliwością czekam na coś nowego;)
Pozdrawiam
RenaX.
PS. Udało mi się napisać nową część "Aniołów...";)