środa, 7 listopada 2012

Cocoon 1


Rozdział niesprawdzany, mam nadzieję, że Wam się spodoba. Pairing i ostrzeżenia jak w prologu.


Mundurek, szybko! Nie, nie przód na tył! Jeden but, drugi… Chwila! A gdzie skarpetki? Dobra, pójdzie bez nich. Koszula krzywo zapięta… A kto by się tam tym przejmował? Spóźnię się!!!
Karyu wypadł z domu, zamknął szybko drzwi i biegnąc do szkoły, poprawiał ubiór. Nie jego wina, że komórka mu się rozładowała i budzik nie zadzwonił. Nie miał przecież wczoraj czasu jej podładować…
Wpadł na kogoś. Ukłonił się nisko przepraszając i ruszył dalej, nie patrząc nawet na tę osobę. Do klasy wbiegł równo z dzwonkiem. Usiadł na swoim miejscu odprowadzany ciekawskimi spojrzeniami uczniów.
– Prawie się spóźniłeś – syknął Yuu, najlepszy i jedyny przyjaciel Yoshitaki.
– Wiem, przepraszam – mruknął Karyu, grzebiąc zawzięcie w torbie. – Kurde! Zgubiłem!
Shiroyama już miał się spytać co takiego, ale w tej chwili do klasy wszedł nauczyciel i lekcja się zaczęła…

– Wisielec wisi na szubienicy, wesoło nogi mu dyndają, a ptaki obsiadły już jego ciało, oł jee!
Karyu śpiewał sobie piosenkę własnego autorstwa, nie zważając na spojrzenie pełne politowania ze strony Aoiego.
– Wiesz Yoshi? Ostatnio otworzyli nowy szpital psychiatryczny koło mojego domu i mają tam nowe kaftany bezpieczeństwa. A wiesz, jakie wygodne? Ponoć bardzo wytrzymałe i mięciutkie, ale problem jest taki, że mają tylko w kolorze białym.
– Ha ha. Bardzo śmieszne Yuu.
Chłopacy szli właśnie do domu Karyu. Chcieli zagrać w grę, którą Aoi ostatnio kupił: Zombie 10001, gdzie człowiek musiał strzelać do trupów i modlić się, by go nie zjadły. Czyli kolejna gra z serii, którą Karyu kochał.
– Która godzina? – spytał Yoshitaka.
– Piętnasta, a co?
– Mam się dzisiaj spotkać z chłopakiem kuzynki na osiemnastą…
– Kaori? – Yuu zbladł.
– Tak – Karyu kiwnął głową. – Dziwne, że jeszcze ją pamiętasz.
– Trudno o niej zapomnieć. Ostatnim razem przefarbowała mi włosy na zielono przez ten zakład.
Yoshi, na samo wspomnienie włosów Yuu, wybuchnął śmiechem. Chłopak musiał tak chodzić przez dwa bite tygodnie. Dopiero później mógł wrócić do czerni. Pół biedy, gdyby całe włosy były zielone… Tyle, że zostały nierównomiernie pofarbowane!
– Taak – Aoi skrzywił się lekko. – Bardzo śmieszne.
Yoshitaka uśmiechnął się i zerknął na swoje odbicie w witrynie sklepowej. Wyglądał lepiej niż wczoraj wieczorem, lecz jego usta ciągle były opuchnięte, a pod lewym okiem prezentował się duży siniak.
– A właśnie – przypomniało się Yuu – co takiego zgubiłeś?
Karyu pacnął się po głowie.
– Portfel! Miałem w nim legitymację szkolną!
Jego przyjaciel pokręcił z politowaniem głową. Takie rzeczy zdarzały się Yoshitace średnio raz na tydzień.
– Zobaczysz, znajdzie się – Yuu próbował go pocieszyć.
– Mam nadzieję…

Chłopacy siedzieli na podłodze w mieszkaniu Karyu i wpatrywali się w ekran telewizora, próbując pokonać atakujące ich zombie.
– Kurwa! – wnerwił się Yoshi i rzucił konsolę na ziemię. – Znowu z tobą przegrałem!
Aoi uśmiechnął się z wyższością i wstał z podłogi rozprostowując kości.
– Po prostu jestem lepszy od ciebie – zerknął na zegarek. – Nie powinieneś się już zbierać? Jest już wpół do siedemnastej.
Przyjaciel spojrzał na niego jak na coś wyjątkowo okropnego i zniknął za drzwiami swojego pokoju. Yuu z nudów usiadł na fotelu i wziął do ręki pierwsze lepsze czasopismo leżące na stole przed nim. Karyu z kolei stanął przed swoją szafą i zastanawiał się, w co mógłby się ubrać. Kaori kazała mu wyglądać w miarę normalnie. No cóż…Chłopak wyciągnął czarne rurki, czarną koszulę z krótkim rękawem i białą koszulkę. Zabrał ze sobą te ciuchy i poszedł do łazienki. Wziął szybki prysznic, wytarł się i ubrał. A co z włosami? Na półce pod lustrem obok żeli pod prysznic, dezodorantów i innej chemii stały dwie farby i rozjaśniacz. Karyu spojrzał na swoje odbicie w lustrze, a potem znowu na farby.
– Która godzina Yuu?! – krzyknął z łazienki.
– Za dziesięć piąta!
Hmm, w sumie powinienem zdążyć.

– Karyu, cholero jedna! Kaori zakopie cię żywcem! Zostało ci piętnaście minut!
– Już wychodzę…
Yuu wstał z fotela i obrócił się.
– Co ci tak długo… Wow!
– Zastanawiałem się między brązem a blondem. Nie wiem czy mi wyszło, bo za mało czasu miałem farbę na głowie. Zamiast brązowych włosów mam rude…
– Miedziane – sprostował Aoi. – Do twarzy ci w nich, wiesz? No, ale nie ma czasu. Chodźmy lepiej, chyba, że chcesz zamieszkać parę metrów pod ziemią i grać w brydża z robakami.
Karyu nałożył na siebie kurtkę oraz buty i chłopacy wyszli z mieszkania. Yoshi zastanawiał się nad tym, jaki okaże się chłopak Kaori. Bo tylko samobójca chciałby z nią być. To nie tak, że kuzyn jej nie kochał, ale znał jej charakter i czasem trudno było ją do czegoś przekonać. Była też trochę despotyczna.
– Muszę iść do domu. Poradzisz sobie sam? – Yuu martwił się trochę o przyjaciela, znając jego zapędy do robienia głupich rzeczy.
– Tak – odparł Karyu. – Wszystko będzie dobrze. Chyba, że ktoś mi znowu przyłoży.
Chłopacy pożegnali się i każdy poszedł w swoją stronę. Gdy Karyu dotarł na miejsce, było pięć po osiemnastej. Rozejrzał się wokół siebie a jego wzrok napotkał kuzynkę stojącą przy drzwiach budynku.
– Cześć – powiedział chłopak, podchodząc do niej.
Kaori nie zadała sobie nawet trudu by odpowiedzieć, tylko złapała kuzyna i wciągnęła do środka. Poprowadziła go między ludźmi przepychając się w stronę sceny i tam dopiero się zatrzymała. Pewnie chciała zostać zauważona przez swojego chłopaka, tylko że Karyu z całą pewnością zauważony zostać nie chciał. Dziewczyna dopiero teraz przyjrzała się kuzynowi.
– Miałeś wyglądać normalnie – powiedziała obrażonym tonem.
– O co ci chodzi? – spytał Yoshi, nie rozumiejąc zarzutu. – Przecież zrezygnowałem z soczewek i makijażu.
– Ale przefarbowałeś włosy…
W tym momencie spojrzenie Karyu padło na zespół wchodzący na scenę.
– Jesteś hipokrytką, wiesz? Wszyscy faceci w tym zespole wyglądają stanowczo bardziej wyzywająco ode mnie, a przecież jeden z nich to twój chłopak. Są pomalowani, noszą… Czy to lateks? Nawet ja czegoś takiego bym nie nałożył – skrzywił się na sam widok ubrań.
– To się nazywa visual kei. Poza tym, oni wyglądają dziwnie tylko na scenie a ty na co dzień.
Karyu nic na to nie odpowiedział. Zamiast tego zaczął przyglądać się członkom zespołu. Było ich czterech. Zanim perkusista zajął miejsce za instrumentem Yoshi zdążył zauważyć, że chłopak jest całkiem wysoki. I ma blond włosy tak samo jak basista, który był niższy od kolegi, ale ładniejszy. Miał pełne usta, podkreślone kredką oczy i jaskrawoczerwoną szminkę na ustach oraz lateksowe wdzianko. Dalej był wokalista. Niski i szczupły, ale roztaczał wokół siebie przyjazną aurę z tym swoim uśmiechem na twarzy. I kogoś Karyu przypominał. Ostatni był gitarzysta. Według Yoshitaki był najmniej interesujący z wyglądu i charakteru prawdopodobnie też, o czym mogła świadczyć jego mina a la Jestem-Najlepszy-Więc-Składajcie-Mi-Hołd. Spodnie, które miał na sobie miały chyba za zadanie podkreślać jego walory, ale wyglądały jakby w każdej chwili miały się rozlecieć. Tak, u Karyu mężczyzna całkowicie oblał test pierwszego wrażenia.
Mimo tłumu dookoła chłopaka, koncert był dla niego całkiem ciekawy. Zespół miał interesujące piosenki i potrafił zachęcić do zabawy (nie licząc pewnego gitarzysty, który stał jak kołek na swoim miejscu). Gdy zeszli ze sceny, goniły ich jeszcze gromkie brawa publiczności.
– Chodź ze mną – Kaori wzięła kuzyna za rękę i pociągnęła za kulisy.
Doszli do drzwi opatrzonych napisem ‘przebieralnia’ i już dziewczyna miała zapukać, gdy dało się zza nich usłyszeć huk i głośne przekleństwo.
– Nie nadajesz się do tego zespołu – powiedział ozięble niski głos.
– Ale…
– Nie przerywaj mi Tsukasa! Ja wiem, że on zdążył się szybko nauczyć wszystkich piosenek, ale do zespołu się nie nadaje! Nie chcę nawet na niego patrzeć.
– Zero-san… Nie ty tu jesteś liderem.
– Zaraz ci chyba wpierdolę ty gnido! Udajesz, że umiesz grać na gitarze, a nic nie potrafisz oprócz narzekania…
Karyu usłyszał dosyć niemiły dla ucha dźwięk łamania kości. Ten cały Zero prawdopodobnie dostał w nos. Yoshitaka z doświadczenia wiedział, że to najczęstsza część ciała, w którą się obrywa. Podążył za Kaori, która szybko wbiegła do pomieszczenia. Oczom chłopaka ukazała się dosyć ciekawa scena: basista był trzymany przez perkusistę za ramiona, a z nosa kapała mu krew. Usiłował się wyrwać z uścisku wyższego mężczyzny, ale tamten najwyraźniej miał stalowy uchwyt, bo nic sobie z tego nie robił.
– Tsukasa, puszczaj!
– Nie.
– Powiedziałem puszczaj do cholery!
– Zero, nie. Uspokój się. A ty Kira wypadasz z zespołu.
– Nie ma sprawy – exgitarzysta uśmiechnął się jadowicie. – I tak nie chciałem grać z takimi frajerami jak wy.
Zarzucił futerał na ramię i wyszedł z pomieszczenia trącając Karyu w ramię. Zapadła cisza. Tsukasa widząc, że zagrożenie minęło, puścił basistę i poszedł w stronę łazienki. Wrócił po chwili z mokrym ręcznikiem i podał koledze.
– Masz, przyłóż to do nosa – po chwili westchnął i dodał: - naprawdę musiałeś? To był czwarty gitarzysta w tym miesiącu…
– Ja też go nie lubiłem – wtrącił nowy głos.
Kaori obróciła się w stronę kanapy, na której siedział wokalista, i pisnęła. Dopiero teraz obecność dziewczyny i jej kuzyna została zauważona.
– Hej Kao – powitał ją Tsukasa. – Przyszłaś do Hizumiego?
– Tak. I przyprowadziłam kuzyna.
Karyu patrzył z osłupieniem na wokalistę rozwalonego na kanapie. Dopiero teraz, przy wyraźnym świetle i bez tony makijażu na twarzy, był w stanie rozpoznać tą osobę.
– To ty!?
– O, Karyu. Miło cię widzieć – Hizumi uśmiechnął się, jednocześnie podchodząc do Kaori i całując ją na przywitanie w policzek.
– To wy się znacie? – spytał Zero sprawdzając stan swojego nosa.
– Poznaliśmy się wczoraj… - Hizumi nie dokończył, widząc rozpaczliwe spojrzenie Yoshitaki, który nie chciał, żeby kuzynka dowiedziała się, że jest celem szkolnego gangu i przy okazji pośmiewiskiem szkoły.
Pozostali dwaj mężczyźni zmierzyli Karyu wzrokiem. Chłopak czuł się źle pod ich spojrzeniami. Wydawało mu się, że go oceniają i niekoniecznie chcą go poznać. Takie miał przynajmniej odczucie patrząc na basistę.
– To jest Tsukasa – Hizumi wskazał na wyższego chłopaka, a później na niższego – a to Zero. Kaori nam opowiadała o tobie.
Chłopaka opanowało złe przeczucie.
– Naprawdę? – spytał ironicznie patrząc na kuzynkę. – A co takiego mówiła?
– Że jesteś od niej młodszy, grasz na gitarze, fajnie się ubierasz, uprawiałeś kiedyś karate… – wyliczał wokalista.
I tu pojawiało się pytanie: dlaczego Karyu dawał sobą pomiatać? Chłopak sądził, że stawiając się mu będzie miał większe kłopoty ze strony gangu, a przyjmując bierną postawę dadzą mu kiedyś spokój. Ta druga opcja była jak na razie daleka od spełnienia.
–… i nie przyjdziesz tutaj, jeśli nie dostaniesz czegoś w zamian – zakończył.
– Co takiego mu obiecałaś Kaori? – Zero spojrzał na nią podejrzliwie.
– Pamiętasz Tsukasa jak mówiłeś, że chcesz sprzedać swoją gitarę?
– Tak.
– Więc właśnie ją mu obiecałam…
Yoshi pacnął się w twarz. To było dla niej takie typowe obiecać coś, co do niej nie należy. Hizumi widząc zbliżającą się kłótnię, postanowił temu jakoś zaradzić.
– Skoro nie mamy gitarzysty, to może Karyu nim zostanie zanim znajdziemy kogoś odpowiedniego – powiedział, nieświadomie ściągając na siebie niebezpieczeństwo odprawiania na jego osobie voodoo przez chłopaka.
Tsukasa nic nie odpowiedział, za to Zero uśmiechnął się ironicznie, mierząc Karyu nienawistnym spojrzeniem.
– Skoro jest taki dobry to niech coś zagra – rzekł basista.
Reszta natychmiast się z nim zgodziła wiedząc, że nie należy drażnić basisty, gdy ten nie jest w dobrym humorze. Hizumi odkleił się od Kaori, poszedł do kąta i przytargał stamtąd jakiegoś akustyka.
– To musi wystarczyć, bo elektrycznej przy sobie nie mam – przybrał zbolałą minę i wręczył gitarę Karyu.
Mała gnida. Chłopak popatrzył najpierw na Hiroshiego, a potem na instrument. Wiele by dał, żeby się teraz znaleźć w jakimś przyjemniejszym miejscu najlepiej jak najdalej od tych ludzi. Przejechał ręką po strunach zauważając, że gitara jest idealnie nastrojona i nie trzeba przy niej nic robić.
– Więc co mam zagrać? – zapytał, nie patrząc na innych.
– Cokolwiek – odparł Tsukasa. – Chcemy sprawdzić twoje umiejętności, a nie znajomość piosenek.
Karyu nic nie przychodziło do głowy, więc zaczął grać pierwszą lepszą melodię, którą zapamiętał. Była bardzo ładna, mimo iż niezbyt skomplikowana. Gdy chłopak skończył, Hizumi uśmiechnął się szeroko i powiedział:
– Wiedziałem, że się nada.
– Zapraszam we wtorek na próbę – perkusista zaczął zaciekle grzebać w swojej torbie i po chwili wyjął z niej plik kartek. – Masz, zapoznaj się z tym. Rozumiem, że nie zdążysz się tak szybko nauczyć nut, ale miło by było gdybyś się chociaż orientował w temacie.
– Moja gitara jest popsuta – powiedział szybko Yoshi, starając się znaleźć jakąkolwiek wymówkę byleby dali mu spokój.
– Oddam ci swoją – zaofiarował się Tsukasa. – I tak jej już nie potrzebuję.
– Nie bój się, nic ci nie zrobią – Kaori szepnęła na ucho kuzynowi widząc jego rosnącą panikę.
Och, na pewno. Tylko mnie zakneblują, zgwałcą, zostawią w lesie, a jak dobrze pójdzie to jeszcze potną na kawałki i zakopią, żeby ślady zatrzeć.
W tym momencie Karyu odniósł dziwne wrażenie, że tak łatwo się od tych ludzi nie uwolni. I czując na sobie nienawistne spojrzenie Zero wiedział, że lekko też mieć nie będzie. Tylko czym on sobie zasłużył na tą nienawiść?

5 komentarzy:

  1. Ciekawie się zapowiada :) już bym chciała kolejną część :)

    ps pomagam ludziom :) zajrzyj czasem: thegazetteyaoilovestory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, na pewno zajrzę. Nie ma kolejnej części, ale w fazie pisania są inne opowiadania! :D

      Usuń
  2. O! Oho! Nowa część! Miłe zwieńczenie bardzo miłego dnia. Drugą nowością zajmę się kiedy indziej, na razie tylko przelotnie zerknęłam okiem. Tak więc, do rzeczy - akcja poleciała do przodu. Cieszę się. Szczerze mówiąc, spodziewałam się jakiegoś większego BOOM związanego z ponownym spotkaniem Hizumi'ego i Karyu, ale chyba lepiej, że rozegrałaś to właśnie tak. Pojawiła się reszta zespołu - yatta! (Ah! Przy okazji - zdecydowanie nie zgadzam się z tym, jakoby Zero był przystojniejszy od Tsukasy! *śmiech* Tsu to szczęśliwy posiadacz jednych z najpiękniejszych kości policzkowych, jakie widziałam w życiu - ot, taki fetysz.) Ale wiesz... Wyczuwam yaoi. Zero x Karyu? (ta niczym nieuzasadniona nienawiść wydaje mi się podejrzana, w 90% zamienia się w "ochy i achy". Oj! To zabrzmiało dość...) A może jest po prostu o kogoś (?) zazdrosny? Dobrze, swoje domysły pozostawię dla siebie. Mam nadzieję, że szybko je rozwiejesz. Jeszcze tylko taka mała uwaga - strasznie się zdziwiłam, że chłopcy tak szybko - i praktycznie bez omówienia - przyjęli Karyu na swojego gitarzystę (nie ważne, że tymczasowego). Gość praktycznie z ulicy, przesłuchany w biegu (prócz Hizumi'ego, który zebrał go z chodnika każdy widzi go pierwszy raz), a oni tak lekką ręką ryzykują reputację zespołu? No, tak. Ale w końcu to zaledwie próba.
    Czekam na kontynuację w takim razie, sankyu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też bardzo lubię Tsukasę :D Co do urody to uważam, że obydwaj są ładni. Każdy na swój sposób. A co do tego czemu reszta tak szybko go przyjęła to się okaże... W każdym razie zdradzę, że Karyu będzie miał ciężko!

    OdpowiedzUsuń
  4. hue, hue... coraz fajniejsze ♥

    OdpowiedzUsuń