Rozdział niesprawdzany, mam nadzieję, że Wam się spodoba. Pairing i ostrzeżenia jak w prologu.
Mundurek, szybko!
Nie, nie przód na tył! Jeden but, drugi… Chwila! A gdzie skarpetki? Dobra,
pójdzie bez nich. Koszula krzywo zapięta… A kto by się tam tym przejmował? Spóźnię się!!!
Karyu wypadł z domu,
zamknął szybko drzwi i biegnąc do szkoły, poprawiał ubiór. Nie jego wina, że
komórka mu się rozładowała i budzik nie zadzwonił. Nie miał przecież wczoraj
czasu jej podładować…
Wpadł na kogoś.
Ukłonił się nisko przepraszając i ruszył dalej, nie patrząc nawet na tę osobę.
Do klasy wbiegł równo z dzwonkiem. Usiadł na swoim miejscu odprowadzany
ciekawskimi spojrzeniami uczniów.
– Prawie się
spóźniłeś – syknął Yuu, najlepszy i jedyny przyjaciel Yoshitaki.
– Wiem, przepraszam –
mruknął Karyu, grzebiąc zawzięcie w torbie. – Kurde! Zgubiłem!
Shiroyama już miał
się spytać co takiego, ale w tej chwili do klasy wszedł nauczyciel i lekcja się
zaczęła…
– Wisielec wisi na
szubienicy, wesoło nogi mu dyndają, a ptaki obsiadły już jego ciało, oł jee!
Karyu śpiewał sobie
piosenkę własnego autorstwa, nie zważając na spojrzenie pełne politowania ze
strony Aoiego.
– Wiesz Yoshi?
Ostatnio otworzyli nowy szpital psychiatryczny koło mojego domu i mają tam nowe
kaftany bezpieczeństwa. A wiesz, jakie wygodne? Ponoć bardzo wytrzymałe i
mięciutkie, ale problem jest taki, że mają tylko w kolorze białym.
– Ha ha. Bardzo
śmieszne Yuu.
Chłopacy szli właśnie
do domu Karyu. Chcieli zagrać w grę, którą Aoi ostatnio kupił: Zombie 10001, gdzie człowiek musiał
strzelać do trupów i modlić się, by go nie zjadły. Czyli kolejna gra z serii,
którą Karyu kochał.
– Która godzina? –
spytał Yoshitaka.
– Piętnasta, a co?
– Mam się dzisiaj
spotkać z chłopakiem kuzynki na osiemnastą…
– Kaori? – Yuu
zbladł.
– Tak – Karyu kiwnął
głową. – Dziwne, że jeszcze ją pamiętasz.
– Trudno o niej
zapomnieć. Ostatnim razem przefarbowała mi włosy na zielono przez ten zakład.
Yoshi, na samo
wspomnienie włosów Yuu, wybuchnął śmiechem. Chłopak musiał tak chodzić przez
dwa bite tygodnie. Dopiero później mógł wrócić do czerni. Pół biedy, gdyby całe
włosy były zielone… Tyle, że zostały nierównomiernie pofarbowane!
– Taak – Aoi skrzywił
się lekko. – Bardzo śmieszne.
Yoshitaka uśmiechnął
się i zerknął na swoje odbicie w witrynie sklepowej. Wyglądał lepiej niż
wczoraj wieczorem, lecz jego usta ciągle były opuchnięte, a pod lewym okiem prezentował
się duży siniak.
– A właśnie –
przypomniało się Yuu – co takiego zgubiłeś?
Karyu pacnął się po
głowie.
– Portfel! Miałem w
nim legitymację szkolną!
Jego przyjaciel
pokręcił z politowaniem głową. Takie rzeczy zdarzały się Yoshitace średnio raz
na tydzień.
– Zobaczysz, znajdzie
się – Yuu próbował go pocieszyć.
– Mam nadzieję…
Chłopacy siedzieli na
podłodze w mieszkaniu Karyu i wpatrywali się w ekran telewizora, próbując
pokonać atakujące ich zombie.
– Kurwa! – wnerwił
się Yoshi i rzucił konsolę na ziemię. – Znowu z tobą przegrałem!
Aoi uśmiechnął się z
wyższością i wstał z podłogi rozprostowując kości.
– Po prostu jestem
lepszy od ciebie – zerknął na zegarek. – Nie powinieneś się już zbierać? Jest
już wpół do siedemnastej.
Przyjaciel spojrzał
na niego jak na coś wyjątkowo okropnego i zniknął za drzwiami swojego pokoju. Yuu
z nudów usiadł na fotelu i wziął do ręki pierwsze lepsze czasopismo leżące na
stole przed nim. Karyu z kolei stanął przed swoją szafą i zastanawiał się, w co
mógłby się ubrać. Kaori kazała mu wyglądać w miarę normalnie. No cóż…Chłopak
wyciągnął czarne rurki, czarną koszulę z krótkim rękawem i białą koszulkę.
Zabrał ze sobą te ciuchy i poszedł do łazienki. Wziął szybki prysznic, wytarł
się i ubrał. A co z włosami? Na półce
pod lustrem obok żeli pod prysznic, dezodorantów i innej chemii stały dwie
farby i rozjaśniacz. Karyu spojrzał na swoje odbicie w lustrze, a potem znowu
na farby.
– Która godzina Yuu?!
– krzyknął z łazienki.
– Za dziesięć piąta!
Hmm, w sumie powinienem zdążyć.
– Karyu, cholero
jedna! Kaori zakopie cię żywcem! Zostało ci piętnaście minut!
– Już wychodzę…
Yuu wstał z fotela i
obrócił się.
– Co ci tak długo…
Wow!
– Zastanawiałem się
między brązem a blondem. Nie wiem czy mi wyszło, bo za mało czasu miałem farbę
na głowie. Zamiast brązowych włosów mam rude…
– Miedziane –
sprostował Aoi. – Do twarzy ci w nich, wiesz? No, ale nie ma czasu. Chodźmy
lepiej, chyba, że chcesz zamieszkać parę metrów pod ziemią i grać w brydża z
robakami.
Karyu nałożył na
siebie kurtkę oraz buty i chłopacy wyszli z mieszkania. Yoshi zastanawiał się
nad tym, jaki okaże się chłopak Kaori. Bo tylko samobójca chciałby z nią być.
To nie tak, że kuzyn jej nie kochał, ale znał jej charakter i czasem trudno
było ją do czegoś przekonać. Była też trochę despotyczna.
– Muszę iść do domu.
Poradzisz sobie sam? – Yuu martwił się trochę o przyjaciela, znając jego zapędy
do robienia głupich rzeczy.
– Tak – odparł Karyu.
– Wszystko będzie dobrze. Chyba, że ktoś mi znowu przyłoży.
Chłopacy pożegnali
się i każdy poszedł w swoją stronę. Gdy Karyu dotarł na miejsce, było pięć po
osiemnastej. Rozejrzał się wokół siebie a jego wzrok napotkał kuzynkę stojącą
przy drzwiach budynku.
– Cześć – powiedział
chłopak, podchodząc do niej.
Kaori nie zadała
sobie nawet trudu by odpowiedzieć, tylko złapała kuzyna i wciągnęła do środka.
Poprowadziła go między ludźmi przepychając się w stronę sceny i tam dopiero się
zatrzymała. Pewnie chciała zostać zauważona przez swojego chłopaka, tylko że
Karyu z całą pewnością zauważony zostać nie chciał. Dziewczyna dopiero teraz
przyjrzała się kuzynowi.
– Miałeś wyglądać
normalnie – powiedziała obrażonym tonem.
– O co ci chodzi? –
spytał Yoshi, nie rozumiejąc zarzutu. – Przecież zrezygnowałem z soczewek i
makijażu.
– Ale przefarbowałeś
włosy…
W tym momencie
spojrzenie Karyu padło na zespół wchodzący na scenę.
– Jesteś hipokrytką,
wiesz? Wszyscy faceci w tym zespole wyglądają stanowczo bardziej wyzywająco ode
mnie, a przecież jeden z nich to twój chłopak. Są pomalowani, noszą… Czy to
lateks? Nawet ja czegoś takiego bym nie nałożył – skrzywił się na sam widok
ubrań.
– To się nazywa
visual kei. Poza tym, oni wyglądają dziwnie tylko na scenie a ty na co dzień.
Karyu nic na to nie
odpowiedział. Zamiast tego zaczął przyglądać się członkom zespołu. Było ich
czterech. Zanim perkusista zajął miejsce za instrumentem Yoshi zdążył zauważyć,
że chłopak jest całkiem wysoki. I ma blond włosy tak samo jak basista, który
był niższy od kolegi, ale ładniejszy. Miał pełne usta, podkreślone kredką oczy
i jaskrawoczerwoną szminkę na ustach oraz lateksowe wdzianko. Dalej był
wokalista. Niski i szczupły, ale roztaczał wokół siebie przyjazną aurę z tym
swoim uśmiechem na twarzy. I kogoś Karyu przypominał. Ostatni był gitarzysta.
Według Yoshitaki był najmniej interesujący z wyglądu i charakteru
prawdopodobnie też, o czym mogła świadczyć jego mina a la
Jestem-Najlepszy-Więc-Składajcie-Mi-Hołd. Spodnie, które miał na sobie miały
chyba za zadanie podkreślać jego walory, ale wyglądały jakby w każdej chwili
miały się rozlecieć. Tak, u Karyu mężczyzna całkowicie oblał test pierwszego
wrażenia.
Mimo tłumu dookoła
chłopaka, koncert był dla niego całkiem ciekawy. Zespół miał interesujące
piosenki i potrafił zachęcić do zabawy (nie licząc pewnego gitarzysty, który
stał jak kołek na swoim miejscu). Gdy zeszli ze sceny, goniły ich jeszcze
gromkie brawa publiczności.
– Chodź ze mną –
Kaori wzięła kuzyna za rękę i pociągnęła za kulisy.
Doszli do drzwi
opatrzonych napisem ‘przebieralnia’ i już dziewczyna miała zapukać, gdy dało
się zza nich usłyszeć huk i głośne przekleństwo.
– Nie nadajesz się do
tego zespołu – powiedział ozięble niski głos.
– Ale…
– Nie przerywaj mi Tsukasa!
Ja wiem, że on zdążył się szybko nauczyć wszystkich piosenek, ale do zespołu
się nie nadaje! Nie chcę nawet na niego patrzeć.
– Zero-san… Nie ty tu
jesteś liderem.
– Zaraz ci chyba
wpierdolę ty gnido! Udajesz, że umiesz grać na gitarze, a nic nie potrafisz
oprócz narzekania…
Karyu usłyszał dosyć
niemiły dla ucha dźwięk łamania kości. Ten cały Zero prawdopodobnie dostał w
nos. Yoshitaka z doświadczenia wiedział, że to najczęstsza część ciała, w którą
się obrywa. Podążył za Kaori, która szybko wbiegła do pomieszczenia. Oczom
chłopaka ukazała się dosyć ciekawa scena: basista był trzymany przez perkusistę
za ramiona, a z nosa kapała mu krew. Usiłował się wyrwać z uścisku wyższego
mężczyzny, ale tamten najwyraźniej miał stalowy uchwyt, bo nic sobie z tego nie
robił.
– Tsukasa, puszczaj!
– Nie.
– Powiedziałem
puszczaj do cholery!
– Zero, nie. Uspokój
się. A ty Kira wypadasz z zespołu.
– Nie ma sprawy –
exgitarzysta uśmiechnął się jadowicie. – I tak nie chciałem grać z takimi
frajerami jak wy.
Zarzucił futerał na
ramię i wyszedł z pomieszczenia trącając Karyu w ramię. Zapadła cisza. Tsukasa
widząc, że zagrożenie minęło, puścił basistę i poszedł w stronę łazienki.
Wrócił po chwili z mokrym ręcznikiem i podał koledze.
– Masz, przyłóż to do
nosa – po chwili westchnął i dodał: - naprawdę musiałeś? To był czwarty
gitarzysta w tym miesiącu…
– Ja też go nie
lubiłem – wtrącił nowy głos.
Kaori obróciła się w
stronę kanapy, na której siedział wokalista, i pisnęła. Dopiero teraz obecność
dziewczyny i jej kuzyna została zauważona.
– Hej Kao – powitał
ją Tsukasa. – Przyszłaś do Hizumiego?
– Tak. I
przyprowadziłam kuzyna.
Karyu patrzył z
osłupieniem na wokalistę rozwalonego na kanapie. Dopiero teraz, przy wyraźnym
świetle i bez tony makijażu na twarzy, był w stanie rozpoznać tą osobę.
– To ty!?
– O, Karyu. Miło cię
widzieć – Hizumi uśmiechnął się, jednocześnie podchodząc do Kaori i całując ją
na przywitanie w policzek.
– To wy się znacie? –
spytał Zero sprawdzając stan swojego nosa.
– Poznaliśmy się
wczoraj… - Hizumi nie dokończył, widząc rozpaczliwe spojrzenie Yoshitaki, który
nie chciał, żeby kuzynka dowiedziała się, że jest celem szkolnego gangu i przy
okazji pośmiewiskiem szkoły.
Pozostali dwaj
mężczyźni zmierzyli Karyu wzrokiem. Chłopak czuł się źle pod ich spojrzeniami.
Wydawało mu się, że go oceniają i niekoniecznie chcą go poznać. Takie miał
przynajmniej odczucie patrząc na basistę.
– To jest Tsukasa –
Hizumi wskazał na wyższego chłopaka, a później na niższego – a to Zero. Kaori
nam opowiadała o tobie.
Chłopaka opanowało
złe przeczucie.
– Naprawdę? – spytał
ironicznie patrząc na kuzynkę. – A co takiego mówiła?
– Że jesteś od niej
młodszy, grasz na gitarze, fajnie się ubierasz, uprawiałeś kiedyś karate… –
wyliczał wokalista.
I tu pojawiało się
pytanie: dlaczego Karyu dawał sobą pomiatać? Chłopak sądził, że stawiając się
mu będzie miał większe kłopoty ze strony gangu, a przyjmując bierną postawę
dadzą mu kiedyś spokój. Ta druga opcja była jak na razie daleka od spełnienia.
–… i nie przyjdziesz
tutaj, jeśli nie dostaniesz czegoś w zamian – zakończył.
– Co takiego mu
obiecałaś Kaori? – Zero spojrzał na nią podejrzliwie.
– Pamiętasz Tsukasa
jak mówiłeś, że chcesz sprzedać swoją gitarę?
– Tak.
– Więc właśnie ją mu
obiecałam…
Yoshi pacnął się w
twarz. To było dla niej takie typowe obiecać coś, co do niej nie należy. Hizumi
widząc zbliżającą się kłótnię, postanowił temu jakoś zaradzić.
– Skoro nie mamy
gitarzysty, to może Karyu nim zostanie zanim znajdziemy kogoś odpowiedniego –
powiedział, nieświadomie ściągając na siebie niebezpieczeństwo odprawiania na
jego osobie voodoo przez chłopaka.
Tsukasa nic nie
odpowiedział, za to Zero uśmiechnął się ironicznie, mierząc Karyu nienawistnym
spojrzeniem.
– Skoro jest taki
dobry to niech coś zagra – rzekł basista.
Reszta natychmiast
się z nim zgodziła wiedząc, że nie należy drażnić basisty, gdy ten nie jest w
dobrym humorze. Hizumi odkleił się od Kaori, poszedł do kąta i przytargał stamtąd
jakiegoś akustyka.
– To musi wystarczyć,
bo elektrycznej przy sobie nie mam – przybrał zbolałą minę i wręczył gitarę
Karyu.
Mała gnida. Chłopak popatrzył najpierw na Hiroshiego, a
potem na instrument. Wiele by dał, żeby się teraz znaleźć w jakimś przyjemniejszym
miejscu najlepiej jak najdalej od tych ludzi. Przejechał ręką po strunach
zauważając, że gitara jest idealnie nastrojona i nie trzeba przy niej nic
robić.
– Więc co mam zagrać?
– zapytał, nie patrząc na innych.
– Cokolwiek – odparł
Tsukasa. – Chcemy sprawdzić twoje umiejętności, a nie znajomość piosenek.
Karyu nic nie
przychodziło do głowy, więc zaczął grać pierwszą lepszą melodię, którą
zapamiętał. Była bardzo ładna, mimo iż niezbyt skomplikowana. Gdy chłopak
skończył, Hizumi uśmiechnął się szeroko i powiedział:
– Wiedziałem, że się
nada.
– Zapraszam we wtorek
na próbę – perkusista zaczął zaciekle grzebać w swojej torbie i po chwili wyjął
z niej plik kartek. – Masz, zapoznaj się z tym. Rozumiem, że nie zdążysz się
tak szybko nauczyć nut, ale miło by było gdybyś się chociaż orientował w
temacie.
– Moja gitara jest
popsuta – powiedział szybko Yoshi, starając się znaleźć jakąkolwiek wymówkę
byleby dali mu spokój.
– Oddam ci swoją –
zaofiarował się Tsukasa. – I tak jej już nie potrzebuję.
– Nie bój się, nic ci
nie zrobią – Kaori szepnęła na ucho kuzynowi widząc jego rosnącą panikę.
Och, na pewno. Tylko mnie zakneblują, zgwałcą, zostawią w
lesie, a jak dobrze pójdzie to jeszcze potną na kawałki i zakopią, żeby ślady
zatrzeć.
W tym momencie Karyu
odniósł dziwne wrażenie, że tak łatwo się od tych ludzi nie uwolni. I czując na
sobie nienawistne spojrzenie Zero wiedział, że lekko też mieć nie będzie. Tylko
czym on sobie zasłużył na tą nienawiść?
Ciekawie się zapowiada :) już bym chciała kolejną część :)
OdpowiedzUsuńps pomagam ludziom :) zajrzyj czasem: thegazetteyaoilovestory.blogspot.com
Dziękuję za komentarz, na pewno zajrzę. Nie ma kolejnej części, ale w fazie pisania są inne opowiadania! :D
UsuńO! Oho! Nowa część! Miłe zwieńczenie bardzo miłego dnia. Drugą nowością zajmę się kiedy indziej, na razie tylko przelotnie zerknęłam okiem. Tak więc, do rzeczy - akcja poleciała do przodu. Cieszę się. Szczerze mówiąc, spodziewałam się jakiegoś większego BOOM związanego z ponownym spotkaniem Hizumi'ego i Karyu, ale chyba lepiej, że rozegrałaś to właśnie tak. Pojawiła się reszta zespołu - yatta! (Ah! Przy okazji - zdecydowanie nie zgadzam się z tym, jakoby Zero był przystojniejszy od Tsukasy! *śmiech* Tsu to szczęśliwy posiadacz jednych z najpiękniejszych kości policzkowych, jakie widziałam w życiu - ot, taki fetysz.) Ale wiesz... Wyczuwam yaoi. Zero x Karyu? (ta niczym nieuzasadniona nienawiść wydaje mi się podejrzana, w 90% zamienia się w "ochy i achy". Oj! To zabrzmiało dość...) A może jest po prostu o kogoś (?) zazdrosny? Dobrze, swoje domysły pozostawię dla siebie. Mam nadzieję, że szybko je rozwiejesz. Jeszcze tylko taka mała uwaga - strasznie się zdziwiłam, że chłopcy tak szybko - i praktycznie bez omówienia - przyjęli Karyu na swojego gitarzystę (nie ważne, że tymczasowego). Gość praktycznie z ulicy, przesłuchany w biegu (prócz Hizumi'ego, który zebrał go z chodnika każdy widzi go pierwszy raz), a oni tak lekką ręką ryzykują reputację zespołu? No, tak. Ale w końcu to zaledwie próba.
OdpowiedzUsuńCzekam na kontynuację w takim razie, sankyu.
Też bardzo lubię Tsukasę :D Co do urody to uważam, że obydwaj są ładni. Każdy na swój sposób. A co do tego czemu reszta tak szybko go przyjęła to się okaże... W każdym razie zdradzę, że Karyu będzie miał ciężko!
OdpowiedzUsuńhue, hue... coraz fajniejsze ♥
OdpowiedzUsuń