niedziela, 4 listopada 2012

My own angel 1


Pierwszy rozdział nowego opowiadania :)


Pairing: Aoi x Uruha
Gatunek: dramat (?)
Ostrzeżenia: przemoc

Krzyk, ból, ciemność. Czemu tak szybko? W sumie to nieważne. Może nareszcie się od tego uwolnię… może w końcu…

***

Czarnowłosy chłopak siedział na ławce przed domem i rysował w swoim szkicowniku. Gdyby ktoś widział te rysunki stwierdziłby, że nastolatek ma ogromny talent. Kreska za kreską powstawał obraz z wyobraźni autora, na którego twarzy widać było ogromne skupienie.
– Yuu!
Podniósł głowę żeby zobaczyć, kto go woła. Półdługie włosy opadły mu na twarz, więc założył je za ucho by nie przeszkadzały.
– Yuu, chodź. Spóźnimy się!
Przed nim stał chłopak niewielkiego wzrostu z burzą brązowych włosów na głowie i sporą kolekcją kolczyków w uszach.
– Spokojnie Takanori – czarnowłosy chłopak uśmiechnął się. – Mamy jeszcze pół godziny.
– Te pół godziny było ze dwadzieścia minut temu!
Yuu schował szybko swoje rzeczy do torby i razem z przyjacielem ruszył w stronę szkoły.
– Dobrze się czujesz? – spytał Ruki, patrząc ze zmartwieniem na bladą twarz chłopaka.
– Tak – odpowiedział Yuu, nie wyrażając tym samym chęci dalszej rozmowy. Gdybyś tylko wiedział… pomyślał uśmiechając się gorzko.
Dotarli do szkoły prawie równo z dzwonkiem. Yuu zostawił Takanoriego i poszedł przebrać buty, a następnie w tempie ekspresowym udał się do klasy. Prawie udało mu się nie zostać zauważonym przez nauczyciela. Prawie.
– Shiroyama, znowu spóźnienie.
Chłopak zacisnął zęby modląc się, żeby nie zrobił niczego głupiego.
– Przepraszam Ochida-sensei. To się więcej nie powtórzy.
– Żeby to był mi ostatni raz. Siadaj na miejsce.
Yuu usiadł na miejscu dostrzegając złośliwy uśmiech na twarzy swojego rywala. Kouyou Takashima - zło konieczne mające o sobie wysokie mniemanie. Był nazywany przez innych geniuszem, ale Yuu nie dostrzegał w nim nic specjalnego. On łamał przecież regulamin szkolny! I czemu nauczyciele nie zwracali uwagi na jego blond włosy i kolczyki? Yuu sam nosił biżuterię w uszach i nawet w ustach, ale nigdy do szkoły. Zbytnio cenił sobie wizerunek i te pozory normalności, które za wszelką cenę usiłował zachować. Idealny… To wcale nie tak. Chłopak skrzywił się. W ciągu całego swojego osiemnastoletniego życia nie spotkał jeszcze osoby, która by go tak irytowała. Nawet Reita.
Jego rozmyślania przerwała kulka z papieru, która trafiła go w głowę. Obrócił się i zobaczył Akirę uśmiechającego się do niego. Pokręcił tylko z politowaniem głową i pochylił się by podnieść kulkę. Rozwinął ją i przeczytał: Dzisiaj też. Yuu wiedział o co chodzi i nie był z tego zadowolony. Spojrzał jeszcze raz na Akirę. ,,Nie mogę” powiedział bezgłośnie. ,,Musisz” padła odpowiedź. Czarnowłosy skrzywił się. Nie mógł i nie chciał. Nie dzisiaj. Nie w urodziny jego mamy.

Lekcje skończyły się i wyszedł ze szkoły z dziwnym uczuciem ulgi. Nie zdążył jeszcze wyjść za bramę, a czyjaś ręka spoczęła na jego ramieniu. Yuu obrócił się.
– Reita…
– Nie tutaj – mruknął tylko chłopak. – Słuchaj… Wiem, że nie chcesz, ale szef dał takie polecenie.
Shiroyama spojrzał na blondyna myśląc nad czymś intensywnie.
– Kto tym razem? – spytał.
– Jakiś haker, który włamał się nam do głównego komputera – powiedział Akira i wyciągnął kartkę. – Obawiamy się, że mógł wyciągnąć ważne informacje, dlatego stanowi dla nas poważne niebezpieczeństwo. Tu masz adres na wypadek, gdybym jednak z tobą nie mógł iść.
Yuu zerknął na trzymany w ręku świstek.
– To niedaleko mnie – mruknął. – Do której mam czas?
– Do dwudziestej.
Chłopak pożegnał się z blondynem i ruszył w swoją stronę. Chciał po drodze zajść jeszcze do sklepu muzycznego. Gdy dotarł na miejsce, wszedł do środka i skierował się w stronę gitar. Od dawna miał upatrzoną tą jedną jedyną. Czarny akustyk, lśniący ze smukłym gryfem i białym wzorkiem na pudle rezonansowym. Od chwili, gdy zobaczył tę gitarę zapragnął ją mieć. Poza tym nie miał na czym ćwiczyć odkąd matka rozwaliła jego klasyka.
Yuu znał właściciela sklepu już jakiś czas, wiec uprosił go by zatrzymał instrument dla niego do czasu, gdy uda mu się uzbierać pieniądze.
– Piękna – westchnął.
– To prawda – Aoi usłyszał głos za sobą.
Obrócił się szybko a jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
– Co TY tu robisz? – spytał ze złością.
– Pracuję – Kouyou wskazał na swoją plakietkę z imieniem na koszulce.
– Od kiedy niby? Nigdy cię tu nie widziałem!
– Mój wujek jest właścicielem tego sklepu. Potrzebowałem pieniędzy, to mnie zatrudnił. Zresztą, po co to tłumaczę takiemu przygłupowi jak ty.
Gdyby Yuu mógł, walnąłby go teraz z pięści w tą znienawidzoną twarz. Jednak nie mógł i dobrze o tym wiedział. A przynajmniej nie tutaj.
– Wiesz… - zaczął Uruha. – Chyba kupię tą gitarę.
– Za co niby geniuszu? Przecież sam przed chwilą powiedziałeś, że potrzebujesz pieniędzy.
– Wujek na pewno pozwoli mi ją spłacać w ratach.
Kurwa! Yuu zbladł. On.. Nie! Nie mógł mu tego zrobić!
– Nie zrobisz tego…
Uruha tylko uśmiechnął się i poszedł na zaplecze. Aoi patrzył za nim bezsilnie. Po chwili całe zło tego świata wyszło z pomieszczenia, a za nim starszy siwiejący już powoli mężczyzna.
–… ale tylko jeśli spłacisz wszystko w ciągu 6 miesięcy – powiedział właściciel.
– Dobrze, dziękuję – Kouyou ukłonił się.
Aoi zacisnął ręce w pięści tak, że zbielały mu knykcie. Co za skurwiel! Obrócił się na pięcie i wyszedł ze sklepu. Dobra Yuu, uspokój się. Masz dzisiaj robotę i nie możesz nawalić. Spojrzał na zegarek. Została mu godzina do powrotu mamy z pracy, więc musiał się spieszyć. Puścił się biegiem do domu. Wparował szybko do mieszkania zamykając kopniakiem drzwi za sobą. Poszedł do swojego pokoju i włączył komputer. Poczekał aż się uruchomi i sprawdził skrzynkę mailową. A jednak. Szef o nim nie zapomniał, czego dowodem była zaszyfrowana wiadomość zawierającą wszystkie dane celu i jego zdjęcie, któremu Yuu przyjrzał się dokładnie. Nie mógł przecież pozwolić sobie na błąd. Zrzucił z siebie wszystkie ciuchy zostawiając samą bieliznę. Podszedł do szafy, wyciągnął z niej czarne luźne spodnie oraz koszulkę i ubrał to na siebie. Nie mógł zbytnio rzucać się w oczy. Wyłączył komputer i poszedł do przedpokoju sprawdzając, czy nie zapomniał niczego. Gdy się już upewnił, że wszystko ma, nałożył buty i czarną skórzaną kurtkę. Zgarnął klucze z szafki, gdzie je wcześniej rzucił i wyszedł z mieszkania zamykając drzwi za sobą. Zbiegając po schodach na sam dół, wpadł prawie na czekającego na niego Reitę. A jednak nie będzie dzisiaj sam.
– Masz wszystko? – spytał Aoi.
Akira skinął głowa i kazał mu iść za sobą. Po jakimś czasie dotarli do wysokiego wieżowca.
– Jest tu niezamieszkały apartament, z którego jest idealny widok na mieszkanie w sąsiednim budynku.
– A kamery?
– Spokojnie, zaraz się nimi zajmę – powiedział Reita, wyciągając jakieś klucze z kieszeni spodni. – Mieszkanie numer 10. Idź i wszystko przygotuj. Wczoraj tam byłem i zostawiłem te rzeczy, które są nam potrzebne.
Aoi przytaknął i wziął klucze od kolegi. Wszedł do budynku rozglądając się uważnie. Jeden ochroniarz, zanotował w głowie na wypadek, gdyby miało coś pójść nie tak. Dotarł na czwarte piętro i wszedł do mieszkania. Było raczej duże jak na standardy tej dzielnicy miasta. Yuu poszedł do kuchni gdzie na stole znajdowały się dwie duże walizki. Podszedł do nich i zaczął wyciągać sprzęt ustawiając wszystko jak najbliżej okna.
– Załatwione – oznajmił Reita pojawiając się obok Yuu, który zerknął na zegarek. – Niedługo przyjdzie – dodał jakby czytając koledze w myślach.
I rzeczywiście. Nie minęło dziesięć minut, a Aoi zaobserwował ruch w mieszkaniu jego celu. Spojrzał przez lunetę i zobaczył niskiego krępego mężczyznę stojącego koło otwartego na oścież okna. Jaka lekkomyślność.
– Jest i nasz haker – mruknął do siebie.
Sięgnął po karabin snajperski i jeszcze raz dokładnie przeanalizował otoczenie.
– Możesz strzelać – powiedział Akira. – Nikt nie widzi.
Namierzył cel i oddał strzał. Jak zwykle nie poczuł nic, żadnego wyrzutu sumienia, żalu czy smutku. Dla Yuu to był tylko kolejny człowiek do zlikwidowania, nic nie znaczący w tym niekończącym się cyklu egzystencji.
– Zamelduj szefowi, że zadania wykonane – rzekł do Reity, odkładając karabin na bok. – Ja za to wszystko spakuję.
Po niecałych pięciu minutach obaj chłopacy byli już na zewnątrz budynku. Zaczęli powoli iść by nie wzbudzać podejrzeń, gdy nagle kula przeleciała obok głowy Aoiego. Momentalnie obrócił się i zobaczył trzech ubranych na czarno ludzi biegnących w ich stronę.
– Uciekamy! – krzyknął i nie namyślając się wiele złapał Reitę za rękę ciągnąc go za sobą. – Musieli być w mieszkaniu tego hakera!
Tylko czemu tego nie zauważył?
Biegnąc przed siebie, dotarli do najmniej uczęszczanej części miasta. Obskurne ulice i bloki oraz wychudzone prostytutki w ciemnych zaułkach przedstawiały obraz nędzy i rozpaczy. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zapuściłby się tu dobrowolnie.
– W którą stronę teraz? – spytał Yuu, gdy dotarli do skrzyżowania.
– Rozdzielmy się. W ten sposób łatwiej ich zgubimy – Reita zerknął za siebie; mężczyźni byli już niedaleko. – Znajdę cię później. A teraz biegnij!
I Aoi pobiegł. Tak szybko, jak tylko mógł. Kluczył między budynkami usiłując zgubić pogoń, lecz powoli opadał z sił. Wyglądało na to, że goni go tylko jeden człowiek. Pozostałych dwóch mężczyzn musiało pobiec za Reitą. W pewnym momencie wpadł na kogoś przewracając go całym swoim ciężarem. Spojrzał zaskoczony w oczy Kouyou patrzące na niego z urazą.
– Co ty wyrabiasz?! – wrzasnął na oniemiałego Yuu.
– Nie mam czasu – odparł, zrywając się na nogi i rozejrzał się niespokojnie.
Przed nimi stał jeden z tych mężczyzn mierząc w Aoiego z pistoletu. Chłopak zaczął się powoli cofać nie spuszczając z niego wzroku.
– Yuu…
I wtedy to się stało. Mężczyzna zrobił krok w jego stronę, a chłopak zamknął oczy czekając na śmierć. Zawiódł jako zawodowiec, jako zabójca. Nie ocenił dobrze sytuacji i musiał teraz ponieść konsekwencje swojej lekkomyślności. Usłyszał strzał, lecz śmierć wcale nie nadeszła. Otworzył oczy i zobaczył Kouyou leżącego przed nim na ziemi. Musiał go osłonić przed strzałem... Ale dlaczego? Spojrzał na mężczyznę, który wyglądał na zszokowanego. No tak, przecież to nie Takashimę miał zabić. Znów uniósł pistolet, jednak Aoi był szybszy. Dopadł go i uderzył pięścią w brzuch wytrącając mu broń z ręki, która odleciała dobre parę metrów. Posłał jeszcze cios w kierunku głowy przeciwnika pozbawiając go przytomności i podbiegł do leżącego na ziemi nastolatka. Uklęknął przy Kouyou i odgarnął mu włosy z twarzy. Chłopak żył jeszcze o czym świadczyła unosząca się klatka piersiowa, lecz jego chwile były policzone. Nic nie mogło już go uratować.
– Dlaczego Takashima?! Czemu zrobiłeś coś tak lekkomyślnego? Przecież to ja miałem zginąć!
– Yuu - Kouyou podniósł drżącą dłoń i dotknął policzka Aoiego.
– Dlaczego? Ty kretynie…
– Yuu…
Dłoń opadła bezwładnie na chodnik, a ciemne oczy zastygły w bezruchu.
– KOUYOU!!!

5 komentarzy:

  1. O nie, nie, nie, nie! Kouyou nie żyje? :O Ja się nie zgadzam T_____T Ciekawy pomysł na fabułę. Wychwyciłam kilka błędów, ale przyjemnie się czyta:D Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejną część, bo nie mogę się doczekać co będzie dalej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem kiedy następna część się pojawi. Przyznam się, że nie mam nic :| Na razie skupiłam się na Cocoon (jakoś tak bardziej lubię to opowiadanie) ;)

      Usuń
  2. Daj nasteona czesc ;_; on nie umarl, prawda??? Kaczuszka nie moze umrzec ;(

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest cudowne. Chciec oddac zycie za kogos kogo sie kocha, bo Kou kocha Aosia prawda? piekne ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. 3 razy się zabieralam za czytanie bo ciagle coś ode mnie chcieli -.- świecie Ja wiem ze szambie siebie nie poradzisz no ale daj mi żyć -__- weź ja czytam i takie skupienie a moja mama krzyczy przez Skype coś o kielbaskach i ja sobie wyobrazilam Uru jako leżącą kielbaske z której leci ketchup XD *padles powstań kielbaskach z dzemem xD* opowiadanie było genialne wszyscy to kiełbaski tylko ten facet z pistoletem wyglada jak słodki okrągły mężczyzna z Anime i ma różowe tło XD ale się wciagnelam , nie będę DZIA pisać mega długich komentarzy bo spiaca jestem i jestem na telefonie .___. Gomene ;-;
    Pozdrawiam i życzę weny :3

    OdpowiedzUsuń