Pierwszy rozdział nowego opowiadania :)
Pairing: Aoi x Uruha
Gatunek: dramat (?)
Ostrzeżenia: przemoc
Krzyk, ból, ciemność.
Czemu tak szybko? W sumie to nieważne. Może nareszcie się od tego uwolnię… może
w końcu…
***
Czarnowłosy chłopak
siedział na ławce przed domem i rysował w swoim szkicowniku. Gdyby ktoś widział
te rysunki stwierdziłby, że nastolatek ma ogromny talent. Kreska za kreską powstawał
obraz z wyobraźni autora, na którego twarzy widać było ogromne skupienie.
– Yuu!
Podniósł głowę żeby
zobaczyć, kto go woła. Półdługie włosy opadły mu na twarz, więc założył je za
ucho by nie przeszkadzały.
– Yuu, chodź.
Spóźnimy się!
Przed nim stał
chłopak niewielkiego wzrostu z burzą brązowych włosów na głowie i sporą kolekcją
kolczyków w uszach.
– Spokojnie Takanori
– czarnowłosy chłopak uśmiechnął się. – Mamy jeszcze pół godziny.
– Te pół godziny było
ze dwadzieścia minut temu!
Yuu schował szybko
swoje rzeczy do torby i razem z przyjacielem ruszył w stronę szkoły.
– Dobrze się czujesz?
– spytał Ruki, patrząc ze zmartwieniem na bladą twarz chłopaka.
– Tak – odpowiedział Yuu,
nie wyrażając tym samym chęci dalszej rozmowy. Gdybyś tylko wiedział… pomyślał uśmiechając się gorzko.
Dotarli do szkoły
prawie równo z dzwonkiem. Yuu zostawił Takanoriego i poszedł przebrać buty, a
następnie w tempie ekspresowym udał się do klasy. Prawie udało mu się nie zostać
zauważonym przez nauczyciela. Prawie.
– Shiroyama, znowu
spóźnienie.
Chłopak zacisnął zęby
modląc się, żeby nie zrobił niczego głupiego.
– Przepraszam Ochida-sensei.
To się więcej nie powtórzy.
– Żeby to był mi
ostatni raz. Siadaj na miejsce.
Yuu usiadł na miejscu
dostrzegając złośliwy uśmiech na twarzy swojego rywala. Kouyou Takashima - zło
konieczne mające o sobie wysokie mniemanie. Był nazywany przez innych
geniuszem, ale Yuu nie dostrzegał w nim nic specjalnego. On łamał przecież
regulamin szkolny! I czemu nauczyciele nie zwracali uwagi na jego blond włosy i
kolczyki? Yuu sam nosił biżuterię w uszach i nawet w ustach, ale nigdy do
szkoły. Zbytnio cenił sobie wizerunek i te pozory normalności, które za wszelką
cenę usiłował zachować. Idealny… To wcale nie tak. Chłopak skrzywił się. W
ciągu całego swojego osiemnastoletniego życia nie spotkał jeszcze osoby, która
by go tak irytowała. Nawet Reita.
Jego rozmyślania
przerwała kulka z papieru, która trafiła go w głowę. Obrócił się i zobaczył
Akirę uśmiechającego się do niego. Pokręcił tylko z politowaniem głową i
pochylił się by podnieść kulkę. Rozwinął ją i przeczytał: Dzisiaj też. Yuu wiedział o co chodzi i nie był z tego zadowolony.
Spojrzał jeszcze raz na Akirę. ,,Nie mogę” powiedział bezgłośnie. ,,Musisz”
padła odpowiedź. Czarnowłosy skrzywił się. Nie mógł i nie chciał. Nie dzisiaj.
Nie w urodziny jego mamy.
Lekcje skończyły się
i wyszedł ze szkoły z dziwnym uczuciem ulgi. Nie zdążył jeszcze wyjść za bramę,
a czyjaś ręka spoczęła na jego ramieniu. Yuu obrócił się.
– Reita…
– Nie tutaj – mruknął
tylko chłopak. – Słuchaj… Wiem, że nie chcesz, ale szef dał takie polecenie.
Shiroyama spojrzał na
blondyna myśląc nad czymś intensywnie.
– Kto tym razem? –
spytał.
– Jakiś haker, który
włamał się nam do głównego komputera – powiedział Akira i wyciągnął kartkę. –
Obawiamy się, że mógł wyciągnąć ważne informacje, dlatego stanowi dla nas
poważne niebezpieczeństwo. Tu masz adres na wypadek, gdybym jednak z tobą nie
mógł iść.
Yuu zerknął na
trzymany w ręku świstek.
– To niedaleko mnie –
mruknął. – Do której mam czas?
– Do dwudziestej.
Chłopak pożegnał się
z blondynem i ruszył w swoją stronę. Chciał po drodze zajść jeszcze do sklepu
muzycznego. Gdy dotarł na miejsce, wszedł do środka i skierował się w stronę
gitar. Od dawna miał upatrzoną tą jedną jedyną. Czarny akustyk, lśniący ze
smukłym gryfem i białym wzorkiem na pudle rezonansowym. Od chwili, gdy zobaczył
tę gitarę zapragnął ją mieć. Poza tym nie miał na czym ćwiczyć odkąd matka
rozwaliła jego klasyka.
Yuu znał właściciela
sklepu już jakiś czas, wiec uprosił go by zatrzymał instrument dla niego do
czasu, gdy uda mu się uzbierać pieniądze.
– Piękna – westchnął.
– To prawda – Aoi
usłyszał głos za sobą.
Obrócił się szybko a
jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
– Co TY tu robisz? –
spytał ze złością.
– Pracuję – Kouyou
wskazał na swoją plakietkę z imieniem na koszulce.
– Od kiedy niby?
Nigdy cię tu nie widziałem!
– Mój wujek jest
właścicielem tego sklepu. Potrzebowałem pieniędzy, to mnie zatrudnił. Zresztą,
po co to tłumaczę takiemu przygłupowi jak ty.
Gdyby Yuu mógł,
walnąłby go teraz z pięści w tą znienawidzoną twarz. Jednak nie mógł i dobrze o
tym wiedział. A przynajmniej nie tutaj.
– Wiesz… - zaczął
Uruha. – Chyba kupię tą gitarę.
– Za co niby geniuszu?
Przecież sam przed chwilą powiedziałeś, że potrzebujesz pieniędzy.
– Wujek na pewno
pozwoli mi ją spłacać w ratach.
Kurwa! Yuu zbladł. On.. Nie! Nie mógł mu tego
zrobić!
– Nie zrobisz tego…
Uruha tylko
uśmiechnął się i poszedł na zaplecze. Aoi patrzył za nim bezsilnie. Po chwili
całe zło tego świata wyszło z pomieszczenia, a za nim starszy siwiejący już
powoli mężczyzna.
–… ale tylko jeśli
spłacisz wszystko w ciągu 6 miesięcy – powiedział właściciel.
– Dobrze, dziękuję –
Kouyou ukłonił się.
Aoi zacisnął ręce w
pięści tak, że zbielały mu knykcie. Co za
skurwiel! Obrócił się na pięcie i wyszedł ze sklepu. Dobra Yuu, uspokój się. Masz dzisiaj robotę i nie możesz nawalić. Spojrzał
na zegarek. Została mu godzina do powrotu mamy z pracy, więc musiał się spieszyć.
Puścił się biegiem do domu. Wparował szybko do mieszkania zamykając kopniakiem
drzwi za sobą. Poszedł do swojego pokoju i włączył komputer. Poczekał aż się
uruchomi i sprawdził skrzynkę mailową. A jednak. Szef o nim nie zapomniał,
czego dowodem była zaszyfrowana wiadomość zawierającą wszystkie dane celu i
jego zdjęcie, któremu Yuu przyjrzał się dokładnie. Nie mógł przecież pozwolić
sobie na błąd. Zrzucił z siebie wszystkie ciuchy zostawiając samą bieliznę. Podszedł
do szafy, wyciągnął z niej czarne luźne spodnie oraz koszulkę i ubrał to na
siebie. Nie mógł zbytnio rzucać się w oczy. Wyłączył komputer i poszedł do
przedpokoju sprawdzając, czy nie zapomniał niczego. Gdy się już upewnił, że
wszystko ma, nałożył buty i czarną skórzaną kurtkę. Zgarnął klucze z szafki,
gdzie je wcześniej rzucił i wyszedł z mieszkania zamykając drzwi za sobą.
Zbiegając po schodach na sam dół, wpadł prawie na czekającego na niego Reitę. A
jednak nie będzie dzisiaj sam.
– Masz wszystko? –
spytał Aoi.
Akira skinął głowa i kazał
mu iść za sobą. Po jakimś czasie dotarli do wysokiego wieżowca.
– Jest tu
niezamieszkały apartament, z którego jest idealny widok na mieszkanie w
sąsiednim budynku.
– A kamery?
– Spokojnie, zaraz
się nimi zajmę – powiedział Reita, wyciągając jakieś klucze z kieszeni spodni.
– Mieszkanie numer 10. Idź i wszystko przygotuj. Wczoraj tam byłem i zostawiłem
te rzeczy, które są nam potrzebne.
Aoi przytaknął i
wziął klucze od kolegi. Wszedł do budynku rozglądając się uważnie. Jeden ochroniarz, zanotował w głowie na
wypadek, gdyby miało coś pójść nie tak. Dotarł na czwarte piętro i wszedł do
mieszkania. Było raczej duże jak na standardy tej dzielnicy miasta. Yuu poszedł
do kuchni gdzie na stole znajdowały się dwie duże walizki. Podszedł do nich i
zaczął wyciągać sprzęt ustawiając wszystko jak najbliżej okna.
– Załatwione –
oznajmił Reita pojawiając się obok Yuu, który zerknął na zegarek. – Niedługo
przyjdzie – dodał jakby czytając koledze w myślach.
I rzeczywiście. Nie
minęło dziesięć minut, a Aoi zaobserwował ruch w mieszkaniu jego celu. Spojrzał
przez lunetę i zobaczył niskiego krępego mężczyznę stojącego koło otwartego na
oścież okna. Jaka lekkomyślność.
– Jest i nasz haker –
mruknął do siebie.
Sięgnął po karabin
snajperski i jeszcze raz dokładnie przeanalizował otoczenie.
– Możesz strzelać –
powiedział Akira. – Nikt nie widzi.
Namierzył cel i oddał
strzał. Jak zwykle nie poczuł nic, żadnego wyrzutu sumienia, żalu czy smutku.
Dla Yuu to był tylko kolejny człowiek do zlikwidowania, nic nie znaczący w tym
niekończącym się cyklu egzystencji.
– Zamelduj szefowi,
że zadania wykonane – rzekł do Reity, odkładając karabin na bok. – Ja za to
wszystko spakuję.
Po niecałych pięciu
minutach obaj chłopacy byli już na zewnątrz budynku. Zaczęli powoli iść by nie
wzbudzać podejrzeń, gdy nagle kula przeleciała obok głowy Aoiego. Momentalnie
obrócił się i zobaczył trzech ubranych na czarno ludzi biegnących w ich stronę.
– Uciekamy! –
krzyknął i nie namyślając się wiele złapał Reitę za rękę ciągnąc go za sobą. –
Musieli być w mieszkaniu tego hakera!
Tylko czemu tego nie
zauważył?
Biegnąc przed siebie,
dotarli do najmniej uczęszczanej części miasta. Obskurne ulice i bloki oraz
wychudzone prostytutki w ciemnych zaułkach przedstawiały obraz nędzy i rozpaczy.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie zapuściłby się tu dobrowolnie.
– W którą stronę
teraz? – spytał Yuu, gdy dotarli do skrzyżowania.
– Rozdzielmy się. W
ten sposób łatwiej ich zgubimy – Reita zerknął za siebie; mężczyźni byli już
niedaleko. – Znajdę cię później. A teraz biegnij!
I Aoi pobiegł. Tak
szybko, jak tylko mógł. Kluczył między budynkami usiłując zgubić pogoń, lecz
powoli opadał z sił. Wyglądało na to, że goni go tylko jeden człowiek.
Pozostałych dwóch mężczyzn musiało pobiec za Reitą. W pewnym momencie wpadł na
kogoś przewracając go całym swoim ciężarem. Spojrzał zaskoczony w oczy Kouyou
patrzące na niego z urazą.
– Co ty wyrabiasz?! –
wrzasnął na oniemiałego Yuu.
– Nie mam czasu –
odparł, zrywając się na nogi i rozejrzał się niespokojnie.
Przed nimi stał jeden
z tych mężczyzn mierząc w Aoiego z pistoletu. Chłopak zaczął się powoli cofać
nie spuszczając z niego wzroku.
– Yuu…
I wtedy to się stało.
Mężczyzna zrobił krok w jego stronę, a chłopak zamknął oczy czekając na śmierć.
Zawiódł jako zawodowiec, jako zabójca. Nie ocenił dobrze sytuacji i musiał
teraz ponieść konsekwencje swojej lekkomyślności. Usłyszał strzał, lecz śmierć
wcale nie nadeszła. Otworzył oczy i zobaczył Kouyou leżącego przed nim na
ziemi. Musiał go osłonić przed strzałem... Ale dlaczego? Spojrzał na mężczyznę,
który wyglądał na zszokowanego. No tak, przecież to nie Takashimę miał zabić.
Znów uniósł pistolet, jednak Aoi był szybszy. Dopadł go i uderzył pięścią w
brzuch wytrącając mu broń z ręki, która odleciała dobre parę metrów. Posłał
jeszcze cios w kierunku głowy przeciwnika pozbawiając go przytomności i
podbiegł do leżącego na ziemi nastolatka. Uklęknął przy Kouyou i odgarnął mu
włosy z twarzy. Chłopak żył jeszcze o czym świadczyła unosząca się klatka
piersiowa, lecz jego chwile były policzone. Nic nie mogło już go uratować.
– Dlaczego
Takashima?! Czemu zrobiłeś coś tak lekkomyślnego? Przecież to ja miałem zginąć!
– Yuu - Kouyou
podniósł drżącą dłoń i dotknął policzka Aoiego.
– Dlaczego? Ty
kretynie…
– Yuu…
Dłoń opadła
bezwładnie na chodnik, a ciemne oczy zastygły w bezruchu.
– KOUYOU!!!
O nie, nie, nie, nie! Kouyou nie żyje? :O Ja się nie zgadzam T_____T Ciekawy pomysł na fabułę. Wychwyciłam kilka błędów, ale przyjemnie się czyta:D Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejną część, bo nie mogę się doczekać co będzie dalej :D
OdpowiedzUsuńNie wiem kiedy następna część się pojawi. Przyznam się, że nie mam nic :| Na razie skupiłam się na Cocoon (jakoś tak bardziej lubię to opowiadanie) ;)
UsuńDaj nasteona czesc ;_; on nie umarl, prawda??? Kaczuszka nie moze umrzec ;(
OdpowiedzUsuńTo jest cudowne. Chciec oddac zycie za kogos kogo sie kocha, bo Kou kocha Aosia prawda? piekne ;)
OdpowiedzUsuń3 razy się zabieralam za czytanie bo ciagle coś ode mnie chcieli -.- świecie Ja wiem ze szambie siebie nie poradzisz no ale daj mi żyć -__- weź ja czytam i takie skupienie a moja mama krzyczy przez Skype coś o kielbaskach i ja sobie wyobrazilam Uru jako leżącą kielbaske z której leci ketchup XD *padles powstań kielbaskach z dzemem xD* opowiadanie było genialne wszyscy to kiełbaski tylko ten facet z pistoletem wyglada jak słodki okrągły mężczyzna z Anime i ma różowe tło XD ale się wciagnelam , nie będę DZIA pisać mega długich komentarzy bo spiaca jestem i jestem na telefonie .___. Gomene ;-;
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :3