Drogi Anonimie, mam w planach coś z defspiral, jednak pewnie dopiero za dłuuugi czas owe coś z nimi napiszę. W każdym razie ma to być z gatunku fantasy.
Kita, wybacz, to nie obiecana komedia ._. Jest w zastoju, za to piszę inną, która w zamiarze ma być o wiele dłuższa i despowo-dirowo-angelowa. I prawdopodobnie pójdę za twoją radą i napiszę "Pokażę ci..." od początku z innym zespołem. Bo jak mam się męczyć, to ja podziękuję -.- O, i takie pytanie. Co ze wspólnym opowiadaniem? Nie bardzo pamiętam kto ostatni skończył .__.
Reila, dziękuję Ci za wszystko m(_ _)m
Kira: dzięki, że ciągle komentujesz, choć ja tobie nie bardzo i ciągle się wymiguję z zakończeniem opowiadania >.>
Chcę coś zrobić ze spisem treści, lecz nie bardzo wiem co. Jakieś pomysły?
Pairing: Kyo x Shinya
Gatunek: nie wiem, ale
chyba angst
Ostrzeżenia: sporadyczne
wulgaryzmy
Poznaliśmy
się dawno, bardzo dawno temu. Byłeś wtedy świeżo upieczonym informatykiem w
małej firmie, a ja jedynie freelancerem (od aut. wolny strzelec), który łapał
się każdej roboty, a w wolnych chwilach pisał wiersze. Od początku wydawałeś mi
się idealny, lecz jednocześnie dziwny, jakbyś posiadał wiele przeciwstawnych
cech naraz. Potrafiłeś zmienić swój charakter w mgnieniu oka, żeby dostosować
się do danej osoby. Nie było dla ciebie rzeczy niemożliwej.
Dziwne,
wcześniej nie zwróciłem na to uwagi.
Idealny
przyjaciel. Zawsze przy mnie byłeś, gdy tylko tego potrzebowałem, choć wewnątrz
czułem się tak, jakbym cię wykorzystywał, lecz przecież ty nie chciałeś ode
mnie nic. Czy to była bezinteresowność? Przecież każdy człowiek chce czegoś dla
siebie, jakichś korzyści, które zapewnią mu dobrobyt.
Lecz
ty taki nie byłeś.
Nie
potrafię zrozumieć jednej rzeczy. Czemu musiałeś udawać cholernego ascetę?
Umyślnie trwać w bólu emocjonalnym, który przecież nikomu nie był potrzebny?
Mogłem ci pomóc, mogłem jakoś to naprawić. Niestety, wolałeś zgrywać osobę bez
skazy. Nikt, powtarzam, nikt nie jest idealny, choćby nie wiem jak bardzo się
starał.
Niewygodny
ideał, Shinya Terachi.
Jakże
to śmiesznie brzmi, nie sądzisz? A tak naprawdę, choć mam do ciebie lekką urazę
o milczenie, uważam cię za wspaniałego człowieka. Zawsze byłeś miły i cierpliwy,
przynajmniej dla mnie, a ja się odpłaciłem wiecznym niezadowoleniem, egoizmem,
wrednością. Mogłeś mnie przecież upomnieć, nie miałbym ci tego za złe.
Nawet
nie potrafię przyznać się do błędu.
Shinya…
Czy tak trudno było otworzyć usta i powiedzieć „kocham cię”? Bo gdy ja
powiedziałem to tobie, było za późno, by cokolwiek zrobić, zmienić. Nie mogłeś
odłożyć wyjazdu, tak jak ja nie mogłem odłożyć ślubu. Wtedy nie mogłem zrobić
już nic.
Lecz
twoja maska pozostała na twarzy do końca.
Nie
zakończyłeś naszej przyjaźni, nie zerwałeś kontaktu…Uśmiechnąłeś się i
powiedziałeś, żebyśmy nie psuli tego co mamy, że można najwidoczniej nie jest
nam dane być razem. I to mnie zabolało, cholernie zabolało. Potrafiłeś grać bez
względu na wszystko, podczas gdy ja… cóż, ja nie potrafiłem. Nie chciałem się
zgodzić na tę grę, którą mi proponowałeś.
-
Kyo, nie wygłupiaj się – zaśmiałeś się. – Nic z tego nie wyjdzie. Mamy żyć
ukryci w cieniu? Społeczeństwo nie da nam żyć, będzie trudno. Wybacz, ale nie
mam w sobie tyle siły. Nie potrafiłbym powstrzymać chęci, by cię pocałować czy
złapać za rękę w miejscu publicznym, jak i chęci do ucieczki, gdyby sytuacja
była naprawdę zła. Kyo, nie dane jest nam być razem. Zrezygnowałbyś dla mnie z
wygodnego życia u boku żony? Zostałbyś wyrzutkiem społeczeństwa? Teraz pewnie
myślisz, że tak, ale po pewnym czasie zacząłbyś żałować. Zresztą…wyjeżdżam. Nie
wiem, kiedy i czy w ogóle wrócę. Wybacz mi, Tooru.
Wiedziałem,
że Terachi ma rację, aż za dobrze, chociaż pocieszała mnie myśl, że gdzieś
między wierszami przyznał się, że mu na mnie zależy. Byłem zbyt samolubny,
gotowy zranić kogoś oraz siebie i poprosiłem go wtedy o prawie niemożliwe.
-
Więc spędź ze mną jedną noc, zanim wyjedziesz.
I
zgodziłeś się.
A
przecież oboje wiedzieliśmy, że to złe, że tak nie można. Ale co mi po wiedzy,
gdy czułem co innego? Nie mogłem cię wypuścić z rąk, nie chciałem. Nawet przez
chwilę w głowie zawitała mi myśl, która była szczytem szaleństwa –
zaproponowanie ci związku za plecami żony. Wcale bym się nie zdziwił, gdybyś
mnie uderzył, nie chciałem jednak stracić twojej przyjaźni, więc siedziałem
cicho.
Po
tej nocy nic już nie było takie samo.
Nie
powiedziałeś mi wtedy, że to było błędem. Właściwie nie powiedziałeś nic, tylko
przytuliłeś mnie do siebie i pozwoliłeś zasnąć. Gdy się obudziłem, ciebie już
nie było. Wyjechałeś, zostawiłeś mnie. Tak, wiem, to egoistyczne, lecz wtedy
tak myślałem. Wiedziałem, miałem takie przeczucie, że już nie wrócisz. Czy się
myliłem? To miał pokazać czas.
Nic
nie jest idealne.
Jednak
moje wyobrażenie o tobie takim się zdaje. Wkurwia mnie to niemiłosiernie, bo to
tylko sprawia, że tęsknię za tobą coraz bardziej. Wiesz, że noszę twoje zdjęcie
przy sobie? Nie żony, tylko twoje! Jak mogło do tego dojść? Nie wiem… Nie wiem
i nie chcę wiedzieć. Już się nauczyłem, że wiedza nie zawsze jest rozwiązaniem
na problemy.
Pięć
lat. Pięć długich lat.
Zapomniałem
o tobie. Wyleczyłem się z ciebie, a przynajmniej tak mi się zdawało. Ciągle nie
miałem z żoną dziecka, a seks był bardziej z obowiązku niż z przyjemności.
Często się z nią kłóciłem. Byłem dla niej oziębły, nieprzyjemny, a ona przeze
mnie płakała. Żałowała powoli lat spędzonych ze mną i wcale jej się nie dziwię.
Przecież mogła być z kimś, kto na nią zasługiwał.
Los
znowu postawił cię na mojej drodze.
Zupełnie
przypadkiem dowiedziałem się, że wróciłeś do Japonii. Nie obeszło mnie to
zbytnio. Miałem teraz własne życie, które postanowiłem jakoś naprawić, a nie
bawić się w pieprzonego Wertera i ten cały werteryzm (kto wymyślił takie
brednie?). Chciałem sprawić żonie niespodziankę, więc poszedłem do szefa, żeby
wziąć parę dni urlopu. Miałem w planach zabranie jej na jakąś krótką wycieczkę,
żeby się trochę odstresowała.
Lecz
życie postanowiło zweryfikować moje plany.
Spotkałem
cię. Nawet nie wiedziałem, że mieszkałeś tak blisko mnie! Unikałbym cię wtedy.
Bo gdy stanąłeś przede mną, wszystko do mnie wróciło. Każda komórka mojego
ciała chciała z tobą być, pragnęła tego ponad wszystko, a ja nie wiedziałem co
robić. Nie byłem nawet na to przygotowany!
-
Dobrze wyglądasz, Tooru.
Zerknąłem
na ciebie, starając się wyglądać jak najgroźniej, lecz pewnie się tylko
napuszyłem i dlatego wywołałem u ciebie śmiech. Nawet ci się nie dziwię.
Musiałem stanowić doprawdy komiczny obrazek.
Wziąłeś
mnie do siebie. Opowiadałeś o tym, co robiłeś przez te lata, a ja tylko
słuchałem. I tak powoli było codziennie. Przychodziłem do ciebie, ty mówiłeś, a
ja słuchałem. Wracałem potem nocami do domu, a żona na mnie krzyczała.
Przestała mnie kochać i wytrzymywać ze mną, dlatego kwestią czasu było, gdy
rzuciła mi na stół papiery rozwodowe. Nawet się nie zastanawiałem, tylko je
podpisałem. Wszystko poszło szybko i prawie niezauważalnie, a Ty byłeś przy
mnie. Pewnego wieczoru, gdy oglądaliśmy jakiś dziwny film, postanowiłem wrócić
do rozmowy, którą mieliśmy dawno temu.
-
Pamiętasz, jak zadałeś mi kiedyś dwa pytania? – spytałem.
-
Zadawałem ich wiele, nie wiem o które ci chodzi – odparłeś, pijąc gorącą
czekoladę.
-
„Zrezygnowałbyś dla mnie z wygodnego życia u boku żony? Zostałbyś wyrzutkiem
społeczeństwa?” – przypomniałem mu.
-
I co z tym? – rzuciłeś z lekką nutką agresji w głosie. Widać, że to był dla
ciebie niewygodny temat.
-
Chcę ci odpowiedzieć – odetchnąłem głęboko. – Byłbym na to gotowy.
-
Och – westchnąłeś, jakby z ulgą.
I
wszystko ruszyło jakby naturalnie. Pierwsze wspólne wyjście jako para, pierwsze
złapanie cię za rękę, pierwszy pocałunek.. no, może tylko seks nie taki znowu
pierwszy. Wbrew pozorom mało było osób, którym by przeszkadzało, że jesteśmy
razem. Wiesz, Shinya? Szkoda, że wcześniej nie udzieliłem ci odpowiedzi.
Szkoda, że straciliśmy parę lat, w czasie których moglibyśmy być szczęśliwi.
I
dobrze, że do mnie wróciłeś, Terachi.
Bo ja zawsze komentuje, jak nie zapomnę :D A ciebie kiedyś zmuszę do skończenia naszego opowiadania, to tylko kwestia czasu :D Buahahahahahaha^^
OdpowiedzUsuńWzruszylas mnie ;; super shot!
OdpowiedzUsuń//Yūko-san
Po pierwsze: wracam, a tu 2 ficki z diru <3
OdpowiedzUsuńTen był krótki (czyli taki, jakie lubię) i bardzo przyjemnie się go czytało. Nie wiem, co napisać... wystarczy ci wiedza, że mi się podobało ^^ To miło, że zdecydowali się być ze sobą.