czwartek, 9 października 2014

One and only 1

Wiecie co? Po prostu będę wstawiać tyle, ile napisałam. Nawet po trzy strony. A nuż częściej się coś będzie pojawiać?
Midziak jak zwykle podtrzymuje mnie na duchu ._. Tak, chodziło o bloga! Nie mam dziecka i przez dłuuuugi czas nie zamierzam xD

Pairing: ADAM x Shota
Gatunek: romans
Typ: mini-seria
Ostrzeżenia: em. Nie przepadam za Shotą w makijażu, co trochę tu uzewnętrzniłam.


Adam otworzył drzwi od swojego mieszkania, by wyjść na dwór i ze zdziwieniem zanotował, że patrzy wprost na Shotę, który stał z podniesioną ręką gotową do pukania. To nie była osoba, której w tej chwili się spodziewał.
- Wychodzisz gdzieś? – zapytał gitarzysta, zanim Adam miał okazję cokolwiek powiedzieć.
- Tak.. Umówiłem się z kimś – odparł niezręcznie wokalista. – Co tu robisz?
Shota wyglądał teraz, jakby był na skraju załamania nerwowego, które natychmiast zamieniło się w gniew. Adam mógł przysiąc, że widział małą, pulsującą żyłkę na skroni drugiego mężczyzny. Nie wiedział tylko, co takiego zrobił, że Shota przypominał teraz chodzącą bombę zegarową, która mogła wybuchnąć w każdej chwili.
- Nie mów mi, że znowu zapomniałeś… - gitarzysta potarł swoje czoło, a widząc niezrozumienie na twarzy wokalisty, wyjaśnił - zdjęcia!
- Och… - tak, Adam zapomniał o tym, po raz kolejny z rzędu. – Wybacz. Może załatwimy to jutro? Przepraszam, ale w tej chwili spieszę się i …
- Nie – przerwał mu twardo Shota. – Mówiłeś tak samo już trzy razy. Jak długo mam przekładać te cholerne zdjęcia?
- Ale tym razem to naprawdę ważne! Obiecuję ci, jutro!
- Rozumiem… - Shota obrócił się z zamiarem odejścia. – Więc przyjadę po ciebie jutro o tej samej godzinie. Miłej randki.
Patrząc, jak gitarzysta wsiada do samochodu i odjeżdża z piskiem opon, poczuł się winny. Znowu zapomniał, znowu go rozzłościł... Adam westchnął ciężko i zamknął drzwi na klucz. Nie, ta randka wcale nie będzie miła. Ostatnio między nim, a jego chłopakiem wybuchały kłótnie, jedna za drugą. Przy każdej okazji, przy każdym spotkaniu. I dlatego wokalista zastanawiał się, czemu ciągle z nim był i czy naprawdę go kochał.

- Spóźniłeś się.
- Przepraszam, coś mnie zatrzymało.
Adam usiadł na krześle po drugiej stronie małego stolika i spojrzał na osobę siedzącą przed nim. Żadnego ciepłego powitania, tylko same pretensje, jakby wokalista był winny każdej najmniejszej rzeczy.
- Lepiej by było, gdybyś powiedział, że nie jestem dla ciebie ważny.
- Jesteś! – zaprzeczył momentalnie Adam, choć w tej chwili nie był tego taki pewien.
- Jakoś tego nie pokazujesz – warknął mężczyzna.
- To nie tak. Jestem muzykiem, mam napięty harmonogram! Myślisz, że nie chciałbym spotykać się z tobą częściej?
- Skoro nie masz dla mnie czasu, jaki jest sens kontynuowania tego związku?
Te słowa zabolały Adama. Nie sądził, że to się kiedyś tak skończy. Owszem, wcześniej słyszał od innych partnerów podobne oskarżenia, ale myślał, że tym razem trafił na kogoś wartościowego i rozumnego. Pomylił się, jak zwykle. Może po prostu samotność była mu pisana. Może tak właśnie miało być. Powinien oddać się całkowicie muzyce, tylko ona ciągle przy nim była i niczego nie wymagała oprócz pasji. Mógł za jej pomocą wyrazić całego siebie.
- Najwyraźniej nie ma żadnego – powiedział spokojnie Adam i wstał z miejsca. – A więc między nami koniec. Przepraszam za zabranie twojego cennego czasu.
Wyszedł z restauracji i skierował się z powrotem do domu. Nie miał już nastroju na cokolwiek, skutecznie zniszczył go tamten mężczyzna. Dlaczego musiał zawsze trafiać na kretynów? Jeśli głębiej się nad tym zastanowić, większość jego dotychczasowych partnerów chciała wyłącznie pieniędzy, a Adam nie potrzebował materialisty tylko kogoś, kto obdarzyłby go uczuciem. Przecież to nie był wielki wymóg.
Wokalista wrócił do domu i zaszył się w swoim pokoju. Wziął laptopa, który leżał na stole, i położył go sobie na kolanach. Zaczął przeglądać wszystkie teksty piosenek, które dotychczas napisał. One and only… Na tym tekście zatrzymał się najdłużej. O kim tak naprawdę go pisał? Przecież nie było w jego życiu ważnej osoby ani tym bardziej nie był nią dla nikogo. Westchnął ciężko i wyłączył laptopa. Shota miał rację, powinien się skupić bardziej na muzyce a nie na przelotnych miłościach. Pewnie gitarzysta był teraz na niego nieźle wkurwiony.

***

I Adam niewiele się mylił.
- Czy dzisiaj jaśnie pan ma czas? – spytał jadowicie Shota, gdy tylko wokalista otworzył mu drzwi na drugi dzień.
- Wybacz za wczoraj. To była kompletna strata czasu – zaśmiał się niezręcznie Adam i podrapał po głowie.
Shota zmrużył tylko oczy i pokręcił zrezygnowany głową. Naprawdę nie potrafił zrozumieć, czemu blondyn woli uganiać się za swoimi miłościami, a nie zająć się pracą. Fakt, nie był w jego sytuacji, co nie znaczy, że należało sobie odpuścić muzykę. Gitarzysta nie mógł też zaprzeczyć przed samym sobą, że w jakiś sposób czuł się zazdrosny o kolejnych kochanków Adama. Nie bardzo wiedział, skąd wzięło się to uczucie, jednak było niezwykle… upierdliwe.
Zaprowadził Adama do swojego wozu i nawet otworzył przed nim drzwi, co zdarzało mu się niezwykle rzadko. A właściwie nigdy. Wokalista nie skomentował owej oznaki uprzejmości, tylko usadowił się wygodnie na siedzeniu i czekał, aż Shota zajmie swoje miejsce.
- Gdzie jedziemy? – spytał wokalista, gdy przejechali już jakiś kilometr.
- Sam zobaczysz.
No tak. Zwykła odpowiedź Shoty, gdy tylko Adam chciał się czegoś dowiedzieć. Traktował go jak jakieś małe dziecko, w dodatku niezwykle wnerwiające, o które trzeba się martwić i przypominać mu na każdym kroku, co ma robić. A przecież wokalista miał własny rozum. Znał swoje priorytety i przecież ten duet był jego pomysłem. Jak mógłby porzucić muzykę? Jak mógł przestać tworzyć? Czy Shota naprawdę myślał, że po tak krótkim czasie rzuci to wszystko i wróci do normalnego życia?
Jechali jeszcze jakiś czas, aż wysiedli na ładnym i zadbanym parkingu. Co parę metrów stały ozdobne lampy, wokół było mnóstwo zieleni, a nie tak daleko można było zobaczyć molo, po którym spacerowało trochę osób. Byli nad morzem. Adam naprawdę nie miał najmniejszego pojęcia, gdzie zostanie zabrany, lecz Shota po raz kolejny udowodnił, że nie ma złego gustu i wie, co może się wokaliście spodobać.
Obydwaj mężczyźni wyszli z wozu. Gitarzysta trzepnął drzwiami tak mocno, że Adam aż podskoczył z lekkiego zdziwienia i zatoczył się nieco. To była tylko i wyłącznie jego wina. Gdyby nie traktował Shoty jak.. właściwie jak on go traktował? Adam nie potrafił odpowiedzieć jednym zdaniem na to pytanie, nie było to łatwe. Yokoyama czasem spełniał funkcję pocieszyciela, czasem pomocy domowej, a innym razem był tylko zwykłym współpracownikiem. Gdy Adam miał zły dzień i wydzierał się na niewinnego gitarzystę, ten był oazą spokoju, lecz gdy wokalista wykazywał jakiekolwiek oznaki lenistwa i chęci nic nierobienia, Shota zamieniał się w chodzącą furię. Tak to mniej więcej wyglądało.
Taki układ był dobry i wygodny. Na początku znajomości Adamowi przychodziły do głowy dziwne myśli, jak na przykład startowanie do Shoty, lecz szybko się zreflektował wiedząc, że związki w pracy nie są najlepszym pomysłem. Dziwnie by się czuł, gdyby potem zerwali ze sobą w złych stosunkach. Adam nie dałby rady pracować z gitarzystą i ich duet by się rozpadł. Nie mógł pozwolić sobie na coś takiego.
Shota poprowadził Adama w stronę molo, gdzie czekał na nich fotograf, znajomy Shoty.
- Więc to jest ten sławny Adam, który odkłada ciągle zdjęcia? – spytał żartobliwym tonem mężczyzna, gdy tylko muzycy do niego podeszli.
Wokalista zakłopotał się trochę, bowiem nie lubił wystawiać innych.
- Bardzo przepraszam.
- Nic się nie stało – zaśmiał się fotograf. – Shinji Yamato – przedstawił się.
- Miło mi poznać – nieprzyjemny ucisk w żołądku opuścił Adama, gdy tylko zobaczył, że mężczyzna wcale nie jest zły.
- Proponuję się przebrać i zaraz zajmie się wami stylistka. – Shinij obrzucił ich krytycznym okiem i wskazał na vana, stojącego niedaleko. – No już, ruszajcie się! Nie mamy całego dnia. A, i proszę, bądźcie dla niej mili, bo jest nowa.
Podeszli do auta i weszli od tyłu. W środku siedziała młoda dziewczyna, która podskoczyła, gdy otworzyli drzwi i wyszła, żeby im nie przeszkadzać. Najwyraźniej ich obecność ją krępowała, co Adam całkowicie rozumiał.
Bagażnik był przerobiony na mini garderobę, w której znajdowało się lustro, kosmetyki i nawet trochę ciuchów na wieszakach. Shota pierwszy podszedł i wybrał sobie ubrania, a Adam zrobił to zaraz po nim. Kątem oka widział, jak gitarzysta ściąga z siebie koszulkę i poczuł się niezręcznie. Pierwszy raz w ciągu całej znajomości z Yokoyamą, wokalista czuł się niezręcznie na widok jego nagiego ciała!
- Coś nie tak? – spytał Shota, widząc, że Adam na niego patrzy.
- Nie, nic – mruknął wokalista i zaczął szybko zmieniać spodnie. W myślach bił sobie w głowę za to, że dał się tak łatwo przyłapać. Narzucił na siebie jeszcze kamizelkę i wyszedł na zewnątrz. – Już można – zwrócił się łagodnie do speszonej dziewczyny.
Szybko im przypudrowała twarz, pomalowała oczy i zajęła się brwiami, przez co dwadzieścia minut później obaj wyglądali niemal idealnie (nie licząc tego, że Adam nie bardzo lubił Shotę w makijażu, wyglądał wręcz idiotycznie i niezbyt pociągająco, jak na gust wokalisty, który cenił sobie u ludzi naturalność).
- Raz, raz – zaklaskał na nich Shinji, który dreptał ze zniecierpliwieniem wokół samochodu. – Co tak długo, barbie?
- Do kogo to było? – Adam przyjął wojowniczą postawę, lekko obruszony.
- Do ciebie, raczej nie wyglądasz jak Ken.
Wokalista spojrzał wściekły na gitarzystę i pytał go mentalnie „Skąd go, kurwa, wytrzasnąłeś?!” i pytanie chyba jakimś dziwnym trafem dotarło do Yokoyamy, bo wzruszył jakby w odpowiedzi ramionami.
W tym momencie Adam nie wiedział, czy chce zabić bardziej fotografa czy tego czarnowłosego psychopatę.

4 komentarze:

  1. Świetne opo mam nadzieję, że szybko będzie kolejna część i że nie stracisz zapału do tego opka. Pozdro i weny:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite. Wstęp na prawdę super :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. <3 boże,uwielbiam :)!
    Fajnie tak poczytać o nich... Tzn. byli kiedyś.
    Został sam Adam...

    OdpowiedzUsuń