I'm back!
Tak, po długiej przerwie wracam. I mam wenę, a nawet mnóstwo i przy dobrych wiatrach może nawet będą dwie notki tygodniowo.
Zepsułam swój telefon, a zaczęłam powoli nadrabiać czytanie, więc możecie się spodziewać ode mnie anonimowego komentarza, oczywiście z podpisem, bo korzystam z innego telefonu, w którym logowanie na bloggerze nie jest możliwe >.> Brawo ja. W każdym, razie zapraszam was na one shota~
Pairing: Shinya x Kyo
Gatunek: komediowe coś
Ostrzeżenia: użycie prawdziwych
nazwisk, Kaoru jest bratem Kyo
Ulice
Tokio nocą nie są zbyt przyjazne, jeśli nie wie się, gdzie można pójść. Nie
chcę was od razu straszyć, lecz taka jest prawda. Może i światła potrafią dać
złudną ochronę, że cię widać, że ktoś zadzwoni, jeśli będą się dziać złe
rzeczy, ale tak to nie działa. Owszem, może ktoś wezwie policję, sporadycznie
pomoże, ale ludzie generalnie nie chcą mieszać się w nie swoje sprawy, tym
bardziej niebezpieczne. Ktoś się może spytać, w jakim kontekście o tym mówię.
Prawdopodobnie dlatego, że znajdowałem się właśnie na jednej z takich
ulic. Wąskich, słabo oświetlonych, z ciemnymi zaułkami. Nie, nie szukałem
kłopotów, może nie bezpośrednio, ale nie byłem tutaj z własnej woli. Znaczy,
wola była moja, lecz po prostu kogoś szukałem, heh. Tak, przepraszam, powoli
gubię się we własnych tłumaczeniach, ale może jak opowiem wam tę historię, to
trochę lepiej zrozumiecie moją, bądź co bądź, złą sytuację. A wszystko zaczęło
się od tego niepozornego, cholernego, farbowanego blondyna.
- Jesteś
tego pewien?
- Niestety
tak. Nie wiem, jak to się stało i nie za bardzo mogę coś z tą sytuacją zrobić..
Bardzo mi przykro.
- Kurwa,
przykro!? Tobie jest przykro? Tylko tyle jesteś w stanie powiedzieć i zrobić?
Czyli po prostu nic?
- Ale
naprawdę ja nie mogę…
- Jasne.
Nic nie możesz. I nawet cię to nie obchodzi, że zniszczyłeś życie kolejnej
osobie.
- Nie
przypominam sobie, żebyśmy byli ze sobą na „ty”.
- Po
prostu idź, nie mam ochoty cię widzieć.
Złapałem
się za głowę i patrzyłem, jak mój – oj, przepraszam – już nie mój adwokat
wychodzi z mojego – ach, zapomniałem – nie mojego domu. Jakiś czas temu zmarła
moja droga matka i zostawiła mi w spadku dom. Fakt, nie za bardzo miałem go jak
utrzymać, lecz przeszło mi przez myśl, że mógłbym go komuś wynająć, w końcu
takie rozwiązanie jest w miarę opłacalne. Nie miałem stałej pracy, tak
właściwie to grałem sporadycznie na perkusji w zespołach, które nie miały
perkusisty.
I wtedy
pojawiły się problemy. Doszły do tego długi, o których matka mi nie
powiedziała, i których nie byłbym w stanie spłacić nawet wynajmując dom.
Pewnego
dnia poszedłem na spotkanie z adwokatem, który próbował uwolnić mnie jakoś od
tego długu (kompletna strata czasu, tak na marginesie) i tam
zobaczyłem jego. Zmorę mojego życia. Niski, farbowany blondyn z dziurami koło
ust jak po przekłuwaniu igłą i zimnymi oczami. Miał odkupić ode mnie dom, a
kwota, którą mi za niego zaproponował, wystarczyła na pokrycie wszelkich
długów. W dodatku doszliśmy do porozumienia, że pozwoli mi mieszkać w
mieszkaniu, póki nie znajdę sobie czegoś innego. Warunki wydawały mi się
przystępne, więc poszedłem na taką ugodę.
Myślicie
teraz pewnie, że nie mam na co narzekać. Oj, jak bardzo się mylicie…
-
Myślałem, że jasno się wyraziłem –Tooru – bo tak miał na imię mój niedoszły
wybawca, stał w drzwiach kuchni i patrzył na mnie z drwiną w oczach. Doprawdy,
nie mógł sobie znaleźć lepszego momentu na pastwienie się nade mną. – Masz się
stąd wynieść.
Ha, teraz
wprowadziłem mętlik, prawda? Otóż jak tylko doszło do przekazania mienia, Tooru
Nishimura okazał się wrednym chujem. Od razu kazał mi wypierdalać z domu.
Myślicie, że nie groziłem mu sądem? Oj, taaaaak. Nawet nie wiecie, jaką
awanturę rozpętałem. Po czym okazało się, że adwokat przy odczytywaniu umowy przypadkowo
pominął mały, drobny druczek, który mówił o tym, że najemca zastrzega sobie
prawo do wywalenia mnie, kiedy mu się to rzewnie podoba. Teraz już wiecie,
czemu tak potraktowałem podstępnego, parszywego adwokata, który
okazał się dobrym przyjacielem Tooru.
- Nie
martw się, jutro mnie tu nie będzie – odparłem kwaśno. Jakąś godzinę temu
obdzwoniłem wszystkich swoich znajomych w poszukiwaniu kogoś, kto pozwoli mi
zostać u siebie na dłużej niż tydzień i jedynie Toshimasa się zgodził. Ba,
nawet zaoferował się, że przewiezie moje rzeczy.
- Wiesz… -
podszedł do mnie – zawsze możesz tutaj zostać za drobną opłatą. –
Położył mi dłonie na udach i zaczął sunąć nimi w górę. Świetnie. Psychopata i w
dodatku gej.
- Nie –
warknąłem i wstałem, a on przygrzmocił czołem w moją klatkę piersiową.
Wspominałem, że jest niski? Może nie aż tak bardzo, ale różnica o ponad głowię
jest zawsze czymś. – Nie upadłem tak nisko i nie mam zamiaru sprzedawać się za
durne mieszkanie. Wybacz, ale jestem w stanie sobie poradzić.
Może moje
słowa były chłodne i biło od nich dumą, we wnętrzu gotowałem się jak cholera i
nie miałem zamiaru zostawiać czegokolwiek, co kiedyś było moje, temu
mężczyźnie. Podkreślam, NICZEGO.
- Jak
chcesz – wykrzywił usta, w gruncie rzeczy nawet ładne. – Każdy kiedyś ulega.
Wredny…
Tej nocy
nie spałem za wiele. Ej, nie wyobrażajcie sobie chore zboczeńce… Nikt nikogo
nie gwałcił po nocach, przynajmniej nie u mnie. Za to trochę się zestresowałem,
że Tooru sam zechce wejść do mojego pokoju, w którym nie było zamka, więc
czuwałem aż do rana. Koło siódmej nie wyrobiłem, i zasnąłem. Miałem dziwne sny.
Gonił mnie Songo (wiecie, dzieciństwo spędzone na Dragon Ballu robi swoje),
który zmienił się w wielką pandę rzucającą we mnie bambusem i mówiącą, że nie
nadaję się do niczego, prócz przerobienia na mielonkę.. Nie pytajcie czemu, sam
tego nie wiem. Zresztą, gdyby się nad tym głębiej zastanowić, to wyszłoby z
tego, że podświadomie pragnę być ofiarą pandy.
Toshimasa
przyjechał punkt jedenasta.
- Stary,
wyglądasz jak zombie.
- No co ty
nie powiesz – sami wiecie, że niewyspany człowiek, to zły człowiek. – Nie byłem
w stanie zmrużyć oka.
- Czemu? –
Hara się zaciekawił i, wierzcie mi, to nie było zdrowe zaciekawienie.
- Nie
interesuj się – odparowałem. – Pomóż mi lepiej z rzeczami.
- Też tak
kogoś spławisz, jak będzie do ciebie startował? – Toshimasa nie mógł
powstrzymać się od kąśliwego pytania, ale bez gadania ruszył za mną.
- Ja to
widzę trochę inaczej niż ty – zaśmiałem się ponuro na samą myśl. – To raczej
coś typu Grumpy Cat. Nie wiem, czy wiesz o czym mówię…
- Tak,
wiem. I co z nim?
- Moja
wymiana zdań będzie wtedy podobna:
„-
Myślę, że jest coś między nami.
- Ja
też. Ściana.”
Hara
prawdopodobnie zastanawiał się teraz, czy nie jestem aby przypadkiem chory na
umyśle, lecz tak naprawdę miałem dość ludzi. Zrobiono mnie w ciula, to chyba
normalne. Dlatego widok Nishimury chodzącego sobie bezkarnie po domu wkurwiał
mnie do reszty i resztkami swojej woli powstrzymywałem się od popełnienia
mordu.
Miałem
sporo rzeczy. Na szczęście Hara miał pojemny samochód, chociaż po perkusję
trzeba było wrócić, i nawet Tooru nam pomógł, rzucając co jakiś czas
seksistowskie uwagi na mój temat. Wiem, nie wyglądam zachęcająco, może nawet
ludzie się zastanawiają na temat płci, jakiej jestem, co nie znaczy, że pozwolę
sobie ubliżać. Punktem kulminacyjnym wszystkich moich negatywnych emocji była
chwila, gdy blondyn zalał kawą zdjęcie mojej zmarłej mamy. MOJEJ! Tak, wiem,
używam tego słowa bardzo często, lecz jakoś nie potrafię się pogodzić z faktem,
że moje już moje nie jest.
Nie mogłem
więc tego tak zostawić. Po prostu nie mogłem.
Kiedy już
byłem u Toshimasy, zacząłem szukać w Internecie informacji na temat Tooru
Nishimury. Nie znalazłem może wiele, ale na coś trafiłem na pewno. Konto na
jakimkolwiek portalu internetowym było mu najwyraźniej obce, ale znalazłem parę
artykułów, a konkretniej trzy, o ludziach z tym nazwiskiem. Pierwszy mówił o
wypadku, w którym zginął kierowca małej Toyoty, a rodzina z drugiego auta
wyszła bez szwanku. Nieprzydatne. Drugi artykuł był o odmiennej treści. „(…)
Młody przedsiębiorca, Tooru Nishimura, ma zamiar otworzyć ośrodek dla osób
uzależnionych od seksu, w którym będą mogli leczyć swoje uzależnienie.” Hmm…
interesujące. Za trzeci nawet się nie zabrałem, bo była to tylko reklama
przedsiębiorstwa Tooru.
No dobrze,
podano adres ośrodka, więc może wypadałoby odwiedzić to miejsce? Uważałem to
przynajmniej za dobre posunięcie, dlatego niezwłocznie udałem się w drogę.
Niespełna godzinę później stałem przed obskurnie wyglądającymi drzwiami,
nad którymi zwisał smętnie napis „Klinika dla osób uzależnionych”.
- Hm,
pięciogwiazdkowy hotel to to nie jest – mruknąłem pod nosem i wszedłem do
środka.
- Witamy w
naszej klinice, w czym mogę pomóc? – odezwała się do mnie miło wyglądająca pani
z czegoś na kształt recepcjo-punktu rejestracji pacjenta.
- Dzień
dobry, gdzie mogę uzyskać informacje na temat tego ośrodka? – zapytałem z
nikłym uśmiechem, żeby sprawiać wrażenie względnie sympatycznego, chociaż i tak
ktoś mi kiedyś powiedział, że jak się wkurzam, to wcale nie wyglądam groźnie. –
Chciałbym dowiedzieć się co nieco przed zapisem – jak udawać to udawać.
- Tak,
proszę iść na koniec tego korytarza i skręcić w lewo. Od razu zobaczy pan
informację.
Podziękowałem
i poszedłem dalej. Pewnie zastanawiacie się, co widziałem ciekawego w tej
klinice. Nic. Znaczy, odwiedziłem ją w poszukiwaniu jakiegoś punktu
zaczepienia. Haka na Tooru, coś, czym mógłbym go szantażować. Tak, ja i
szantaż, to raczej nie łączy się ze sobą, ale co poradzę na to, że ktoś wykopał
mnie z własnego domu i jeszcze oczekiwał, że jeśli chcę zostać, mam zapłacić
mu własnym ciałem?! Czy tylko ja widzę w tym jakąś nieprawidłowość?
Czasem się
zdarza, że przedsiębiorcy, politycy czy biznesmeni otwierając działalność,
korzystają z nielegalnych źródeł dochodu, robią jakieś przekręty czy jeszcze
jakieś inne pierdoły, dlatego liczyłem na coś podobnego w tym przypadku. Może
jestem zwykłym, szarym obywatelem, który nigdzie nie ma dostępu, co nie znaczy,
że nie warto próbować.
- Witam –
bądź miły, bądź miły – czy mogłaby mi pani udzielić paru informacji? – jak na
razie nic nie wyprowadziło mnie z równowagi.
-
Oczywiście – odpowiedziała kobieta za kontuarem, która wyglądała kropka w
kropkę jak ta poprzednia. Bliźniaczki? Czy może mam deja vu?
- Co może
mi pani opowiedzieć o tej klinice? – zacząłem od niezbyt podejrzliwego pytania.
- Cóż…
Więc została otworzona stosunkowo niedawno, jakieś trzy miesiące temu przez
szanowanego Tooru Nishimurę. Obecnie mamy dziesięciu pacjentów, ale widać, że
ośrodek się rozwija, co nas bardzo cieszy. Prezesem-
- Dziękuję
– przerwałem jej. – A czy wiadomo z jakich względów pan Nishimura – aż mi przez gardło nie chciało przejść to słowo –
otworzył to miejsce?
- Słucham?
– zdziwiła się, a potem spojrzała podejrzliwie.
Muszę
przestać być tak wścibski…
- Chodziło
mi o to, czy może założył klinikę, bo sam był od czegoś takiego uzależniony.
Wie pani, miło wiedzieć, że bogaci ludzie też mają problemy jak my. – W tym
momencie zacząłem już paplać. Nie bardzo wiedziałem, co mam powiedzieć.
- Ach –
zaśmiała się kobieta. – Nie, nie, pan Nishimura nie jest seksoholikiem. – W tym
miejscu się zarumieniła. Czy tylko mi wydaje się to odrobinę podejrzane? –
Pomysł pojawił się przez brata prezesa.
W tym
momencie skończyły mi się pomysły na pytania. Ta rozmowa chyba donikąd mnie nie
prowadziła.
- Bardzo
pani dziękuję.
Wyszedłem
z budynku.
- Jeszcze
cię udupię, Tooru Nishimura! – warknąłem dość głośno. Czułem się w tym momencie
bardzo bezsilnie.
- Słucham?
Spojrzałem
się za siebie i zobaczyłem względnie wysokiego, młodego mężczyznę z długimi
włosami czerwonymi na końcówkach. Patrzyłem tak na niego jak cielę, nie bardzo
wiedząc o co mu chodzi, więc znowu się odezwał, chyba widząc moje
zaniepokojenie.
- Mówiłeś
coś o udupieniu Nishimury? – sprecyzował swoje pytanie.
- Nie, ja
wcale nie chcę kłopotów. Mam żonę, dzieci, wnuki, rybki mi niedawno zdechły i-
-
Hahahahah, wnuki? – facet zaczął się ze mnie po prostu śmiać. – Wyglądasz na
nie więcej niż 25 lat.
- Wszystko
jest możliwe – burknąłem wielce obrażony. – Zresztą do czego ma prowadzić ta
niezwykle inteligentna rozmowa?
- Bo mogę
ci w tym pomóc.
-
Dlaczego?
Mężczyzna
skrzywił się paskudnie i już teraz jego twarz nie wyglądała tak miło.
-
Powiedzmy, że z miłości – powiedział przeciągle. – Zabrał mi kobietę, którą
kochałem. A co z tobą?
- Zabrał
mi dom mojej matki i wykopał mnie na zbity pysk oczekując zapłaty cielesnej –
skróciłem historię swoich paru ostatnich dni do minimum.
- Brzmi
jak on. Więc chcesz odzyskać dom? – zaciekawił się.
- Już
nawet nie chodzi o to. Nie było dla mnie przeszkody w tym, żeby się stamtąd
wyprowadzić, ale dopiero po tym, jakbym znalazł mniejsze i tańsze mieszkanie, a
Tooru zgodził się, żebym tam mieszkał do tego czasu. I było to zawarte w
umowie, zaznaczam. A potem, to znaczy, na drugi dzień, kazał mi się wynosić.
- A więc
to raczej kwestia honoru – zauważył figlarnie.
- Nazwij
to jak chcesz. Rozpoczął ze mną wojnę.
Facet
zastanowił się nad czymś chwilę, a później powiedział:
- Wiem,
coś, co może być dla ciebie przydatne.
- Więc
czemu tego nie wykorzystałeś? – W tym momencie nie było to dla mnie jasne.
- Bo był
moim przyjacielem. Kiedyś. A więc słuchaj…
I tak
właśnie znalazłem się w tej ciemnej uliczce i zastanawiałem się, czy aby dobrze
zrobiłem. Daisuke – bo tak miał na imię ten mężczyzna – powiedział mi, gdzie mogę
znaleźć brata Tooru, który nie do końca za nim przepadał i mógł mi pomóc.
- Ej, ty,
chcesz kupić zioło?
- Hę?
Nie no, to
teraz było przegięcie. Gdzie ja się władowałem?
- Nie, nie
chcę. Proszę mnie nie nachodzić – powiedziałem piskliwym głosem, a nuż jakiś
zboczeniec lub morderca się trafił?
- To czego
tu człowieku szukasz? Przepłoszysz mi wszystkich klientów!
- Szukam..
Szukam Nishimury, Kaoru.
- A co od
niego chcesz? – mój rozmówca najwyraźniej postanowił być tajemniczy, bo stał w
mroku i jedynie był widoczny jego zarys.
- Ponoć
może mi pomóc z Tooru.
W tym
momencie mężczyzna, z którym cały czas rozmawiałem, wszedł w nikłe światło
księżyca.
- To go
znalazłeś. W czym problem?
***
- Ach,
więc to tak – Kaoru podrapał się po głowie, gdy usłyszał całą historię. – Nie
wiem dokładnie, jaki miał cel w przejmowaniu twojego domu, ale mogę ci
podrzucić coś, czym mógłbyś go szantażować. Oczywiście, nic za darmo.
-
Naturalnie – byłem już nastawiony mentalnie i finansowo na koszta, jakie mogę
ponieść.
- Chodź za
mną.
Szliśmy
przez nieciekawą okolicę, ale podnosiła mnie na duchu kwestia, że może jakoś
uda mi się dokopać temu farbowanemu blondynowi. Mijaliśmy nocne kluby, dziwne
panie stojące przy ścianach oraz facetów, którzy raczej chusteczek
higienicznych nie sprzedawali. W końcu doszliśmy do małego, klockowatego domu,
który, o dziwo, był czysty i nawet ładnie się prezentował z lampkami
oświetlającymi drogę do drzwi przez dosłownie mikro-podwórko. Kazał mi poczekać
na zewnątrz, a sam wszedł do środka. Nie powiem, żebym stał tam krótko i
myślałem, że zapuszczę tam korzenie, chociaż z perspektywy czasu było warto.
- Masz – Kaoru
dał mi małą kopertę. – Dla Tooru jest ważny czysty wizerunek w oczach ludzi,
więc sądzę, że nie będzie chciał aby dostało się to do niepowołanych rąk.
-
Dziękuję! Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne! – miałem ochotę całować go
po rękach.
- Nie ma
za co – zaśmiał się i poczochrał mnie po włosach. – Tylko zrób z tego dobry
użytek.
Wróciłem
do Toshimasy niemal w podskokach. Usiadłem u niego w salonie na dywanie i
rozpakowałem kopertę, a zaciekawiony Hara zaglądał mi przez ramię.
- Co to,
płyta? – spytał. – Czekaj, włożę ją do DVD.
Chwilę
później oglądałem na ekranie, jak blondyn leży przywiązany do łóżka, a na nim
kładzie się jakiś inny, równie niski brunet. Obaj byli nadzy.
Aha. Czyli
innymi słowami, dostałem w prezencie niskobudżetowe porno.
- I to ma
ci niby pomóc? – na Toshimasie film chyba nie zrobił najmniejszego wrażenia,
bo tylko przyglądał się temu, co robi dwóch mężczyzn na ekranie, przekrzywiając
głowę na wszelkie możliwe pozycje.
- Jutro
się o tym przekonam.
Z takim
nastawieniem poszedłem się umyć, a następnie zasnąłem na kanapie Hary.
***
Chyba
nigdy tak się nie stresowałem, jak dzwoniłem do własnych drzwi. Zdążyłem
zauważyć, że pomalował mi framugi w oknach na biało. Chyba na serio zamierzał
się tu wprowadzać, o ile już tego nie zrobił.
- Czego tu
szukasz? – Tooru stanął w drzwiach, a ja nie potrafiłem powstrzymać się od
śmiechu, bo od razu przed oczami pojawiały mi się pewne obrazy z filmu. – No
chyba, że postanowiłeś mi ulec.
- Chyba
cię pojebało – stwierdziłem całkiem szczerze. – Nie. Jestem tutaj z innym
zamiarem.
- Jakim? –
Chyba się jednak odrobinę zdziwił.
-
Odzyskania swojego mieszkania.
- Nie
sądzę, żeby było to możliwe – uśmiechnął się ironicznie.
- Och,
mylisz się – wyciągnąłem płytę z kieszeni torby. Nie, nie byłem taki głupi,
zrobiłem kopię. A nawet kilka. – Widzisz, tutaj znajduje się bardzo ciekawa
rzecz, którą media raczej się zainteresują. – Nishimura uniósł brwi, nie
wiedząc, do czego zmierzam. – A mianowicie porno z udziałem pewnego
przedsiębiorcy. A mianowicie z twoim.
Obserwowałem
z satysfakcją, jak kolory na jego twarzy przechodzą od koloru różowego, po
wściekle czerwony.
- Wchodź
do środka.
Wciągnął
mnie niemal siłą i zamknął za nami drzwi.
- Skąd to
masz? – syknął.
- Z
zaufanych źródeł. A teraz słuchaj. Chcę z powrotem swój dom. Chcę znowu w nim
mieszkać, nie mieć żadnego długu ani się nie martwić, że na twoją cnotę czeka
jakiś napaleniec.
- O,
wypraszam sobie, nie jestem żadnym napaleńcem. Nie moja wina, że mi się
podobasz.
- Ale
przecież- Hę, co? Że jak?
- Podobasz
mi się. Na początku nie wiedziałem, jak wygląda właściciel tego domu, a potem
zobaczyłem ciebie… Nie moja wina, że przychodzą mi do głowy głupie pomysły na
zwrócenie na siebie uwagi – spojrzał w bok.
Teraz nie
wiedziałem, co mam robić. W gruncie rzeczy byłem bi i facecie też mi się
niekiedy podobali, a on był bardzo przystojny. Może dać mu szansę?
- Mogę się
znowu tu wprowadzić? – spytałem.
- Jeśli
tego chcesz.
- To
będzie lepsza okazja do bliższego poznania się nawzajem – uśmiechnąłem się
przyjaźnie. – Może nie okażesz się taki zły.
Tak,
pewnie gadam brednie, bo kto normalny godzi się na zamieszkanie z kompletnie
obcą osobą, o której się nie wie nic poza tym, że ma niezły tyłek, grała w
amatorskim porno i jest dobrze prosperującym przedsiębiorcą.
- Jestem
Shinya. Shinya Terachi – wyciągnąłem do niego rękę. – Mam dwadzieścia cztery
lata i nieźle gram na perkusji. A ty?
Nishimura
zaczął się śmiać. Chyba muszę wam powiedzieć, że ma bardzo ładny uśmiech, chyba
byłbym się w stanie do niego przyzwyczaić. Bo w gruncie rzeczy życie nie jest
takie złe. Zawsze zaskoczy czymś niespodziewanym. Na przykład takim farbowanym
blondynem.
Stęskniłam sie ;_;!!
OdpowiedzUsuń*Wirtualnie rzuca sie na szyje i tulz*
Fajne opko, początkowo nieco chaotyczne, ale czytałam z uśmiechem na ustach :D Jedyne co złe to to, że krótkie ;/
Co masz dalej w planach:D?
Czekam o: Właściwie na wszystko...
Weny!
~xMidziak
Hahahaha ^^
OdpowiedzUsuńOh, tak, krótko, dirowo, komediowo! <3 Nawet nie wiesz jak miło jest zobaczyć takie coś, by w końcu móc coś przeczytać. Zważywszy na to, że ja ostatnio ficków prawie nie czytam. Wcale. Ale o dirze... chętnie.
OdpowiedzUsuńPodobał mi się ten pomysł. Taki niecodzienny, inny. Chociaż nie wiem, czy oni mi do tej roli pasują...
Ja tam się nie dziwię, że niektórzy mogą mieć problemy z określeniem płci Shina. Przecież na jednym z najnowszych zdjęć jego buty wyglądają (centralnie!) jak damskie botki na średnim obcasie. A może nimi są. Kto tam Shina wie. Jeśli przebiera się w pantofelki i kolorowe rajstopy, do tego reszta dziwnego stroju... Nie wspomnę o tym, jak sprofanował Doraemona. ;-; widziałaś, nie? Takie niebieskie wdzianko, a ja dopiero po czasie skumałam, za co on się tam przebrał.
Tak, różne dziwactwa w tym dirze, doprawdy. Mamy Die'a z końskim uśmiechem (przyznasz rację, prawda? xd), Toshi'ego faszystę i Shina fetyszystę z zamiłowaniem do przebieranek w damskie ciuszki. Kyo... jego pominę, bo jego nie da się opisać jednym lub paroma słowami. Kaoru? Mógłby grać Syriusza Blacka w Harrym Potterze. Ale dobra, o ficku chyba powinnam się wypowiedzieć nieco bardziej... xD
Ta klinika, taki pomysł, aż padłam ze śmiechu. I że właściciel, zakładając ją ani trochę nie myślał o sobie? Wątpię w to. A ta kaseta to co, nie dowód? Swoją drogą... a nie, może i bym takiej nie chciała xD (Oszczędzę ci, kochanie, tego wstydu i nie zażyczę sobie takiej kasety). No ale co dalej? Czy Shin to pokazał?
Ogólnie... za szybko się przekonał, zmienił zdanie. Trochę ta końcówka jakby niedopracowana, bo chciałabym wiedzieć, jak do tego doszło... Znaczy wiem, ale czy on by się tak przekonał od razu? Trochę za szybko to się stało. Za krótko ;-;
Ale masz genialne poczucie humoru :3
No i teraz będę czekać na następne takie opowiadania!
Rozpisałam się. Kiedy to ja ostatnio pisałam komentarz gdziekolwiek... Nie pamiętam. Eh.
Pozdrawiam~!