sobota, 24 stycznia 2015

Depresja pisarza 1

Wracam z takim czymś. Jakieś konkretne życzenia na następne opowiadanie?

Pairing: Zero x Karyu
Gatunek: komedia
Ostrzeżenia: brak


- Zero! – Hizumi wrzasnął na całe gardło. – Czemu mi to robisz?!
Michi spojrzał znudzonym wzrokiem na Hiroshiego i odparł protekcjonalnym tonem:
- Nie rozumiem, o co ci chodzi.
W tym momencie z ust edytora poleciała taka wiązanka najróżniejszych wyzwisk w stronę pisarza, że sam Zero dziwił się nad kreatywnością Hizumiego. Rzadko kiedy udawało mu się rozzłościć przyjaciela do tego stopnia, że ten zamieniał się wchodzącą zegarową bombę. Chociaż nie, w bombę ze zdalnym zapalnikiem w rękach Zero.
- Dobra, dobra. Weź wyluzuj – mruknął pisarz. – Dostaniesz ten rozdział jutro. Nie rozumiem, o co tyle krzyku. Przecież się nie pali.
- Bo nie tobie pojechali po pensji – warknął Hizumi. – Spóźniłeś się znowu o dwa tygodnie i kogo za to posądzili? Mnie! Przysięgam, że kiedyś odbiję sobie wszystkie złe rzeczy na tobie.
Zero machnął ręką i ziewnął znudzony. Czasem miał serdecznie dość Yoshidy i najchętniej wywaliłby go przez najbliższe okno, lecz sumienie by mu tego nie darowało. Zresztą, jak by to wyglądało? Już sobie wyobrażał nagłówki na pierwszych stronach gazet: Zabójstwo namolnego edytora!, Zabił przyjaciela, bo go wkurwiał!
- Wydamy tę książkę i sobie odbijesz – rzekł zamiast tego Michi i zaczął się kręcić na obrotowym krześle.
- Zero… - jęknął załamany Hizumi. – Problem w tym, że zastanawiają się, czy chcą ją wydać.
Pisarz zatrzymał się i spojrzał ze zdziwieniem na edytora. To nie było coś, co spodziewał się usłyszeć, szczególnie że był dla szefostwa niczym kura znosząca złote jaja.
- Czemu?
- Może dlatego, że nigdy nie wywiązujesz się z terminów, piszesz książki w tempie wyścigowego żółwia i nie potrafisz utrzymać buzi na kłódkę! – Yoshida walnął ręką w stół.
- Tylko bez zbędnej agresji – Zero poklepał Hizumiego po ramieniu. – Zobaczysz, będziesz miał na jutro ostatni rozdział. Obiecuję.
- Oby, bo jak nie, ja wylecę a ty stracisz kontrakt z kolejnym w tym roku wydawnictwem – uświadomił Michiego, zostawiając pisarza samego.
Po wyjściu edytora i zarazem przyjaciela, Zero zaczął przeglądać swoje notatki, lecz nic nie przychodziło mu do głowy. Pisanie zakończenia było tym, czego nienawidził najbardziej, a w tym wypadku nie potrafił się przyznać sam przed sobą do kolejnego w tym miesiącu zastoju weny. On, wielki Shimizu Michi, laureat paru ważnych nagród, cierpiał na brak chęci i pomysłów. Co miał teraz zrobić? Jedyne co mu zostało, to pocieszanie się myślą, że ta książka miała kończyć cały cykl i teoretycznie był już bardzo blisko końca.
Spojrzał na kartkę, na której widniały spisane pomysły na zakończenie. Było ich pięć i na chwilę obecną żaden nie przypadał mu do gustu. Już sobie wyobrażał wściekłość Hizumiego, gdyby powitał go jutro z pustymi rękoma. Znowu.
Napisał linijkę tekstu, lecz prawie natychmiast zamazał słowa, które wydały mu się nie na miejscu. Nie lubił korzystać z laptopa. Sprawiał że jego wena gdzieś uciekała, chociaż nie ukrywał, że komputer był o wiele lepszą opcją. Być może w kącie pokoju nie byłoby tej wielkiej góry pomiętych kulek papieru.
- Michi, proszę. Zostało tak mało, weź się w garść. To ostatnia książka z tej serii! – klasnął w dłonie i zamknął oczy. – Dasz radę.
Siedział do późna, aż powieki same opadły mu ze zmęczenia, ale skończył przynajmniej książkę. Kosztowało to Zero mnóstwo wysiłku, kilka litrów okropnej, mocnej kawy i obgryziony ołówek. Zczołgał się z krzesła i przeszedł na łóżko . Nie minęła nawet chwila, gdy smacznie spał.

***

- Nie wierzę! – Hizu przetarł oczy ze zdumienia. – Udało ci się choć raz wywiązać z obietnicy.
Edytor poczuł się tak, jakby zniknął z serca mocny ucisk. Już dawno nie czuł takiej ulgi, a przez niesłownego i przekraczającego terminy przyjaciela żył w ciągłym stresie.
- Powiedz, że mnie uwielbiasz – zaśmiał się Michi – i całuj po stopach.
- Oczywiście!...Co? Chyba żartujesz.
- A, jeszcze jedno. Ta powieść jest moją ostatnią, przynajmniej na jakiś czas – Zero zrzucił bombę na głowę Yoshidy.
Kartki wypadły z dłoni Hiroshiego. Zamrugał oczami otwierając przy tym i zamykając usta, z których nie wydał się żaden dźwięk.
- Ale…ale dlaczego? Może jeszcze to przemyślisz, może wystarczy-
- Nie, Hizu – przerwał mu kategorycznie Shimizu machnięciem dłoni. – Od dłuższego czasu nie potrafię napisać niczego dobrego. Nie przychodzą mi do głowy żadne nowe pomysły. Wypalam się, Hizu! Potrzebna mi przerwa, tylko nie wiem na jak długo.
Yoshida przyjął tę informację chwilą ciszy. W głębi serca rozumiał Zero. Sam, czytając jego książki rozdział po rozdziale, widział zmiany choćby w stylu pisania. Wymuszona. Tak właśnie można było określić ostatnią książkę, której zakończenie właśnie znajdowało się na podłodze, więc Hizumi schylił się, by je podnieść.
- Same z tobą problemy – Hizumi pokręcił głową, prostując przy tym plecy. – Nie myśl jednak, że się mnie tak łatwo pozbędziesz.
- Hę?
W tym momencie Michi zrobił tak głupią minę, że Yoshida nie mógł powstrzymać się od chichotu. Coś na kształt przerażenia, rozbawienia, zaskoczenia i strachu. Wielki, zły Zero bał się Hizumiego, który tak naprawdę był niegroźny. Cóż, przez większość czasu.
- Nie, nie pobiję cię ani nie napadnę. Miałem na myśli, że nie pozbędziesz się mojego towarzystwa – wyjaśnił i spojrzał na zegarek. – Dobra, muszę już iść. Praca czeka.
Yoshida zniósł tę informację zaskakująco dobrze. Może dlatego, że chodziło o Zero, u którego różne dziwactwa były na porządku dziennym.
Papiery zostały schowane do ciemnej, skórzanej torby i chwilę później drzwi cicho zamknęły się za edytorem. Michi westchnął ciężko. Czuł jakby z serca spadł mu wielki kamień, który ciążył przez bardzo długi czas. Głośne burczenie w żołądku skutecznie odwróciło od tego jego uwagę i uświadomiło go, że jest głodny, w lodówce nie ma nic konkretnego i nie można żyć samym powietrzem. To był czas, żeby odwiedzić sklep, by nie zginąć z głodu. Chwilę później Zero szedł ulicami miasta, a właściwie jego przedmieści, ubrany w wiatrówkę, stare jeansy, czarną koszulkę i znoszone buty. Zastanawiał się, czy nie wziąć czegoś na wynos, ale lodówka nie stałaby się od tego ani trochę pełniejsza.
Wszedł do marketu, złapał za koszyk i zaczął krążyć między regałami. Nie krył, że niejaką niechęć budził w nim widok ludzi z dziećmi, które wrzeszczały w niebogłosy, usiłując wymusić na rodzicach kupno słodyczy czy nowej zabawki. Minął grupkę rozanielonych nastolatek, pokazujących sobie Zero palcami (musiał nieskromnie przyznać, że był jednym z najmłodszych i najprzystojniejszych pisarzy ostatniego roku). Wrzucił kilka podstawowych produktów do koszyka i podszedł do kasy. Przed nim w kolejce stały trzy osoby. Kasjer szybko obsłużył staruszkę i małego chłopca, ale stojący przed Michim yankee zaczął sprawiać problemy.
- Ta paczka fajek była tańsza!
- Bardzo mi przykro, ale to cena mniejszej paczki.
- Kłamiesz, przecież widziałem.
- Powtarzam, to nie jest ich cena.
- Ty cholerny-
- Przepraszam, ale klienci czekają na obsłużenie – Zero nie wytrzymał i dorzucił coś od siebie – więc gdybyś był na tyle dobry i przestał zgrywać frajera, byłoby miło.
Uporczywy chłopak poczerwieniał ze złości i zacisnął pięści, ale odszedł mrucząc coś do siebie pod nosem. Michi spojrzał za nim i uśmiechnął się z wyższością. Naprawdę nienawidził takich ludzi – szukających zwady z każdym i wszędzie.
- Bardzo ci dziękuję.
- To nic takiego – odparł machinalnie Zero.
Dopiero teraz skierował swoją uwagę na kasjera. Jasnobrązowe włosy, przyjemna twarz z lekko niepasującym do niej dużym nosem, pełne usta, smukła, wręcz wychudzona sylwetka – tak można było go opisać. Pisarz nie mógł stwierdzić jakie wrażenie wywoływał w nim ten chłopak, który wydawał się z trzy lata młodszy od niego.
- Jeśli mogę się jakoś odwdzięczyć…
- Naprawdę, nie trzeba – Zero zaczynał żałować, że w ogóle wyszedł z domu.
Matsumura – bo takie nazwisko było na plakietce – skasował produkty, a Michi zapłacił i je spakował.
- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – krzyknął za nim kasjer. – Będę mógł wtedy należycie podziękować!
- Błagam, oby nie – mruknął Michi i poszedł w swoją stronę. Nie tęsknił za kolejnym spotkaniem z tym chłopakiem. Właściwie to nawet nie miał ochoty go więcej widzieć, jednak – gdyby miał być szczery – chętnie by się do niego dobrał. Co jak co, ale tyłek miał niezły.

***

- Chcesz mi wmówić, że nie pójdziesz do sklepu ze względu na…?
- Matsumurę. To taki… - Michi  zawiesił się na chwilę pod wpływem przeszywającego spojrzenia Hizumiego – …pracownik – dokończył.
Yoshida zwiesił głowę w wyrazie niemego wołania o pomoc.
- To głupie – skwitował, gdy już przeżył wewnętrzne załamanie. – Najwyżej gdzieś cię zaprosi, a ty odmówisz.
- I będzie mnie tym dręczył za każdym razem, gdy tylko wejdę w pole widzenia – stwierdził kwaśno pisarz.
Zaprosił do siebie Hiroshiego, a ten wpadł od razu, gdy tylko znalazł wolną chwilę. Yoshida nie był typem osoby, która potrafiła usiedzieć spokojnie na miejscu – już po dwudziestu minutach zaciągnął przyjaciela na dwór. Złożyło się tak (nie)szczęśliwie, że Hizumiemu zachciało się pić, a byli akurat przed ulubionym marketem Zero, który nie był zbytnio skory do ponownego zawitania w tym miejscu.
- Bierz do picia co chcesz, ja tu poczekam – pisarz postawił na swoim, a Hizumi wzruszył ramionami i poszedł do sklepu mrucząc coś o życiowych nieudacznikach, ale Zero nie wziął sobie tego do serca.
- O, witam.
Michi niemal podskoczył i spojrzał w lewą stronę. Nie spodziewał się, że wpadnie na Matsumurę i przeklinał się w duchu, że nie poszedł z Hizumim, gdy ten go prosił.
- Co tu robisz? – spytał niechętnie Michi.
- Idę do pracy – odparł niczym nie zrażony Matsumura. – A właśnie, nie zdążyłem się przedstawić – skinając lekko głowę. – Matsumura Yoshitaka, dla znajomych Karyu – rzekł z udawaną powagą, ale zaraz zaśmiał się miło.
Niechętnie, bo niechętnie, Zero odwzajemnił gest mentalnie błagając Hizumiego o powrót.
- Shimizu Michi – przedstawił się sztywno.
- Jak ten sławny pisarz? – spytał podekscytowany Karyu.
- Bo to ja – Michi przewrócił oczami. Dziwiło go trochę, że ten chłopak o nim słyszał, bo niewielu ludzi, których znał, czytało horrory, a jeszcze większym zdziwieniem napawał go fakt, że Matsumurze nie zdawało się nie przeszkadzać nieprzyjemne usposobienie Zero.
- Bez urazy, ale nie myślałem, że jesteś… nie wiem, starszy?
- Wieku się nie wybiera – Yoshitaka zaczął grać mu na nerwach.
- Niby tak. Wybacz mój sceptycyzm – usta Karyu wygięły się w delikatnym uśmiechu i Zero zawiesił na nich swój wzrok. – Ale wyglądasz na niecałe dwadzieścia, a piszesz książki od trzech lat. Wiem, bo bardzo je lubię – dodał. – Przeczytałem chyba wszystkie.
Takich słów pisarz nie spodziewał się usłyszeć. Zamrugał parę razy i zmarszczył brwi. Naprawdę wyglądał tak młodo? W sumie parę osób zwróciło mu na to kiedyś uwagę, ale nie brał tego na poważnie.
- Mam 26 lat – burknął pisarz, niechętny do dalszej rozmowy.
Karyu widocznie się zmieszał. Wyczuł, że uraził drugiego mężczyznę i nie wiedział, jak wybrnąć z podbramkowej sytuacji. Z pomocą, i chyba nieświadomie, przyszedł mu Hizumi, który wrócił trzymając w ręku puszkę „jakiegoś gazowanego ścierwa”, jak zwykł mawiać Zero, i podgwizdując radośnie, jakby wygrał właśnie na loterii.
- Witam! – powiedział niemal śpiewnie do Karyu. – Ładny dziś dzień, nieprawdaż?
- Musimy juz iść – Zero nie spodobało się zachowanie przyjaciela i wiedział, że ten jest gotów popełnić w każdej chwili jakieś głupstwo. – Do zobaczenia.
Yoshitaka skinął mu głową, ale nagle przypomniał sobie o czymś i powiedział:
- Prawie zapomniałem. Chciałbym zaprosić cię jutro na kawę. Tak w ramach podziękowania.
- Nie wiem, czy… - zaczął Zero, lecz ktoś mu przerwał.
- Pójdzie z miłą chęcią.
I stało się. Hizumi popełnił dzisiaj swoje pierwsze głupstwo i, sądząc po morderczym wzroku pisarza, ostatnie.
- Naprawdę? – ucieszył się Matsumura. – Jutro o 17 kończę pracę, może mógłbyś po mnie wpaść?
- Wpaść to ja mogę z jakąś kobietą – skomentował cicho Zero, ale skrzywił się nieprzyjemnie, bo Hizumi wbił mu palce w żebra.
- Oczywiście, że przyjdzie!
Po tym wszystkim Michi ciągle nie mógł uwierzyć, że Yoshida tak go wkopał. Jak od w ogóle śmiał! Podejrzewał, że przyjaciel miał na intencji jego dobro, bo od dawna Zero mógł się poszczycić samotnością, lecz wcale nie prosił wrednego edytora o wtrącanie się w nie swoje sprawy. Znalazła się swatka od siedmiu boleści.

- Czemu tak bardzo nie chcesz się z nim spotkać? – na drugi dzień Hizumi postanowił w końcu zapytać Michiego o zdanie. – Przecież sam mówiłeś, że odpowiednio byś się nim zajął.
- Wydaje się być nieporadną osobą. Nie lubię krzywdzić emocjonalnych ludzi, a poza tym nie każdy facet to gej – Zero wzruszył ramionami.
- Nie dowiesz się jak nie spróbujesz – Hizumi się nie poddawał. – Zresztą, to tylko zwykła kawa w podziękowaniu.
- A potem pojedziemy do niego i będziemy uprawiać dziki seks na kanapie. Po wszystkim otworzymy butelkę Piccolo, które będziemy pić przy blasku księżyca – ironizował Michi. – To może wezmę ze sobą prezerwatywy, jeszcze za 9 miesięcy ktoś mi dziecko podrzuci.
- Gdybym mógł, wrzuciłbym cię do klatki w zoo i podpisał „Scepticus Ironicus, szczególnie wnerwiający okaz”.
Mimo tak długiej znajomości, Zero wciąż potrafił zadziwić edytora. Mądry, przystojny, a jednocześnie człowiek z bardzo ciężkim charakterem i niechęcią do poznawania nowych osób – tak po krótce można było go scharakteryzować, chociaż znalazłoby się parę ciekawych rzeczy do dopowiedzenia.
Nagle coś tknęło Hizumiego.
- Tak naprawdę nie chodzi tu o twój nowo odkryty altruizm, prawda?
Zdziwione spojrzenie Zero utwierdziło go tylko w tym przekonaniu. Cierpliwość nakazywała czekać, aż przyjaciel sam zechce się odezwać, ale ciekawość była równie silna i chciała pogonić Michiego.
- Masz rację – powiedział w końcu pisarz. – Od pewnego czasu mam dziwną awersję do wszelkich kontaktów międzyludzkich. A Matsumury nie mam ochoty poznawać. To nic osobistego, po prostu… myślę, że cierpię na depresję.
- Ty? – Hizu miał ochotę się roześmiać. – Nie opowiadaj bajek.
- A jak inaczej wyjaśnisz ciągłe zmęczenie, brak chęci do pisania, kontaktów z drugim człowiekiem? Jedyne co chcę to pusty pokój, mój laptop i ja.
Yoshida chciał mu przypomnieć, że każdej jesieni było tak samo, więc stan pisarza nie stanowił żadnej nowości.
- Mam dla ciebie radę – użeranie się z Zero było czasem naprawdę męczące. – Pójdziesz tam, przestaniesz się nad sobą użalać i zrobisz to, co zwykle – poderwiesz Matsumurę lub jakąś inną osobę, która ci się spodoba!
I Michi, chcąc nie chcąc, posłuchał. Mimo wszystko, zły Yoshida to wrzód na dupie.

***

Stał przed sklepem z wciśniętymi rękoma w kieszenie skóry i wiercił się ze zniecierpliwieniem w miejscu. Dzisiaj był naprawdę zimny wiatr i chowanie twarzy w chuście zawiązanej pod szyją niewiele pomagało. Michi żałował, że przyszedł 10 minut wcześniej. Głupio mu było wejść do środka i stać jak kołek czekając, aż Matsumura skończy pracę, więc stał jak ten kołek na zewnątrz. Czasem logika pisarza była porażająca.
- Przepraszam, długo czekałeś? – oto przybył rzeczony Matsumura ze swoim promiennym uśmiechem.
- Nie – odparł zgodnie z prawdą Zero.
Widząc rozpięty brązowy płaszcz Karyu, a pod nim jedynie koszulkę, pisarzowi zrobiło się jeszcze bardziej zimno.
- Należysz do zrzeszenia morsów? – spytał, idąc za drugim mężczyzną.
- Nie – zaśmiał się Yoshitaka. Michi ze zdziwieniem odkrył, że ten śmiech wcale mu nie przeszkadza. – Jest mi po prostu ciepło.
Dziwny człowiek.
Szli ulicą wśród tłumu ludzi, kierując się w stronę ciągu rodzinnych sklepów, restauracji i kawiarni. Matsumura otworzył drzwi jednej z nich przed Shimizu, który poczuł się nieswojo.
- Mają tu świetną kawę – zapewnił Karyu, ściągając płaszcz i wieszając na wieszaku przy wejściu, a pisarz poszedł za jego przykładem.
- Och, z całą pewnością.
Kawa kawą, ale do Zero nie przemawiały cukierkowe kolory i dziwne dziewczęce wzory. Na widok tapety w misie i serduszka zmarszczył śmiesznie nos i zastanawiał się, czy aby Karyu nie robi sobie z niego żartów.
- Oby była tego warta – mruknął, na co Matsumura uśmiechnął się szeroko.
- Dzień dobry. Co panom podać? – spytała młoda, zgrabna kelnerka.
- Dla mnie kawę, może być espresso, i jakieś ciasto – Karyu złożył swoje zamówienie.
- Coś konkretnego czy wedle uznania?
- Wedle uznania. Tylko byle nie z truskawkami.
- Dla mnie to samo – Zero poszedł na łatwiznę, nie będąc w stanie zdecydować, co tak naprawdę chce, choć menu posiadało całkiem długą listę słodyczy i napojów.
Kelnerka odeszła, zostawiając ich samych. O tej porze nie było tu wielu klientów; poza nimi, parę stolików dalej siedziała jakaś dziewczyna czytając gazetę.
- Nie lubisz truskawek? – Zero nie czuł się komfortowo z ciszą, jaka nastała, dlatego starał się nawiązać konwersację.
Karyu oparł łokcie o stół i wychylił się minimalnie do przodu pozwalając, by luźna koszulka zsunęła się lekko z ramienia, ukazując jasną skórę.
- Nie, po prostu mam na nie uczulenie – wzruszył ramionami.
- Ach tak – Michi wyraził uprzejmie swoje zainteresowanie (innymi słowy wcale nie obchodził go ten temat).
Po chwili podeszła do nich z powrotem kelnerka, niosąc na tacy dwie kawy i jakieś brązowo-białe ciasto.
- Życzę smacznego – ukłoniła się i więcej nie narzucała.
- Wybacz, że spytam…
„Ta, wielka zbrodnia”, pomyślał w duchu Zero.
-…ale jak zostałeś pisarzem?
- Nie pamiętam – zamyślił się Shimizu, odrywając wzrok od ręki Matsumury, która mieszała kawę łyżeczką, i przenosząc go na twarz rozmówcy. – Chociaż nie – dodał po chwili. – Był w liceum pewien konkurs. Zostałem wręcz zmuszony do wzięcia w nim udziału i tak to się zaczęło.
Nie było zbyt łatwym dla Zero opowiadanie o sobie komuś obcemu, ale nie chciał wydawać się niemiły. W gruncie rzeczy Karyu nic mu jeszcze nie zrobił. Z naciskiem na słowo jeszcze.
- Miał jakąś konkretną tematykę?
- Musiałem wymyślić własną legendę, nic twórczego – Michi pokręcił z rozbawieniem głową. – Nie spodziewaj się cudów.
- O czym napisałeś? – zainteresowanie w oczach Karyu było wyraźnie widoczne.
- Może kiedyś ci pokażę – odparł wymijająco pisarz, licząc po cichu, że nigdy do tego nie dojdzie.
- Trzymam cię za słowo.
I znowu ten czarujący uśmiech! Michi zaczął się zastanawiać, czy aby Yoshitaka nie próbuje na nim wykorzystywać swojego uroku osobistego.
- Wolałbym, żebyś nie próbował trzymać za nic innego – padła kąśliwa odpowiedź.
Tak, śmiech Karyu był tego dnia najmniej irytującą rzeczą.

5 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawe, chcę dalszą część :) Weny ci życzę

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)

    Czytam twojego bloga już od dłuższego czasu, ale ujawniam się dopiero teraz :) Jestem zaskoczona małą ilością komentarzy pod twoimi opowiadaniami, piszesz naprawdę super! Zdarzają się błędy, ale nie są rażące. Jak na mój gust dajesz nieco za mało opisów i zbytnio skupiasz się jedynie na dialogach, ale to tylko moja opinia :) Podoba mi się twój styl i fabuła, jaką tworzysz. Szczerze mówiąc, faza na fanfiction dawno mi minęła, ale twojego bloga nadal lubię :) No i to, że piszesz o D'espach, jako jedna z niewielu xD

    Postaram się od teraz komentować regularnie xD

    Pozdrawiam i życzę weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh god, ostatni komentarz Zero...xD Przypisałaś mu jeden z tych charakterów, w jakim go zawsze sobie wyobrażałam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne :D
    Zapowiada sie ekstra, chcę ciąg dalszy :3

    Wybacz krótki kom... Z powodu bardzo później pory już nie myślę ._.
    Ale czuję, że muszę zaznaczyć swoją obecnosć.

    OdpowiedzUsuń