Pairing: Zero x Karyu
Gatunek: komedia
Ostrzeżenia: brak
- Zero! – Hizumi wrzasnął na całe
gardło. – Czemu mi to robisz?!
Michi spojrzał znudzonym wzrokiem
na Hiroshiego i odparł protekcjonalnym tonem:
- Nie rozumiem, o co ci chodzi.
W tym momencie z ust edytora
poleciała taka wiązanka najróżniejszych wyzwisk w stronę pisarza, że sam Zero
dziwił się nad kreatywnością Hizumiego. Rzadko kiedy udawało mu się rozzłościć
przyjaciela do tego stopnia, że ten zamieniał się wchodzącą zegarową bombę.
Chociaż nie, w bombę ze zdalnym zapalnikiem w rękach Zero.
- Dobra, dobra. Weź wyluzuj –
mruknął pisarz. – Dostaniesz ten rozdział jutro. Nie rozumiem, o co tyle
krzyku. Przecież się nie pali.
- Bo nie tobie pojechali po
pensji – warknął Hizumi. – Spóźniłeś się znowu o dwa tygodnie i kogo za to
posądzili? Mnie! Przysięgam, że kiedyś odbiję sobie wszystkie złe rzeczy na
tobie.
Zero machnął ręką i ziewnął
znudzony. Czasem miał serdecznie dość Yoshidy i najchętniej wywaliłby go przez
najbliższe okno, lecz sumienie by mu tego nie darowało. Zresztą, jak by to
wyglądało? Już sobie wyobrażał nagłówki na pierwszych stronach gazet: Zabójstwo namolnego edytora!, Zabił
przyjaciela, bo go wkurwiał!
- Wydamy tę książkę i sobie
odbijesz – rzekł zamiast tego Michi i zaczął się kręcić na obrotowym krześle.
- Zero… - jęknął załamany Hizumi.
– Problem w tym, że zastanawiają się, czy chcą ją wydać.
Pisarz zatrzymał się i spojrzał
ze zdziwieniem na edytora. To nie było coś, co spodziewał się usłyszeć,
szczególnie że był dla szefostwa niczym kura znosząca złote jaja.
- Czemu?
- Może dlatego, że nigdy nie
wywiązujesz się z terminów, piszesz książki w tempie wyścigowego żółwia i nie
potrafisz utrzymać buzi na kłódkę! – Yoshida walnął ręką w stół.
- Tylko bez zbędnej agresji –
Zero poklepał Hizumiego po ramieniu. – Zobaczysz, będziesz miał na jutro
ostatni rozdział. Obiecuję.
- Oby, bo jak nie, ja wylecę a ty
stracisz kontrakt z kolejnym w tym roku wydawnictwem – uświadomił Michiego,
zostawiając pisarza samego.
Po wyjściu edytora i zarazem
przyjaciela, Zero zaczął przeglądać swoje notatki, lecz nic nie przychodziło mu
do głowy. Pisanie zakończenia było tym, czego nienawidził najbardziej, a w tym
wypadku nie potrafił się przyznać sam przed sobą do kolejnego w tym miesiącu
zastoju weny. On, wielki Shimizu Michi, laureat paru ważnych nagród, cierpiał
na brak chęci i pomysłów. Co miał teraz zrobić? Jedyne co mu zostało, to
pocieszanie się myślą, że ta książka miała kończyć cały cykl i teoretycznie był
już bardzo blisko końca.
Spojrzał na kartkę, na której
widniały spisane pomysły na zakończenie. Było ich pięć i na chwilę obecną żaden
nie przypadał mu do gustu. Już sobie wyobrażał wściekłość Hizumiego, gdyby
powitał go jutro z pustymi rękoma. Znowu.
Napisał linijkę tekstu, lecz
prawie natychmiast zamazał słowa, które wydały mu się nie na miejscu. Nie lubił
korzystać z laptopa. Sprawiał że jego wena gdzieś uciekała, chociaż nie
ukrywał, że komputer był o wiele lepszą opcją. Być może w kącie pokoju nie
byłoby tej wielkiej góry pomiętych kulek papieru.
- Michi, proszę. Zostało tak
mało, weź się w garść. To ostatnia książka z tej serii! – klasnął w dłonie i
zamknął oczy. – Dasz radę.
Siedział do późna, aż powieki
same opadły mu ze zmęczenia, ale skończył przynajmniej książkę. Kosztowało to
Zero mnóstwo wysiłku, kilka litrów okropnej, mocnej kawy i obgryziony ołówek.
Zczołgał się z krzesła i przeszedł na łóżko . Nie minęła nawet chwila, gdy
smacznie spał.
***
- Nie wierzę! – Hizu przetarł
oczy ze zdumienia. – Udało ci się choć raz wywiązać z obietnicy.
Edytor poczuł się tak, jakby zniknął
z serca mocny ucisk. Już dawno nie czuł takiej ulgi, a przez niesłownego i
przekraczającego terminy przyjaciela żył w ciągłym stresie.
- Powiedz, że mnie uwielbiasz –
zaśmiał się Michi – i całuj po stopach.
- Oczywiście!...Co? Chyba
żartujesz.
- A, jeszcze jedno. Ta powieść
jest moją ostatnią, przynajmniej na jakiś czas – Zero zrzucił bombę na głowę
Yoshidy.
Kartki wypadły z dłoni
Hiroshiego. Zamrugał oczami otwierając przy tym i zamykając usta, z których nie
wydał się żaden dźwięk.
- Ale…ale dlaczego? Może jeszcze
to przemyślisz, może wystarczy-
- Nie, Hizu – przerwał mu
kategorycznie Shimizu machnięciem dłoni. – Od dłuższego czasu nie potrafię
napisać niczego dobrego. Nie przychodzą mi do głowy żadne nowe pomysły. Wypalam
się, Hizu! Potrzebna mi przerwa, tylko nie wiem na jak długo.
Yoshida przyjął tę informację
chwilą ciszy. W głębi serca rozumiał Zero. Sam, czytając jego książki rozdział
po rozdziale, widział zmiany choćby w stylu pisania. Wymuszona. Tak właśnie
można było określić ostatnią książkę, której zakończenie właśnie znajdowało się
na podłodze, więc Hizumi schylił się, by je podnieść.
- Same z tobą problemy – Hizumi
pokręcił głową, prostując przy tym plecy. – Nie myśl jednak, że się mnie tak
łatwo pozbędziesz.
- Hę?
W tym momencie Michi zrobił tak
głupią minę, że Yoshida nie mógł powstrzymać się od chichotu. Coś na kształt
przerażenia, rozbawienia, zaskoczenia i strachu. Wielki, zły Zero bał się
Hizumiego, który tak naprawdę był niegroźny. Cóż, przez większość czasu.
- Nie, nie pobiję cię ani nie
napadnę. Miałem na myśli, że nie pozbędziesz się mojego towarzystwa – wyjaśnił
i spojrzał na zegarek. – Dobra, muszę już iść. Praca czeka.
Yoshida zniósł tę informację
zaskakująco dobrze. Może dlatego, że chodziło o Zero, u którego różne dziwactwa
były na porządku dziennym.
Papiery zostały schowane do ciemnej,
skórzanej torby i chwilę później drzwi cicho zamknęły się za edytorem. Michi
westchnął ciężko. Czuł jakby z serca spadł mu wielki kamień, który ciążył przez
bardzo długi czas. Głośne burczenie w żołądku skutecznie odwróciło od tego jego
uwagę i uświadomiło go, że jest głodny, w lodówce nie ma nic konkretnego i nie
można żyć samym powietrzem. To był czas, żeby odwiedzić sklep, by nie zginąć z
głodu. Chwilę później Zero szedł ulicami miasta, a właściwie jego przedmieści,
ubrany w wiatrówkę, stare jeansy, czarną koszulkę i znoszone buty. Zastanawiał
się, czy nie wziąć czegoś na wynos, ale lodówka nie stałaby się od tego ani
trochę pełniejsza.
Wszedł do marketu, złapał za
koszyk i zaczął krążyć między regałami. Nie krył, że niejaką niechęć budził w
nim widok ludzi z dziećmi, które wrzeszczały w niebogłosy, usiłując wymusić na
rodzicach kupno słodyczy czy nowej zabawki. Minął grupkę rozanielonych
nastolatek, pokazujących sobie Zero palcami (musiał nieskromnie przyznać, że
był jednym z najmłodszych i najprzystojniejszych pisarzy ostatniego roku).
Wrzucił kilka podstawowych produktów do koszyka i podszedł do kasy. Przed nim w
kolejce stały trzy osoby. Kasjer szybko obsłużył staruszkę i małego chłopca,
ale stojący przed Michim yankee zaczął sprawiać problemy.
- Ta paczka fajek była tańsza!
- Bardzo mi przykro, ale to cena
mniejszej paczki.
- Kłamiesz, przecież widziałem.
- Powtarzam, to nie jest ich
cena.
- Ty cholerny-
- Przepraszam, ale klienci
czekają na obsłużenie – Zero nie wytrzymał i dorzucił coś od siebie – więc
gdybyś był na tyle dobry i przestał zgrywać frajera, byłoby miło.
Uporczywy chłopak poczerwieniał
ze złości i zacisnął pięści, ale odszedł mrucząc coś do siebie pod nosem. Michi
spojrzał za nim i uśmiechnął się z wyższością. Naprawdę nienawidził takich
ludzi – szukających zwady z każdym i wszędzie.
- Bardzo ci dziękuję.
- To nic takiego – odparł
machinalnie Zero.
Dopiero teraz skierował swoją
uwagę na kasjera. Jasnobrązowe włosy, przyjemna twarz z lekko niepasującym do
niej dużym nosem, pełne usta, smukła, wręcz wychudzona sylwetka – tak można
było go opisać. Pisarz nie mógł stwierdzić jakie wrażenie wywoływał w nim ten
chłopak, który wydawał się z trzy lata młodszy od niego.
- Jeśli mogę się jakoś
odwdzięczyć…
- Naprawdę, nie trzeba – Zero
zaczynał żałować, że w ogóle wyszedł z domu.
Matsumura – bo takie nazwisko
było na plakietce – skasował produkty, a Michi zapłacił i je spakował.
- Mam nadzieję, że jeszcze się
spotkamy – krzyknął za nim kasjer. – Będę mógł wtedy należycie podziękować!
- Błagam, oby nie – mruknął Michi
i poszedł w swoją stronę. Nie tęsknił za kolejnym spotkaniem z tym chłopakiem.
Właściwie to nawet nie miał ochoty go więcej widzieć, jednak – gdyby miał być
szczery – chętnie by się do niego dobrał. Co jak co, ale tyłek miał niezły.
***
- Chcesz mi wmówić, że nie
pójdziesz do sklepu ze względu na…?
- Matsumurę. To taki… -
Michi zawiesił się na chwilę pod wpływem
przeszywającego spojrzenia Hizumiego – …pracownik – dokończył.
Yoshida zwiesił głowę w wyrazie
niemego wołania o pomoc.
- To głupie – skwitował, gdy już
przeżył wewnętrzne załamanie. – Najwyżej gdzieś cię zaprosi, a ty odmówisz.
- I będzie mnie tym dręczył za
każdym razem, gdy tylko wejdę w pole widzenia – stwierdził kwaśno pisarz.
Zaprosił do siebie Hiroshiego, a
ten wpadł od razu, gdy tylko znalazł wolną chwilę. Yoshida nie był typem osoby,
która potrafiła usiedzieć spokojnie na miejscu – już po dwudziestu minutach
zaciągnął przyjaciela na dwór. Złożyło się tak (nie)szczęśliwie, że Hizumiemu
zachciało się pić, a byli akurat przed ulubionym marketem Zero, który nie był
zbytnio skory do ponownego zawitania w tym miejscu.
- Bierz do picia co chcesz, ja tu
poczekam – pisarz postawił na swoim, a Hizumi wzruszył ramionami i poszedł do
sklepu mrucząc coś o życiowych nieudacznikach, ale Zero nie wziął sobie tego do
serca.
- O, witam.
Michi niemal podskoczył i
spojrzał w lewą stronę. Nie spodziewał się, że wpadnie na Matsumurę i
przeklinał się w duchu, że nie poszedł z Hizumim, gdy ten go prosił.
- Co tu robisz? – spytał
niechętnie Michi.
- Idę do pracy – odparł niczym
nie zrażony Matsumura. – A właśnie, nie zdążyłem się przedstawić – skinając
lekko głowę. – Matsumura Yoshitaka, dla znajomych Karyu – rzekł z udawaną
powagą, ale zaraz zaśmiał się miło.
Niechętnie, bo niechętnie, Zero
odwzajemnił gest mentalnie błagając Hizumiego o powrót.
- Shimizu Michi – przedstawił się
sztywno.
- Jak ten sławny pisarz? – spytał
podekscytowany Karyu.
- Bo to ja – Michi przewrócił
oczami. Dziwiło go trochę, że ten chłopak o nim słyszał, bo niewielu ludzi,
których znał, czytało horrory, a jeszcze większym zdziwieniem napawał go fakt,
że Matsumurze nie zdawało się nie przeszkadzać nieprzyjemne usposobienie Zero.
- Bez urazy, ale nie myślałem, że
jesteś… nie wiem, starszy?
- Wieku się nie wybiera –
Yoshitaka zaczął grać mu na nerwach.
- Niby tak. Wybacz mój sceptycyzm
– usta Karyu wygięły się w delikatnym uśmiechu i Zero zawiesił na nich swój
wzrok. – Ale wyglądasz na niecałe dwadzieścia, a piszesz książki od trzech lat.
Wiem, bo bardzo je lubię – dodał. – Przeczytałem chyba wszystkie.
Takich słów pisarz nie spodziewał
się usłyszeć. Zamrugał parę razy i zmarszczył brwi. Naprawdę wyglądał tak
młodo? W sumie parę osób zwróciło mu na to kiedyś uwagę, ale nie brał tego na
poważnie.
- Mam 26 lat – burknął pisarz,
niechętny do dalszej rozmowy.
Karyu widocznie się zmieszał.
Wyczuł, że uraził drugiego mężczyznę i nie wiedział, jak wybrnąć z podbramkowej
sytuacji. Z pomocą, i chyba nieświadomie, przyszedł mu Hizumi, który wrócił
trzymając w ręku puszkę „jakiegoś gazowanego ścierwa”, jak zwykł mawiać Zero, i
podgwizdując radośnie, jakby wygrał właśnie na loterii.
- Witam! – powiedział niemal
śpiewnie do Karyu. – Ładny dziś dzień, nieprawdaż?
- Musimy juz iść – Zero nie
spodobało się zachowanie przyjaciela i wiedział, że ten jest gotów popełnić w
każdej chwili jakieś głupstwo. – Do zobaczenia.
Yoshitaka skinął mu głową, ale
nagle przypomniał sobie o czymś i powiedział:
- Prawie zapomniałem. Chciałbym
zaprosić cię jutro na kawę. Tak w ramach podziękowania.
- Nie wiem, czy… - zaczął Zero,
lecz ktoś mu przerwał.
- Pójdzie z miłą chęcią.
I stało się. Hizumi popełnił
dzisiaj swoje pierwsze głupstwo i, sądząc po morderczym wzroku pisarza,
ostatnie.
- Naprawdę? – ucieszył się
Matsumura. – Jutro o 17 kończę pracę, może mógłbyś po mnie wpaść?
- Wpaść to ja mogę z jakąś
kobietą – skomentował cicho Zero, ale skrzywił się nieprzyjemnie, bo Hizumi
wbił mu palce w żebra.
- Oczywiście, że przyjdzie!
Po tym wszystkim Michi ciągle nie
mógł uwierzyć, że Yoshida tak go wkopał. Jak od w ogóle śmiał! Podejrzewał, że
przyjaciel miał na intencji jego dobro, bo od dawna Zero mógł się poszczycić
samotnością, lecz wcale nie prosił wrednego edytora o wtrącanie się w nie swoje
sprawy. Znalazła się swatka od siedmiu boleści.
- Czemu tak bardzo nie chcesz się
z nim spotkać? – na drugi dzień Hizumi postanowił w końcu zapytać Michiego o
zdanie. – Przecież sam mówiłeś, że odpowiednio byś się nim zajął.
- Wydaje się być nieporadną
osobą. Nie lubię krzywdzić emocjonalnych ludzi, a poza tym nie każdy facet to
gej – Zero wzruszył ramionami.
- Nie dowiesz się jak nie
spróbujesz – Hizumi się nie poddawał. – Zresztą, to tylko zwykła kawa w
podziękowaniu.
- A potem pojedziemy do niego i
będziemy uprawiać dziki seks na kanapie. Po wszystkim otworzymy butelkę
Piccolo, które będziemy pić przy blasku księżyca – ironizował Michi. – To może
wezmę ze sobą prezerwatywy, jeszcze za 9 miesięcy ktoś mi dziecko podrzuci.
- Gdybym mógł, wrzuciłbym cię do
klatki w zoo i podpisał „Scepticus Ironicus, szczególnie wnerwiający okaz”.
Mimo tak długiej znajomości, Zero
wciąż potrafił zadziwić edytora. Mądry, przystojny, a jednocześnie człowiek z
bardzo ciężkim charakterem i niechęcią do poznawania nowych osób – tak po
krótce można było go scharakteryzować, chociaż znalazłoby się parę ciekawych
rzeczy do dopowiedzenia.
Nagle coś tknęło Hizumiego.
- Tak naprawdę nie chodzi tu o
twój nowo odkryty altruizm, prawda?
Zdziwione spojrzenie Zero
utwierdziło go tylko w tym przekonaniu. Cierpliwość nakazywała czekać, aż
przyjaciel sam zechce się odezwać, ale ciekawość była równie silna i chciała
pogonić Michiego.
- Masz rację – powiedział w końcu
pisarz. – Od pewnego czasu mam dziwną awersję do wszelkich kontaktów
międzyludzkich. A Matsumury nie mam ochoty poznawać. To nic osobistego, po
prostu… myślę, że cierpię na depresję.
- Ty? – Hizu miał ochotę się
roześmiać. – Nie opowiadaj bajek.
- A jak inaczej wyjaśnisz ciągłe
zmęczenie, brak chęci do pisania, kontaktów z drugim człowiekiem? Jedyne co
chcę to pusty pokój, mój laptop i ja.
Yoshida chciał mu przypomnieć, że
każdej jesieni było tak samo, więc stan pisarza nie stanowił żadnej nowości.
- Mam dla ciebie radę – użeranie
się z Zero było czasem naprawdę męczące. – Pójdziesz tam, przestaniesz się nad
sobą użalać i zrobisz to, co zwykle – poderwiesz Matsumurę lub jakąś inną
osobę, która ci się spodoba!
I Michi, chcąc nie chcąc,
posłuchał. Mimo wszystko, zły Yoshida to wrzód na dupie.
***
Stał przed sklepem z wciśniętymi
rękoma w kieszenie skóry i wiercił się ze zniecierpliwieniem w miejscu. Dzisiaj
był naprawdę zimny wiatr i chowanie twarzy w chuście zawiązanej pod szyją
niewiele pomagało. Michi żałował, że przyszedł 10 minut wcześniej. Głupio mu
było wejść do środka i stać jak kołek czekając, aż Matsumura skończy pracę,
więc stał jak ten kołek na zewnątrz. Czasem logika pisarza była porażająca.
- Przepraszam, długo czekałeś? –
oto przybył rzeczony Matsumura ze swoim promiennym uśmiechem.
- Nie – odparł zgodnie z prawdą
Zero.
Widząc rozpięty brązowy płaszcz
Karyu, a pod nim jedynie koszulkę, pisarzowi zrobiło się jeszcze bardziej
zimno.
- Należysz do zrzeszenia morsów?
– spytał, idąc za drugim mężczyzną.
- Nie – zaśmiał się Yoshitaka.
Michi ze zdziwieniem odkrył, że ten śmiech wcale mu nie przeszkadza. – Jest mi
po prostu ciepło.
Dziwny człowiek.
Szli ulicą wśród tłumu ludzi,
kierując się w stronę ciągu rodzinnych sklepów, restauracji i kawiarni.
Matsumura otworzył drzwi jednej z nich przed Shimizu, który poczuł się
nieswojo.
- Mają tu świetną kawę – zapewnił
Karyu, ściągając płaszcz i wieszając na wieszaku przy wejściu, a pisarz poszedł
za jego przykładem.
- Och, z całą pewnością.
Kawa kawą, ale do Zero nie
przemawiały cukierkowe kolory i dziwne dziewczęce wzory. Na widok tapety w
misie i serduszka zmarszczył śmiesznie nos i zastanawiał się, czy aby Karyu nie
robi sobie z niego żartów.
- Oby była tego warta – mruknął,
na co Matsumura uśmiechnął się szeroko.
- Dzień dobry. Co panom podać? –
spytała młoda, zgrabna kelnerka.
- Dla mnie kawę, może być
espresso, i jakieś ciasto – Karyu złożył swoje zamówienie.
- Coś konkretnego czy wedle
uznania?
- Wedle uznania. Tylko byle nie z
truskawkami.
- Dla mnie to samo – Zero poszedł
na łatwiznę, nie będąc w stanie zdecydować, co tak naprawdę chce, choć menu
posiadało całkiem długą listę słodyczy i napojów.
Kelnerka odeszła, zostawiając ich
samych. O tej porze nie było tu wielu klientów; poza nimi, parę stolików dalej
siedziała jakaś dziewczyna czytając gazetę.
- Nie lubisz truskawek? – Zero
nie czuł się komfortowo z ciszą, jaka nastała, dlatego starał się nawiązać
konwersację.
Karyu oparł łokcie o stół i
wychylił się minimalnie do przodu pozwalając, by luźna koszulka zsunęła się
lekko z ramienia, ukazując jasną skórę.
- Nie, po prostu mam na nie
uczulenie – wzruszył ramionami.
- Ach tak – Michi wyraził
uprzejmie swoje zainteresowanie (innymi słowy wcale nie obchodził go ten
temat).
Po chwili podeszła do nich z
powrotem kelnerka, niosąc na tacy dwie kawy i jakieś brązowo-białe ciasto.
- Życzę smacznego – ukłoniła się
i więcej nie narzucała.
- Wybacz, że spytam…
„Ta, wielka zbrodnia”, pomyślał w
duchu Zero.
-…ale jak zostałeś pisarzem?
- Nie pamiętam – zamyślił się
Shimizu, odrywając wzrok od ręki Matsumury, która mieszała kawę łyżeczką, i
przenosząc go na twarz rozmówcy. – Chociaż nie – dodał po chwili. – Był w
liceum pewien konkurs. Zostałem wręcz zmuszony do wzięcia w nim udziału i tak
to się zaczęło.
Nie było zbyt łatwym dla Zero
opowiadanie o sobie komuś obcemu, ale nie chciał wydawać się niemiły. W gruncie
rzeczy Karyu nic mu jeszcze nie zrobił. Z naciskiem na słowo jeszcze.
- Miał jakąś konkretną tematykę?
- Musiałem wymyślić własną
legendę, nic twórczego – Michi pokręcił z rozbawieniem głową. – Nie spodziewaj
się cudów.
- O czym napisałeś? –
zainteresowanie w oczach Karyu było wyraźnie widoczne.
- Może kiedyś ci pokażę – odparł
wymijająco pisarz, licząc po cichu, że nigdy do tego nie dojdzie.
- Trzymam cię za słowo.
I znowu ten czarujący uśmiech!
Michi zaczął się zastanawiać, czy aby Yoshitaka nie próbuje na nim
wykorzystywać swojego uroku osobistego.
- Wolałbym, żebyś nie próbował
trzymać za nic innego – padła kąśliwa odpowiedź.
Tak, śmiech Karyu był tego dnia
najmniej irytującą rzeczą.
Bardzo ciekawe, chcę dalszą część :) Weny ci życzę
OdpowiedzUsuńHahaha :) Jaka cięta riposta ^^
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńCzytam twojego bloga już od dłuższego czasu, ale ujawniam się dopiero teraz :) Jestem zaskoczona małą ilością komentarzy pod twoimi opowiadaniami, piszesz naprawdę super! Zdarzają się błędy, ale nie są rażące. Jak na mój gust dajesz nieco za mało opisów i zbytnio skupiasz się jedynie na dialogach, ale to tylko moja opinia :) Podoba mi się twój styl i fabuła, jaką tworzysz. Szczerze mówiąc, faza na fanfiction dawno mi minęła, ale twojego bloga nadal lubię :) No i to, że piszesz o D'espach, jako jedna z niewielu xD
Postaram się od teraz komentować regularnie xD
Pozdrawiam i życzę weny ^^
Oh god, ostatni komentarz Zero...xD Przypisałaś mu jeden z tych charakterów, w jakim go zawsze sobie wyobrażałam :D
OdpowiedzUsuńŚwietne :D
OdpowiedzUsuńZapowiada sie ekstra, chcę ciąg dalszy :3
Wybacz krótki kom... Z powodu bardzo później pory już nie myślę ._.
Ale czuję, że muszę zaznaczyć swoją obecnosć.