niedziela, 4 października 2015

Runaway 1

Wracam! Wszystko zdane~ Teraz skrupulatnie postaram się kończyć wszystkie zaczęte opowiadania, ale nic nie obiecuję.
Ostatnio coraz bardziej chodzi za mną Nocturnal Bloodlust, dlatego ta część powstała przy Aster.
Dedykacja dla Kity.

Pairing: Hizumi x Tsukasa, Hizumi x Zero (a co będę ukrywać)
Gatunek: obyczajowy
Beta: Angel Rebels
Ostrzeżenia: przekleństwa, Tsukasa jest dziwny


Hizumi siedział. Siedział i patrzył na tłum bezimiennych ludzi zastanawiając się, kiedy ostatni raz miał czas, by usiąść w spokoju gdziekolwiek, choćby na chwilę, i pobyć sam na sam ze swoimi myślami. Ostatnio ktoś ciągle przy nim był, a praca nie pozwalała o sobie zapomnieć i, koniec końców, Hizumi zaczął czuć zmęczenie i to wcale nie fizyczne. Jedyne czego pragnął, to odrobina spokoju i samotności, na którą stać go było właśnie teraz. Bo nie mógł wrócić do domu, nie w tej chwili.
Dzisiejszego dnia Yoshida wstał z łóżka tak jak zwykle. Zrobił sobie mocną herbatę, próbując jednocześnie odstawić kawę na bok tłumacząc to sobie wypłukiwaniem magnezu z organizmu, choć tak naprawdę przestała mu smakować, zjadł śniadanie, na które składała się przyrządzona na szybko jajecznica, i poszedł się myć. To były jedyne chwile z rana, gdy Yoshida nie miał nad sobą marudzącego Karyu, złośliwego Zero i szorstkiego Tsukasy. Tsukasa… Hizumi pomyślał o osobie leżącej w jego łóżku i ogarnęła go dziwna niemoc oraz irytacja. Już od dawna przestał myśleć o Kenjim jako o osobie, z którą mógłby spędzić całe życie, ale wciąż go kochał. Chyba. Problem z Yoshidą był taki, że nie potrafił odróżnić miłości od przyjaźni i często przez to ranił innych, a najbardziej siebie wmawiając sobie, że jest dobrze, pięknie i wspaniale, a wcale tak nie było.
Na początku związku było dobrze. Tsukasa nie był dupkiem, Hizumi nie myślał tylko o sobie, a rzeczy nie dzieliły się na „moje” i „twoje”. Wspólne spędzanie czasu też nie stanowiło żadnego problemu, a jednak teraz, po trzech latach, Yoshida przestał robić posiłki dla Kenjiego, przestał prać jego rzeczy marudząc przy tym, jak bardzo śmierdzą jego skarpetki, przestał wychodzić z nim na spacery. Jedyne co ich łączyło, to łóżko i zespół, a Kenji nie zdawał sobie z tego sprawy, poświęcając całą swoją uwagę pracy. Hizumi czuł się samotny i opuszczony.
Wokalista osuszył się pobieżnie, ubrał białą koszulkę z czarnym nadrukiem na plecach oraz równie czarne jeansy, i wyszedł z łazienki. Było po dziewiątej, więc należało obudzić Kenjiego, który jak zwykle zapomniał nastawić alarm i spał głębokim snem na plecach z rozczochranymi włosami i nogami owiniętymi w kłębowisko kołdry.
- Wstawaj – Hizumi potrząsnął Kenjim.
Tsukasa otworzył zaspane oczy i ziewnął potężnie, ale Yoshida pozostawał bezlitosny i zrzucił z niego kołdrę.
- Ubierz się – Hiroshi rzucił w perkusistę wcześniej przygotowanymi ciuchami. – Jeśli ustalasz próby na jedenastą, to chociaż staraj się być punktualny.
W takich sytuacjach wydawało się, że to Yoshida jest liderem, lecz gdyby naprawdę tak było, zespół nigdy nie wyrabiałby się z piosenkami na czas. Kenji potrafił wszystkich ustawić do pionu, nawet wokalista czasem tego wymagał, ale były pewne sytuacje, gdy to Oota wymagał kopniaka w tyłek i tym zwykle zajmował się Hizumi z niemałą satysfakcją, co musiał przyznać nawet sam przed sobą.
Tsukasa nic nie odpowiedział. Musnął jedynie usta Yoshidy, gdy w końcu ruszył się z łóżka, i poszedł odprawiać ten sam rytuał, przez który przeszedł godzinę temu wokalista. Obyło się bez zbędnych słów, a Hizumi nie potrafił wyjaśnić Tsukasie, że też by chciał z nim porozmawiać i to o czymś innym niż o pracy, bo przecież on wie i rozumie i, na Boga!, przechodzi przez większość tych samych rzeczy, bo przecież pracują razem!
W samochodzie było tak samo. Pustkę wypełniało grające radio, ale nikt nie zwracał na nie uwagi tak długo, jak grało coś w tle. Oota skupiał się na prowadzeniu i omijaniu korków w mieście, a Yoshida wolał zatopić się we własnych myślach. Czy był nieszczęśliwy? Był, lecz nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo.
- To koniec, dalej nie pojedziemy – odezwał się w końcu Oota, a Hiroshi łaskawie postanowił zaszczycić go swoim spojrzeniem.
- Nie widzę problemu – rzekł. – Jesteśmy dość blisko, możemy przejść się kawałek.
- Jak chcesz – odparł Tsukasa i skręcił na najbliższy parking tuż przed utknięciem w kolejce samochodów.
Hizumi zastanawiał się, kiedy perkusista ostatni raz odezwał się do niego miło, kiedy ostatni raz powiedział mu, że go kocha. Może i był mężczyzną, ale też czasem chciał odczuć, że jest dla kogoś ważny.
Zostawili samochód na parkingu, a sami poszli w stronę średniej wysokości wieżowca, jednego wśród wielu innych. Hizumi cały czas próbował sobie przypomnieć, czy może zrobił coś, co spowodowałoby, że humor Tsukasy nie był dzisiaj w najlepszej kondycji, ale nic nie przychodziło mu na myśl, więc postanowił sobie odpuścić i nie przejmować taką pierdołą. W gruncie rzeczy życie było za krótkie, by nie czerpać z niego pełnymi garściami.
- Myślisz, że Zero zabrał się za opracowywanie nowego materiału? – spróbował ostatni raz nawiązać rozmowę Yoshida, gdy przechodzili przez szklane rozsuwane drzwi budynku.
- Nie wiem, nie obchodzi mnie Zero – warknął Tsukasa i wyminął Hizumiego, idąc w stronę schodów.
Marszcząc brwi, wokalista podążył za nim. Kenji zwykle tak go nie traktował. Był miłym i dobrym człowiekiem, choć ostatnimi czasy bardzo oschłym i mało rozmownym, ale już na pewno na niego nie warczał, więc dla Hizumiego to doświadczenie było całkiem nowe.
- Oi, Kenji! – krzyknął, gdy dogonił perkusistę, równając z nim swój krok i ciągnąc za rękaw czarnej kurtki. – O co ci chodzi? Może ostatnio nienawidzisz ze mną rozmawiać, ale jeśli coś zrobiłem, to powiedz mi to w twarz!
Kenji momentalnie się zatrzymał, a Hizumi wraz z nim. Perkusista miał wściekły wyraz twarzy, ale zamknął oczy, próbując się uspokoić. Hiroshi, nie będąc głupią osobą, wolał w tym momencie nie przeszkadzać Tsukasie myśląc, jak już dawno nie widział Kenjiego bez gniewnej zmarszczki na czole i że bez niej wyglądał o wiele lepiej.
- Nie, Hizu – rzekł w końcu Oota. – Nic nie zrobiłeś. To moja wina, jestem za bardzo zestresowany. Przepraszam.
Po tych słowach przygarnął Hizumiego do siebie, obejmując go lekko w pasie. Od dawna już się nie przytulali, dlatego Hiroshi mimowolnie przymknął oczy, pozwalając starszemu mężczyźnie wystawić ich oboje na publiczny wstyd. Coś było nie tak i Hizumi to czuł.
Tsukasa wypuścił go w końcu z objęć i obaj weszli w końcu do swojego studia. Karyu i Zero byli już na miejscu. Gitarzysta próbował stworzyć wysoką wieżę ze słomek, a basista czytał jakąś gazetę, przerzucając raz po raz leniwie strony. Gdy Zero usłyszał, jak wchodzą do sali, podniósł na chwilę głowę, by obrzucić Kenjiego pogardliwym spojrzeniem, na Hizumiego nawet nie zwracając uwagi. Yoshida może nie był najbardziej bystrą osobą pod Słońcem, ale potrafił dojść do prostego wniosku, że perkusista najwyraźniej miał problem z Zero.
Mimo to, próba minęła w nadzwyczaj spokojnych warunkach, choć momentami nawet Karyu patrzył na Hizu z niezrozumieniem w oczach, a ten jedynie w odpowiedzi kręcił głową. Sztuczność w komunikacji między basistą a Kenjim była aż nadto widoczna, zupełnie jakby znajdowali się na niewidzialnym ringu i walczyli o coś, czego Hizu nie dostrzegał i co go aktualnie nie interesowało. Jedyne, czego potrzebował, to spokój i cisza. Dlatego właśnie znajdował się teraz na skraju małego parku, siedząc na ławce i obserwując mijające go tłumy.
- Hej, Hiroshi – wokalista odwrócił głowę, natykając się na Karyu. – Mogę się przysiąść?
- Jasne – Hizumi położył torbę na ziemi, żeby zrobić przyjacielowi miejsce. – Jak mnie tu znalazłeś? Albo nie, nie odpowiadaj. Nie jestem pewny, czy jestem gotów na odpowiedź.
Karyu zaśmiał się cicho i opadł na wolną część ławki. Chociaż gitarzysta był głośnym człowiekiem z małymi problemami z opanowaniem, miło było czasem mieć go koło siebie. Na początku Hizumi miał za złe gitarzyście, że zburzył jego ledwo co odnawiający się wewnętrzny spokój, ale po pięciu minutach wspólnego kontemplowania wystawy garniturów po przeciwległej stronie ulicy, Yoshida stwierdził, że jest nawet przyjemnie.
- Czemu jesteś z Tsukasą? – Karyu zadał w końcu pytanie, które dręczyło go od pewnego czasu, lecz nie miał w sobie na tyle siły, żeby pytać Yoshidę o jego homoseksualny związek. Matsumura może nie akceptował do końca tego, co wyprawiał a właściwie co wyprawiała dwójka jego przyjaciół, lecz gdy widział Hizumiego w stanie apatii, gotów był dla niego odbyć nawet poważną rozmowę.
- Bo go kocham – odparł Hiroshi, ale zabrzmiało to bardziej jak pytanie.
- Kłamiesz – Matsumura prychnął z irytacją, wyciągając z kieszeni spodni zapalniczkę i pudełko fajek. – Chyba sam w to nie wierzysz?
Hizumi spojrzał na niego ze złością, ale w ostatniej chwili się opamiętał i pochylił lekko do przodu, opierając łokcie na rozsuniętych kolanach. Teraz sam sobie zadał pytanie, postawione mu przed chwilą przez Karyu. Czy kochał Tsukasę? Skąd miał to wiedzieć? Przywiązanie było chyba formą miłości…tak?
- Już od dłuższego czasu traktuje cię jak powietrze – Karyu kontynuował po odpaleniu papierosa. – Nie zauważyłem też, żebyście ze sobą normalnie rozmawiali. Krótkie pytania i odpowiedzi… Czy tak to powinno wyglądać?
Niestety Hizumi musiał przyznać Matsumurze rację. Czuł, że coś było nie tak, że coś mu nie pasowało, ale…
- Czy coś się stało między Kenjim a Michim? – spytał, trochę z ciekawości, trochę z chęci zmiany tematu.
- Nie wiem, myślałem, że ty coś wiesz – Karyu zmarszczył czoło. – Dawałem ci znaki – dodał już bardziej wesoło.
- Nie dało się ich nie zauważyć – sarknął Hizumi, ale zaraz potem się roześmiał. Przyjaźnienie się z Karyu było niezwykle proste, choć nieczęsto również irytujące, na przykład w momentach, gdy gitarzysta próbował go umówić z nowo poznanymi kobietami. – Może masz rację – dodał.
- Z czym? – Karyu zmarszczył brwi w niezrozumieniu.
Hiroshi nic mu nie odpowiedział, tylko wstał z miejsca i pożegnał się ruchem ręki. Może to trochę późno, ale postanowił wziąć się za swoje życie i coś w nim zmienić. Nie mógł przecież trwać w takim stanie aż do śmierci, nie próbując zaznać prawdziwego szczęścia. Tylko czym było owo szczęście? I czy było w zasięgu jego ręki? A może za bardzo się przejmował zwykłymi pierdołami i miał właśnie spierdolić sobie życie? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na te pytania, które go dręczyły, a czuł niepokój i to coraz większy, czemu towarzyszył ucisk w żołądku z każdym krokiem bliżej domu i Kenjiego.
Gdy wysiadł z autobusu na przystanku, dosłownie paręnaście metrów przed mieszkaniem, miał ochotę pobiec do najbliższego śmietnika i się wyrzygać, ale mężnie starał trzymać zawartość żołądka na wodzy i kroczył dalej, niczym Napoleon po zejściu ze swojego konia. Doszedł do klatki, wszedł po schodach i złapał za klamkę drzwi, ale ledwie zdążył je otworzyć, a jego oczom ukazał się wściekły Tsukasa, celujący w niego wskazującym palcem.
- Gdzie byłeś? – spytał gniewnie perkusista, a Hizumi zdziwił się tym nagłym zainteresowaniem ze strony Ooty.
- Rozmawiałem z Karyu – odparł zgodnie z prawdą Hiroshi i spróbował wyminąć Tsukasę, ale ten się nie dał.
- Kłamiesz, byłeś z Zero – warknął Kenji.
- Nie, możesz zadzwonić do Yoshitaki i go spytać. Zresztą co cię to tak nagle obchodzi? – Hizumi nie dał się zastraszyć i na gniew odpowiedział tym samym.
To posunięcie nie było chyba najmądrzejszym, bo Kenji uderzył go z całej siły z otwartej ręki w twarz i wokalista odbił się od ściany i niemal osunął na podłogę.
- Pojebało cię? – wrzasnął Hizumi, trzymając się za bolący policzek i usiłując powstrzymać mroczki przed oczami. – Wynoś się stąd!
Hiroshi minął oniemiałego Tsukasę i poszedł do kuchni, by wyciągnąć z zamrażarki parę kostek lodu, zawinąć je w kuchenną ścierkę i przyłożyć do policzka. Wiedział, że Kenji go posłucha, dlatego nie wychylał się ze swojego bezpiecznego miejsca tak długo, aż szmer pakowania torby ucichł, a zaraz potem trzasnęły wejściowe drzwi. Choć to dopiero pierwszy raz, gdy Oota zrobił coś takiego, utwierdził Yoshidę jedynie w przekonaniu, że podjął dobrą decyzję tam na ławce, podczas rozmowy z Karyu. Odczekał pięć minut, zamknął wszystkie zamki i zostawił klucze w drzwiach, by Kenji nie mógł użyć swoich, na wypadek gdyby wrócił, i zrobił najbardziej chamską rzecz, na jaką było go stać w tym momencie – zerwał z Tsukasą przez wiadomość. Chciał zrobić to normalnie, podczas rozmowy twarzą w twarz, lecz jego urażona męska duma podpowiadała mu, że powinien dobić Kenjiego tak bardzo, jak to się tylko da, żeby cierpiał długo i boleśnie.
Tej nocy jednak Tsukasa nie przybiegł z przeprosinami, nie błagał o wybaczenie, nie rzucał prezentów na wycieraczkę. Nie odezwał się, nie zadzwonił. Słowem – zostawił Hizumiego w spokoju, a Hizumi miał dziwne wrażenie, że – choć wcale nie szukał wymówek dla swojego powoli ciemniejącego siniaka na policzku – Zero jest kluczem do złości Tsukasy.Hizu

3 komentarze:

  1. No nareszcie mogłam doczytać końcówkę :D Teraz dawaj drugą część :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Przestałam lubić Tsu od momentu kiedy wyżywał się na Zero w ficku Amidamaru xd
    Ale teraz to już wgl przesadził xd
    Biedny Hizu ._.

    Opko zaczyna się ciekawie, czekam na dalszą część ^^

    WENY! :D
    Buźki

    ~xMidziak

    PS Sorka, że kom krótki i mało wnoszący od siebie, ale siedzę na infie i pisze ukradkiem, chcąc choćby zaznaczyć swoją obecność to raz, a dwa nie mam jakoś weny ._. przepraszam m(_ _m)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada się ciekawie. Rozdział trochę depresyjny, taki nasunął się mi wniosek, kiedy czytałam. W sumie to dobrze, że nie są razem już i ciekawa jest tajemnica kłótni Kenjiego i Zero, choć i tak można domyślić się o co chodzi, zwłaszcza po tym wybuchu Tsukasy.

    OdpowiedzUsuń