Wracam! Wszystko zdane~ Teraz skrupulatnie postaram się kończyć wszystkie zaczęte opowiadania, ale nic nie obiecuję.
Ostatnio coraz bardziej chodzi za mną Nocturnal Bloodlust, dlatego ta część powstała przy Aster.
Dedykacja dla Kity.
Pairing: Hizumi x Tsukasa, Hizumi x Zero (a co będę ukrywać)
Gatunek: obyczajowy
Beta: Angel Rebels
Ostrzeżenia: przekleństwa, Tsukasa jest dziwny
Hizumi siedział. Siedział i
patrzył na tłum bezimiennych ludzi zastanawiając się, kiedy ostatni raz miał
czas, by usiąść w spokoju gdziekolwiek, choćby na chwilę, i pobyć sam na sam ze
swoimi myślami. Ostatnio ktoś ciągle przy nim był, a praca nie pozwalała o
sobie zapomnieć i, koniec końców, Hizumi zaczął czuć zmęczenie i to wcale nie
fizyczne. Jedyne czego pragnął, to odrobina spokoju i samotności, na którą stać
go było właśnie teraz. Bo nie mógł wrócić do domu, nie w tej chwili.
Dzisiejszego dnia Yoshida wstał z
łóżka tak jak zwykle. Zrobił sobie mocną herbatę, próbując jednocześnie odstawić
kawę na bok tłumacząc to sobie wypłukiwaniem magnezu z organizmu, choć tak
naprawdę przestała mu smakować, zjadł śniadanie, na które składała się
przyrządzona na szybko jajecznica, i poszedł się myć. To były jedyne chwile z
rana, gdy Yoshida nie miał nad sobą marudzącego Karyu, złośliwego Zero i szorstkiego
Tsukasy. Tsukasa… Hizumi pomyślał o osobie leżącej w jego łóżku i ogarnęła go
dziwna niemoc oraz irytacja. Już od dawna przestał myśleć o Kenjim jako o
osobie, z którą mógłby spędzić całe życie, ale wciąż go kochał. Chyba. Problem
z Yoshidą był taki, że nie potrafił odróżnić miłości od przyjaźni i często
przez to ranił innych, a najbardziej siebie wmawiając sobie, że jest dobrze,
pięknie i wspaniale, a wcale tak nie było.
Na początku związku było dobrze.
Tsukasa nie był dupkiem, Hizumi nie myślał tylko o sobie, a rzeczy nie dzieliły
się na „moje” i „twoje”. Wspólne spędzanie czasu też nie stanowiło żadnego problemu,
a jednak teraz, po trzech latach, Yoshida przestał robić posiłki dla Kenjiego,
przestał prać jego rzeczy marudząc przy tym, jak bardzo śmierdzą jego skarpetki,
przestał wychodzić z nim na spacery. Jedyne co ich łączyło, to łóżko i zespół,
a Kenji nie zdawał sobie z tego sprawy, poświęcając całą swoją uwagę pracy.
Hizumi czuł się samotny i opuszczony.
Wokalista osuszył się pobieżnie,
ubrał białą koszulkę z czarnym nadrukiem na plecach oraz równie czarne jeansy,
i wyszedł z łazienki. Było po dziewiątej, więc należało obudzić Kenjiego, który
jak zwykle zapomniał nastawić alarm i spał głębokim snem na plecach z
rozczochranymi włosami i nogami owiniętymi w kłębowisko kołdry.
- Wstawaj – Hizumi potrząsnął
Kenjim.
Tsukasa otworzył zaspane oczy i
ziewnął potężnie, ale Yoshida pozostawał bezlitosny i zrzucił z niego kołdrę.
- Ubierz się – Hiroshi rzucił w
perkusistę wcześniej przygotowanymi ciuchami. – Jeśli ustalasz próby na
jedenastą, to chociaż staraj się być punktualny.
W takich sytuacjach wydawało się,
że to Yoshida jest liderem, lecz gdyby naprawdę tak było, zespół nigdy nie
wyrabiałby się z piosenkami na czas. Kenji potrafił wszystkich ustawić do
pionu, nawet wokalista czasem tego wymagał, ale były pewne sytuacje, gdy to
Oota wymagał kopniaka w tyłek i tym zwykle zajmował się Hizumi z niemałą
satysfakcją, co musiał przyznać nawet sam przed sobą.
Tsukasa nic nie odpowiedział.
Musnął jedynie usta Yoshidy, gdy w końcu ruszył się z łóżka, i poszedł
odprawiać ten sam rytuał, przez który przeszedł godzinę temu wokalista. Obyło
się bez zbędnych słów, a Hizumi nie potrafił wyjaśnić Tsukasie, że też by
chciał z nim porozmawiać i to o czymś innym niż o pracy, bo przecież on wie i
rozumie i, na Boga!, przechodzi przez większość tych samych rzeczy, bo przecież
pracują razem!
W samochodzie było tak samo.
Pustkę wypełniało grające radio, ale nikt nie zwracał na nie uwagi tak długo,
jak grało coś w tle. Oota skupiał się na prowadzeniu i omijaniu korków w
mieście, a Yoshida wolał zatopić się we własnych myślach. Czy był
nieszczęśliwy? Był, lecz nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo.
- To koniec, dalej nie pojedziemy
– odezwał się w końcu Oota, a Hiroshi łaskawie postanowił zaszczycić go swoim
spojrzeniem.
- Nie widzę problemu – rzekł. –
Jesteśmy dość blisko, możemy przejść się kawałek.
- Jak chcesz – odparł Tsukasa i
skręcił na najbliższy parking tuż przed utknięciem w kolejce samochodów.
Hizumi zastanawiał się, kiedy
perkusista ostatni raz odezwał się do niego miło, kiedy ostatni raz powiedział
mu, że go kocha. Może i był mężczyzną, ale też czasem chciał odczuć, że jest
dla kogoś ważny.
Zostawili samochód na parkingu, a
sami poszli w stronę średniej wysokości wieżowca, jednego wśród wielu innych.
Hizumi cały czas próbował sobie przypomnieć, czy może zrobił coś, co
spowodowałoby, że humor Tsukasy nie był dzisiaj w najlepszej kondycji, ale nic
nie przychodziło mu na myśl, więc postanowił sobie odpuścić i nie przejmować
taką pierdołą. W gruncie rzeczy życie było za krótkie, by nie czerpać z niego
pełnymi garściami.
- Myślisz, że Zero zabrał się za
opracowywanie nowego materiału? – spróbował ostatni raz nawiązać rozmowę
Yoshida, gdy przechodzili przez szklane rozsuwane drzwi budynku.
- Nie wiem, nie obchodzi mnie
Zero – warknął Tsukasa i wyminął Hizumiego, idąc w stronę schodów.
Marszcząc brwi, wokalista podążył
za nim. Kenji zwykle tak go nie traktował. Był miłym i dobrym człowiekiem, choć
ostatnimi czasy bardzo oschłym i mało rozmownym, ale już na pewno na niego nie
warczał, więc dla Hizumiego to doświadczenie było całkiem nowe.
- Oi, Kenji! – krzyknął, gdy
dogonił perkusistę, równając z nim swój krok i ciągnąc za rękaw czarnej kurtki.
– O co ci chodzi? Może ostatnio nienawidzisz ze mną rozmawiać, ale jeśli coś
zrobiłem, to powiedz mi to w twarz!
Kenji momentalnie się zatrzymał,
a Hizumi wraz z nim. Perkusista miał wściekły wyraz twarzy, ale zamknął oczy,
próbując się uspokoić. Hiroshi, nie będąc głupią osobą, wolał w tym momencie
nie przeszkadzać Tsukasie myśląc, jak już dawno nie widział Kenjiego bez
gniewnej zmarszczki na czole i że bez niej wyglądał o wiele lepiej.
- Nie, Hizu – rzekł w końcu Oota.
– Nic nie zrobiłeś. To moja wina, jestem za bardzo zestresowany. Przepraszam.
Po tych słowach przygarnął
Hizumiego do siebie, obejmując go lekko w pasie. Od dawna już się nie
przytulali, dlatego Hiroshi mimowolnie przymknął oczy, pozwalając starszemu
mężczyźnie wystawić ich oboje na publiczny wstyd. Coś było nie tak i Hizumi to
czuł.
Tsukasa wypuścił go w końcu z
objęć i obaj weszli w końcu do swojego studia. Karyu i Zero byli już na
miejscu. Gitarzysta próbował stworzyć wysoką wieżę ze słomek, a basista czytał
jakąś gazetę, przerzucając raz po raz leniwie strony. Gdy Zero usłyszał, jak
wchodzą do sali, podniósł na chwilę głowę, by obrzucić Kenjiego pogardliwym
spojrzeniem, na Hizumiego nawet nie zwracając uwagi. Yoshida może nie był
najbardziej bystrą osobą pod Słońcem, ale potrafił dojść do prostego wniosku,
że perkusista najwyraźniej miał problem z Zero.
Mimo to, próba minęła w
nadzwyczaj spokojnych warunkach, choć momentami nawet Karyu patrzył na Hizu z
niezrozumieniem w oczach, a ten jedynie w odpowiedzi kręcił głową. Sztuczność w
komunikacji między basistą a Kenjim była aż nadto widoczna, zupełnie jakby
znajdowali się na niewidzialnym ringu i walczyli o coś, czego Hizu nie
dostrzegał i co go aktualnie nie interesowało. Jedyne, czego potrzebował, to
spokój i cisza. Dlatego właśnie znajdował się teraz na skraju małego parku,
siedząc na ławce i obserwując mijające go tłumy.
- Hej, Hiroshi – wokalista
odwrócił głowę, natykając się na Karyu. – Mogę się przysiąść?
- Jasne – Hizumi położył torbę na
ziemi, żeby zrobić przyjacielowi miejsce. – Jak mnie tu znalazłeś? Albo nie,
nie odpowiadaj. Nie jestem pewny, czy jestem gotów na odpowiedź.
Karyu zaśmiał się cicho i opadł
na wolną część ławki. Chociaż gitarzysta był głośnym człowiekiem z małymi
problemami z opanowaniem, miło było czasem mieć go koło siebie. Na początku
Hizumi miał za złe gitarzyście, że zburzył jego ledwo co odnawiający się
wewnętrzny spokój, ale po pięciu minutach wspólnego kontemplowania wystawy
garniturów po przeciwległej stronie ulicy, Yoshida stwierdził, że jest nawet
przyjemnie.
- Czemu jesteś z Tsukasą? – Karyu
zadał w końcu pytanie, które dręczyło go od pewnego czasu, lecz nie miał w
sobie na tyle siły, żeby pytać Yoshidę o jego homoseksualny związek. Matsumura
może nie akceptował do końca tego, co wyprawiał a właściwie co wyprawiała
dwójka jego przyjaciół, lecz gdy widział Hizumiego w stanie apatii, gotów był
dla niego odbyć nawet poważną rozmowę.
- Bo go kocham – odparł Hiroshi,
ale zabrzmiało to bardziej jak pytanie.
- Kłamiesz – Matsumura prychnął z
irytacją, wyciągając z kieszeni spodni zapalniczkę i pudełko fajek. – Chyba sam
w to nie wierzysz?
Hizumi spojrzał na niego ze
złością, ale w ostatniej chwili się opamiętał i pochylił lekko do przodu,
opierając łokcie na rozsuniętych kolanach. Teraz sam sobie zadał pytanie,
postawione mu przed chwilą przez Karyu. Czy kochał Tsukasę? Skąd miał to
wiedzieć? Przywiązanie było chyba formą miłości…tak?
- Już od dłuższego czasu traktuje
cię jak powietrze – Karyu kontynuował po odpaleniu papierosa. – Nie zauważyłem
też, żebyście ze sobą normalnie rozmawiali. Krótkie pytania i odpowiedzi… Czy
tak to powinno wyglądać?
Niestety Hizumi musiał przyznać
Matsumurze rację. Czuł, że coś było nie tak, że coś mu nie pasowało, ale…
- Czy coś się stało między Kenjim
a Michim? – spytał, trochę z ciekawości, trochę z chęci zmiany tematu.
- Nie wiem, myślałem, że ty coś
wiesz – Karyu zmarszczył czoło. – Dawałem ci znaki – dodał już bardziej wesoło.
- Nie dało się ich nie zauważyć –
sarknął Hizumi, ale zaraz potem się roześmiał. Przyjaźnienie się z Karyu było
niezwykle proste, choć nieczęsto również irytujące, na przykład w momentach,
gdy gitarzysta próbował go umówić z nowo poznanymi kobietami. – Może masz rację
– dodał.
- Z czym? – Karyu zmarszczył brwi
w niezrozumieniu.
Hiroshi nic mu nie odpowiedział,
tylko wstał z miejsca i pożegnał się ruchem ręki. Może to trochę późno, ale
postanowił wziąć się za swoje życie i coś w nim zmienić. Nie mógł przecież
trwać w takim stanie aż do śmierci, nie próbując zaznać prawdziwego szczęścia.
Tylko czym było owo szczęście? I czy było w zasięgu jego ręki? A może za bardzo
się przejmował zwykłymi pierdołami i miał właśnie spierdolić sobie życie? Nie
potrafił odpowiedzieć sobie na te pytania, które go dręczyły, a czuł niepokój i
to coraz większy, czemu towarzyszył ucisk w żołądku z każdym krokiem bliżej
domu i Kenjiego.
Gdy wysiadł z autobusu na
przystanku, dosłownie paręnaście metrów przed mieszkaniem, miał ochotę pobiec
do najbliższego śmietnika i się wyrzygać, ale mężnie starał trzymać zawartość
żołądka na wodzy i kroczył dalej, niczym Napoleon po zejściu ze swojego konia.
Doszedł do klatki, wszedł po schodach i złapał za klamkę drzwi, ale ledwie
zdążył je otworzyć, a jego oczom ukazał się wściekły Tsukasa, celujący w niego
wskazującym palcem.
- Gdzie byłeś? – spytał gniewnie
perkusista, a Hizumi zdziwił się tym nagłym zainteresowaniem ze strony Ooty.
- Rozmawiałem z Karyu – odparł
zgodnie z prawdą Hiroshi i spróbował wyminąć Tsukasę, ale ten się nie dał.
- Kłamiesz, byłeś z Zero –
warknął Kenji.
- Nie, możesz zadzwonić do
Yoshitaki i go spytać. Zresztą co cię to tak nagle obchodzi? – Hizumi nie dał
się zastraszyć i na gniew odpowiedział tym samym.
To posunięcie nie było chyba
najmądrzejszym, bo Kenji uderzył go z całej siły z otwartej ręki w twarz i
wokalista odbił się od ściany i niemal osunął na podłogę.
- Pojebało cię? – wrzasnął
Hizumi, trzymając się za bolący policzek i usiłując powstrzymać mroczki przed
oczami. – Wynoś się stąd!
Hiroshi minął oniemiałego Tsukasę
i poszedł do kuchni, by wyciągnąć z zamrażarki parę kostek lodu, zawinąć je w
kuchenną ścierkę i przyłożyć do policzka. Wiedział, że Kenji go posłucha,
dlatego nie wychylał się ze swojego bezpiecznego miejsca tak długo, aż szmer
pakowania torby ucichł, a zaraz potem trzasnęły wejściowe drzwi. Choć to
dopiero pierwszy raz, gdy Oota zrobił coś takiego, utwierdził Yoshidę jedynie w
przekonaniu, że podjął dobrą decyzję tam na ławce, podczas rozmowy z Karyu.
Odczekał pięć minut, zamknął wszystkie zamki i zostawił klucze w drzwiach, by
Kenji nie mógł użyć swoich, na wypadek gdyby wrócił, i zrobił najbardziej
chamską rzecz, na jaką było go stać w tym momencie – zerwał z Tsukasą przez
wiadomość. Chciał zrobić to normalnie, podczas rozmowy twarzą w twarz, lecz
jego urażona męska duma podpowiadała mu, że powinien dobić Kenjiego tak bardzo,
jak to się tylko da, żeby cierpiał długo i boleśnie.
Tej nocy jednak Tsukasa nie
przybiegł z przeprosinami, nie błagał o wybaczenie, nie rzucał prezentów na
wycieraczkę. Nie odezwał się, nie zadzwonił. Słowem – zostawił Hizumiego w
spokoju, a Hizumi miał dziwne wrażenie, że – choć wcale nie szukał wymówek dla
swojego powoli ciemniejącego siniaka na policzku – Zero jest kluczem do złości
Tsukasy.
No nareszcie mogłam doczytać końcówkę :D Teraz dawaj drugą część :P
OdpowiedzUsuńPrzestałam lubić Tsu od momentu kiedy wyżywał się na Zero w ficku Amidamaru xd
OdpowiedzUsuńAle teraz to już wgl przesadził xd
Biedny Hizu ._.
Opko zaczyna się ciekawie, czekam na dalszą część ^^
WENY! :D
Buźki
~xMidziak
PS Sorka, że kom krótki i mało wnoszący od siebie, ale siedzę na infie i pisze ukradkiem, chcąc choćby zaznaczyć swoją obecność to raz, a dwa nie mam jakoś weny ._. przepraszam m(_ _m)
Zapowiada się ciekawie. Rozdział trochę depresyjny, taki nasunął się mi wniosek, kiedy czytałam. W sumie to dobrze, że nie są razem już i ciekawa jest tajemnica kłótni Kenjiego i Zero, choć i tak można domyślić się o co chodzi, zwłaszcza po tym wybuchu Tsukasy.
OdpowiedzUsuń