sobota, 15 czerwca 2013

Powody, dla których warto żyć


Miało być krótkie z zamiaru, więc o długość proszę się nie czepiać xD No i moja wieczna depresja dała o sobie znać. Ale zaspoileruję i powiem, że jest happy end. Napisane wszystko dzisiaj.. Brawa dla mnie xD A tak. Dziękuję za 11 komentarzy pod jednym opowiadaniem. Kocham Was <3

Pairing: Shinya x Toshiya
Ostrzeżenia: brak


Shinya przełożył jedną nogę przez barierkę, trzymając się rękoma zimnego metalu, a zaraz później drugą. Stał na moście patrząc w ciemną otchłań spokojniej wody. Czemu właściwie chciał się rzucić? Miał ku temu jakiś powód? Shinya myślał nad tym już od pewnego czasu i doszedł do wniosku, że nie. Ale również nie miał żadnego powodu by żyć. Może to wina depresji, która towarzyszyła mu od ponad dwóch lat, a może był ciekaw co się z nim stanie po śmierci. Heh, więc może jednak coś stało za tym, że teraz był krok od rzucenia się z mostu. Było mu obojętne czy przeżyje czy też nie. Jaki był sens dalszej egzystencji, gdy nie było w niej ani szczęścia ani miłości? Przecież i tak wszystko kończy się na śmierci, więc czemu tylko nie przyspieszyć nieuniknionego? Nie, nie bał się. Śmierć była tylko początkiem czegoś nowego, nieodgadnionego.
Zrobił krok do przodu, ale się zatrzymał. Przez głowę przeszła mu myśl, że to głupie marnować swoje życie, gdy tak naprawdę nigdy nie było na tyle źle by się go pozbawiać. Przecież ludzie w depresji mają przeróżne pomysły i nie zawsze są one dobre. Ale po co żyć, gdy nie ma się ku temu powodu? Przed oczami stanęła mu twarz basisty.
Toshi…
A może jednak na tym świecie były powody, dla których warto tu zostać?

- Shin-chan! Shin-chan! – zawołał z daleka uśmiechnięty Toshiya, biegnąc w stronę perkusisty. – Patrz!
Shinya spojrzał zaskoczony na basistę, który wymachiwał jak szalony ręką, w której coś trzymał, ale nie można było dojrzeć, co to takiego.
- O co chodzi? – spytał, gdy Toshi w końcu do niego przybiegł.
- Zobaczy co kupiłem – mężczyzna otworzył małe pudełeczko, które ściskał dotychczas w dłoni.
- Wow - tylko tyle wydusił z siebie Shinya, widząc srebrny pierścionek z małym brylantem.
- Mam zamiar oświadczyć się Kimiko – powiedział basista, pozwalając podziwiać cacko perkusiście. – Myślisz, że jej się spodoba?
- Oczywiście, że tak – odparł na pozór szczęśliwie Shin, ale w duszy czuł ogarniający go smutek.
Toshiya uśmiechnął się szeroko i schował pudełeczko do kieszeni kurtki. Mruknął coś o tym, że musi jeszcze gdzieś iść i pobiegł dalej, zostawiając perkusistę samego.
Ten piękny uśmiech, jakim obdarował go Toshi, zapadł Shinyi w pamięci…

Terachi westchnął cicho na samo wspomnienie tamtej sceny. Lubił te chwile, gdy Hara był beztroski i szczęśliwy. Gdyby mógł, usunąłby wszystkie przeszkody z jego drogi, lecz nie miał takiej mocy.

- Tak? – wychrypiał zaspany do słuchawki.
- Wiesz, co po… Spałeś? – spytał zdzwiony Toshiya. – Przepraszam, jeśli cię obudziłem.
- Nic nie szkodzi – Shinya przetoczył się na plecy i spojrzał na zegarek; była dopiero dwudziesta trzecia. – Co chciałeś powiedzieć?
- Zgodziła się! Zgodziła! – wrzasnął uradowany basista, a Terachi niemal widział oczami wyobraźni, jak mężczyzna skacze z radości. Toshiya zawsze był typem osoby ekstrawertycznej.
- To bardzo dobrze, Toshi – powiedział miękko Shinya, zakrywając dłonią oczy. – Bardzo mnie to cieszy…
- Coś nie tak? – zaniepokoił się Hara. – Brzmisz jakoś nieszczęśliwie.
- Wydaje ci się – Terachi wydał z siebie krótki śmiech. – Po prostu jestem zmęczony. Możemy porozmawiać jutro?
- Oczywiście – odparł Toshiya trochę uspokojony. – Śpij dobrze.
- Ty też.
Jeszcze przez długi czas głos Hary odbijał się echem po jego głowie.

Lekki uśmiech zagościł na twarzy Shinyi. Toshiya w tamtym czasie nie potrafił mówić o niczym innym niż o ślubie. Pamiętał, jak Kaoru prawie wyrzucił basistę za drzwi, gdy na próbie Toshi przerwał grę tylko po to, by spytać czy powinien nałożyć muszkę czy krawat. Kyo parsknął wtedy śmiechem i powiedział, że i jedno i drugie, przez co Hara rzucił mu mordercze spojrzenie.

- A teraz możesz pocałować pannę młodą.
Toshiya spojrzał nieśmiało na Kimiko, by później pochylić się i złożyć słodki pocałunek na jej ustach. Był zbyt zażenowany faktem, że wszyscy na niego patrzą. I mimo, że to był kościół, Daisuke wrzasnął na całe gardło:
- Porządniej się nie dało?
Kaoru wbił gitarzyście łokieć w żebra i stanął wypastowanym butem na stopie. Część gości spojrzała na czerwonowłosego z naganą i politowaniem, a pozostali poparli jego pomysł. Tak, Dai nie wiedział co to wstyd.
Hara uśmiechnął się nieśmiało i znowu pocałował Kimiko, ale tym razem długo, czule i głęboko. W tamtej chwili Shinya wyobraził siebie na miejscu tej kobiety, ale szybko otrząsnął się z tej myśli. Nie powstrzymało to jednak łez, które popłynęły z jego oczu.
- Czemu płaczesz? – spytał go Kyo, który stał obok.
- Ze szczęścia…
- Ogłaszam was mężem i żoną – oznajmił uroczyście po raz drugi ksiądz, gdy młoda para oderwała się od siebie, zapominając, że powiedział to wcześniej. Nikt na to i tak nie zwrócił uwagi.
Widząc miłość w oczach Toshiyi, gdy ten patrzył na Kimiko, Shinya przyrzekł sobie, że nie pozwoli, by basista był kiedyś zraniony. Szczęście Toshiego było dla Terachiego najważniejsze.

Puścił jedną ręką metal i wyciągnął ją przed siebie. Księżyc świecił dziś jasno, ale niebo nadal pozostało bezgwiezdne. A Shinya kochał gwiazdy… Lecz Tokio było za jasne, zbyt mocno świeciły światła.

Shinya przyjechał szybko do szpitala. To Toshiya do niego zadzwonił, każąc niezwłocznie się pojawić. Stanął przed odpowiednimi drzwiami i zapukał, by po chwili wejść do środka.
- Gratulacje – powiedział już na progu i podał bukiet kwiatów Toshiemu, który do niego podszedł.
Kimiko leżała ze swoim nowo narodzonym dzieckiem na łóżku szpitalnym i patrzyła na nie w zachwycie.
- Moja mała gwiazdka – szepnęła szczęśliwa.
- Zostałem ojcem! Wciąż nie mogę w to uwierzyć – powiedział Hara, a głos drżał mu z emocji; kwiaty od Shina włożył do wazonu.
- Masz teraz kolejną osobę do opieki, więc lepiej w to uwierz – odparł uśmiechnięty Terachi.
- Kochanie, powiedz mu – Kimiko spojrzała na męża, ponaglając go wzrokiem.
- Shin-chan… Razem z Kimiko pomyśleliśmy.. Znaczy, chcielibyśmy, żebyś został ojcem chrzestnym naszego dziecka. Czy się zgadzasz? – spytał Toshiya z nadzieją w oczach.
Shinya na początku nie wiedział, co ma odpowiedzieć. To było zbyt nagłe… Jednak jego serce przepełniała duma, że to właśnie jego poprosili.
- Zgadzam.
Jego uwadze nie umknął wyraz ulgi na twarzy basisty. Bał się, że Terachi się nie zgodzi? Spojrzał na dziecko w objęciach matki.
Cząstka Toshiego, którą też należało ochraniać…

Zamknął oczy. Nie dotrzymał obietnicy, którą sam sobie złożył. To przerosło jego możliwości… Ale może właśnie to był impuls, by próbować dalej, nie poddawać się? Przypomniał sobie wydarzenie, które miało miejsce zaledwie wczoraj.

-Toshi..?
- Ona odeszła…
Shinya popatrzył tępo w ścianę i dopiero po chwili dodarło do niego, co powiedział Toshiya.
- Jak to? Zawsze uważałem was za szczęśliwą parę - rzekł szczerze.
Hara spojrzał na niego pustym wzrokiem. Wzruszył ramionami i opadł plecami na kanapę. Terachi poprawił się na dywanie i położył ramiona na miękkiej poduszce, a na nich oparł głowę i czekał aż Toshiya zacznie mówić.
- Ostatnio często się kłóciliśmy. Powiedziała, że jej nie kocham. Że czuje się ze mną samotna.. Cholera, ona była o ciebie zazdrosna! Uważała, że za często o tobie mówię...”Shinya to, Shinya tamto, wszędzie Shinya!” – tak powiedziała. Dzisiaj rano już nie było jej przy mnie. Jak się obudziłem, wszystkie jej rzeczy zniknęły. Zostawiła tylko w kopercie papiery rozwodowe do podpisania…
- A co z waszym synem!?
- Zostawiła go ze mną… Powiedziała mi, że będzie jej o mnie przypominać i zostawiła go ze mną!
Shinya nie wierzył w to co słyszał. Własna matka porzuciła dziecko? Nigdy nie lubił Kimiko, ale nie sądził, że była zdolna do czegoś takiego. Przecież jej syn miał dopiero rok. Potrzebował matki!
- To niemożliwe!
Toshiya podniósł się do siadu i ukrył twarz w dłoniach. Shinya cierpiał, widząc jak Hara się załamuje. Usiadł obok niego na kanapie i przytulił go.
- Wszystko będzie dobrze, obiecuję.
I Shin wierzył w to, co mówił. Bo dla niego Toshiya był najważniejszy na świecie.

Terachi roześmiał się na cały głos. Jak mógł być taki głupi i myśleć, że nie ma powodu do życia? Przecież był dorosły i powinien myśleć logicznie…
Uśmiech Toshiyi, jego szczęście i syn.
To było teraz najważniejsze w życiu perkusisty. Jak mógł o tym zapomnieć? Może po prostu Shinya za długo był sam i przez chwilę zgubił drogę sprzed oczu. Bo przecież nie było powodu by odbierać sobie życie. Zostawiłby Toshiyę samego.
- Shinya!
Perkusista obrócił się i zobaczył Harę stojącego na moście – miejscu, gdzie obaj lubili przebywać. W świetle latarni dostrzegł przerażenie malujące się na twarzy basisty.
- Toshi – uśmiechnął się leciutko. – Co tu robisz o tej porze?
- Mógłbym się spytać o to samo. Złaź stamtąd natychmiast – rozkazał Hara, bojąc się o przyjaciela.
Terachi obrócił się i chciał przechodzić przez barierkę, ale poślizgnął się i runąłby niechybnie w wodę, gdyby Toshiya nie złapał go w ostatniej chwili. Gdy Hara wciągnął Shina na most, natychmiast się zamachnął i uderzył go z całej siły w twarz.
- Wiesz, co mogło się stać!? – krzyknął na niego.
Shinya pokiwał głową i złapał się za bolące miejsce. Teraz jego głupota jeszcze bardziej do niego dotarła.
- Przepraszam… - szepnął cicho.
- Nie zniósł bym tego, gdyby kolejna osoba, którą kocham, odeszła ode mnie – Toshiya przytulił do siebie mocno chude ciało Shinyi.
Perkusista uśmiechnął się do siebie. Pewnie Hara nie miał na myśli tego rodzaju kochania, na jaki liczył mimo wszystko Shinya.
- Już dobrze Toshi… Nigdzie się nie wybieram – Terachi pogłaskał przyjaciela po głowie, czując jego łzy na swoim policzku. – Przepraszam, jeśli cię wystraszyłem.
- Nie rób tak więcej – Toshiya pocałował go w usta, a Shinya poczuł słony smak łez. – Nie rób…
I Terachi zrozumiał jaki wielki błąd by zrobił, gdyby skoczył. Jak wiele by stracił i jak szybko jego życie by się skończyło. Bo może, mimo tego wszystkiego, był w stanie zagwarantować Toshiemu szczęście, którego tak dla niego pragnął, dla swojej gwiazdy na bezgwiezdnym niebie.

13 komentarzy:

  1. Cudowne! *W* Na końcu łzy mi same poleciały...
    A jeśli o długość chodzi, to nie mam serca się przyczepić... Za bardzo mi się podobało <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytam opek z Diru... Ale jak zobaczyłam, że coś dodałaś, to było mi wszystko jedno, co to i z kim to...xD I nie żałuję, że to rzeczytałam *.* piszesz coraz lepiej, wiesz? *-* W trakcie czytania całkiem zapomniałam o tym, że na początku napisałaś, że będzie happy end. Po prostu pochłonęło mnie i do samego końca rozmyślałam, kiedy się w końcu z tego mostu rzuci... To było dobre o.o"

    OdpowiedzUsuń
  3. przez ciebie ten paring zawładnął mym sercem i... idę płakusiać do koncika (leży pod kołderką) bo to jest takie piękne i słodkie ze aż sie popłakusiałwm ; ;

    OdpowiedzUsuń
  4. ZGINIESZ ZGINIESZ ZGINIESZ NOOOO! WEŹ JA TU CZYTAM i ciągle się skupić nie mogła bo myślę sobie 'nie płacz nie płacz nie płacz! będzie happy end pamiętaj! tylko nie płacz! ' No bo jakby to wyglądało że moja mama wraca po 3 dniach a ja siedzę skulona w ciemnym koncie i płaczę xD przecież ona by mnie już nigdy nie zostawiała i nie było by czytania oglądania yaoi do 7 nad ranem ;-; w ogóle to nie lubiłam tego paringu a tu nagle BUM kocham go <3 magia ? xD
    Właśnie miałam zapytać czy są przewidziane może jakieś lekcja pisania ? Bo mój autorytet uważa że nie umie pisać i nie chce mi pomóc T_T Dlatego ciągle muszę jej powtarzać że umie pisać i że robi to naprawdę bardzo bardzo dobrze! A że ja nie chce zaśmiecać jej bloga potrzebuje korepetycji ;.;
    Skończe ten komentarz bo czuje że mój mózg i życie zaraz zabiorą głos a tego nie chce za często się z nimi kłócę O.o
    Pozdrawiam i życzę weny :3

    OdpowiedzUsuń
  5. To bylo piekne. Na koniec poprostu mialam szklanki w oczach. Pisz wiecej takich opowiadan, bo wychodza ci swietnie. Boze ja przez ciebie prawie ryczalam!!!!
    ~Mayumi

    OdpowiedzUsuń
  6. jak już ci mówiłam wcześniej. Jest to piękne, aż mi się łzy w oczach zakręciły. Nic więcej nie umiem powiedzieć na to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojejku... Diry! <3 Na dodatek w takim pięknym shocie.
    Wiem, że to jest twój ulubiony paring, chociaż osobiście mi Toshi i Shin czasem wydają się podobni w opowiadaniach (nie w wyglądzie, lecz ogólnie). Tymczasem, tutaj... było jakoś inaczej (wybacz mi moje nieskładne zdania i niewydarzone tłumaczenie się xD). Może dlatego, że Toshiya brał ślub, co mi w ogóle do niego nie pasowało, lecz dobrze tłumaczyło smutek Shinyi. Od początku wiedziałam, że wcale nie cieszył się tym tak, jak sprawiał wrażenie szczęśliwego. Wiedziałam, że czekał na to, aż Toshimasa wyzna mu miłość.
    To było takie piękne, poruszające. Końcówka, jak go pocałował... naprawdę, nie mam słów <3 (coś ogólnie nie mam dzisiaj słów w głowie, więc nie zdziwię się, jak nic nie zrozumiesz z mojego komentarza xD)
    Weny, wena i weniąt w dostatecznej ilości. Oraz więcej fików o Diru :3

    OdpowiedzUsuń
  8. To opowiadanie jest dla mnie piękne! Szkoda, że krótkie ;p
    Zastanawiam się czy możesz zrobić z an cafe lub an cafe+the gazette (najlepiej Bou) ? Wiem pewnie nie ... Ale 'kto pyta,nie błądzi'.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w planach są dwa opowiadania Aoi x Kanon. za innymi członkami an cafe w opowiadaniach nie przepadam, choć ich lubię jako muzyków (oprócz Yukiego.. xD)

      Usuń
    2. Spoko, dobre i to. Ja nie przepadam za muzyka (zbyt cukierkowa jak na rock- słucham Marilyn Manson i the gazette - MM jako mój bóg)... Ale lubie jako osoby, a Bou lubilam jako muzyka i osobę =)
      (ps. Słucham jeszcze innych zespołów : therion, sabaton, rammstein, salem, paramore... Ale j rock to raczej jeszcze screw i sadie :p)

      Usuń
  9. Głupi Shinya! Zacznę od tego, bo jak można chcieć skakać z mostu po tym jak jego ukochany został zupełnie sam z dzieckiem! No ten człowiek to już zupełnie musiał przestać myśleć, ale... No tak zawsze jest jakieś ale :D W porę się opamiętał! Za to go będę chwalić :D Scena jak się obraca i chce stanąć bezpiecznie na ziemi, a tu nagle ups... nie udaje się. Skojarzyło mi się to z Titanic'iem!! Jak Rose chce z powrotem wejść na statek, ale staje na sukienkę i spada i tu do akcji wkracza Jack i ją ratuje! No tu dosłownie było tak samo, bo nad wodą!, ale z tą różnicą, że bohaterem został Toshiya :D Swoją drogą, to niezłe musiał mieć przerzucie, żeby akurat tamtędy przechodzić, pewnie głupi też coś planował, a tu niespodzianka, bo się Shinya napatoczył :D łezka mi się w oku zakręciła od tych ich wyznań miłosnych :D Ale i tak Daisuke nic nie pobije!! Hahahahahaha no, żeby tak w kościele przy wszystkich, toć to jest nie do pomyślenia, powinien się smażyć w piekle :P Rany, ale ja mieszam, nic dziwnego, że potem nie wiesz o co mi chodziło w opowiadaniu i muszę to poprawiać :D No i patrz miało być krótko, a ja się tu rozpisuje nie wiem po co. Następnym razem napiszę ci tylko "Fajne<3" i tak zostawię. Co ty na to? Och... Miałam coś jeszcze tu pisać... A właśnie! Shinya został tatusiem chrzestnym! Toshiya to na pewno już wtedy go kochał! Dlatego tak bał się, że mu odmówi, ale Shin go zaskoczył :D Kurcze no podobało mi się. Warto było poczekać tak długo, aż mi odpiszesz na nasze opowiadanie, żeby to przeczytać... Ech coś mi w tym zdaniu nie pasuje, ale mniejsza. Dobra, dobra już ci tu nie przynudzam. Oczywiście mi się podobało, ale to już ci mówiłam zanim przeczytałam jak wiesz :D To na tyle, wracam do nauki i pisania z Tobą na gg ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Szkoda że takie krótkie to opowiadanie ale za to jakie wzruszające! :D I mają gratisowe dziecko heheh

    OdpowiedzUsuń