niedziela, 30 czerwca 2013

Tainted world


Kolejne pozaprogramowe opowiadanie... Nie miejcie mi tego za złe ^^" Naprawdę pracuję nad zakończeniem Cocoona, My own angel i Play with me..., ale idzie mi to wolno, bo piszę wszystko na raz lub inne opowiadania, których NIE miałam w planach. Łowca jak zwykle pozostaje w zawieszeniu, bo uważam to za nieudany twór i się zastanawiam, czy go nie usunąć. Tak na marginesie, powoli adres bloga zaczyna mnie wnerwiać...
Liczba obserwatorów przekroczyła 20. Dziękuję! *bije pokłony*
Fik pisany głównie przy Tainted world D'espairsRay i radziłabym tego słuchać przy czytaniu. Dziwię się, że nie napisałam już wcześniej czegoś do tej piosenki, bo jest moim ulubionym utworem Despów. Więcej grzechów nie pamiętam...


Pairing: Zero x Karyu
Ostrzeżenia: sugestywne sytuacje (kiedy nie)


- Ten świat jest zbrukany, skażony cierpieniem i złem. Nie ma w nim miłości.
Tak zawsze myślałem. Do czasu…

Usiadłem zmęczony na łóżku, a kropelki potu spływały mi po twarzy. Ramiona zaczęły mnie lekko piec; wiedziałem, że przez parę dni będę chodzić z pięknymi śladami po paznokciach na plecach.
- Powinieneś już iść – powiedziałem mężczyźnie, który wyszedł właśnie z łazienki owinięty w sam ręcznik.
- Czemu tak szybko chcesz się mnie pozbyć? Było nam tak dobrze…
Spojrzałem z obrzydzeniem na twarz przed sobą i zadałem sobie pytanie - czemu wybrałem na dzisiejszą noc akurat jego? Nie był ani ładny ani nawet specjalnie mądry, wnioskując z krótkiej rozmowy, którą odbyliśmy kilka godzin temu w barze.
- Dobrze zauważyłeś. Było. Więc wynoś się z łaski swojej – odparłem ozięble, na co mężczyzna syknął wściekle i zaczął się ubierać.
- Dziwka – usłyszałem, gdy za kolejnym bezimiennym człowiekiem zamknęły się drzwi.
Głośny śmiech wypełnił w pokoju. Dawno nikt mnie tak nie rozbawił swoim zachowaniem. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego kim byłem, nawet jeśli oddawałem się za darmo. Ale samotność i pustka w moim sercu były zbyt wielkie, zbytnio bolały, by zostawić je same sobie. Więc chodziłem do barów i szukałem ludzi, którzy daliby mi złudne wrażenie bliskości i chwilowego bezpieczeństwa, jeśli można tak to nazwać. Lecz nigdy nie pytałem o ich imiona; nie było potrzeby, jeśli i tak nie miałem zamiaru zostać z nimi dłużej niż na jedną noc.
Gołe stopy dotknęły podłogi, gdy wstałem w końcu z łóżka. Nałożyłem na siebie bokserki, wziąłem paczkę fajek i zapalniczkę, by następnie wyjść na balkon. Zbliżało się powoli lato, ale ranki nadal były chłodne, więc zadrżałem z zimna, gdy tylko znalazłem się na zewnątrz. Ale to było nic w porównaniu z zimnem w moim sercu. Zapaliłem pierwszego papierosa i spojrzałem w dół. Na ulicy było prawie pusto, czasem można było dostrzec przechodnia, który właśnie szedł lub wracał z pracy. Zastanawiałem się czy takie uporządkowane życie, które prawdopodobnie było przez niego prowadzone, było lepsze od mojego. Do niedawna nie chciałem tego przyznawać, ale czułem się nieszczęśliwy i zmęczony obecnym stanem rzeczy, lecz nie potrafiłem, a nawet nie chciałem tego zmienić. Gdy już raz zostałeś wciągnięty w wir pozornej przyjemności, ciężko było ci przestać. Jeśli się nad tym głębiej zastanowić, seks z nieznajomymi ludźmi jeszcze bardziej mnie wyniszczał i powoli stawałem się tylko żałosną podróbką człowieka. A ja tylko pragnąłem, by ktoś mnie pokochał… Było to chociaż możliwe? Przecież ci wszyscy ludzie pragnęli tylko mojego ciała; nie chcieli niczego innego.
Jeden wypalony papieros za drugim. Powoli robiło się coraz jaśniej i cieplej, ale chłód, jaki panował w wewnątrz mnie był nie do zniesienia i nic nie potrafiło tego zmienić. Pewnie siedziałbym na balkonie dłużej, gdyby nie zabrakło mi papierosów. Odepchnąłem się skostniałymi dłońmi od balustrady i wszedłem do środka mieszkania. Zegarek cyfrowy stojący obok telewizora wskazywał dopiero siódmą rano, więc miałem przynajmniej trzy godziny do próby. Tak dużo czasu, a równocześnie tak mało. Ostatnio nie potrafiłem znaleźć sobie żadnego konstruktywnego zajęcia, każda rzecz, za którą się zabierałem, pozostawała nieskończona.
Wszedłem do sypialni, a Ryuutaro, który spał na poduszce w kącie pokoju, przeciągnął się i miauknął  żałośnie. Podszedłem do kota i wziąłem go na ręce. Tego mi teraz brakowało, bliskości z drugą istotą. Nie ważne czy była ona człowiekiem, czy zwierzęciem.
- Nie zostawisz mnie samego, prawda?
Usiadłem na łóżku z sykiem, machinalnie drapiąc Ryuutaro za uszami; mój dzisiejszy „partner” nie był ani trochę delikatny. W gruncie rzeczy zabawnym było ufać kotu bardziej niż ludziom. To takie żałosne… Szukać pocieszenia u nieznajomych, by ostatecznie skończyć z jeszcze większą depresją.
Wypuściłem kota z objęć i położyłem się na łóżku, sięgając po pilota. Przeglądałem jeden kanał po drugim, ale nie znalazłem nic dla siebie. Mimo kolejnej nieprzespanej nocy, nie chciałem iść spać; nie sam w tym wielkim, zimnym łóżku. Odrzuciłem pilota na szafkę nocną i poszedłem do łazienki zmyć z siebie ślady wszelkiej nocnej aktywności. Patrząc we własne odbicie w lustrze, czułem do siebie obrzydzenie, które powoli zmieniało się w nienawiść. Nic dziwnego, że nikt mnie nie chciał, skoro nie byłem nikim więcej niż zwykłą męską dziwką.
Ciepły prysznic w jakiś sposób ukoił moje ciało, ale nadal czułem się brudny, nieczysty. Boże, odpuściłbyś mi wszystkie grzechy, jakie popełniłem, gdybym tylko poprosił? Bo ja nie potrafię sobie wybaczyć, a jednak nadal robię to samo… Nikt nie potrafi ocalić grzesznika, a przynajmniej nie mnie. Bo nikt nie mógł dać mi tego, czego tak bardzo potrzebowałem – miłości.
Wytarłem się dokładnie ręcznikiem, a z sypialni dobiegł mnie dźwięk budzika. Została godzina do próby. Wysuszyłem włosy i wróciłem do pokoju, by wyjąć z szafy ciuchy. Nie zastanawiałem się nawet nad tym, co ubieram; było mi to obojętne. Przecież nie musiałem dobrze wyglądać, nie było dla kogo. Zaparzyłem sobie kawę, ale zanim ją wypiłem, zdążyła wystygnąć. Nic dziwnego, skoro po raz drugi wyszedłem na balkon z nową paczką papierosów. Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że mam raka, lecz znając swoje podejście do własnej osoby, pewnie nawet bym się nie przejął. Lecz zamiast truć swój organizm nikotyną, schowałem nietknięte opakowanie do kieszeni bluzy.
Czasem… czasem chciałbym, żeby ktoś mnie pokochał, ale to było niemożliwe w tym bezlitosnym świecie, który rani okrutnie i zmusza do tego, by wstać po raz kolejny i iść dalej, nawet jeśli brak na to sił.
Potrząsnąłem głową, starając się wyzbyć pesymistycznych myśli. Nie wynikało z nich nic dobrego. Zamknąłem drzwi balkonowe, wypiłem kawę, ubrałem trampki i wyszedłem z mieszkania. Tsukasa pewnie będzie zły, że przez tak czas niczego nie skomponowałem…

Wślizgnąłem się do sali prób najciszej jak umiałem. Bałem się konfrontacji z pozostałymi członkami zespołu, ich niekończących się pytań i gówno wartych rad, które nie były nawet specjalnie użyteczne. Wiem, że się martwili na swój dziwaczny sposób, ale to wcale nie pomagało. Tylko Zero wykazywał jako takie zrozumienie i o nic nie pytał, za co byłem dozgonnie wdzięczny.
- O, Karyu – powiedział Hizumi, gdy tylko mnie zauważył.
„I tyle ze spokoju.”
- Hej… - przywitałem się niepewnie ze wszystkimi, prosząc w duchy, by nie zwracali na mnie uwagi.
- Wyjątkowo się dzisiaj nie spóźniłeś – zauważył Tsukasa, szukając po całym pomieszczeniu swoich pałeczek.
- Kłopoty ze snem. Wstałem już wcześnie rano – skłamałem ze sztucznym śmiechem i wyciągnąłem gitarę z futerału.
Tym razem nikt już o nic nie zapytał. Najwidoczniej wyczuli moją niechęć do wszelkiej socjalizacji i interakcji z ludźmi. Tylko czemu Zero tak dziwnie się we mnie wpatrywał?

- Chodź gdzieś na obiad.
Spojrzałem na basistę zdziwiony jego propozycją, a on uśmiechnął się do mnie lekko. Lubiłem ten uśmiech; sprawiał, że Zero wyglądał delikatnie i łagodnie, co kłóciło się z diabelskim charakterem jaki posiadał.
Chciałem odmówić, ale głośne burczenie w żołądku uświadomiło mi, jaki byłem głodny. Kiwnąłem głową na znak zgody, a basista złapał mnie za rękę i pociągnął w obranym przez siebie kierunku. Próba skończyła się już jakiś czas temu, a ja i tak nie miałem nic innego do roboty niż siedzenie w czterech pustych ścianach, jeśli nie liczyć kota. Zero nie miał wielkich wymagań, jeśli chodzi o jedzenie o ile nie było ono owocami morza, dlatego nie zdziwiłem się, że zabrał mnie do McDonald’sa.
- Co chcesz? – spytał mnie, gdy przyglądałem się cennikowi. – Ja płacę – dodał z uśmiechem.
- Sam coś wybierz – odparłem i odszedłem, by zająć jakieś miejsce.
Wybrałem stolik przy oknie, by móc obserwować ludzi, którzy wydawali mi się w tej chwili bardziej interesujący niż kiedykolwiek. Zero wrócił po chwili z tacą, na której były dwa takie same zestawy, a ja skinąłem mu w podziękowaniu głową. Jedliśmy w ciszy, ale basista zerkał od czasu do czasu na mnie, jakby chciał coś powiedzieć, lecz nie miałem zamiaru ułatwiać mu sprawy i udawałem, że nic nie widzę. Nic nie widzieć i nic nie słyszeć – tak było wygodniej, łatwiej i prościej. Jednak mimo tej ciszy miło było siedzieć tutaj z Zero. Miał w sobie coś, co uspokajało człowieka i wprowadzało wewnętrzną harmonię. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem i zauważyłem, że kąciki ust Zero również uniosły się do góry przez co jego twarz stała się delikatniejsza a on sam odprężył się znacznie.
Gdy skończyliśmy jeść, wstaliśmy od stołu i wyszliśmy na zewnątrz. Nie wiedziałem, czego oczekuje ode mnie Zero, więc rzuciłem tylko „no to do jutra” i ruszyłem w stronę swojego domu. Zerknąłem za siebie i ze zdziwieniem spostrzegłem, że basista idzie za mną i raczej nie ma zamiaru mnie zostawić samego.
- Zero.. O co ci chodzi?
- Tak naprawdę chciałem z tobą porozmawiać – przyznał niepewnie.
- Nie mogłeś tak od razu? Po co ci były te podchody? – nigdy bym nie przypuszczał, że kiedyś usłyszę to z jego ust. Więc on też chciał mnie umoralniać jak Tsukasa i Hizumi?
- Myślałem, że odmówisz – wzruszył ramionami, patrząc gdzieś poza moim ramieniem. Unikał mojego wzroku.
- Mam w domu tylko kawę – powiedziałem, zgadzając się tym samym na rozmowę.
- Może być – Zero uśmiechnął się promiennie i zrównał ze mną, gdy zacząłem znowu iść.
Poczułem dziwny ścisk w żołądku. Czyżbym się bał? Przecież nie było czego… Tak przynajmniej mi się zdawało, choć znając moje szczęście, pewnie czegoś nie przewidziałem.
- Uważaj jak idziesz! – krzyknęła osoba, którą przypadkiem potrąciłem ramieniem.
- Bo co – warknąłem niemiło, ale zaraz zobaczyłem, że to wcale nie był zwykły nieznajomy…
- O, witaj Karyu. Widzę, że znalazłeś sobie nową zabawkę, która cię przerżnie.
…to był facet, z którym spędziłem poprzednią noc.
- To tylko kolega – odparłem automatycznie, ale nie wiem, dlaczego się przed nim tłumaczyłem; nie był dla mnie nikim ważnym.
- Nie spodziewałem się, że taka dziwka jak ty ma znajomych – odparł mściwie mężczyzna i odszedł nim zdążyłem zareagować.
 - Czemu pozwalasz komuś na takie traktowanie? – spytał Zero spokojnym głosem, ale jego twarz wykrzywiła się w grymasie gniewu.
- Powiedział samą prawdę – zaśmiałem się mrocznie i otworzyłem przed basistą drzwi do klatki, przed którą właśnie stanęliśmy.
Chciał coś odpowiedzieć, ale powstrzymał się ze względu na starszą panią, która stała na korytarzu w oczekiwaniu na windę. Dopiero, gdy znaleźliśmy się w moim mieszkaniu, złapał mnie za rękę i spojrzał prosto w oczy.
- Jesteś ponad to.
- Nie Zero, nie jestem – uświadomiłem go i schyliłem się, by szepnąć mu do ucha: - Nawet nie wiesz ilu mężczyzn mnie miało. Tobie też pozwoliłbym się ze mną przespać, gdybyśmy nie byli razem w zespole.
Zero zamachnął się i wymierzył mi policzek. Bolało. Ale słowa, które wypowiedziałem nie były prawdziwe. Chciałem, żeby mnie znienawidził, odsunął od siebie, odrzucił i pewnie właśnie znajdowałem się na dobrej drodze, żeby do tego doszło. Dlaczego? To proste – bałem się, że jednak to co powiedziałem może się spełnić, a za bardzo szanowałem go jako przyjaciela. Lepiej, żeby mnie znienawidził za słowa niż za czyny, po których wstydziłbym się spojrzeć mu w twarz.
- Lubisz jak cię ktoś poniża? Wyzywa? Tego właśnie szukasz?
Zero ze zwykłej oazy spokoju zmienił się w huragan furii, choć nie wiedziałem, gdzie znajdowało się jego źródło. Może jednak nie należało mówić pewnych rzeczy.
- Wtedy przynajmniej czuję, że jestem żywą istotą, na którą ktoś zwraca uwagę – objąłem rękoma ciało w obronnym geście – a nie kimś niewidzialnym. I nie, wcale nie szukam poniżenia.
- A czego szukasz. Seksu? – prychnął Zero, a w jego oczach można było dostrzec coś na wzór pogardy; tak przynajmniej myślałem.
- Tak – skłamałem z premedytacją, patrząc wyzywająco w oczy basisty.
Nie byłem przygotowany na to, co później nastąpiło. Zero pchnął mnie tak, że upadłem na podłogę boleśnie obijając przy tym pośladki. Sam usiadł w rozkroku na moich biodrach i pochylił się, całując wręcz brutalnie moje usta, raniąc je przy tym. Może i byłem w jakimś stopniu masochistą, bo podobał mi się ten ból i to, w jaki sposób Zero mnie traktował, ale coś było nie tak. Dopiero metaliczny posmak własnej krwi w ustach przywrócił mi zdolność logicznego myślenia.
- Zero...ach! – jedna z rąk basisty ścisnęła mocno moje krocze. – Zero, przestań!
W jakiś sposób udało mi się zrzucić z siebie mężczyznę i odsunąłem się od niego na znaczną odległość.
- Czy to nie jest to, czego chciałeś? – Zero ponownie zaczął się do mnie zbliżać, ale przestał, gdy zauważył, że kręcę głową w proteście.
- Ja.. kłamałem – przyznałem, chcąc, by basista zostawił mnie w spokoju. – Tym, czego naprawdę szukam, jest bliskość. Chcę, by ktoś mnie pragnął tak bardzo, że gdybym zniknął, zostałoby po mnie puste miejsce w sercu tej osoby. To byłby wtedy jedyny dowód na to, że kiedyś istniałem.
- A.. ci… – Zero zaczął gestykulować, nie bardzo wiedząc jak nazwać wszystkich mężczyzn, z którymi spałem.
- Nie chciałem być sam. Samotność przeraża mnie ponad wszystko i jest tym, czego chciałbym uniknąć, ale i tak będąc z tymi ludźmi czułem się pusty. Żaden z nich mnie nie kochał… Ten świat jest zbrukany, skażony cierpieniem i złem. Nie ma w nim miłości. Przestałem w nią wierzyć już dawno.
- Jesteś jednym wielkim durniem, wiesz Matsumura? – prychnął wściekle Zero. – Prawdziwy z ciebie kretyn.
Zmarszczyłem brwi starając się zrozumieć z jakiej racji mnie wyzywa. Otworzyłem się przed nim i powiedziałem o tym, co mnie dręczyło tylko po to, by zostać zmieszany z błotem?
- Zapomnij o wszystkim – warknąłem i chciałem wstać z podłogi, ale Zero mi to uniemożliwił.
- Szukałeś wokoło kogoś, kto cię pokocha, ale byłeś na tyle ślepy, by nie zauważyć, że ta osoba jest blisko ciebie!
- Nie rozumiem…
- Kocham cię – powiedział dobitnie Zero, biorąc moją twarz w swoje delikatne dłonie. – Kocham z całych sił. Jeśli ciebie zabraknie, w moim sercu nie będzie pustego miejsca, bo zabierzesz wtedy to serce ze sobą; jego już nie będzie.
Musnął delikatnie ustami moje czoło, a później przyciągnął do siebie i wziął mnie w objęcia. Pierwszy raz od dawna poczułem się bezpieczny i kochany. Może od samego początku to właśnie Zero był tą osobą właśnie dla mnie? Wiem, że to brzmi banalnie i ckliwie, ale czasem naprawdę mam takie przeświadczenie.
I teraz, rok później od tamtego wydarzenia, leżąc na łóżku i patrząc na twoją śpiącą twarz myślę, jak wielkie miałem szczęście, że cię spotkałem Zero. Bo też ciebie kocham, z całych swoich sił.

The times is over now…
I draw a new scene…

11 komentarzy:

  1. To było wspaniałe.! Jak zwykle się poryczałam ;___; Coś czuję, że jeszcze wrócę do tego ficka <3 Naprawdę bardzo podoba mi się twój styl pisania i oczywiście fabuły opowiadań ;) Czekam na więcej.! ;33

    PS. Przepraszam, żę tak mało i nieskładnie, ale... Rozbiłaś mnie tym opkiem ;-; Co oczywiście nie jest minusem.! ^^ Żeby później nie było XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Bosz... To było PIĘKNE!
    Masz wspaniały styl pisania, nawet historia była magiczna.
    ... DZIĘKUJĘ ZA TO, ŻE PISZESZ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tez chce umiec tak pisac!!!!!!!!!!!!
    ~Mayumi

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta, powiedzenie, że najciemniej pod latarnią to jednak prawda, co Karyu? xD
    Ach, Zero... jego uśmiech w istocie jest niby anielski, ale te oczy... mam wrażenie, że widzę tam władcę piekieł ;p Nie mogę wyzbyć się tego przekonania x.x Taki przenikliwy.... Aż mnie ciarki czasem przechodzą... brrr...
    Ale jakiż ten nasz Shimizu ma wyrafinowany gust - i zabrał mnie na romantyczną kolację do Macdonald'sa xD Rozwaliło mnie to ;D Kupił dwa zestawy happy Mill (jak to się tam pisze nie wiem (-./)'' i oddał mi swoje jabłko... Nie mogę przestać się z tego śmiać xp

    OdpowiedzUsuń
  5. Głupi Karyu, bardzo głupi. Zgadzam się z Zero w 100% pozwól, iż go zacytuję "Jesteś jednym wielkim durniem, wiesz Matsumura? Prawdziwy z ciebie kretyn."

    Tak więc uwielbiam Zero! Opowiadanie z nim się pisze, ale kiedy się skończy pisać to nie wiem, kuso... Zaś gadam nie na temat :P

    Co do opowiadania wcale nie jest ckliwe jak to wczoraj ujęłaś! Mi się bardzo podoba i fajnie się go czytało na praktykach ^^ Oczywiście potem usunęła historię przeglądania, żeby nie było dowodów zbrodni :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Mocno okrojony ten rozdział D: Jakoś tak za mało rozwinięta akcja moim zdaniem. Czegoś mi tu brakuje ;.;
    Ach i drobna nieścisłość... W japońskich Mc'ach też wszystko jest z ryb i owoców morza xD nie bają takiego żarcia, jak u nas D:
    A tak w ogóle podoba mi się motyw O.o Fajnie ucharakteryzowałaś tutaj Karyu :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nie wmówisz mi, że WSZYSTKO tam mają z owoców morza i nie ma czegoś bez tego xD chodziło o to, że Zero nie miał zbyt wielkich wymagań jeśli chodzi o żywność :D

      Usuń
  7. *pacza na zegarek* 2:26... nie wymyśle mądrego komentarza... więc... niech ci starczy że mi się podoba BD uwielbiam czytać yaoi przed snem

    OdpowiedzUsuń
  8. To to to.. to jest shot? A szkoda, bo byłabym ciekawa, jak dalej potoczą się losy Karyu i Zero, chociaż ciągu dalszego po części większej można się domyślić.
    Bardzo mi się podobała końcówka i osoba Zero. A Karyu, mimo że na zawodową dziwkę nie pasuje, tutaj jakoś mi się podobał. I było naprawdę dobrze napisane, przyjemnie się czyta! ;)
    Jednego tylko nie rozumiem, a spotykam się z tym często, że jak się całują, to zaraz ktoś czuje krew na ustach. Przecież od pocałunku nikt wargi nie rozetnie, chyba, że Zero musiałby go mocno w nie ugryźć. Ja rozumiem, że napisałaś, że pocałował go "brutalnie", ale to jeszcze nie powód, by aż tak go zranił... przynajmniej mi nigdy to nie pasuje, ilekroć spotykam się z takim właśnie czymś w fickach.
    I tak, Karyu był kretynem, że szukał w ten sposób bliskości, mimo iż widział, że tak nie znajdzie. Ale wydawało mi się, że jeszcze mimo wszystko mało znał Zero i to zrozumiałe, że nie zauważył tego, co Shimizu do niego czuje. Zresztą, kto by się spodziewał, że tak nagle wyskoczy z takim oświadczeniem. Ja bym się na miejscu Karyu również nie domyśliła, bo przynajmniej nie było tutaj nic, żadnych sugestii ze strony Zero, które chociażby wskazywały na to, że może on coś czuć do Matsumury.
    Ach, nie ma to jak romantyczny obiadek w Mc donaldzie xD
    Ogółem bardzo ładny shot, zaskakujący, tylko jak dla mnie za mało rozbudowany i taki, że chciałoby się jeszcze.
    (p.s. również liczę na twój komentarz ;P)
    ~

    OdpowiedzUsuń
  9. To było śliczne, bardzo mi się podobało:D I przepraszam, że nie komentuję!! Gomenasai!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo podobała mi się kreacja Karyu, może dlatego, że ja Karyu uwielbiam jako postać z tego typu charakterem, tak go sobie wyobrażam, choć to trochę chyba niefajne. Twój fik baaardzo mi się podobał. Wiesz, że (prawie)idealnie wpasował się do mojego depresyjnego nastroju. Prawie, może oprócz samej końcówki, ale narzekam pewnie tylko dlatego, że ostatnio ciągle coś jest źle więc się nie przejmuj.

    OdpowiedzUsuń