The final jest dla mnie ważnym opowiadaniem.. Cóż, jestem zawiedziona. A teraz zapraszam na zapowiedzianą wczoraj komedię (pierwotnie opowiadanie na urodziny Kiry).
Pairing: Reita x Ruki
Gatunek: komedia
Ostrzeżenia: głupie
wierszyki
-
Ok, wino jest, kieliszki są, tort… Tort w lodówce – mruczał do siebie Reita,
sprawdzając, czy aby wszystko z jego listy jest na miejscu.
Już
od tygodnia basista planował romantyczny wieczór, który miał spędzić z Rukim na
jego urodziny. Oczywiście sam wokalista tego nie wiedział. Ba, nawet nie mógł
wiedzieć! Z tej racji Reita dał reszcie zespołu dobitnie do zrozumienia, że nie
życzy sobie w ten dzień żadnych niezapowiedzianych wizyt (przynajmniej od
dziewiętnastej) lub żeby ktoś wyciągał jego chłopaka na jakąkolwiek imprezę.
Aoi, Uruha i Kai najwyraźniej wzięli to sobie do serca, bo podarowali prezenty
Rukiemu z samego rana na próbie i ulotnili się zaraz po niej, życząc
solenizantowi dobrego dnia i jeszcze lepszej nocy, na co Takanori zrobił
wielkie oczy.
Reita
rozejrzał się jeszcze raz dokładnie po salonie, czy aby na pewno wszystko było
na swoim miejscu. Nie był fanem romantyzmu, ale w końcu po dwóch latach bycia
razem, mógł się na ten jeden dzień poświęcić. Przecież przez ten czas nie dał
wokaliście nawet złamanego kwiatka, czy choćby roztopionych czekoladek w
okresie Walentynek! Nie żeby Ruki się po nim czegokolwiek spodziewał, Reita nie
rozumiał magii tego dnia („Ja naprawdę nie wiem, czemu tak ci zależy na
obchodzeniu Walentynek, Takanori. Przecież to nie święto, a zwykła komercja. I
kto nadawał nazwę? Ćpun, do którego przemówiło zioło? Przecież to brzmi jak
„Wolę tynki”, a raczej nie obchodzi się Dnia Tynku. No i czego mnie bijesz…?”)
W ciągu tych siedmiuset trzydziestu dwóch dni jedynym przejawem romantyzmu ze
strony basisty było napisanie na poprzednie urodziny Takanoriego krótkiego
wierszyka, który brzmiał następująco:
Twoje włosy jak suche
siano w stodole
Zaś oczy jak
czarno-biała tęcza w smole
Poczucie humoru niczym
kałuża w ulicy
Wzrost dorównuje
Robertowi Kubicy
Głos jak zraniony kogut
o poranku
Cera niczym fusy na dnie
w małym garnku
Kochać cię za te rzeczy
– to wręcz za mało
Jesteś dla mnie ważny
jak w chorobie przeciwciało!
Do
dziś zachowanie Rukiego stanowiło dla Reity zagadkę. Wokalista najpierw spytał
kim jest Kubica, a później zdzielił Akirę torebką godną Tinkiego Winkiego w
twarz. Co z tym wierszem było nie tak? Przecież basista przelał wtedy w niego
tyle uczuć…
Zabrzmiał
dzwonek do drzwi i Reita wyszedł z salonu, ale zaraz potem klepnął się ręką po
głowie.
-
Prezent!
Jak
mógł o nim zapomnieć? Pognał szybko do sypialni, by wyciągnąć z komody małe
pudełeczko, wsadzić je sobie do kieszeni spodni i zbiec na dół. Odetchnął
głęboko i otworzył drzwi.
-
No nareszcie – fuknął wokalista i spytał opryskliwie: - Co tak długo?
Ale
Reita patrzył tylko sfrustrowany na małą kulkę futra w objęciach Rukiego.
-
Mieliśmy być sami – powiedział z pretensją.
-
Nie bądź śmieszny, nie zostawię przecież Korona samego w domu.
Basista
łypnął na psa nieprzyjaznym okiem, a zwierzę w odpowiedzi obnażyło zęby. Widać
nienawiść była obustronna.
Ruki
wszedł do środka i wypuścił Korona, który momentalnie podleciał do butów i
zaczął je obwąchiwać.
-
Ani mi się waż – warknął Reita, gdy zobaczył jak pies podnosi nogę.
-
Daj mu spokój. Jest po prostu zestresowany w nowym miejscu.
„Zestresowany”
– prychnął w myślach basista. To szczuropodobne stworzenie wyglądało raczej,
jakby czuło się w tym domu jak w swoim. Fakt, wokalista dotychczas nie zabrał
swojego pupila ani razu do Reity, lecz to nie miało nic wspólnego z
zestresowaniem.
Gdy
Ruki ściągnął buty i kurtkę, basista zaprowadził go do salonu i posadził na
kanapie. Wokalista rozejrzał się po pomieszczeniu i mruknął zadowolony. Lubił,
gdy światła były przyciemnione, tworząc atmosferę tajemniczości.
-
Postarałeś się – pochwalił Akirę.
-
Nie wierzyłeś w moje umiejętności? – Reita udał urażonego.
-
Jakże bym śmiał – odparł sarkastycznie Ruki. – Mając w pamięci moje poprzednie
urodziny…
Akira
usiadł obok Takanoriego i włączył pilotem wierzę, z której popłynęły łagodne
dźwięki jednej z ich najbardziej romantycznych piosenek. Znał Rukiego tak
długo, że wiedział, jak bardzo wokalista uwielbia słuchać swojego głosu. Cóż,
przejaw narcyzmu, zdarza się.
Odłożył
pilota i już chciał objąć swojego chłopaka, lecz Koron wpakował się na kolana
swojego właściciela i wyszczerzył kły. Tak, nie kiełki tylko kły, które wcale
nie wyglądały zachęcająco. Basista spojrzał z wyrzutem na Rukiego, który
wzruszył ramionami i zgonił z siebie psa. Koron szczeknął parę razy i podreptał
do kąta.
-
Lepiej? – spytał wokalista.
-
O wiele.
Reita
odkorkował wino i napełnił nim kieliszki, z których jeden podał Rukiemu, a
drugi wziął sam.
-
Wznieśmy toast – oświadczył, odstawiając butelkę i przybliżając się do
Takanoriego.
-
Za co?
-
Za ciebie – Reita momentalnie spoważniał. – W końcu dziś jest bardzo ważny
dzień – stuknęli się kieliszkami, a basista zaczął swoją przemowę. – Wiem, że
zepsułem ci twoje poprzednie urodziny, dlatego chciałem, żeby te były wyjątkowe.
Mam nadzieję, że będę ci w stanie pokazać, jak ważny dla mnie jesteś i jak
bardzo się cieszę, że ze mną jesteś, dlatego…Koron!
-
Co Koron? – spytał zdezorientowany Ruki i obejrzał się przez ramię. Jego pies
dorwał skądś jakąś książkę i rozrywał ją właśnie na strzępy. – Koron, zostaw!
Reita
odetchnął głęboko parę razy, odstawił kieliszek i wstał z miejsca.
-
Idę do kuchni, zaraz wracam.
Zostawiając
zdziwionego Rukiego w salonie, basista poszedł ochłonąć. „To tylko pies. Mały
kudłaty pies. Dobra, kogo oszukuję – to szczur” – wmawiał sobie Akira,
opierając się plecami o szafkę. Dopiero po chwili przypomniał sobie, po co tak
naprawdę przyszedł do kuchni. Podszedł do lodówki i wyciągnął z niej tort, by
następnie postawić go na blacie i poszukać zapalniczki. Szukając jej w
szufladzie, dobiegł go odgłos stukania pazurków o kafelki. Odwrócił się i
zobaczył Korona, który zdążył już wskoczyć na krzesło i zacząć obwąchiwać
ciasto.
-
Wynocha – prychnął Reita i machnął ścierką na psa.
Koron
w odpowiedzi warknął i położył po sobie uszy. Jego pysk znajdował się
niebezpiecznie blisko tortu, dlatego basista postanowił powziąć pewne środki
ostrożności.
-
Chodź do Akiry – wyciągnął ręce do zwierzaka. – Bądź dobrym psem. Kici, kici,
cholerny przygłupie.
Pies
kłapnął zębami i ugryzł Reitę w rękę, a jego tylne łapy wylądowały w torcie,
spychając go na ziemię.
-
Cholera!
-
Co się stało? – zawołał z pokoju Ruki.
-
Nic takiego, zaraz przyjdę – odkrzyknął Reita i zaczął się mocować z bestią.
Gdy
w końcu udało mu się wyciągnął dłoń z jego paszczy, wywalił warczącego psa z
kuchni i zatrzasnął za nim drzwi. „No pięknie” – pomyślał smętnie basista,
ogarniając wzrokiem podłogę, po której walały się szczątki tortu. Podszedł do
umywalki i wsadził rękę pod kran, by zmyć z niej krew. Miał teraz na dłoni
kilka małych ranek – piękny odcisk szczęki psa. Nawet protetyk nie uzyskałby
lepszego.
-
To ma być nic?
Akira
zerknął przez ramię i zobaczył Takanoriego, który stał w drzwiach i opierał się
o framugę kontemplując otoczenie.
-
Wiń za to swojego psa – Reita pokręcił głową. – Możesz mi podać wodę utlenioną
i plastry? Są w łazience w szafce pod umywalką.
-
Jasne – odparł wokalista i wyszedł z kuchni w towarzystwie Korona.
Czekając,
aż Takanori wróci, basista przeklinał w myślach dzień, w którym Ruki postanowił
przygarnąć tego ssaka drapieżnego z rodziny psowatych. Koron już od samego
początku nie przepadał za Reitą i dawał mu to do zrozumienia za każdym razem,
gdy dochodziło do konfrontacji. Akira najchętniej przerobiłby pchlarza na
szaszłyk lub schabowe, lecz wtedy Ruki nie wybaczyłby mu tego do końca życia
albo i jeszcze dłużej, więc po co się narażać? Zresztą, zawsze coś mogło przypadkiem potrącić Korona sprawiając,
że ta bestia zniknie ze świata żywych.
-
Znalazłem – oznajmił Ruki, wkraczając do kuchni i podchodząc do basisty. –
Pokaż rękę – zarządził.
Gdy
dłoń została odkażona i pokryta plastrami, Reita wyciągnął ścierkę oraz mopa i
zaczął przymierzać się do czyszczenia podłogi.
-
Poczekaj chwilę – powiedział Ruki i podszedł do tortu, wkładając w niego palec.
– Dobre – oznajmił z uśmiechem, gdy spróbował. W końcu tort był jego. – Teraz
możesz sprzątać.
Wokalista
zostawił Reitę w kuchni, nie chcąc być zagonionym do pomocy, lecz Koron nie
zrobił tego samego. Siedział przy wejściu i obserwował poczynania basisty,
który nie szczędził epitetów dla zwierzęcia. Kiedy podłoga była wyczyszczona na
błysk, Akira odstawił mopa w kąt i przetarł ręką czoło. Może i nienawidził
wszelkich prac domowych, ale jego mieszkanie nie mogło się zamienić w chlew.
Rzucił Koronowi groźne spojrzenie i kucnął przed nim.
-
Obaj wiemy, że Takanori nie zrezygnuje z żadnego z nas. Nie ukrywam, że chętnie
przejechałbym cię walcem, tak jak ty zagryzłbyś mnie na śmierć, ale biorąc pod
uwagę okoliczności, musimy się dogadać. Jeśli dasz mi spokój, będę dla ciebie
miły, rozumiesz?
Koron
łypnął okiem i zawarczał, ale pacnął łapą jakby na zgodę wyciągniętego palca
Reity. Basista uśmiechnął się z wyższością i pstryknął psa w nos, na co ten
fuknął zabawnie i zaczął się wycierać.
-
Długo na mnie czekałeś? – Reita usiadł ociężale na kanapie obok Rukiego,
zostawiając Korona w kuchni.
-
Nie – odparł Takanori, kładąc głowę na ramieniu basisty.
Akira
objął mężczyznę w pasie i oparł się wygodnie o oparcie kanapy. W tej chwili
zrobiło się bardzo miło, pierwszy raz od momentu, gdy wokalista przyszedł z tym
kundlem. Kundlem, który właśnie ZNOWU wskoczył na kolana swojego właściciela i
zaczął trącać jego rękę nosem.
-
Spadaj – Reita powiedział bezgłośnie do psa, który patrzył przy tym na niego.
-
Chcesz na dwór? – spytał Ruki, a Koron szczeknął i zamerdał ogonem. – Zaraz
wyjdziemy.
-
Nigdzie nie idziesz – Akira mocniej ścisnął Takanoriego. – Nic mu się nie
stanie, jeśli przetrzymasz go przez godzinę.
Koron
jawnie sprzeciwił się sugestii Reity i głośno szczeknął, a w tym szczeknięciu
była zawarta cała nienawiść do człowieka, który śmiał kraść mu pana. Ten
dziwak, który przez siedemdziesiąt procent czasu zakrywał swój nos i dziwnie
pachniał, nie był godzien całować Rukiemu stóp!
Reita
zgromił psa wzrokiem, a ten zszedł ze swojego pana i podszedł do poduszki na
kanapie, żeby opróżnić na nią całą zawartość malutkiego pęcherza. W tym
momencie w basiście coś zgrzytnęło, chrupnęło i zawiało mordem. Rzucił się na
psa z zamiarem skręcenia mu karku, lecz Ruki w ostatniej chwili zasłonił
Korona.
-
Zejdź mi z drogi. Zabiję wszarza – warknął Reita.
-
Akira! To mój pies! – zaprotestował oburzony Takanori.
-
A moje mieszkanie! Pierdolę takiego psa! Nie widzisz, że on to robi specjalnie?
Oczy
wokalisty zwęziły się niebezpiecznie, a do zagniewanego basisty dotarło, że
Ruki się wściekł.
-
Nie tkniesz Korona nawet palcem.
-
Więc mam pozwolić, żeby zdewastował mi całkiem mieszkanie?
-
Koron to tylko pies. Jeśli chcesz być nadal ze mną, musisz go zaakceptować –
Matsumoto postawił ultimatum.
-
Ja bym chętnie na to przystał – zaczął bez wahania Reita – ale to trudne, kiedy
właśnie twój pies jest tym, któremu brakuje chęci zaakceptowania mojej osoby.
Rozległ
się dziki skowyt i brzdęk. Pysk Korona utkwił w drogim kryształowym kieliszku
(Akira nawet nie wiedział, kiedy to się stało). W jednej chwili bestia była na
kanapie, a w drugiej chwili latała po stole, siejąc na nim spustoszenie i
zbijając co się da. Następnie spadł z mebla, ale dziwnym trafem nic mu się nie
stało; jedynie odpadła nóżka kieliszka. Ruki złapał zwierzę i uwolnił je od
szkła unikając wzroku Reity, który siedział ze zrezygnowaniem i milczał.
-
Może to po prostu nie było nam pisane – powiedział basista po chwili, patrząc
jak drogie wino spływa ciurkiem ze stołu na dywan.
-
Co masz na myśli? – przeraził się Takanori.
-
Całą tą romantyczność. Chciałem, żeby twoje urodziny były wyjątkowe. Inne od
tych w rok temu. Niby dlaczego chciałem, żebyśmy byli dzisiaj sami?
-
I jesteśmy. Koron się nie liczy.
-
I, kurwa, dupa! – zawarczał Akira. – Przestań się oszukiwać, a ze mnie robić
idiotę! Nie jesteś Paris Hilton, żeby wszędzie latać ze swoim uroczym, różowym
pieskiem z kokardkami!
-
On nie ma kokardek i nie jest różowy!
-
Mam może ułożyć też odę pochwalną na jego cześć?
-
To naprawdę nie jest…
-
Koron! Psie mój drogi,
Czemu pchasz mi się pod
nogi?
Szczurów miejsce jest na
łące
Obyś zdechł tam dzięki
stonce-
Ruki
zaśmiał się cicho przerywając mężczyźnie i atmosfera od razu zrobiła się
lżejsza. Śmiech Matsumoto miał magiczne właściwości działania na kochanka
uspokajająco.
-
Jutro mamy wolne popołudnie. Co powiesz na zostawienie psa u Kaia i wybranie
się do kina? – zapytał uśmiechnięty wokalista.
-
Mówisz poważnie? – Reita otworzył szeroko oczy.
-
Jak najbardziej – Takanori wstał z miejsca, nadal trzymając na rękach psa. –
Pojadę do domu go odstawić i wrócę pomóc ci sprzątać – oświadczył.
Akira
kiwnął potakująco głową i przypomniał sobie o czymś nagle. Wyciągnął z kieszeni
małe pudełeczko i wręczył je Rukiemu.
-
Prezent na twoje urodziny.
Oczy
wokalisty rozszerzyły się do rozmiarów dwóch piłeczek pingpongowych, gdy
zobaczył w środku dokładnie taką samą męską bransoletkę, jaką chciał.
-
Pamiętam jak o niej mówiłeś, dlatego postanowiłem ci ją kupić – basista
podrapał się ręką zakłopotany po głowie.
-
Dziękuję – Ruki uśmiechnął się szeroko i pocałował Akirę w kącik ust. –
Niedługo wrócę.
Patrząc
przez okno, jak Takanori idzie do swojego samochodu, wydawało się basiście, że
mężczyzna lekko podskakuje. Akira cieszył się z tego, że sprawił Rukiemu
przyjemność, ale większą radość sprawiła mu świadomość, że jest dla wokalisty
ważniejszy od jego pupila.
-
Jeden zero dla mnie, głupi psie – powiedział mściwie, gdy Koron obrócił głowę w
ramionach swojego pana, by spojrzeć na dom basisty.
W
końcu pies nie zastąpi człowieka, a Akiry nie pokona pierwszy lepszy pchlarz.
…
Za to syf w mieszkaniu już tak.
Suzuki
westchnął cierpiętniczo i postanowił poczekać na Rukiego. W końcu co jest lepszym
prezentem na urodziny od wspólnego sprzątania?
Bosze... To jest GENIALNE! Jak ty na to wpadłaś - proste i wciągające!!
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej twoich pomysłów i ... Przeczytam tamto... :3
//Yuuko-san
No nareszcie!! Osobiście uważam, że to najlepsza komedia od ciebie :D przywłaszczam ją sobie jako drugi prezent na urodziny :D Albo nie, spóźniony prezent imieninowy :) Miałam 30 września ^^ Wierszyk był powalający, normalnie kocham cię za to opowiadania :*
OdpowiedzUsuńHaha, świetne xD Uśmiałam się, jak nic xD Więcej takich komedyjek c;
OdpowiedzUsuń~Kizu
zajebiscie smieszne
OdpowiedzUsuńFajne, naprawdę się uśmiałam.
OdpowiedzUsuńZaznaczę, że ostatnio nie mam czasu praktycznie na nic (więc tym bardziej na czytanie), dlatego sama sobie się dziwię, że jeszcze postanowiła strzelić ci komentarz...
W każdym razie właśnie czytam "Pana Tadeusza" i właśnie z tą epopeją kojarzyły mi się te wierszyki xD Powaliłaś Mickiewicza na głowę ;p
Zdaje mi się, że kiedyś na innym blogu czytałam coś podobnego; o tym, jak to Reita nie znosi Korona i jak ten przeszkadza podczas urodzin Rukiego, ale cóż... pomysły zdarzają się te same, szczególnie jeśli chodzi o oneshoty.
Ogólnie to już nie czytam z Gazetto, dlatego sama jestem zaskoczona, że przeczytałam to tak... miło? Nie wiem, wybacz, nie umiem się wysłowić w ostatnich czasach. Non stop ostatnio rzucam archaizmami, więc brawa dla mnie za tą siłę kontrolowania się, żeby nie pocisnąć jakimś nieużywanym już słowem...
Było coś podobnego? ... </3
UsuńJa tam się zbytnio nie orientuję, bo nie przepadam za Reitukim i z reguły nie czytam... xD
to było boskie XD!
OdpowiedzUsuńWierszyki... Padłam ze smeichu, porpstu XD I nie tez nie rozumiem czemu przy tym pierwszym Ru zachował sie dziwnie o: Przecież był piekny o:
I Suzuki jaki romantyczny o: <3
W ogóle ta historyjka,taka lekka, zabawna, stala sie dla mnie niezwykłym lekarstwem po pasqdnym przezyciu w szkole... Za co Ci bardzo dziękuję :3 Mimo ze nie taki był cel... o:
I przepraszam, że nie komentowałam wcześniej, a ten kom jest taki... taki sobie. Cos nie mam ostanio weny ;/ na nic.
Oby tobie wena nie uciekła ^__^
~xMIdziak
Bardziej niż świetne. Koronek jest naprawdę taki uroczy tutaj ( i w rzeczywistości zapewne także ). Sama chciałabym mieć takiego pieska w domu , może kiedyś huh. *_* Częściej pisuj takie wspaniałe shoty to będziemy Cię wszyscy mocniutko kochać . Heuehueh ale przesłodziłam chyba ;_;
OdpowiedzUsuńDobra.., może jestem wredna, ale kibicowałam Koronowi! Opowiadanie świetne, tarzałam się za śmiechu i cieszę się, że jednak przeczytałam.
OdpowiedzUsuńNie mogłam się w sobie zabrać..., bo po prostu mam dosyć Gazetto... za dużo.
I jak kiedyś ich bardzo lubiłam, to powiedzmy sobie szczerze.. oni się po prostu zeszmacili... komercja i tyle.. kiedyś mieli fajne piosenki, miłe dla ucha, a teraz? No.. wracając do shota :D Jak już mówiłam nie żałuję, że to przeczytałam :D Takie lekkie i przyjemne do czytania. I jestem naprawdę mile zaskoczona, bo dawno nie czytałam takiego Reituki..(które swoją drogą jest znienawidzonym paringiem).
~Ariska~
Hey! ^^
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Blog Awards ;3
Więcej informacj tutaj: http://sleepintherainopowiadaniabykizu.blogspot.com/2013/11/liebster-blog-awards_2.html
~Kizu
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń