Napisane już dawno na konkurs, dlatego okrojone i bezpairingowe. Było okrojone jeszcze bardziej, ale w przypływie weny dopisałam co nieco, lecz i tak jest krótkie. Tytuł musiał ulec zmianie ze względu na dopisany fragment. Z dedykacją dla męża i szwagra :3
Pairing: brak
Gatunek: komedia
Ostrzeżenia:
przekleństwa, mój humor
-
Święta. Czas radości, Mikołaja i kurewsko drogich prezentów. A JA KURWA
UTKNĄŁEM W JAKIMŚ JEBANYM KORKU!
Zero
spojrzał z politowaniem na pieklącego się Hizumiego. W sumie nawet rozumiał
jego rozczarowanie, a raczej zdenerwowanie połączone z narzekaniem, gdyby nie
jedna sprawa.
-
Hizu.. Ty nie obchodzisz świąt.
-
Co nie przeszkadza mi w fakcie, że już od trzech godzin powinienem być w domu
pod kocem, pić kawę i zmieniać kanały w telewizji – fuknął wokalista.
-
Pragnę zauważyć, że wszyscy są w tej samej sytuacji co ty – siedzący z tyłu
perkusista, który od niechcenia szkicował coś w zeszycie (choć to bardziej
wyglądało, jakby dawał upust swoim… potrzebom fizjologicznym), postanowił wtrącić
swoje trzy grosze do dyskusji.
Hizumi
sarknął, założył ręce na piersi i odwrócił obrażony głowę w stronę okna. Jak to
się stało, że święta spędzał z tymi.. półmózgami?
***
-
Wysyłam was do Wakayama-ken.
Hizumi
spojrzał na managera jak na osobę o niezwykle niskim ilorazie inteligencji, a
następnie otworzył usta, by powiedzieć cicho i, o dziwo, spokojnie:
-
Słucham?
-
Wakayama-ken – powtórzył mężczyzna. – Jedziecie do gorących źródeł na dwa dni.
Karyu
spojrzał zaciekawiony na managera znad gitary, leżący na kanapie Tsukasa
poruszył się nieznacznie, a Zero zgasił papierosa na parapecie i zamknął okno.
-
Kiedy? – spytał perkusista.
-
Jutro.
-
Ale ja mam plany! – zbulwersował się Karyu. – Poza tym jutro jest Wigilia.
Wrócimy dopiero na drugi dzień Bożego Narodzenia. Miałem być u rodziców!
-
Przełóż.
I
tak oto D’espairsRay zostało wysłane do gorących źródeł.
Pierwszego
dnia Hizumi unikał reszty jak tylko mógł. Nie mógł się pogodzić z myślą, że
musiał się rozstać z ukochanym playstation i że został skazany na towarzystwo
Karyu, Tsukasy i Zero. Dlatego kiedy do jego pokoju zapukał basista, by
wyciągnąć go na wigilijną kolację z resztą zespołu, Hizumi odparł
majestatycznie:
-
Spierdalaj.
Drugi
dzień był o wiele ciekawszy. Wokalista wyczołgał się rano z futonu, ubrał w
miarę prezentatywnie i poczłapał do łazienki. Nie przewidział jednak, że w
drodze powrotnej zostanie porwany, i to dosłownie!, przez Tsukasę, który
zarzucił mu worek na głowę, przerzucił go przez ramię i przytaszczył nie
wiadomo gdzie. Gdy Hizumi odzyskał zdolność widzenia, siedział przed kotatsu, a
po przeciwnej stronie zasiadali Zero z Karyu. Lider stał za Hiroshim pilnując,
żeby ten nie zwiał.
-
Czego ode mnie chcecie? – spytał dość piskliwie wokalista, bojąc się o swoje
życie.
-
Gdyby wasza lordowska mość zechciała wczoraj ruszyć swój tyłek z pokoju, a nie
spławiać mnie swoim miłym usposobieniem, to by wiedziała – odparł kąśliwie
Zero.
Za
to Karyu wstał z miejsca z małym pakunkiem w rękach i podszedł z tym do
Hizumiego.
-
Co to? – wokalista zerknął nieufnie na zawiniątko.
-
Prezent od nas dla ciebie – rzekł Karyu. – Mimo że ty byłeś wczoraj obrażony na
cały świat, my urządziliśmy sobie Wigilię i każdy dostał prezent. Ten jest
twój.
-
Ale.. Ja nie obchodzę świąt. I nic dla was nie mam – spuścił z tonu Hizumi,
zaczynając się czuć odrobinę głupio.
-
Wiemy, ale chcieliśmy coś ci dać – Tsukasa poklepał Hiroshiego po ramieniu,
zachęcając do odpakowania prezentu.
Hizumi
westchnął ciężko i zaczął rozrywać papier, w który było opakowane kartonowe
pudełko. Uniósł wieczko, lecz pod nim było następne pudełko! Dopiero za trzecim
razem jego oczom ukazał się tomik poezji autorstwa Tooru Nishimury (od aut. Kyo naprawdę wydał chyba ze 2 tomy poezji).
-
Dziękuję – powiedział cicho Yoshida, który w sekrecie podziwiał wokalistę DIR
EN GREY i już od dawna chciał dostać coś takiego.
-
Zajrzyj do środka – uśmiechnął się Zero.
Na
pierwszej pustej stronie znajdował się autograf samego Kyo z dedykacją! „Dla
Hizumiego, największego fana – Kyo.” Hiroshi niemal się zapowietrzył i aż
wypuścił z wrażenia książkę z ręki.
-
Chyba mu się spodobało – rzekł Zero do Karyu. – Wiedziałem, co należy wybrać.
Dla
Hizumiego był to jeden z lepszych dni. Do czasu, gdy Tsukasa stwierdził, że
należy w końcu skorzystać z gorących źródeł. Wokalista zapierał się rękami i
nogami, lecz pozostała trójka i tak zaciągnęła go do szatni i kazała rozebrać
do naga.
-
Nie chcę.
-
Zabiorę ci książkę.
-
Nie chcę! Ten kto daje i zabiera, ten się w piekle poniewiera!
Ostatecznie
jednak udało się Karyu pozbawić Hizumiego ciuchów, wcisnąć w ręce ręcznik, a
następnie wepchnąć do wody gdy się przy niej znaleźli.
-
Bul..bulll..
-
Karyu, to chyba nie jest normalne – stwierdził Tsukasa, gdy zobaczył, że Hizu
się wcale nie wynurza.
-
Gdzie tam, udaje – machnął na to ręką gitarzysta.
-
Bul…..
-
Matko, on się topi!!
-
Przecież tu jest płytko – mruknął pod nosem Zero, obserwując, jak Tsukasa rzuca
się na ratunek biednemu Hiroshiemu.
Gdy
wokalista został wyłowiony i ocucony, prychnął wściekle parę razy, poszedł o
szatni się przebrać, i nikt go nie widział aż do następnego dnia, gdy mieli
rano wyjeżdżać.
***
-
Hizu. Hizu? Ej, co robisz z moją torbą?!
-
Szukam w niej śnieżynki – sarknął wokalista, nie będąc w nastroju do żartów. –
Nie masz w niej żadnego jedzenia?
-
Ostatnią paczkę chipsów zżarłeś mi półgodziny temu – odparł Karyu, który miał
to szczęście, że siedział obok Hizumiego.
Ledwo
co wyjechali z Wakayamy, a od razu trafili w dość spory korek. Jak się okazało,
na samym jego początku był stary, dwudrzwiowy samochód, który nie mógł
podjechać pod oblodzone wzgórze. I właśnie przez tego grata stali już dobre
trzydzieści minut.
-
Ech, a miałem spędzić te święta z rodziną…
-
Jak mi przykro – ironizował dalej Hizumi.
-
Zamknij twarz – warknął Tsukasa, który powoli zaczął tracić cierpliwość. – Ja
rozumiem, że dla ciebie Boże Narodzenie nie istnieje i nie ma wartości
religijnej jak dla dziewięćdziesięciu procent naszego społeczeństwa, ale
mógłbyś uszanować to, że dla mnie i Karyu tą wartość mają?
Hizumi
spojrzał na perkusistę i przekrzywił w zamyśleniu głowę. Niby te słowa brzmiały
logicznie, co jednak nie powstrzymało wokalisty przed dalszą złośliwością.
-
Więc wierzysz w elfy, krasnale i Świętego Mikołaja? Nie chcę niszczyć twojej
nieświadomości, lecz on nie istnieje. To tylko reklama Coca-Coli, która bardzo
dobrze się przyjęła.
Perkusista
westchnął ciężko i pokręcił zrezygnowany głową. Za jakie grzechu musiał użerać
się z tym niewydarzonym człowiekiem? I chyba nie tylko Tsukasa tak myślał, bo
Zero ściągnął okulary przeciwsłoneczne z nosa (ha, okulary w zimie, ale kto tam
basistę rozumiał) i odwrócił się w stronę Hizumiego.
-
Słuchaj – zaczął – zobacz na siebie. Wierzysz w kosmitów, a jednak nikt nie
niszczy twoich marzeń.
-
Bo oni istnieją! – zaperzył się wokalista. – Wszechświat jest dla nas za mały.
-
To nie jest argument. Zobacz co zrobiłeś. Zniszczyłeś Tsukasie dzieciństwo!
-
Ej, po czyjej jesteś stronie? – warknął perkusista na Zero, a siedzący z przodu
Karyu zachichotał cicho.
-
Bardzo mi przykro – Hizumi wykonał gest będący parodią ukłonu na tyle, na ile
pozwalała mu pozycja siedząca. – Och, nawet nie złożyłem ci życzeń
świątecznych. Pozwól, że naprawię swój błąd.
Słuchaj dziecko uważnie
To zakrawa o wyobraźnię
Na biegunie jest Mikołaj
Gwałta elfy do wieczora
Reniferom futro goli
Co chwila się z sań spierdoli
Zaś prezenty z Chin
sprowadza
Mikołajowej wiecznie
zawadza
Nienawidzi Miyaviego
Ciągnie go do wilka
złego
Dzieci, gdy śpią, dotyka
W ciemnościach jak
złodziej przemyka
Dlatego w te piękne
święta
Życzę ci: uważaj na
bydlęta!
Trzask
łamanego plastiku i w każdej z dłoni Zero trzymał część okularów. Spojrzał z
niedowierzaniem na Hizumiego, a potem najzwyczajniej w świecie się roześmiał.
Chwilę później w jego ślady poszedł Karyu, który prawie zakrztusił się wodą. Z
kolei Tsukasa wbił morderczy wzrok w Hizumiego. Po krótkim zastanowieniu
odstawił na bok swoją dumę i rzucił się na krnąbrnego wokalistę z rękoma.
-
Zamorduję!
-
No, już, już – Karyu złapał lidera w pasie i przytrzymał w miejscu. – Musisz
przyznać, że to były dość oryginalne życzenia.
-
Nie podobało się? – pozornie radośnie wypowiedziane pytanie Hizumiego trafiło
do uszu Tsukasy. – Wybacz, wymyślę coś innego. A tak na marginesie, te bydlęta
to ty, Karyu.
-
Kenji, bierz go – warknął gitarzysta i puścił lidera, który jak na złość,
usiadł spokojnie na miejscu.
Hizumi
rozsiadł się na powrót wygodnie na siedzeniu i spojrzał na zegarek. Godzina
stania w korku, a pęcherz zaczął dawać znać o swoim istnieniu. Przez ten cały
czas posunęli się do przodu może z 5 metrów, więc wokalista odpiął pasy,
otworzył drzwi i pobiegł zintegrować się z najbliższym krzaczkiem, w miarę
zasłoniętym przed wzrokiem wścibskich ludzi, którzy mieliby chęć i czelność
podziwiać jego jakże piękne (w mniemaniu Hizumiego) ciało. Wszystko byłoby
wspaniale, gdyby nie fakt, że zamek przymarzł i nijak nie szło rozpiąć
rozporka. Hizumi wyciągnął z kieszeni kurtki zapalniczkę i zaczął ogrzewać
płomieniem metal. W pewnym momencie materiał jeansów zaczął się fajczyć, by
następnie się zapalić.
-
K*rwa – zaklął wokalista i chciał zgasić ogień ręką, lecz ją tylko poparzył.
Nie
mogąc opanować sytuacji, Hizumi zrobił jedyną skuteczną rzecz – rzucił się w
śnieg. Najpierw dało się słyszeć cichy syk, a później jęk ulgi. Mężczyzna
poleżał tak chwilę, by potem wstać, otrzepać się i wrócić do samochodu.
Wrażenia, jakie doznał, skutecznie zahamowały potrzebę opróżnienia pęcherza.
-
Gdzie tak wybiegłeś? – spytał Zero, przerzucając stronę książki, którą
aktualnie czytał. – O, masz rozpięty rozporek.
-
Gdzie się patrzysz? – fuknął Hizumi, uchylając okno i przykładając poparzoną
dłoń do zimnej karoserii.- Ty-
-
Ruszamy – przerwał tę pasjonującą rozmowę kierowca.
Jechali
w spokoju może przez dwie godziny, w czasie których Karyu zdążył wylać wodę na
spodnie Tsukasy, Zero zgubić swoje obecnie dwuczęściowe okulary a Hizumi zasnąć
i obudzić się z pomalowaną twarzą, lecz znowu utknęli korku. A nie przejechali
przecież nawet połowy trasy!
-
Nie wierzę… Po prostu nie wierzę – mruknął perkusista. – Bóg nas nie kocha.
-
Pokusiłbym się o stwierdzenie, że kocha wszystkich prócz Hizumiego i mści się
na nas za tego potwora. Przyznaj się, co znowu zrobiłeś? – basista zwrócił się
do wokalisty.
Hizumi
zmierzył Zero nienawistnym wzrokiem i prychnął zirytowany. Michi powoli nabijał
sobie punkty karne, a tego wokalista tak łatwo nie zapominał.
-
Weź coś zaśpiewaj, bo pewnie znowu tu postoimy. Wprowadź nas w bożonarodzeniowy
klimat – rzekł Karyu, leniwie odgarniając włosy z czoła.
- Can you feeeeel the new wooorld~1
-
Myślałem raczej o kolędzie. Znasz jakieś kolędy, prawda, Hizu? – gitarzysta
przerwał niższemu mężczyźnie, zerkając na niego podejrzliwie.
-
Może i nienawidzę świąt, ale znać znam – obruszył się Hizumi.
Cicha noc, święta noc
Karyu taszczy za sobą
koc
Tsukasa udaje bezdomnego
Mówiąc, że lepiej nam
będzie bez niego
Niech Hizu króluje wam!
Niech Hizu króluje wam~
Cicha noc, święta noc
Zero pod płotem spotkał
swój los
Karyu pracuje dziś pod
latarnią
Święty Mikołaj wróży im
przyszłość marną
Niech Hizu króluje wam!
Niech Hizu króluje wam~
Cicha noc, święta noc
Tsukasa jako lider
stracił swą moc
Święta zachciało mu się
obchodzić
Nie wierzę, jak taki
pomysł mógł się narodzić
Niech Hizu króluje wam!
Niech Hizu króluje wam~
Ponownie
dzisiejszego dnia nastała niezręczna cisza za sprawą Hizumiego. Nawet kierowca
odwrócił się do tyłu, chociaż na jego ustach grał nikły uśmiech, czego nie
można było powiedzieć o pozostałej trójce mężczyzn.
-
Co? Co to miało być? – Tsukasa zmrużył oczy.
-
Kolęda mojego autorstwa – wokalista wzruszył ramionami. – Chcieliście kolędę,
to ją mieliście.
-
Szkoda, że cię nie utopiliśmy w tych źródłach... – westchnął ze sztucznym
ubolewaniem Karyu.
-
Szkoda, że w ogóle tam pojechaliśmy – odparował Hizumi.
-
Cóż, niewiele by to zmieniło, bo i tak byśmy wtedy pracowali, a co za tym idzie
– spędzilibyśmy ze sobą większość czasu – oznajmił Tsukasa grobowym głosem.
O
ile w tamtym korku stali godzinę, w tym spędzili dwie. Dla Hizumiego było to
dość traumatyczne przeżycie, bo zespół w
wyrazie zemsty wykopał go z samochodu na mróz i wpuścił przemarzniętego
wokalistę dopiero wtedy, gdy obiecał nie odzywać się do samego końca drogi. Gdy
w końcu dojechali do Tokio, zaczął sypać śnieg.
-
W końcu czuć święta – westchnął Zero, gdy wysiadł z auta.
-
Chyba raczej ich koniec – zgasił go mściwie Hizumi.
-
Co cię dzisiaj ugryzło? Kosmici nie zadzwonili? Za mało zjadłeś? Przypaliłeś
sobie genitalia?
-
To jednak widziałeś! – wykrzyknął z oburzeniem wokalista.
-
Trudno nie zauważyć osmalonej dziury w spodniach... – Zero wskazał palcem owo
miejsce.
-
Nie można było powiedzieć o tym wcześniej?
Kierowca
z Tsukasą wyciągnęli torby z bagażnika i postawili je na chodniku. Następnie
mężczyzna pożegnał się z zespołem i wsiadł do auta.
-
Żona mi nie uwierzy, jak jej opowiem – powiedział do siebie, gdy odjeżdżał.
Racja.
Przecież to był jeden z najdziwniejszych dni życia. Jeden z wielu.
1 Fragment
piosenki „Horizon” D’espairsRay
Czytałam tą pracę już wcześniej, i za każdym razem mam ogromnego banana na twarzy. :3
OdpowiedzUsuńŚwietne. ^^
Bardzo humorystyczne ^~^ poprawiło mi fatalny humor :3
OdpowiedzUsuń//Yūko-san
To jest genialne, już ci to mówiłam :D Wierszyk, znaczy kolęda jest cudna :d Normalnie kocham cię Hizumi:*
OdpowiedzUsuńCzytałam to już wcześniej i tak jak wtedy, znów się uśmiałam. Cóż mogę powiedzieć - więcej takich shotów, bo ten był genialny! Uwielbiam wrednego Hizumiego, cynicznego Zero, nerwowego Tsuśka i Karyu, który egzystuje w swojej rzeczywistości, zamknięty nieco w swoim wyimaginowanym świecie xD
OdpowiedzUsuńTeż chcę taki prezent, jaki dostał Hizumi ;_; niech mi ktoś kupi na święto 16 lutego ;_; I prześle w paczce razem z autorem ;_; (no tak, wybacz, ja zawsze muszę zejść z tematem na Kyo)
OdpowiedzUsuńA co do ficka - ty masz talent do śmiesznych wierszyków! Normalnie mogłabyś wydać tomik humorystycznych wierszyków, o, najlepiej takich o Despach, bo... no... a, bo tak! xD Bo z nimi jest fajnie. Tak się trochę ponabijać z Hizumiego nie zaszkodzi.
O, to było na konkurs? Ciekawe... ale bardzo miło się czytało! ;)
Mój komentarz już dostałaś na prv xD zabijają mnie tu teksty Hizu xD kocham Cię, żona ♥
OdpowiedzUsuńCzytam to juz enty raz ,a nadal jest tak samo smieszne xD
OdpowiedzUsuńWlasnie czytam juz ktorys raz a nawet nie dalam znaku zycia... jestem okropna ._.
Za to fick jest genialny :D
Uwielbiam twój humor :D!
Co planujesz na aktualną gwiazdkę :p?