poniedziałek, 24 lutego 2014

Play with me the cat and the mouse game 4


Dziękuję za ładną liczbę komentarzy pod ostatnią notką. Już dawno nie miałam takiego ładnego zera.
Wiem, zepsułam wszystko. Pozostawiłam tyle niedociągnięć, tyle sytuacji, w których policja zachowałaby się inaczej... Chyba już się więcej na takie coś nie porwę. Chociaż, może kiedyś napiszę jakąś kontynuację. Jak przeczytacie do końca, to zrozumiecie.
Rozdział nie sprawdzony.


Przypominam postacie wymyślone na potrzeby opowiadania (+krótki opis):
Eiji Fukanaka - zamordowany mężczyzna, którego sprawę bada Tsukasa
Akira Fukanaka - brat Eijiego, właściciel klubu dla gejów
Daisuke Egami - yakuza, pomaga trochę Tsukasie
Jun Egami - brat Daisuke, kochanek Eijiego
Sano - komendant policji, przełożony Tsukasy

W poprzednich rozdziałach (jako, że dawno nie wstawiałam tej serii, to macie prawo zapomnieć, więc krótkie przypomnienie):
Tsukasa bada sprawę Hizumiego, lecz Sano odbiera mu ją i przydziela inną wraz z nowym partnerem - Yoshidą Hiroshim. Przyjeżdżają do Akiry, gdzie odkrywają, że to on jest mordercą i zostają zamknięci w piwnicy, a tam Tsukasa dowiaduje się, kto jest naprawdę Hizumim i między policjantami dochodzi do czegoś więcej. Sprawy przybierają nieciekawy obrót, na szczęście udaje im się wyjść z zamknięcia.


Zanim Hizumi zdążył wyjść, Tsukasa pociągnął go w swoją stronę i zatrzasnął w miarę cicho drzwi.
- Wyjaśnijmy sobie parę rzeczy, parszywcu – warknął groźnie. – Ja tu dowodzę i masz się trzymać mnie, rozumiesz? Trzymaj. Się. Mnie – wyartykułował Yoshidzie zdanie wielkimi literami. – Nadal jestem na ciebie wciekły i urządzimy sobie ciekawą pogawędkę po tym wszystkim.
- Dla twojej informacji: o tym, że mogę otworzyć drzwi uświadomiłem sobie stosunkowo niedawno, więc nie miej mi tego za złe. Sam przez chwilę myślałem, że zginiemy – oświadczył Hizumi.
Tsukasa wywrócił oczami i puścił mężczyznę. Minął go, uchylił drzwi i wyjrzał na zewnątrz. Było pusto, dlatego wyszedł z piwnicy i skierował się w lewo. Przeszedł ostrożnie przez kuchnię i dotarł do salonu. Był w nim Akira wraz z jednym z dwóch facetów, którzy towarzyszyli Fukanace w piwnicy.
- Co teraz, szefie?
- Niech policjanci dalej tam siedzą, niedługo się nimi zajmę. Teraz najważniejszy jest Shimizu Michi. Wie za dużo i jest wolny, dlatego stanowi dla mnie poważne zagrożenie. Najpierw zlikwiduję właśnie jego, później policjantów, a na końcu Juna, ale dla niego mam coś specjalnego…Oj tak, to będzie nieprzyjemne. Ten mały sukinsyn zapłaci mi za krzywdę, jaką wyrządził mi i mojej rodzinie.
Rozległ się dźwięk szurania krzeseł, więc Kenji złapał szybko Hiroshiego za ramię i zaciągnął go za róg ściany, gdzie nikt nie mógł ich zauważyć. Kroki w stronę drzwi, trzask i Akira opuścił dom razem z pomocnikami.
- Poszukajmy naszych rzeczy i sprawdźmy piętro – szepnął Tsukasa, nie będąc pewnym, czy zostali sami.
Wyszli ze swojej prowizorycznej kryjówki i zaczęli przeszukiwać parter. Dom na pewno nie był zamieszkany, bo wszędzie zionęło pustkami; jedynie tu i tam stał pojedynczy mebel. Broni nie znaleźli, za to odzyskali telefony, które były w szafce przy schodach.
- Idiota – Hiroshi wyraził swój głęboki szacunek dla inteligencji Akiry. – Trzeba było je zniszczyć lub zabrać ze sobą.
- Dzwoń po Karyu – powiedział Kenji, bo Matsumura był pierwszą osobą, która przyszła mu na myśl, a sam wybrał numer Daisuke.
- Nie muszę – oznajmił Hizumi i wskazał palcem przez okno na auto, które właśnie zaparkowało.
- Daisuke? – rzekł do telefonu Kenji, idąc za Hiroshim. – To Akira! Akira Fukanaka. To on porwał Juna i zabił swojego brata, a teraz jedzie do szpitala, by pozbyć się Zero.
- Kuso – warknął Egami. – Moi ludzie są z nim, nic mu się nie stanie.
Tsukasa schował szybko telefon do kieszeni i podszedł do Karyu, gdy znaleźli się na zewnątrz.
- Powiadom jednostki – nakazał Matsumurze. – I daj mi broń.
- Jakie jednostki? – spytał głupio zdziwiony Yoshitaka, ale posłusznie dał Oocie pistolet.
- Yoshida powie ci wszystko. I Karyu?
- Tak?
- Jesteś chujem, nie przyjacielem – z tymi słowami Tsukasa wrócił do domu i wszedł od razu na piętro.
Zakradł się cicho pod pierwsze drzwi i zajrzał do środka, trzymając broń w gotowości. Łazienka była pusta. Podszedł do drugich drzwi, lecz były zamknięte. Kopnął je z całej siły parę razy, aż wreszcie drzewo ustąpiło pod naporem, jednak przypłacił to jeszcze większym bólem między pośladkami. W środku pomieszczenia siedział na krześle związany chłopak. Był zakneblowany, a jego oczy zostały zawiązane brudnym kawałkiem szmaty. Ubranie na nim było całe w strzępach i w dodatku zakrwawione. Siniaki i cięcia na skórze świadczyły o tym, że nie obchodzono się z nim zbyt przyjemnie. Kenji podszedł szybko do niego i ściągnął mu szmatę z oczu, a następnie wyciągnął knebel.
- Kim jesteś? – spytał jękliwie chłopak.
- Oota Kenji, oficer śledczy – odparł Tsukasa, mocując się ze sznurem.
- Egami… Jun – zostało cicho wyszeptane.
Więzy puściły i Kenji wziął Juna pod ramię prowadząc go w miarę ostrożnie. Wyprowadził chłopaka z budynku i oddał go w ręce Matsumury.
- Do szpitala – zarządził Kenji, gramoląc się na tylne siedzenie obok Juna, gdy Karyu go tam umiejscowił.
- Ale po co? Przecież część jednostek…
- Gówno mnie to obchodzi! Jesteś tak głupi, czy sam nie potrafisz dostrzec, że on – Kenji wskazał na Juna – potrzebuje opieki medycznej? – Tsukasa nie był w nastroju do dyskusji.
Karyu posłusznie uruchomił silnik i poczekał, aż Yoshida zajmie miejsce koło niego. Gdy odjeżdżali, Oota obejrzał się po raz ostatni przez ramię i zacisnął szczęki.
- Nachodzą cię wspomnienia? – Hizumi zwrócił się do Tsukasy, wykrzywiając ironicznie twarz.
- Co masz na myśli? – zaciekawił się Matsumura.
- Niech cię nie interesują cudze sprawy – warknął na Karyu wściekle czerwony na twarzy Kenji, a później spojrzał na Hiroshiego. – Życzę ci długiej i bolesnej śmierci – powiedział mężczyźnie nader spokojnie.
- Aż dziw bierze, że możesz siedzieć normalnie – spojrzenia Hizumiego i Tsukasy spotkały się w lusterku.
Ignorując ostentacyjnie Yoshidę, oficer zwrócił się do Karyu.
- Jak nas znalazłeś?
- Długo nie wracaliście. Nie mogłem się dodzwonić do żadnego z was, dlatego zacząłem się martwić. Sam mi powiedziałeś gdzie jedziecie, więc wsiadłem w auto.. i tak oto jestem – wyjaśnił Yoshitaka.
Zdziwiło trochę Kenjiego, że Karyu nie pyta o powód jego niemiłego zachowania, ale przyszło mu do głowy, że może policjant się domyśla. Tak, to musiało być to.
- Słuchaj – zaczął Matsumura – podejrzewam, że już wiesz – „Ha!” – Nie wiem, co ci powiedział Yoshida, ale muszę coś dodać od siebie.
Matsumura potwierdził tym samym podejrzenia Tsukasy.
- Jestem pewien, że masz wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia.
W lusterku odbił się grymas żałości na twarzy Karyu, a Oota poczuł coś na wzór ponurej satysfakcji. Nie żalu czy smutku, tylko satysfakcji. Bo mimo tylu lat znajomości Yoshitaka zrobił z niego durnia…
- Przyznaję, wiedziałem od początku kim jest Hiroshi, ale co miałem ci powiedzieć? „Hej, Tsukasa. Wiesz, że mój znajomy jest Hizumim? Nie? To teraz już wiesz. A tak na marginesie, pomagam mu od paru lat.” Nie sądzisz, że to brzmi głupio?...idiotycznie? Raczej byś mi nie uwierzył, no i sam bym wykopał sobie grób. Bo nie powiesz mi, że twoje cholerne poczucie sprawiedliwości nie kazałoby ci wsadzić mnie za kratki.
Kenji zastanowił się przez chwilę nad słowami Karyu i doszedł do wniosku, że mężczyzna mówi zadziwiająco sensownie, choć w pierwszym momencie emocje kazały zaprzeczyć. Mimo to złość nadal buzowała w Oocie. Został bezczelnie okłamany i to przez kogoś, kogo uważał za przyjaciela.
- O czym mówicie? – spytał Jun, który od dłuższego czasu przysłuchiwał się rozmowie.
- Nie interesuj się – warknął Kenji.
Hizumi obrócił głowę i spojrzał z wyrzutem na oficera i mężczyźnie od razu zrobiło się głupio.
- Mógłbyś nam odpowiedzieć na parę pytań? – Yoshida zmienił temat.
Jun przytaknął skinięciem głowy.
- Jak poznałeś Eijiego? – padło pierwsze pytanie.
- W tym klubie… Często tam przychodził. Pewnego razu po prostu do niego podszedłem i zaczęliśmy rozmawiać, tak to się zaczęło. Mówił mi o tym, jak bardzo kocha swoją żonę, ale czuje, że to nie to co by chciał. Że praca go przytłacza, a brat staje się coraz bardziej wymagający w stosunku do niego – Jun przetarł ręką oczy.
- Co dokładnie wydarzyło się w dniu jego morderstwa? – Hizumi zadał kolejne pytanie, ale rysy jego twarzy wyraźnie złagodniały.
- Ja… ja nie wiem. Dostałem od niego sms-a, ale jak teraz nad tym myślę, to pewnie nie był on. Pisał, że chce się spotkać. No i poszedłem, lecz zanim dotarłem na miejsce, ktoś mnie ogłuszył i kiedy się ocknąłem, byłem w tamtym pokoju…z Akirą…
- Co ci zrobił?
- Bił mnie, wrzeszczał, że to wszystko moja wina… głodził.
Tsukasa zgrzytnął wściekły zębami. Nie rozumiał, jak ktoś mógł być takim przygłupem, żeby zwalić winę na kogoś, kto nie zrobił nic złego.
Pacnął ręką Karyu po głowie i kazał mu przyspieszyć. Nie było teraz czasu na zwłokę, trzeba było ratować Zero. Matsumura jechał na sygnale, więc samochody ustępowały mu z drogi ułatwiając przejazd. Gdy byli już blisko, Kenji zauważył radiowozy otaczające budynek szpitalny i całą chmarę funkcjonariuszy. Karyu zatrzymał się gwałtownie, a Tsukasa wysiadł, ciągnąc za sobą Juna. Wszedł z nim do szpitala i oddał chłopaka w ręce lekarza, nakazując mu zbadanie świadka, a sam pobiegł do Zero. To było żałosne, że dopiero teraz przy drzwiach jego sali stali policjanci. Wcześniej nikt go nie pilnował, choć Kenji ostro oponował i dopiero teraz Sano ruszył swój ociężały tłusty tyłek zza wypolerowanego biurka.
- Jest ktoś w środku? – spytał jednego z mężczyzn stojących przy wejściu.
- Tylko pielęgniarz – odparł tamten i wpuścił Tsukasę do środka wraz z zadyszanym Hizumim, który właśnie dogonił partnera i pokazał odznakę.
Na łóżku siedział Zero, który wesoło rozmawiał z ubranym w biały uniform facetem z blond czupryną. Obaj mężczyźni spojrzeli na przybyszów, gdy tylko drzwi się otworzyły, a dłoń pielęgniarza wylądowała w kieszeni.
- Jesteś od Egamiego – bardziej stwierdził niż zapytał Kenji, a blondyn skinął głową. – Powiedz mu, że jego brat jest bezpieczny.
- I jest z nim Matsumura – dorzucił Hizumi. Podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz przez żaluzje. – Chyba coś się zaczyna dziać.
Oota stanął obok Hiroshiego i zobaczył, że mężczyzna mówi prawdę. Wśród funkcjonariuszy panowało niezwykłe poruszenie i wszyscy stali w pogotowiu. Coś oficerowi mówiło, że Akira wdarł się do szpitala, ale jak? Chwilę później Kenji uzyskał odpowiedź, bo zadzwonił do niego zestresowany Karyu.
- Uciekajcie stamtąd! – wyszeptał gorączkowo Matsumura.
- Co się dzieje? Karyu!
- Akira miał paru ludzi w policji i nie tylko. Wdarli się tyłem i sprawdzają każde piętro. Ja wyprowadzę Juna, a wy uciekajcie. Uciekajcie! – powtórzył z naciskiem Karyu i się rozłączył.
Metaliczny brzdęk przywrócił Tsukasę do rzeczywistości. To Zero przywalił gipsem o metalową ramę łóżka i siedział teraz w bezruchu nasłuchując.
- Słuchajcie, jest problem – oznajmił Kenji. – Akira i jego ludzie są w budynku. Co lepsze, część jest z policji, więc jedyne co teraz możemy zrobić, to uciec ze szpitala.
- Nie rozumiem – Hiroshi zmarszczył brwi. – Myślałem, że Akira chce się pozbyć wszystkich świadków bezgłośnie.
- Kurwa, co ja jestem. Telepata? – Tsukasa trzepnął Hizumiego w głowę. – Dalej, wynosimy się stąd.
Yoshida i Oota wzięli pod pachy Michiego, a człowiek Egamiego otworzył drzwi i wyjrzał na zewnątrz. Policjantów pilnujących sali już nie było, co wyglądało niezwykle podejrzanie… Gdy byli już przy schodach, dzwonek windy dał sygnał i drzwi się rozsunęły, a z niej wyszła trójka mężczyzn w uniformach.
- Złapaliśmy podejrzanych – powiedział jeden z nich. – Można już bezpiecznie zejść na dół.
Jedno spojrzenie wystarczyło Kenjiemu do stwierdzenia, że coś tu jest nie tak. Inaczej nie mierzono by do niego z pistoletu ukrytego w kieszeni kurtki, choć pewnie jego właściciel myślał, że jest na tyle sprytny, że go nie widać. Ha, pełnosprytni przestępcy, któż na nich trafi w dzisiejszych czasach?
Podczas gdy Tsukasa myślał szybko nad rozwiązaniem, Hizumi wziął sprawy w swoje ręce.
- Jasne – odparł i uśmiechnął się szeroko. – Mamy na schodach nieprzytomnego kolegę. Spadł i się uderzył… Mógłby mi ktoś pomóc go przenieść?
Blondyn chciał się odezwać, lecz Kenji załapał, o co Hizumiemu chodzi, i poprosił go o złapanie Zero z drugiej strony. Jeden facet poszedł z Yoshidą i zniknęli za rogiem. Słychać było tylko grzmot i wrzask.
- Matko, chyba się połamał! – krzyknął Hiroshi.
Dwójka pozostałych „funkcjonariuszy” spojrzała po sobie i pobiegła zobaczyć, co się stało z ich kolegą. Znowu dało się słyszeć głuche łupnięcia oraz jęki i po chwili zza rogu wyszedł zadowolony z siebie Hizumi.
- Doprawdy, idioci. Żeby tak się nabrać na sztuczkę z taniego filmu sensacyjnego – prychnął pogardliwie i zgarnął włosy z czoła.
Niechętnie, bo niechętnie, lecz Tsukasa musiał przyznać, że Hiroshi wybawił ich z opresji. Oczywiście jego duma podpowiadała mu, że sam też by sobie poradził.
- Na dół czy do góry? – spytał Zero.
- Gdzieś na dole jest Akira i jego ludzie, lecz na górze nie mamy jak uciec. Chyba że... Yoshida, przytrzymaj Michiego – powiedział Kenji, i gdy miał już wolne ręce, wyciągnął telefon i zadzwonił do Sano.
- Oota! Gdzie jesteś? Czemu nie odbierasz? Wiesz, że cię mogę przenieść? Zdegradować? Będziesz wypełniał papierki za biurkiem razem z Yoshidą!
- Nie moja wina, komendancie, że zamknięto mnie w piwnicy a telefon zabrano – odwarknął Tsukasa. – W każdym razie mamy wszyscy mały problem.
- Nie pierwszy i nie ostatni – prychnął Sano. – W jakie kłopoty się znowu wpakowałeś Oota, co?
- Jesteśmy z Yoshidą w szpitalu i chronimy Shimizu, bo Fukanaka chce go dorwać, a Karyu jest gdzieś na parterze – Tsukasa streścił w jednym zdaniu. – Dałoby radę wysłać po nas helikopter na dach budynku?
- Chyba śnisz – warknął wściekły komendant. Wziął kilka wdechów, by ochłonąć i powiedział dalej: - Będzie za jakieś 10 minut, więc ruszcie tyłki, bo nie będą na was czekać.
Kenji rozłączył się i wsunął z powrotem telefon do kieszeni. Z tego co się orientował, zostały im jeszcze trzy piętra do pokonania i nie było wiadomo, gdzie jest Akira. Oficerowi w oczy rzucił się lekarz, wychodzący z pokoju pacjenta. Ignorując nawoływania Hizumiego, podszedł do mężczyzny i go zaczepił.
- Doktorze, mam prośbę.

***

- Nawet pochwalam twój pomysł – mruknął Zero. – Ale czemu, do cholery, muszę leżeć na tym twardym łóżku z maską tlenową na twarzy? Wiesz jaka jest niewygodna?
Hizumi i Tsukasa zaśmiali się cicho i ruszyli w stronę windy. Blondyn, który im towarzyszył, stwierdził, że nikt poza nimi nie wie kim jest, więc postara się wyjść dołem i poszukać Juna. Kenji uważał, że to głupie, no bo jeśli obstawiono wyjścia, to mężczyzna ma problem, ale oficerowi nie chciało się już kłócić, więc puścił go wolno. Jeśli chodziło o pozostałą trójkę, to na pewno trudniej ich było rozpoznać w strojach doktora, pielęgniarza oraz pacjenta (tu akurat Zero zbytnio się z rolą nie minął), więc nawet jeśli wróg się czaił gdzieś na górze, to byli w miarę zabezpieczeni.
- Czuję się jak w Tactical Ops (od aut. gra z gatunku strzelanin, którą bardzo lubię ^^), tyle że tam się nikt nie przebierał – oznajmił Hiroshi, pchając łóżko.
- Dziękuję za niezwykle cenną i nic nie wnoszącą uwagę – rzekł ironicznie Oota i nacisnął guzik przy drzwiach windy.
Gdy ta przyjechała, wpakowali się do środka i wybrali ostatnie piętro, na które dotarli dość szybko. Pierwszy wyszedł na przeszpiegi Tsukasa, a kiedy spostrzegł, że na widoku nie ma żadnej policji, dał znak Hiroshiemu, żeby ruszył z Zero. Kierując się oznaczeniami, bez przeszkód dotarli do drzwi prowadzących na dach, jednak ktoś już przy nich stał. Był to jeden z mężczyzn, którzy byli u Akiry w domu.
- A byliśmy tak blisko – westchnął Michi, wyglądając zza filaru.
- Czekajcie tu na mnie – powiedział Hizumi i ruszył do faceta.
W tym czasie Tsukasa wyciągnął w pogotowiu pistolet, rozejrzał się szybko dookoła i ponownie skierował swoją uwagę na scenę przy drzwiach.
Hizumi miał już coś powiedzieć do mężczyzny, gdy pasek maski, którą miał na twarzy, pękł.
- To ty! – krzyknął z oburzeniem osiłek sięgając po broń, lecz Tsukasa był szybszy.
- Padnij!
- Powstań, Powerade – mruknął Hizumi po tym jak – o dziwo – posłuchał Kenjiego.
To był gładki strzał. Mężczyzna nie miał żadnych szans i po chwili padł na ziemię jak kłoda. Hiroshi wstał szybko z podłogi i otworzył drzwi, a Oota pomógł Zero wstać z łóżka i w miarę szybko przeszli ten kawałek, a Hizumi zamknął za nimi drzwi i je zaryglował od środka. Przeszli parę schodków i znaleźli się na dachu, gdzie już czekał na nich helikopter, co zdziwiło trochę Ootę, bo przecież Sano dotrzymał słowa i zadzwonił gdzie trzeba. Pomogli Zero do niego wejść i Yoshida zajął miejsce obok niego.
- Ja z wami nie lecę – rzekł Kenji. – Startuj – powiedział do pilota.
- A co z tobą? – krzyknął Hizumi, gdy śmigła poszły w ruch.
Oota uśmiechnął się tylko i odszedł od helikoptera. Maszyna wzbiła się w powietrze i odleciała, a oficer ruszył do drzwi. Jego zadanie się jeszcze nie zakończyło. Z jednej strony miał już dość, a z drugiej nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby Akira uciekł, a Karyu coś się stało. Bo tak, mimo tego wszystkiego Matsumura nadal był jego przyjacielem, o którego się troszczył i Kenji musiał widzieć jaka jest sytuacja. Po prostu musiał. Wrócił do środka i ruszył schodami na parter, by zacząć poszukiwania swojego przyjaciela. Tak było bezpieczniej.
Jakaś dziewczyna chciała poprosić Kenjiego o pomoc, bo wzięła go za prawdziwego doktora, lecz wymigał się ważnym wypadkiem i pobiegł schodami dalej. Ludzie zupełnie nie zdawali sobie sprawy z tego, w jakiej są sytuacji i jaki niebezpieczny człowiek znajduje się w szpitalu, a policja na zewnątrz była dla nich czymś odległym.
Co jakiś czas mijał ludzi w policyjnych uniformach, ale na szczęście nikt inny go nie zaczepił. Gdy znalazł się na parterze, rozejrzał się najpierw w obie strony i poszedł w stronę informacji, zaglądając po drodze dyskretnie do każdego pomieszczenia. Doszedł na miejsce, ale nie wychylał się zza ściany, bo przy drzwiach stało paru uzbrojonych ludzi i nie sądził, żeby go wypuścili.. Chciał więc zawrócić, by sprawdzić pozostałą część poziomu, lecz ktoś złapał go w pasie oraz zatkał mu usta i wciągnął do damskiej toalety.
- Nie szarp się tak, deklu.
- Karyu! – wyszeptał zduszonym głosem Tsukasa, gdy w końcu mógł coś powiedzieć.
- A kogo się spodziewałeś, Krwawej Mary? – odparł Matsumura z kwaśną miną, a za nim rozległ się cichy chichot Juna.
- Szczerze powiedziawszy, to liczyłem, że udało się wam stąd uciec – Kenji wzruszył ramionami i założył ręce na ramiona. – Skąd wiedziałeś, że to ja?
- Włosy, buty, znamię za uchem – zaczął wyliczać Karyu, a potem przeszedł do konkretów. – Nie udało się nam uciec, bo Jun nagle zasłabł i nie mogłem wyjść z nim ze szpitala, bo wszystkie wyjścia są obstawione.
- Wszystkie? – powtórzył dla upewnienia Tsukasa.
- Tak. No, może jakoś przez piwnicę by się udało, albo…
- Przez okno – dokończył za niego Kenji. – No i czemu tego nie zrobiłeś?
- A co, miałem wyrzucić Juna na zewnątrz jak worek ziemniaków? Ocknął się dosłownie przed chwilą, no i okna wcale nie są tu tak nisko. To w końcu dwa metry nad ziemią! Zresztą co ty tu robisz? Przecież kazałem ci uciekać.
- Reszta uciekła. Ja zostałem, bo musiałem być pewien, że ciebie tu nie ma – odrzekł Kenji i spojrzał na bladego Juna siedzącego na desce. – Jak was tu nie znaleźli?
Karyu uśmiechnął się szeroko i podszedł do ostatniej kabiny przy ścianie. Zatrzasnął drzwi, a oczom Tsukasy ukazała się zawieszka „Popsute” wisząca na klamce.
- Serio? – Kenji mimowolnie zaśmiał się cicho.
- Czasem najprostsze pomysły potrafią zadziałać – Karyu mrugnął do niego. – Więc co teraz?
- Wy uciekajcie, a ja idę szukać Akiry – powiedział poważnie oficer.
Matsumura miał ochotę go wyśmiać. Kenji potrafił być czasem taki głupi.
- Czy naprawdę myślisz, że puszczę cię samego?
No tak, tego można było się spodziewać po Karyu. Tsukasa westchnął i przejechał dłonią po włosach. Nie było sensu kłócić się z przyjacielem.
- Czemu w ogóle policja tu nie wkroczyła? – spytał.
- To nic nie wiesz? – zdziwił się Karyu. – Ach, no tak. Mają zakładnika. Akira, tak jak wujek, znacz komendant, nie chcieli wywoływać niepotrzebnej paniki u innych ludzi, więc na razie wszystko się dzieje w miarę spokojnie.
- A wiesz to…
- Podsłuchałem pewną rozmowę.
Dla Kenjiego ta sytuacja była coraz bardziej zagmatwana. To nie było typowe działanie policji i coś się tu nie zgadzało, lecz Tsukasa miał pewną teorię. Przecież wśród ludzi Akiry byli policjanci. Pewnie Sano nie chciał, żeby ta wiadomość się rozprzestrzeniła. Haha, doprawdy śmieszne…
Nagle dało się słyszeć odgłosy wystrzałów. Karyu wepchnął przerażonego Juna do kabiny i kazał mu cicho siedzieć, a sam z Kenjim uchylili drzwi toalety i zerknęli, co się na zewnątrz dzieje, niestety nie było nic widać. Przygotowali więc broń i wyszli z kryjówki. Teraz dopiero zobaczyli, jak na końcu holu leży ciało, a w ich stronę biegnie jakiś mężczyzna.
- Stój! – krzyknął Kenji i w niego wymierzył.
- Oota, to ja!
- Daisuke? – Tsukasa spojrzał zdziwiony na brata Juna. – Co ty tu robisz?
Mężczyzna uśmiechnął się zwycięsko.
- Fukanaka wybrał złą osobę na zakładnika. Teraz już może wąchać kwiatki od spodu.
Teraz już Kenji wiedział, co się stało i co się zaraz stanie.
- Tam jest Jun – pokazał mężczyźnie drzwi. – Uciekajcie, a my zajmiemy się resztą. Dasz sobie radę?
- Kogo ty o to pytasz – uśmiech Daisuke poszerzył się jeszcze bardziej i po chwili już go nie było.
W tym czasie koło ciała swojego szefa zdążyła się zbiec spora grupka osób. Czyli stało się dokładnie tak, jak się obawiał tego Kenji.
- Karyu…
- Tak?
- Spierdalamy!
I zrobili jak powiedzieli. Już po paru krokach zaczęto ich gonić, a kilku przestępców nawet strzeliło. Tsukasa i Karyu, gdy tylko zauważyli z daleka wyjście ze szpitala, przygotowali broń. Kenji potrzebował tylko trzech strzałów, by powalić dwóch mężczyzn pilnujących wyjścia, a Karyu czterema pozbył się ostatniego. Po chwili wypadli na zewnątrz wprost w ręce policji.
- Nie ruszać się! – otoczyła ich gromadka funkcjonariuszy, z których każdy celował w nich bronią.
- Opuścić broń – rzekł komendant Sano, który do nich podszedł, gdy tylko spostrzegł swojego siostrzeńca. – Oota, masz mi coś do powiedzenia?
- Poza tym, że w tym szpitalu jest trochę śmieci, które trzeba usunąć, a Akira nie żyje? Nie, to już koniec.

***

I rzeczywiście, to był koniec. Funkcjonariusze wkroczyli wtedy do szpitala i aresztowali wszystkich przestępców. Daisuke i Juna nie znaleziono, więc Kenji miał pewność, że uciekli. Czemu Akira miał taką grupę ludzi na swoje usługi? I to jeszcze z policji? Otóż okazało się, że Fukanaka był zamieszany w narkotyki i korupcję. Jego brat to odkrył i to podpisało na niego wyrok śmierci, a reszta była jedynie nieszczęśliwym splotem wypadków, które były Akirze na rękę. Zaś co się stało ze sprawą Hizumiego?

***

- Jesteś dupkiem.
Hiroshi uderzył Tsukasę w twarz parę dni później, gdy tylko zobaczył mężczyznę w pracy. Pierwszym odruchem oficera była chęć oddania Yoshidzie, lecz się powstrzymał.
- Za co? – spytał jedynie.
- Za narażanie swojego życia – odparł wściekły Hiroshi.
- Ojoj, czyżby menda się o mnie martwiła? Jaka szkoda, że twoja przyszłość zależy ode mnie – warknął Tsukasa. – Mogę wyjawić Sano, kto jest Hizumim. Mogę was wszystkich posłać za kratki na dłuuuugi czas.
Yoshida pokręcił zrezygnowany głową. Przez chwilę myślał, że oficer o tym zapomniał lub wybaczył, ale chyba się mylił.
- Och, więc jesteś w stanie pozbyć się swojej dumy i ujawnić, jak się tego dowiedziałeś? Chcesz okryć hańbą swoje nazwisko, jak i również Sano? W końcu mówimy też o jego siostrzeńcu – Yoshidzie zabłysły niebezpiecznie oczy.
Kenji mimowolnie rozejrzał się dookoła, czy aby nikt nie słuchał ich rozmowy, chociaż z drugiej strony mówili bardzo cicho.
- Nienawidzę cię – syknął. – Może jeszcze nie teraz, nie w tej chwili, ale kiedyś mi za to zapłacisz, zobaczysz.
- Za to ja cię kocham – Hizumi pocałował go w policzek i odskoczył szybko, widząc lecącą w jego kierunku rękę. – Będę czekać.
Słysząc to Kenjiemu zrobiło się na sercu jakoś cieplej…Spokojniej. Jednak nie dane mu było długo cieszyć się tym spokojem.
- Słuchajcie – przybiegł do nich Matsumura. – Nie uwierzycie!
- Co się stało?
- Hizumi. Przed chwilą Hizumi obrabował bank!
Yoshida zmarszczył brwi w niezrozumieniu.
- Ale.. to nie byłem ja!
„Świetnie” – pomyślał Oota. Chyba właśnie zaczynał się nowy rozdział w jego życiu.

Koniec

4 komentarze:

  1. Hahahahaha, końcówka mnie po prostu rozbroiła :D
    No w końcu to wstawiłaś :D Przepraszam za brak komentarza pod poprzednią notką,ale przyznam się, że nie czytałam... Ostatnio nie mam ochoty na nic :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem szczerze, że bardzo dobrze zrobiłaś pisząc to przypomnienie, gdyż minęło już tyle czasu, że po prostu już zapomniałam, kto jest kim... =.=''
    Poza tym to trochę mi szkoda, że to już koniec, bo to zakończenie pozostawia pewnego rodzaju niedosyt i oczywiście po głowie chodzi mi teraz pytanie, kim jest "ten drugi" Hizumi i jak potoczą się losy Tsuśka i Hizu. Mam nadzieję, że tym razem obejdzie się bez obskurnych piwnic, a ograniczą się jedynie do łóżka xD
    Bardzo przyjemnie się czytało, mimo iż liczyłam, że to opowiadanie bardziej będzie kręcić się wokół samej sprawy z Hizumim, a tu okazało się, że to zupełny wątek poboczny - poniekąd jednak to zakończenie daje ci wiele możliwości do kontynuacji, więc po cichu liczę, że kiedyś tam doczekam się "play with me cat and mouse game 2" ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Żona! Po takim zakończeniu to ja Ci żyć nie dam, jak mi nie napiszesz kontynuacji! xD btw, za krótko :c

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu skończyłam i mogę skomentować. Ostatnio prawie w ogóle nie mam czasu czytać ficków -.- (3 lektury w marcu, taak).
    No właśnie - co z końcówką? To naprawdę drugi Hizumi? xD By się zrobiło jeszcze ciekawiej, gdybyś kontynuowała, chociaż z drugiej strony rozumiem twój wybór, by to zakończyć - sama bym nie wiedziała, co dalej pisać i co wymyślać z tym drugim Hizumim. A tak przynajmniej zakończenie otwarte i voila - przecież między naszymi bohaterami głównymi rozwiązało się parę rzeczy. I chyba żyją dalej długo i szczęśliwie... :)
    W każdym razie, tak jak pisałaś "Pozostawiłam tyle niedociągnięć, tyle sytuacji, w których policja zachowałaby się inaczej... " - nie przejmuj się, bo wcale tego nie zauważyłam i nic takiego nie rzuciło mi się w oczy. Nie znam się na tyle, a tu ich zachowania były według mnie wiarygodne, naturalne. Chociaż przyznam, że sporej części już nie pamiętam -.-
    Weny!

    OdpowiedzUsuń