Ta część miała być dłuższa, ale nie zdążyłam. Jest tu nawiązanie do wyglądu D'espów z początków ich działalności, choć osobiście wolę ten z ostatnich lat.
Kita, wiem na co czekasz i mieć to będziesz, ale w następnym rozdziale. Przepraszam! Też miało być w tym, ale nie wyszło...
W każdym razie. Za parę godzin będzie Nowy Rok, więc życzę Wam wszystkiego dobrego. Oby był bardziej udany niż ten! =)
_________________________________________________________________________________
– Yuu, to wcale nie jest śmieszne – zganił przyjaciela Yoshi. – Czy ty wiesz co to oznacza?
– Że będziesz pod jednym dachem ze swoim największym wrogiem – odparł chłopak, nadal zanosząc się śmiechem.
Karyu skrzywił się słysząc nieprzyjemne trzeszczenie w słuchawce. W przeciwieństwie do Aoiego, nie widział w tej sytuacji nic zabawnego a wręcz przeciwnie. Nie miał pojęcia na co mógł wpaść starszy mężczyzna, może planował jakąś zemstę lub pozbycie się go na zawsze co byłoby bardziej w stylu Zero.
– Taak.. Muszę kończyć. Nie zdążyłem się jeszcze spakować a Pan-Samo-Zło niedługo przyjeżdża.
– Powodzenia!
Karyu spojrzał smętnie po mieszkaniu, z którym musiał się rozstać. Czemu akurat w ostatnim roku liceum wszystko musiało się zacząć sypać? Westchnął ciężko i poszedł wyciągnąć torbę z szafki by zacząć się pakować. Zaczął od ciuchów; nie miał ich dużo więc nie zajmowały sporo miejsca nie licząc kurtek i butów. Gdy był już w połowie, ktoś zapukał do drzwi odrywając chłopaka od zajęcia. Na progu mieszkania zastał Zero stojącego w niedbałej pozie i opatulonego po nos szalikiem. W tym czarnym płaszczu, martensach i kapturze na głowie przywodził na myśl gitarzyście przerośniętego nietoperza, ale Karyu nie powiedział tego na głos ze względu na temperament basisty.
– Jesteś za wcześnie – powitał gościa Yoshi, wpuszczając go do środka. – Nie zdążyłem się spakować.
– Poczekam – odparł Zero wieszając płaszcz na wieszaku i ściągając buty.
Wolałbym usłyszeć ‘pomogę’.
– Gdybyś pomógł to poszłoby szybciej – marudził Karyu idąc do pokoju.
Basista nie zadał sobie trudu by odpowiedzieć tylko podążył za wyższym chłopakiem rozglądając się z ciekawością dookoła.
– Co TO jest?!
Yoshitaka spojrzał w kierunku wskazywanym przez mężczyznę i zrobił głupią minę.
– Kot.
– Przecież widzę, że kot!
– To po co się pytasz?
– Nigdy nie mówiłeś, że masz kota – powiedział oskarżycielsko Zero siadając na łóżku.
Yoru ziewnął szeroko, przeciągnął się i patrzył wielkimi oczami na nowego przybysza biorąc go za potencjalne zagrożenie.
– Nigdy nie pytałeś – Karyu wzruszył ramionami i wrócił do pakowania rzeczy.
– Chyba nie sądzisz, że pozwolę ci zabrać to coś do siebie.
– Ma na imię Yoru.
– Nie obchodzi mnie to jak to ma na imię! Nie chcę go widzieć w swoim mieszkaniu.
Zwierzę patrzyło nieufnie na basistę przez cały ten czas i na każdy gwałtowny ruch mężczyzny jeżyło sierść. Widząc jednak, że pan toleruje obecność tego obcego człowieka, zaczął powoli podchodzić bliżej.
Zero obserwował niespokojnie jak kot zatrzymuje się przy jego nodze i zaczyna ją obwąchiwać. Nie darzył zwierząt ciepłymi uczuciami i można było powiedzieć, że z wzajemnością. Yoshi obserwował całą sytuację kątem oka i zdziwił się bardzo widząc, że Yoru zaczął mruczeć i ocierać o basistę; z reguły nie tolerował obcych.
– Skończyłem – oznajmił chłopak po pół godzinie.
– To idziemy – powiedział Zero wstając szybko i zrzucając z kolan kota, który prychnął gniewnie i pomaszerował z dumnie uniesionym ogonem w kierunku Karyu.
– A co z Yoru – spytał niepewnie chłopak biorąc zwierzę na ręce.
– Myślę…Myślę, że znajdzie się miejsce dla niego. Ale tylko dla niego.
Yoshi uśmiechnął się lekko i poszedł po klatkę dla kota. Jak wszystko było gotowe, znieśli cały dobytek chłopaka na dół, gdzie Zero zaczął go pakować do auta a Karyu poszedł oddać klucze. Pieniądze za wynajem zapłacił już wcześniej, dlatego nie musiał się tym już przejmować. Gdy wrócił, wszystkie rzeczy były już w samochodzie, a basista stał obok oparty o maskę i palił papierosa.
– Masz – Zero widząc Karyu z powrotem, wyciągnął coś z kieszeni i rzucił w kierunku chłopaka, który ledwo złapał to w locie. – Dorobiłem wczoraj klucze do swojego mieszkania. Nie będę przecież biegał na każde zawołanie.
Yoshi uśmiechnął się pod nosem i wpakował na miejsce pasażera, czekając aż mężczyzna skończy palić. Mając na uwadze umiejętności kierowcy Zero, pomodlił się i sprawdził czy aby dobrze zapiął pasy. Basista rzucił mu tylko sceptyczne spojrzenie kręcąc lekko głową i usiadł za kierownicą pozbywając się uprzednio niedopałka.
Droga do domu Zero minęła o dziwo spokojnie. Obyło się bez złośliwości ze strony starszego mężczyzny i głupich komentarzy Karyu, który siedział cicho, zbyt skupiony na obserwacji ulicy.
– Jesteśmy na miejscu – głos basisty wyrwał Yoshiego z dziwnego transu, w którym się znalazł.
Rozpiął pasy i wyszedł na zewnątrz. Wystarczył tylko rzut oka i zaniemówił z wrażenia.
– Nie mówiłeś, że mieszkasz w takiej okolicy!
– Zamknij usta – Zero uśmiechnął się z wyższością. – Nieestetycznie to wygląda.
Byli w jednej z najdroższych dzielnic Tokio. Wystarczyło jedno spojrzenie by stwierdzić, że wszystko opływa w luksusy, a ludzi tu mieszkający muszą być bardzo bogaci. Jakim cudem Zero tu mieszkał? Skąd miał na to pieniądze? Z czego się utrzymywał? Na te pytania Karyu nie znał odpowiedzi. Po chwili zastanowienia stwierdził, że w ogóle wie o nim mało, co trochę go przerażało. To tak, jakby miał mieszkać z obcym facetem.
– I ciebie na to stać? Jakim sposobem?
Pobłażliwy uśmiech na ustach basisty uświadomił mu, że te pytania były dla drugiego mężczyzny po prostu głupie.
– Nie sprzedaję się jeśli o to ci chodzi.
– Nie o tym przecież myślałem. Poza tym w ten sposób nie zarobiłbyś tyle – stwierdził Karyu podejmując grą z góry narzuconą przez Zero. – Zresztą i tak nie miałbyś żadnych klientów. Twój charakter by ich odstraszył.
Blondwłosy chłopak wybuchnął krótkim śmiechem, który wywołał ciarki na plecach Yoshitaki.
– Lepszy mój charakter niż twoje chude ciało. Bierz bagaże i choć za mną.
Karyu ruszył za mężczyzną, który dzierżył w rękach klatkę z kotem, i rozglądał się na boki nie mogąc się przyzwyczaić do okolicy. Weszli do dosyć wysokiego wieżowca i pojechali windą na jedno z ostatnich pięter.
– Wyżej mieszkać się nie dało? – sarknął chłopak; nie przepadał zbytnio za wysokościami. – Co będzie jak winda się zepsuje?
– Najwyżej po schodach będziesz wchodził – Zero z niezdrową ciekawością obserwował jak kot w klatce czyścił sobie łapki.
Wysiedli na odpowiednim piętrze i basista poprowadził Yoshiego szerokim korytarzem przed siebie. W pewnym momencie Zero zatrzymał się tak nagle, że Karyu o mało nie zderzył się z jego plecami.
– Zanim tam wejdziemy, musisz o czymś wiedzieć – powiedział poważnie mniejszy mężczyzna. – W tym mieszkaniu obowiązują pewne zasady, których musisz przestrzegać. Masz nie ruszać moich rzeczy, nie grzebać mi po szafkach, nie wchodzić do mojej sypialni, nie grać na gitarze po nocach i nie włączać telewizora. Jeśli złamiesz którąś z nich choćby raz, wylądujesz na ulicy. Rozumiesz?
Yoshitaka z ponurą ironią pomyślał, że kot dostał więcej swobody niż on. Jednak musiał się na to zgodzić, bo w tej sytuacji niewiele miał do powiedzenia.
– Tak.
Zero otworzył kluczem drzwi i razem weszli do środka. Karyu poszedł za przykładem chłopaka i postawił swój dobytek przy ścianie by ściągnąć buty.
– Później się zajmiesz bagażami. Na razie oprowadzę cię po pomieszczeniach i pokażę, gdzie możesz się wypakować – zarządził basista. – Będziesz spać na kanapie. Później ci przyniosę czystą pościel, więc nawet nie męcz mnie o to.
Najpierw weszli do gustownie urządzonego salonu. Ściany miały kolor czerni i czerwieni, meble były wykonane z ciemnego drewna a po przeciwległej stronie do okien stał duży telewizor. To wszystko było dopełnione białym dywanem na podłodze. Będzie widać sierść kota…I w ogóle jakoś tu smutno.
– Nie bój się, kanapa jest rozkładana więc się zmieścisz – rzucił przez ramię Zero, idąc do kolejnego pomieszczenia, które okazało się łazienką.
Ta, w odróżnieniu od salonu, była w jaśniejszych kolorach. Kafelki były jasnoszare, koło zlewu była jedna, w miarę spora szafka a w narożniku był prysznic. Karyu patrząc na swoje odbicie w lustrze doszedł do wniosku, że musi zająć się odrostami; w końcu minęło trochę czasu od ostatniego farbowania.
– Opróżniłem wczoraj jedną półkę, więc możesz postawić tam swoje rzeczy. Tam masz czyste ręczniki i mydło. Jeśli skończy się papier, jest na tamtej półce. Zazwyczaj wstaję o ósmej, więc o tej godzinie nie chcę cię w łazience widzieć.
Następna była kuchnia, ale nawet tam się nie zatrzymali, bo dla Zero była to tylko strata cennego czasu. Wrócili ponownie do salonu i basista pokazał Karyu szafę, w której mógł się rozpakować a sam zniknął w czeluściach swojej sypialni.
Yoshi wypuścił kota z klatki, a ten natychmiast zaczął wszystko obwąchiwać i zaznajamiać się z nowym miejscem. Chłopak dla bezpieczeństwa zamknął drzwi, żeby mieć Yoru na oku i by nic nie zostało zdemolowane. Znając Zero skończyłoby się na tym, że musiałby zapłacić za zniszczoną rzecz więc wolał tego uniknąć.
– Ubieraj się – basista wtargnął po godzinie do pokoju, o mało nie rozdeptując biednego zwierzęcia. – Jedziemy na próbę.
– Ale..
– Co ale?
Zero wydawał się czymś zdenerwowany, więc gitarzysta wolał mu się nie narażać bardziej niż to możliwe. Co miał powiedzieć? Że jeszcze nic nie jadł od rana i chciałby chociaż zjeść obiad?
– Już nic – powiedział szybko i zaczął się szykować.
Droga z mieszkania Michiego do klubu była trochę dłuższa niż mogłoby się wydawać. Dotarli tam z małym poślizgiem w czasie, lecz Tsukasa nie zwrócił na to wielkiej uwagi zbyt na czymś skupiony.
– Chodź Karyu, pokażę ci nasze stroje na festiwal – Hizumi dorwał chłopaka już na progu i zaciągnął go do garderoby za sceną ucinając wszelkie sprzeciwy z jego strony.
– Nigdy w życiu! – Yoshi na sam widok ubrań jakie miał nosić, o mało nie zwiał przez otwarte okno.
– Karyu, uspokój się. Wszyscy będziemy mieli podobne więc nie wygłupiaj się – wokalista próbował przemówić gitarzyście do rozumu.
– To jest lateksowa sukienka. Jak ja mam być spokojny?! – Yoshitaka obrzucił nienawistnym wzrokiem kawałek czarnego materiału z łańcuszkami, klamrami i Bóg wie z czym jeszcze.
– Hizu, nie można mu dać czegoś innego? Wisiałaby na nim jak worek – skomentował Zero wślizgując się cicho do garderoby.
– Masz rację – Hizumi zlustrował od góry do dołu Karyu. – Lepiej będzie jak to przymierzysz. Od razu razem z butami.
Pokonany gitarzysta wziął strój na ręce i poszedł do łazienki. Rozebrał się do bokserek i zaczął się mozolnie ubierać, uważając by niczego nie rozerwać. Sukienka sięgała mu do połowy uda, ale za to buty, które dostał miały bardzo wysoką cholewkę, więc przynajmniej prawie całe nogi były zakryte. Zanim wyszedł z łazienki zrobił na próbę parę kroków oraz pochylił się kilka razy; w końcu nie mógł na występie stać sztywno jak kołek w jednym miejscu. Strój nie był tak niewygodny jak się spodziewał. Yoshi poprawił szybko włosy i wyszedł na zewnątrz.
– Ta sukienka świetnie ci pasuje. Wiedziałem co wybrać – Hizumi aż piał z zachwytu nad swoją genialnością i wyglądem chłopaka.
Karyu oczekiwał, że basista powie coś niemiłego, lecz ten tylko stał i się na niego patrzył; coś w jego wzroku mówiło, że gitarzysta wygląda dobrze. Po chwili Zero opamiętał się i uśmiechnął się krzywo, nieco ironicznie. Yoshitaka widział już tak często ten grymas na twarzy Michiego, że mógłby go namalować z pamięci. Oczywiście, gdyby posiadał jakiekolwiek zdolności plastyczne.
– Co o tym sądzisz? – wokalista skierował pytanie do Zero.
– Byłoby nawet znośnie, gdyby ogolił się tam gdzie trzeba – basista wskazał ręką na kawałek odsłoniętego uda.
Karyu zgrzytnął zębami tak głośno, że nie zdziwiłby się gdyby to usłyszeli wszyscy ludzie w promieniu kilometra.
– A ty mógłbyś pójść do kastracji – odburknął wściekły. – Byłbyś lepszy jako kobieta.
Odwrócił się na pięcie i wrócił do łazienki goniony śmiechem Hizumiego. Pieprzony Zero. Mógłby choć raz powiedzieć coś miłego.
***
Próba minęła w miarę spokojnie nie licząc krzyków Tsukasy gdy Hiroshi kilka razy zafałszował.
– Chodź, wracamy do domu – Zero pociągnął Karyu za sobą, żegnając się uprzednio z resztą.
Dom. Yoshi prawie prychnął na to słowo. To nie jest dom. My tam tylko mieszkamy.
Gitarzysta nadal był wielce obrażony na basistę, za to jak ten go potraktował i nie odezwał się przez całą drogę. Było już grubo po dwudziestej drugiej i jedyne o czym myślał to o szybkim prysznicu i łóżku.
Gdy się tylko zatrzymali, Karyu wyskoczył z samochodu i nie czekając na Zero, popędził ile sił w nogach do budynku. Trochę się zniecierpliwił czekając na windę, lecz już w mieszkaniu z ulgą zamknął za sobą drzwi. Ściągnął kurtkę oraz buty i poszedł do łazienki. Rozebrał się, ustawił odpowiednią temperaturę wody i wszedł pod prysznic. Czując jak ciepłe strugi obmywają jego ciało, powoli zaczął się relaksować i całe napięcie spowodowane dzisiejszym dniem uszło z niego jak ręką odjął. Miło było tak stać, rozkoszować rozpływającym się po ciele ciepłem i nie słyszeć głosu basisty, ale każda bajka musiała się kiedyś skończyć.
– Karyu wyłaź – krzyknął Zero zza drzwi. – Nie jesteś tu sam!
Yoshi niechętnie umył się szybko i wyszedł z kabiny wycierając się ręcznikiem, który zawinął sobie później na biodrach. Rozczesał szczotką mokre kosmyki, wziął ubrania pod pachę i wymaszerował z łazienki prawie zderzając się z Michim.
– Cholera jasna! Uważaj jak chodzisz!
– Przepraszam – Karyu ukłonił się sztywno, a jego ręcznik zsunął się odrobinę niżej.
– Masz tu czystą pościel – Zero szybko wręczył mu rzeczy trzymane na rękach i poszedł do swojej sypialni.
Yoshi ze zdziwieniem zdążył zauważyć, że policzki basisty przybrały różowawy odcień. Potrząsnął głową odganiając od siebie głupie myśli. Pewnie mu gorąco.
W salonie przebrał się szybko w koszulkę i bokserki, które robiły mu za piżamę i przygotował sobie kanapę do spania. Już chciał się kłaść, gdy wrzask basisty sprawił, że spadł z łóżka.
– Twój kot zżarł mi kapcie!
Karyu natychmiast znalazł się w drzwiach sypialni.
– Nie zżarł – odparł spokojnie.
– Nie? Więc jak to nazwać? – Zero pomachał kapciami trzymanymi w ręce; na ich widok Yoshi miał skojarzenia z niszczarką do papierów albo kosiarką.
– Koty nie jedzą byle czego – uśmiechnął się wrednie. – Gryzą, drapią, ale nie jedzą.
W porę udało mu się uchronić przed lecącym w jego stronę kapciem.
– Dobranoc Zero – uśmiech Karyu poszerzył się na widok miny basisty.
– Wyrzucę tego pchlarza przez okno! – obiecał mściwie mniejszy mężczyzna.
Oj?
Karyu będzie miał dużo atrakcji mieszkając Zero. Już zaczyna się coś dziać
OdpowiedzUsuńUuu, jak Karyu będzie tak paradował w ręczniku to Zero nie wytrzyma ^^
OdpowiedzUsuńUUU! Jak pięknie!
OdpowiedzUsuńCzekam już z niecierpliwością na ciąg dalszy! Ale ty nie dotrzymujesz obietnic - u mnie jest Karyu x Tsu, tak jak chciałać, a tu Hizu dalej jest hetero i bynajmniej nic nie wskazuje, że miałby przestać się interesować tą całą kuzynką Yoshitaki... :'(
No i ja czekam w końcu na jakiś przejaw ludzkich uczuć Zero :)
Naprawdę przepraszam.. chciałam napisać tym razem o wiele dłuższy rozdział ale nie wyszło. W każdym razie następne wydarzenie to festiwal. Będzie się działo, a w szczególności impreza po nim... No ale więcej nie zdradzę :) i tym razem gwarantuję że będzie co chciałaś. Nie ma innej opcji xD
UsuńBuahahahahahaha x'D przepraszam, przez ostatni akapit to jedyne, na co mnie teraz stać... Zerknęłam tu dzisiaj przypadkiem, bo zobaczyłam Twój komentarz pod postem Kity i prowadzona nadzieją, że będziesz pisać o d'espa postanowiłam poczytać... Hmm... Ciekawie jest! :D Jutro dokończę nadrabiać resztę > <"
OdpowiedzUsuńmój pan od biologi mówił dzisiaj ze koty nie jedzą byle xzeho i żywności modyfikowanen genetycznie omO (taki tam komentarz bez sensu)
OdpowiedzUsuń