czwartek, 8 sierpnia 2013

Noc z życia wampirów


Wiem, że opowiadanie powinno być dłuższe, ale nie miałam siły, by rozwinąć pewne wątki. Nie bić, za to "dzieło", nie jestem z niego zadowolona. I witam nowego obserwatora \(*^*)/ 

Pairing: Zero x Karyu
Gatunek: horror komediowy xD
Ostrzeżenia: parodia wampirów, nielogiczność i dziwność, morderstwo itd.


Gdy zachodzi słońce, do życia budzą się istoty mroczne… złe… i nie zawsze ogarnięte. Bo ludzie nie zawsze są tym, kim się zdają.

- Mysz! Mysz! – pisnął Karyu i wskoczył na kanapę. – Zabierzcie ją!
Zero spojrzał na biedne stworzonko, które nikomu nic nie zawiniło. Żal mu było je zabijać, ale piski Matsumury skutecznie drażniły jego aparat słuchowy, przez co postanowił uśmiercić małego gryzonia. Podniósł z westchnieniem rękę i pstryknął palcami, a mysz przetoczyła się na grzbiet, znieruchomiała i wybuchnęła rozbryzgując większość swoich wnętrzności na Karyu.
- Ups…
- Ups?! Ups?! Popierdoliło cię? Nie mogłeś jej zabić kapciem jak normalny człowiek? – Yoshitaka teraz praktycznie histeryzował, wymachując dookoła siebie rękoma.
- Nie jestem normalnym człowiekiem – zauważył Zero. – Masz kawałek ogona na twarzy…
- Zabierz to! Zabierz! – Karyu zeskoczył z kanapy i zaczął biegać spanikowany po pokoju. Michi wywrócił oczami i podstawił Yoshitace nogę, gdy ten przebiegał koło niego. Karyu wrzasnął niemiłosiernie i wyrżnął twarzą o podłogę. – Mój nos… - jęknął, leżąc na ziemi.
- Spokojnie, zaraz się zrośnie.
Karyu obdarzył Michiego morderczym spojrzeniem i wstał z podłogi ścierając krew z ust. Po chwili skrzywiony nos znowu stał się prosty… i długi. Czasem Zero potrafił być okrutny, czym ranił biednego Matsumurę, który szedł później do jeszcze bardziej biednego Hizumiego i płakał mu w koszulkę.
- Będziesz coś jeszcze chciał – fuknął Karyu i poszedł na poszukiwania wokalisty. Znalazł go dopiero w kuchni razem z Tsukasą, robiącego sobie kanapki. – Hizu, jestem głodny.
- Może kanapkę? – zaproponował uczynnie Hizumi.
- Nie o ten rodzaj głodu mi chodzi.
- To idź sam. Nie widzisz, że jestem zajęty?
- Ale Hizu…
- Pojdę, jak mi pomożesz. Weź polej te kanapki ketchupem.
Karyu wziął do ręki plastikowe opakowanie, ale nic nie chciało z niego wylecieć. Sięgnął więc po ostry nóż i zaczął przecinać plastik gdzieś w połowie, ale metal wyślizgnął się z dłoni Matsumury i przejechał mu po palcu.
- Ja krwawię! Krwawię!
Biorąc pod uwagę wcześniejsze doświadczenia z Karyu, Zero, który właśnie wszedł do kuchni, przezornie wycofał się z niej zostawiając Tsukasę i Hizumiego sam na sam z problemem. Kenji podszedł do praktycznie omdlewającego Matsumury i przyjrzał się jego ręce.
- Karyu.. Ty nie krwawisz. To ketchup.
- Och.
Hizumi pokręcił załamany głową i odsunął talerz z kanapkami na bok.
- Karyu, z braku krwi głupiejesz – stwierdził. – Nie możemy czekać, bo twoja resztka inteligencji wyparuje wraz z mózgiem – mówiąc to, chwycił gitarzystę za rękę i pociągnął go do wyjścia.
Obydwaj mężczyźni ubrali na siebie obuwie oraz kurtki i wyszli na zewnątrz. Było już po 23, dlatego niebo było czarne, a dookoła paliły się latarnie. Hizumi od razu skierował się w tę stronę dzielnicy, gdzie było sporo ciemnych zaułków, w których łatwo było spotkać bezdomnych ludzi. Karyu podążył za wokalistą, jak kurczak za kwoką, ufając mu bezgranicznie. Skręcili w lewo za jakimś obskurnym barem i weszli w wąską uliczkę, gdzie polowali od czasu do czasu. Zza kontenera na śmieci wystawała para nóg, która okazała się należeć do mężczyzny w średnim wieku w stanie upojenia alkoholowego.
- On? – spytał z niedowierzaniem Karyu.
- A czemu nie? – Hizumi pochylił się nad mężczyzną, który bredził coś pod nosem, i postawił go na nogi.
- Bo nie chcę się odbijać od ścian jak ostatnim razem!
- Nie będziesz, tamten po prostu był naćpany.
Hizumi złapał ofiarę za szyję, a ona zaczęła się krztusić. Rozpaczliwe próby złapania powietrza spełzły na niczym, uścisk Hiroshiego był za silny. Już miał zatopić swoje kły w szyi mężczyzny, gdy nagle..
- Kurwa, Karyu! Znowu mi podmieniłeś Coregę na mleko w tubce?! Zęby mi wypadły!!!
- Przecież są na miejscu – powiedział Yoshitaka, zaglądając do ust Hizumiego.
- Ale nie kły! Przyjrzyj się uważnie! – warknął wściekły wokalista.
- Oj Hizu, starzejesz się. Nie masz może kłopotów z prostatą?
- Walnę cię zaraz… - Hiroshi zgrzytnął zębami. – To wszystko przez geny!
Cała trójka muzyków wiedziała, że Hizumi jest wampirem, który urodził się bez kłów i musiał je nosić na specjalnej protezie. Karyu wyjątkowo uwielbiał robić sobie z tego żarty.
- Znajdź swoje zęby dziadku, a ja się zajmę naszą kolacją.
Yoshitaka zacisnął jedną rękę na krtani mężczyzny, miażdżąc ją w stalowym uchwycie i wbił paznokieć w tętnicę szyjną robiąc paskudną ranę. Tytanowe paznokcie, kolejna zaleta bycia wampirem. Patrzył przez chwilę, jak ofiara macha bezużytecznie rękoma, ale to i tak nic nie dawało, bo ze zmiażdżoną krtanią czekała ją tylko śmierć. Gdy z mężczyzny uleciała resztka życia, Karyu popchnął go w stronę Hizumiego i przysiadł przy ścianie.
- Podano do stołu – powiedział śpiewnie, a Hiroshi wywrócił tylko oczyma i przyssał się do rany na szyi.
Hizumi nie lubił, gdy to właśnie Karyu polował. Gitarzysta miał nieznośny zwyczaj zabawy jedzeniem, a Yoshida wolałby czasem zjeść coś świeżego! Poza tym ciężko było wyssać krew z ciała, gdy serce jej nie pompowało. Dlaczego życie pokarało go towarzystwem takiego skretyniałego wampira, jakim był Matsumura? Chociaż, fakt faktem, w obecnych czasach nie należało wybrzydzać, bo policja podejrzewała coraz więcej i zastawiała coraz to nowsze pułapki.
Karyu poczekał cierpliwie, aż Hizumi skończy i sam zadowolił się resztką krwi, która pozostała w martwym ciele. Musiał przy tym podziurawić je jak sito, ale przecież nieboszczyk głosu nie ma. Po „kolacji” ciało wylądowało w kontenerze i zostało przykryte grubą warstwą śmieci. Hizumi spojrzał w niebo i zadrżał. Była pełnia, a księżyc od zawsze napawał go niepokojem i przedziwnym strachem. O wiele bardziej wolał słońce, które wbrew przesądom, nie zabijało wampirów. W ogóle kto wpadł na pomysł, że pod wpływem światła słonecznego zostawała z nich kupka popiołów? Przecież to kompletna niedorzeczność! Gdyby Hizumi wiedział, kto za tym stał, rozszarpałby tą osobę na strzępy, ale wcześniej przebiłby jej serce kołkiem, polał wodą święconą i napchał usta czosnkiem, żeby jechało na odległość. Hiroshi westchnął ciężko do własnych myśli; żaden z tych sposobów nie działał na wampiry. To były zwykłe zabobony, które wymyślono po to, by dać uczucie względnego bezpieczeństwa.
- Wracamy do domu? – spytał Karyu, a wokalista pokiwał głową.
- Ej, co wy tam robicie? – spytał policjant, który wszedł właśnie w uliczkę i zaświecił im latarką po oczach.
- Hizu, spadamy!
Minęli oniemiałego stróża prawa i zaczęli biec chodnikiem. Minęli jeden monopolowy… drugi… trzeci…
- Długo nas będziesz prowadził w kółko? Nie potrafisz trafić do siebie? – warknął Hizumi, gdy po raz czwarty przeszli obok tego samego sklepu.
- Hizu, nie złość się tak, to szkodzi piękności. A nie, tobie już nie zaszkodzi…
- Karyu!!

Gdy obaj muzycy wrócili do domu, zastali salon w opłakanym stanie. W jednym jego kącie Tsukasa chował się za stołem, a w drugim stał Zero z kompletem noży w ręku.
- Co tu się wyprawia? – zadał pytanie Hizumi, ale coś czuł, że odpowiedź mu się nie spodoba.
- Bawię się w rosyjską ruletkę, tylko że mój cel przede mną ucieka – mruknął ironicznie Zero.
- Hizu, ratuj! – Tsukasa rzucił Hiroshiemu błagalne spojrzenie. – Ja naprawdę przypadkiem zjadłem mu jego lazanię!
- Boże.. Widzisz i nie grzmisz.. – Hizumi pacnął się ręką po twarzy i pokręcił zrezygnowany głową. – Tsukasa – uprzątnij salon. Zero – odłóż noże. A ty Karyu lepiej nic nie rób…
Basista skrzywił się gniewnie, ale posłuchał wokalisty i poszedł do kuchni odłożyć sztućce, a Matsumura podreptał za nim. Zero schował noże do szuflady i oparł się o blat. Fakt, trochę go poniosło, ale Tsukasa nie miał żadnych praw do ruszania jego jedzenia!
Karyu wyczuł, że Michi jest w podłym nastroju, więc objął go od tyłu rękoma w pasie i oparł brodę o jego ramię.
- Zero, jest dopiero druga w nocy.. Chodź do sypialni – gitarzysta wsunął sugestywnie dłonie za pasek spodni mężczyzny i czekał na jego odpowiedź.
Basista nic nie odpowiedział, tylko spojrzał przez ramię na Karyu i uśmiechnął się enigmatycznie. Yoshitaka przyłożył usta do wgłębienia w szyi i polizał je, by następnie wtopić w gładką skórę swoje kły. Zero westchnął zadowolony i złapał wyższego mężczyznę za dłoń, ściskając ją nieco i zsuwając na swoje krocze.
- Och proszę.. Znajdźcie sobie pokój, nie jesteście tu sami – fuknął Kenji, który przyszedł do kuchni po picie.
- Następnym razem nie spudłuję – obiecał solennie Zero, na co perkusista wzdrygnął się lekko.
Karyu natomiast wyciągnął dłonie ze spodni basisty, chwycił go za ramię i wyciągnął z kuchni. Trzy dni bez seksu, to stanowczo było dla niego za dużo.

***

 W czasie, gdy Zero i Karyu robili rzeczy, o których się nie mówi małym dzieciom, Tsukasa zawędrował do salonu.
- Co tam oglądasz? – spytał, widząc rozwalonego na kanapie Hizumiego.
- Zmierzch.
- Co to?
- Taki gniot o wampirach – streścił krótko Hiroshi. – Nic ciekawego, naprawdę.
- To dlaczego go oglądasz? – zdziwiony Kenji nie mógł znaleźć w tym sensu.
- Aktor grający Edwarda jest cholernie przystojny. Gdybym mógł, to bym go przeleciał – zironizował Hizumi. - Bo nie ma nic innego w telewizji, baranie!
Tsukasa stropił się nieco i przysiadł niepewnie obok mężczyzny na kanapie. Hiroshi był dzisiaj wyjątkowo drażliwy… Musiało się coś stać podczas wypadu na polowanie z Karyu, ale Kenji wolał nie wnikać w szczegóły. Zamiast tego skierował swój wzrok na ekran telewizora i zaczął oglądać film.
Minęła minuta…
Dwie…
Pięć…
- Ta aktorka grająca Bellę udaje lepszego karpia niż Karyu. Ma ubogą mimikę – zauważył.
Hizumi skinął tylko głową, ale nic nie odpowiedział. Znowu zapadła między nimi cisza, przerywana jedynie odgłosami dochodzącymi od telewizora.
- Od kiedy wampiry świecą się w słońcu? I ta nadludzka szybkość… Przecież to skaza na naszym honorze!
- Jeśli zaraz się nie zamkniesz, to pokażę ci jak łatwo można się wykrwawić przy pomocy kartki – zagroził Tsukasie Hizumi. – Daj mi oglądać!
- Jesteś dziś wyjątkowo drażliwy…
- Spróbuj iść na polowanie z Karyu, a zrozumiesz – burknął Hiroshi, ale drgnął, gdy na górze dało się słyszeć huk i włączył pauzę. – Co to było? Albo nie, nie chcę wiedzieć.

***

- Przypomnij mi, za co cię kocham? – Zero podniósł się na łokciu i spojrzał na Karyu, który leżał na brzuchu, a światło księżyca padało przez okno na zgrabny nagi tyłek.
- Za moją mądrość, urodę, wiedzę…
- Chyba za siano w mózgu – skwitował Michi, zostając nagrodzonym piorunującym spojrzeniem ze strony Yoshitaki.
Obrażony Karyu obrócił się do Zero plecami. Miał dość takiego traktowania. Owszem, może nie należał do najbardziej błyskotliwych osób, ale nie był głupi. Chyba…
- Yoshitaka… - Zero położył rękę na ramieniu mężczyzny, ale ten ją strząsnął.
- Zostaw mnie. Idę wziąć prysznic.
Michi westchnął ciężko, ale wiedział, że przesadził. Po chwili zastanowienia parsknął śmiechem; Karyu nie obraził się za podłożenie nogi i złamanie nosa, a za słowa. Jego kochanek nigdy nie przestawał go zadziwiać.
Wstając z łóżka, Zero zgarnął ciuchy i narzucił je szybko na siebie. Już powoli zastanawiał się nad planem ugłaskania Karyu, ale nic mądrego nie przychodziło mu do głowy. Zszedł na dół do salonu i zastał Tsukasę i Hizumiego na podłodze oglądających film. Następnie przeniósł wzrok na ekran i pokręcił z politowaniem głową. Już naprawdę przestał ogarniać, co się działo w tym domu. Z braku zajęć, przeskoczył przez oparcie kanapy i usadowił się na niej wygodnie, czekając, aż Karyu wyjdzie z łazienki. Dwaj muzycy nawet go nie zauważyli; widać, film ich bardzo wciągnął.
Zero nie czekał długo. Jakieś dziesięć minut później Matsumura wyszedł z łazienki owinięty w ręcznik. Tsukasa spojrzał na niego i zaniemówił przez to, co zobaczył.
- Karyu.. tobie się chyba opowiadania pomyliły.. - powiedział sceptycznie Michi.
- Czemu?
- Bo świecisz jak Edward ze Zmierzchu!
- A nie.. Nie jestem latarnią, przypadkiem wywaliłem na siebie brokat. Nie będę brał przykładu z jakiejś marnej wampirzej podróbki - odparł dumnie Karyu i obrócił się na pięcie.
- Yoshitaka, czekaj! – Zero pognał za gitarzystą.
- Czego chcesz? – Karyu warknął nieprzyjemnie, ale to wcale nie zniechęciło basisty.
- Przeprosić. Potrafisz mnie wnerwić niemiłosiernie…
- Jeśli to miały być przeprosiny, to ja bardzo dziękuję!
- …jesteś irytujący, masz durne poczucie humoru, ale i tak cię kocham. A czy ty czujesz do mnie coś jeszcze?
Jednak Matsumura stał jak kołek i chyba nie zamierzał udzielić odpowiedzi.
- Odpowiedz mi na pytanie – warknął Zero.
- Nie – Karyu założył ręce na piersiach i się obrócił od mężczyzny.
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- Nie. Menda.
- Karp.
- Lodówka.
- Zamrażarka. Od kiedy lodówka jest epitetem? – zdziwił się Michi.
- Od kiedy symbolizuje ciebie.
- Karyu! Właśnie o tym wcześniej mówiłem! Bądź choć raz poważny.
- Chodź ze mną – Yoshitaka pociągnął Zero za sobą.
Weszli do pokoju, a następnie na balkon, gdzie Karyu wspiął się zręcznie na dach, niestety jego ręcznik miał mniej szczęścia i zsunął mu się z bioder.
- Nie wiedziałem, że jesteś ekshibicjonistą – Zero uśmiechnął się nieznacznie i podał ręcznik Yoshitace, gdy znalazł się obok niego.
- Och, zamknij się – fuknął gitarzysta i obwiązał się kawałkiem materiału w pasie.
- Zechcesz mi powiedzieć, co tu robimy?
- Patrz – Karyu wskazał basiście palcem horyzont.
Powoli robiło się jasno. Początkowo ciemnoniebieskie niebo przechodziło w czerwień i pomarańcz, działając na zmysł wzroku. Michi zdziwił się trochę. Karyu chciał mu pokazać wschód słońca? Co było w nim takiego niezwykłego? A przede wszystkim, gdzie tu była odpowiedź na jego pytanie?
- Wiesz co, Michi? Cieszę się, że te wszystkie przesądy o wampirach nie są prawdziwe. Cieszę się, że mogę siedzieć tu teraz z tobą i oglądać wschód słońca bez strachu, że stanę się kupką popiołów. Właśnie takie małe rzeczy cieszą mnie najbardziej.
Te słowa sprawiły, że Zero spojrzał na Karyu niemal z czułością i objął go ramieniem, całując przy tym w policzek.
- Mam teraz przez ciebie brokat w ustach – stwierdził z pretensją basista.
- Nie trzeba było mnie całować – Karyu wzruszył ramionami.
- Mogę już zacząć płakać?
Zero spojrzał w dół i zobaczył Hizumiego z butelką piwa w ręku stojącego na balkonie, a obok niego znajdował się nieodłączny Tsukasa.
- Skończyliście maraton filmowy? – spytał Karyu, trochę poirytowany, że przerwano im w takim momencie.
- Tak… I stwierdzam, że to była kompletna strata czasu. Równie dobrze mogłem sobie wbić kołek w serce, przynajmniej byłoby ciekawiej.
Zero uśmiechnął się lekko i ścisnął bardziej Karyu. Trudno mu było gniewać się na Hizu.
- Chodźcie do nas – zaproponował, a wokalista z perkusistą skorzystali z okazji i wdrapali się na dach.
- Jestem ciekaw, jak długo będziemy razem… - powiedział Hiroshi.
- Tak długo, aż nikt nie odkryje naszej prawdziwej tożsamości, aż się sobą nie znudzimy. Do tego czasu nie ma się co martwić.
Cała czwórka zaczęła obserwować wchód słońca. Już dawno nie pamiętali czegoś tak efektownego i pięknego. Symbol nowego dnia, poranka, życia…
- Kenji?
- Tak?
- I tak nie zapomnę ci tej lazani!

Koniec historii o tym, jak to wampiry w jednym mieszkały domu.

10 komentarzy:

  1. Hahaha, uśmiałam się z Karyu i wypadających kłów Hizumiego! Jednak coś zbyt ludzkie te wampiry xD
    Miałam ubaw na początku z tą myszą "Nie mogłeś jej zabić kapciem jak normalny człowiek?" :D Haha, kapciem? To musi być jakiś twardy lacz, by zabić mysz, zwykłym chyba ciężko, chociaż się nie znam, nie tępiłam nigdy myszy xD
    Ale ja nadal czekam na Shinya x Hiroaki!
    Weny!~

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurde, ale się naśmiałam! Prawie bym się krówką udusiła przez Ciebie, trzeba było ostrzec, że tu się umiera ze śmiechu! XD Uwielbiam czytać takie rzeczy. Faktycznie trochę krótkie, ale za to jakie fajne. Nie wiem, co Ci się w tym nie podoba, dla mnie jest boskie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahahaha! No po prostu nie mogę :D Kocham takie opowiadania. Masz talent do komedii, bez dwóch zdań :D Ja chce jeszcze taką komedię! Jeszcze jedną :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zabawne, to prawda... Mimika Belli ze Zmierzchu mnie przeraża!
    Słodkie (Zero wow^.^)!!
    Chcę więcej takich opowiadań!

    taionnoakarigazette.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Końcówka mnie zabiła XD. Dobre to było. A rosyjska ruletka Zero najlepsza za lazanię XD. A tak przy okazji, lazania skojarzyła mi się z Garfildem. Niby Hizumiemu się nie podobał ,,Zmierzch", ale oglądał go z wielkim zainteresowaniem. Ironia Hizumiego była świetna, o przeleceniu Edwarda. Szczerze to niestrawne ciacho XD.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mało nie zeszłam ze śmiechu pfhahahha. Ale jak można chcieć zabić myszkę nooo, przecież one są taakie słodkie.
    "Karyu wziął do ręki plastikowe opakowanie, ale nic nie chciało z niego wylecieć. Sięgnął więc po ostry nóż i zaczął przecinać plastik gdzieś w połowie, ale metal wyślizgnął się z dłoni Matsumury i przejechał mu po palcu.
    - Ja krwawię! Krwawię!" Krótko mówiąc, zjebałam się z krzesła. No i te kły Hiza pfhahahaa.
    Czytałam to po 1 w nocy i w dodatku na kompie ojca, (laptop się zepsuł, znowu >.<") więc nie mogłam się dusić ze śmiechu w poduszkę, dlatego gryzłam bandanę, (cała obśliniona fuuu >.<")ale było warto.
    Weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Co najlepiej zapamiętałam: Hizu i Corega; seriosliy? xD Nie mogę z tego… Normalnie aż mi słów brakuje, żeby opisać jak się z tego śmiałam. No i te tytanowe poznokcie; seriosliyi x2
    Zero jest okrutny – i dobrze, takiego go lubię  A co do tej lazanii… ja myślałam, że to Polak kiedy głodny to zły, a tu się okazuje, że Japończyk i to w dodatku wampir też xp Chociaż w sumie mu się nie dziwię; jakby ktoś wpieprzył mi moją lazanię zapewne komplet noży również poszedłby w ruch i zaczęłabym się bawić w Sebastiana z Kuroshitsuji ;p
    Karyu jest tępy. Nie, on jest gorzej niż tępy. Utrzymuję, że Karp ma zatwardzenie mózgu.

    A teraz komunikat do Tsukasy i Hizumiego: „Nie oglądajcie Zmierzchu! To jest złe! Po dwudziestu minutach chciałam wyskoczyć przez okno (choć salon mam na parterze, więc żadnym urazem zapewne by się nie skończyło, ale wylądowałabym w kwiatkach mamy za co pewnie dostałabym opieprz x.x’’) i pociąć się żelem pod prysznic oraz masłem. Szczerze powiedziawszy to Zmierzch zniosłam gorzej niż Boku no Pico! Nie oglądajcie tego! Jesteście jeszcze tacy młodzi, to nie pora na samobójstwa!”. Dziękuję za uwagę.

    Wybacz, że komentuję po tak długim czasie, ale dopiero wróciłam do yaoi, więc nadrabiam zaległości, bo jakoś to nie w moim stylu przeczytać i nie zostawić komentarza (moim zdaniem to zwyczajne chamstwo i wykorzystywanie autora! A przede wszystkim niedokarmianie go, co odbija się na jego wenie!)

    OdpowiedzUsuń
  8. NIE SKOMENTOWALAM TEGO? JA I MOJA SKLEROZA...kiedyś zapomnę siebie... ah... śmieszne było luźne i fajne C: DOBRA NIE PAMIĘTAM xD

    OdpowiedzUsuń