środa, 29 maja 2013

Stay with me forever

To nie jest opowiadanie, które chciała Kita.. Ale zawsze jakieś. Tamto będzie następne :)
Pisane przy Plastic Tree - Rikashitsu. Z dedykacją dla  Tsuu~ 痛

opowiadanie zainspirowane tym zdjęciem

Pairing: Zero x Karyu
Ostrzeżenia: brak?


Karyu siedział w rozciągniętej koszulce, wytartych jeansach i z papierosem w ręku nad kartką papieru. Ze skupieniem śledził zapis nutowy i nie zauważył, że popiół zaczął spadać na blat stołu wypalając małą dziurkę w papierze. Zero, siedząc na kanapie z gitarą na kolanach, patrzył spod grzywki na ten obrazek przed sobą z jakimś wewnętrznym spokojem. Kilka lat temu z pewnością ochrzaniłby Karyu za niszczenie ich wspólnej pracy, ale teraz nie potrafiłby tego zrobić.
Początki ich znajomości były trudne i ciężkie. Pamiętał jak gitarzysta przy pierwszym spotkaniu porysował karoserię jego samochodu. Nie było to celowe, ale Zero i tak w odwecie rozjechał mu rower. Zaśmiał się cicho na samo wspomnienie miny gitarzysty, który patrzył wtedy na swój nienaturalnie płaski środek transportu na drodze. Co by dał za to, żeby wrócić do tamtych chwil, gdy byli młodzi, zadowoleni z życia, szczęśliwi.. Z tego wszystkiego została już tylko młodość i doszła sława. Gdzie się podziało całe to szczęście?
– Co robisz w ten weekend? – spytał po jakimś czasie Zero, chcąc zwrócić na siebie uwagę gitarzysty.
– Nie mam konkretnych planów – odparł Karyu, nie odrywając wzroku od kartki. – Czemu pytasz?
– Chciałbyś gdzieś ze mną pojechać? – zaproponował basista, licząc, że dostanie twierdzącą odpowiedź.
– Zależy na jak długo i gdzie – wahanie w głosie gitarzysty było znakiem, że się nad tym zastanawia.
– Wyjechalibyśmy w piątek wieczorem a wrócili w niedzielę też gdzieś o tej samej porze. I nie powiem ci gdzie, bo to ma być niespodzianka.
– Dzisiaj jest piątek – uświadomił kolegę Karyu, patrząc na niego podejrzliwie.
– Proszę, zgódź się. Odpoczniesz od prób, zrelaksujesz się..

„Zrelaksujesz się” pomyślał z ironią Karyu siedząc już trzecią godzinę na twardym siedzeniu w samochodzie. Zero nie chciał powiedzieć gdzie jadą, ale wnioskując z tego, że od jakiegoś czasu mijali same pola ryżowe, musiało chodzić o wieś.
– Daleko jeszcze? – spytał gitarzysta, czując, że zdrętwiały mu nogi a torba podróżna, jaką ściskał w rękach, uwierała go w pewnych miejscach.
– Nie, już prawie jesteśmy – odparł basista, skręcając w zjazd z głównej drogi.
Jechali jeszcze z dziesięć minut, aż w końcu samochód zatrzymał się przy jakimś małym drewnianym domku.
– To tutaj – zadowolony z siebie Zero wyłączył auto i wyszedł na zewnątrz zamykając za sobą drzwi.
Karyu poszedł za jego przykładem i wysiadł z auta obijając sobie przy okazji boleśnie kostkę. Rozejrzał się wokół i aż mu zaparło dech w piersiach. Z jednej strony gęsty las, a z drugiej malownicze pola ryżowe tworzące bajkowy krajobraz w otaczających ich wzniesieniach.
– Pięknie – westchnął Karyu. – Tego mi brakowało.
– Wiedziałem, że ci się spodoba – Zero uśmiechnął się szeroko, najwyraźniej zadowolony z siebie.
– Nie potrafimy cieszyć się z najprostszych rzeczy kiedy je mamy, lecz doceniamy je, gdy mamy z nimi kontakt raz na jakiś czas. To smutne – gitarzysta nie potrafił oderwać wzroku od otoczenia.
– To prawda – przyznał mu rację basista. – Chodź do środka.
Karyu zabrał swoją torbę z siedzenia i podążył za kolegą. Mała drewniana chatka zachęcała swoim przytulnym wyglądem i obietnicą ciepłej kąpieli. Zero wyciągnął klucze z kieszeni i otworzył drzwi wchodząc do środka.
– To miejsce jest twoje? – spytał Yoshitaka.
– Tak, spadek po dziadku ze strony taty. Od śmierci babci zamknął się tu przed światem. Zmarł jakieś dwa lata temu – odparł Michi.
– Przykro mi.
– Dlaczego? Nawet go nie znałeś, więc jak może być ci przykro? – Zero spojrzał przenikliwie na Karyu.
– Ale ty go znałeś i to tobie jest smutno z powodu jego śmierci, a to mi wystarczy – odrzekł gitarzysta.
– Dziwny jesteś – skomentował mniejszy mężczyzna.
– Przecież ci to nie przeszkadza – odparł Karyu, rozglądając się po wnętrzu chatki.
Drewniana podłoga, boazeria na ścianach… Prawie wszystko było tu z drewna. Po wejściu do domku wchodziło się od razu do średniej wielkości pomieszczenia w rodzaju salonu, w którym była komoda z telewizorem na niej, kanapa, mały stolik i parę obrazów na ścianach. Po lewej i po prawej stronie były drzwi. Karyu podejrzewał, że jedne prowadziły do kuchni, a drugie być może do sypialni. Poszedł za Zero w stronę lewych drzwi i rzeczywiście – za nimi była przestronna sypialnia z wielką łazienką.
– Będę spać w salonie – powiedział Yoshitaka, nie chcąc wyganiać gospodarza na kanapę; gdy nocował parę razy u Zero, ten zawsze nalegał by Karyu spał w jego pokoju.
– Nie ma potrzeby. Łóżko jest tak duże, że pomieści nas obu.
Karyu pokręcił z rozbawieniem głową i rzucił torbę w kąt.
– Zawsze wiedziałem, że chcesz mnie zaciągnąć do łóżka – zachichotał pod nosem.
Zero uśmiechnął się swoim uśmiechem sfinksa i położył swój plecak obok torby kolegi.
– Nie wiem jak ty, ale ja bym coś zjadł i poszedł spać – powiedział, ignorując komentarz Yoshitaki.
– To ja pójdę się wykąpać a ty zrobisz kolację – stwierdził Karyu i zamknął się w łazience zabierając ze sobą torbę.
Michi pokręcił z politowaniem głową i odwrócił się by wyjść z pokoju. Przeszedł przez główny pokój i wyszedł na zewnątrz domku by zabrać torbę z jedzeniem. Nie było w najbliższej okolicy żadnego sklepu, więc zakupy zrobili po drodze. Z kolei Karyu puścił wodę do dużej wanny, wyciągnął z torby ręcznik, żel pod prysznic i gąbkę, zrzucił z siebie ciuchy i wszedł do ciepłej wody. Aż mruknął zadowolony. Nie pamiętał, kiedy w ciągu tych paru tygodni miał czas na relaksacyjną kąpiel. Ostatnio istniał tylko dla niego szybki prysznic ze względu na to, że przygotowywali się do trasy koncertowej.
Zero w kuchni przeżywał załamanie nerwowe. Gdy otworzył lodówkę, powitał go ogromny fetor. Ostatni raz był w tym domku parę miesięcy temu i najwidoczniej zapomniał o zabraniu ze sobą jedzenia, które teraz prawdopodobnie żyło własnym życiem. Uchylił okno, żeby pomieszczenie wywietrzało i włożył w plastikową torbę zepsute jedzenie by potem wyrzucić je najzwyczajniej w świecie właśnie przez to okno.
- Co tak śmierdzi? – spytał Karyu, który wszedł po czterdziestu minutach do kuchni przebrany w luźniejsze ciuchy do spania i z ręcznikiem na głowie. – Coś ci zdechło?
- I tak teraz ledwie czuć w porównaniu z tym, co było na początku – odparł Michi, stojąc przy kuchence i smażąc omlet. – Siadaj na krześle, zaraz będę nakładał.
Yoshitaka zmarszczył śmiesznie nos, ale zrobił tak, jak chciał Zero. Po chwili przed nim pojawił się talerz z jedzeniem, więc wziął do ręki widelec i zaczął jeść.
- Zawsze łatwo przewidzieć co ugotujesz lub usmażysz – powiedział Karyu, gdy przełknął pierwszy kęs.
- Na jakiej podstawie tak uważasz? – Michi usiadł z własnym jedzeniem na talerzu po drugiej stronie stołu.
- Bo nie umiesz robić nic innego jak jajecznice i omlety – odparł gitarzysta, nieświadomy zbliżającego się niebezpieczeństwa. – Wszystko inne ulega u ciebie zwęgleniu.
- Skoro tak bardzo przeszkadza ci moja kuchnia, może na drugi raz sam co przyrządzisz? – Zero zmrużył jadowicie oczy celując widelcem w stronę przyjaciela.
- Chyba już wolę twoje jajka… - mruknął Karyu, lecz widząc szeroki uśmiech na twarzy basisty zorientował się jak to brzmiało. – Nie chodziło o to o czym myślisz zboczeńcu! To nie miało tak brzmieć!
Teraz Michi nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Widok czerwonego na twarzy Yoshitaki próbującego się wytłumaczyć był co najmniej zabawny.
Karyu zjadł ze złością resztę omletu i poszedł do łazienki umyć zęby. Teraz mało go obchodziło, gdzie Zero będzie spał bo on miał zamiar zająć łóżko. Ale z drugiej strony nie wiedział, dlaczego się tak wkurzył. Przecież niezliczoną ilość razy stawał się obiektem docinek i żartów basisty co wcale mu nie przeszkadzało, więc czemu?
Wrzucił szczoteczkę do kubka i wyszedł z łazienki. Zero siedział na łóżku przebrany w luźną koszulkę oraz bokserki i przeglądał jakąś gazetę. Karyu położył się pod kołdrą po drugiej stronie, a Michi poszedł się umyć. Nawet nie zauważył kiedy zasnął.

Pierwsze promienie słońca wpadły przez okno budząc Yoshitakę, który odwrócił głowę w drugą stronę. Zmarszczył nos czując, jak coś go łaskocze. Otworzył oczy i zobaczył przed sobą masę brązowych włosów. Dopiero po chwili do niego dotarło, że należą do Zero, a sam basista jest ciasno w niego wtulony i trzyma swoje kolano między nogami Karyu.
- Zero.. – gitarzysta wyciągnął spod kołdry rękę i potrząsnął ramieniem mężczyzny, który jedynie mruknął i przekręcił głowę tak, że jego usta dotykały obojczyka Yoshitaki. – Zero!
Basista otworzył oczy. Jego spojrzenie spotkało zirytowanego Karyu na co uśmiechnął się niebezpiecznie.
- Jak ci się spało? – zapytał nie zmieniając pozycji.
To pytanie spowodowało, że Karyu zapomniał, co miał właśnie powiedzieć i uświadomił sobie, że od dawna nie spało mu się tak dobrze. I nie mógł też zaprzeczyć, że ta bliskość Michiego mu się nie podobała.
- Zabierz swoje grube cielsko – rzucił tylko, nie odpowiadając nic Zero.
- Jesteś pewien, że byś tego chciał? – nacisk kolana na pewne partie ciała zwiększył się wywołując u gitarzysty niekontrolowane westchnienie.
- Tak. Utrudniasz mi oddychanie! – Karyu zebrał się w sobie i zwalił z siebie Zero.
Michi roześmiał się szczerze. Czerpał jakąś dziwną satysfakcję z dokuczania gitarzyście i nie potrafił zmienić swojego zachowania. Zresztą nawet nie chciał; reakcje Karyu były zbyt zabawne by przestać.
- Może pójdziemy po śniadaniu do lasu? – zaproponował, wstając z łóżka i rozciągając się.
Doprowadzając się w łazience do porządku, Karyu zastanawiał się jak coś tak małego (w porównaniu do gitarzysty) mogło być takim ucieleśnieniem perwersji. I Zero ewidentnie to wykorzystywał do własnych celów.
Zanim wyszli, Zero wytrzasnął skądś koc, który zapakował do plecaka wraz z aparatem, komórką i półtoralitrową wodą. Tak przygotowani wyszli z domku zamykając go na klucz i ruszyli w stronę lasu. Szli jakieś pół godziny między gęsto rosnącymi drzewami. Karyu rozglądał się dookoła będąc pod wrażeniem otaczającej go flory i fauny; nie miał zbyt wielu okazji do przebywania w takich miejscach.
- Gdzie my idziemy? – spytał zaciekawiony, idąc posłusznie za Zero.
- Jesteśmy prawie na miejscu – odparł basista, prowadząc go wąską ścieżką.
Po paru minutach marszu wyszli z lasu na dość obszerną łąkę z jeziorkiem po środku.
- Pięknie tu – powiedział zachwycony Karyu i puścił się biegiem przed siebie.
Zero parsknął śmiechem i zajął się rozkładaniem koca. Było ciepło, słońce wyszło zza chmur, więc ściągnął zbędną kurtkę i położył ją obok siebie na ziemi. Do jego uszu dotarł znajomy dźwięk dzwonka wydobywający się z plecaka. Wyciągnął komórkę i odebrał.
- Tak Tsukasa?
- Nie wiesz może gdzie jest Karyu? Nie mogę się do niego dodzwonić..
- Jest ze mną. Pewnie nie wziął komórki – Zero rozłożył się wygodnie na kocu i zamknął oczy wystawiając twarz na promienie słoneczne.
- Daj mi go do telefonu – poprosił Tsukasa.
- Nie mogę. Skacze po łące jak jakaś rusałka.
- O ile sobie przypominam, rusałki występują nad wodą. Gdzie w ogóle jesteście? – zapytał zaciekawiony lider.
- No patrz, obok jest nawet jezioro – zaśmiał się cicho Zero. – Nie powiem ci. Ale na pewno nie w Tokio.
- Kiedy wracacie? – Tsukasa westchnął ciężko wiedząc, że jeśli basista nie chce czegoś powiedzieć, to nikt z niego tego nie wyciągnie.
- Jutro, gdzieś pod wieczór – Michi uchylił lekko powieki i zaczął spod nich obserwować Karyu, który ukucnął na brzegu jeziora i przyglądał się wodzie. Zero uśmiechnął się do siebie. Rzadko kiedy dane mu było widzieć takiego spokojnego gitarzystę. - Co chciałeś od Karyu?
- Obiecał dzisiaj pojechać ze mną do salonu. Miał mi pomóc w wyborze auta.
- Cóż, do niedzieli nie będzie dostępny – oznajmił Zero, czując niejako satysfakcję z tego, że Karyu jest z nim a nie z Tsukasą. Gitarzysta wstał z kucek i ruszył w jego stronę, więc powiedział szybko: - Muszę kończyć, cześć.
- Z kim rozmawiałeś? – spytał Yoshitaka kładąc się obok basisty.
- To była pomyłka – odparł Michi, chowając do kieszeni spodni telefon.
To nie tak, że chciał skłamać, lecz poczuł, że jeśli powie prawdę to Karyu będzie chciał wracać. Irracjonalne uczucie, bo przecież jechali tu koło czterech godzin, ale mimo wszystko.. chciał mieć Karyu dla siebie.
Przetoczył się na brzuch i spojrzał na Yoshiego. Jego jasne włosy rozrzucone były wokół głowy tworząc efekt halo. Wziął między palce jedno pasemko i zaczął się nim bawić.
- Patrz na niebo – powiedział gitarzysta. – Chmurki jak baranki!
- Gdzie się podział ten poważny Karyu? – Zero uniósł brew w wyrazie uprzejmego zdziwienia.
- Został w Tokio – przyznał Yoshitaka. – Źle być ciągle poważnym. Ulatuje wtedy cała radość z życia. Dlatego na scenie czuję się wolny, nic mnie wtedy nie ogranicza.
Zero mruknął potwierdzająco i uniósł głowę do góry patrząc na niebo. Uśmiechnął się pod nosem; Karyu miał rację co do tych chmur. Sam by na to nigdy nie wpadł, jego skojarzenia wędrowały w innym kierunku.
Ułożył głowę na torsie gitarzysty kładąc jedną rękę na jego brzuchu, a drugą gdzieś na kocu. Zamknął oczy i wsłuchał się w miarowe bicie serca Karyu. Lubił spędzać z nim czas, nie ważne w jakiej formie; czy to chodząc po sklepach, czy oglądając durną komedię na kanapie. Nigdy się z nim nie nudził i nie mógł zaprzeczyć, że czuł się przy nim dobrze. Że chciał go dla siebie.
- Co byś zrobił, gdybym powiedział, że chciałbym cię zatrzymać? – mruknął w koszulkę Karyu.
- W charakterze przytulanki? – zażartował gitarzysta. – Zostałbym.
- W charakterze kogoś więcej niż przyjaciela – sprecyzował Michi zgarniając włosy z twarzy.
Karyu nie odpowiedział tylko westchnął głęboko. Szczerze powiedziawszy, nawet za tysiąc lat nie spodziewałby się takiego pytania ze strony basisty.
- Zapomnij, że pytałem – powiedział Zero czując, jak ciało Karyu sztywnieje.
Chciał się podnieść do siadu, ale ręka gitarzysty go skutecznie powstrzymała. Spojrzał pytająco na Yoshiego, a ten uśmiechnął się promiennie.
- Zostałbym – powtórzył, tym razem poważnie.
W oczach Zero zaigrały znajome ogniki, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- Więc nie miałbyś nic przeciwko, gdybym cię pocałował? – zapytał, gdy zawisł nad Karyu z twarzą blisko jego.
Gitarzysta poczerwieniał lekko, lecz spojrzał wyzywająco na basistę. Zero położył dłoń na policzku Yoshitaki i pogładził go. Nie sądził, że pójdzie mu tak łatwo, ale nie był w stanie narzekać.
Pocałunek był szybki i delikatny, niczym muśnięcie piórka. Karyu nie spodziewał się tego po kimś, kto jest ucieleśnieniem perwersji i to dość szeroko pojętej. Lecz następny poczuł aż po końcówki palców. Co jak co, ale Zero wiedział jak zrobić użytek z języka.
- Musimy jutro wracać? – spytał Karyu, gdy Michi oderwał się od niego.
- Myślę.. Myślę, że Tsukasa nas zabije, jeśli nie dotrzemy przynajmniej w środę – odparł basista, patrząc na opuchnięte usta gitarzysty.
- Więc wykorzystajmy ten czas najlepiej jak umiemy – szepnął Karyu przyciągając Zero do siebie.
- Zostań ze mną – poprosił Michi owiewając ciepłym oddechem policzek Yoshitaki i muskając go ustami.
- Na zawsze.

5 komentarzy:

  1. A więc... Przepraszam nie zaczyna się od tego zdania :D Fick taki słodki, że aż nie mogę powstrzymać się od uśmiechu! To jest po prostu genialne. Ja się nigdy nie czepiam błędów, bo ich nawet nie szukam, tak tylko się tłumaczę, by komentarz był dłuższy :D

    Tsukasie nie wolno stawać na drodze do miłości, więc nie wolno mu ich zabijać jak nie przyjadą do środy. Każdemu należy się chwila wytchnienia u boku ukochanej osoby!

    Po kolei to tak, ta scena z wyrzucanym jedzeniem... Michi!! Wiesz do czego służy kosz na śmieci!! nie zanieczyszczaj odpadami tak pięknej przyrody! Tak nie wolno, potem to biedne dzieci muszą sprzątać na sprzątaniu świata. No coś okropnego. Ja raz znalazłam odkurzacz w parku. Ludzie są dziwni, naprawdę.

    Uśmiech sfinksa jest powalający!! Przypomniało mi to o piramidach z erekcją! Zastanawiam się o kim myśli Zero patrząc na piramidy w Egipcie :D

    A tak swoją drogą ta ja też chce, żeby mnie ktoś tak wywiózł na odludzie. Najlepiej jakiś Japończyk i żebyśmy miło spędzali czas :D

    Uhuhu, ale się rozpisałam, no coś nieprawdopodobnego i jeszcze połowa nie na temat :D Ale ty wiesz, że mi się podobało, bo już ci to pisałam :D Więcej takich ficków poproszę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. pierwsza linijka - "i Z papierosem" zjadłaś literkę xD i jeszcze "zbliżając się DO niebezpieczeństwa" jak mniemam powinno być > <"
    Eee... Jeśli są jeszcze jakieś błędy, to się nie przydam, bo nie jestem w stanie się skoncentrować na ich wyszukiwaniu xD te dwa mi wpadły w oko, bo jeden był na samym początku, więc się jeszcze nie zdążyłam wkręcić, a drugi wprowadził mi lekką dezorientację > <"

    A teraz do rzeczy:
    To nie jest one shot, prawda? *w* to było takie... Urocze. Tak po prostu. Aż mi się tak cieplutko zrobiło ♥ Zwłaszcza pod koniec, kiedy Zero zrobił się taki milusi >///<
    I dziękuję za dedykację ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra, to jak Tsuu~ się czepia to ja też mogę, żeby pokazać, że jestem zua - błędy interpunkcyjne; przed "co", "a" etc. stawia się przecinek... ale to nie jest taki wielki błąd, tylko ja się czepiam bo jestem zua... Zlinczujcie mnie (/.-)''
    To było takie... puchate <3 Takie słodkie i kawaii, że wciąż się zastanawiam czy nie zacząć rzygać tęczą i srać brokatem... Nie no, dobra, przesadziłam... Za dużo słonka, sorry... Ale podobało mi się! Z tym rzyganiem tęczą i sraniem brokatem to tak pozytywnie - tylko, że kolokwialnie! Boże, nie umiem się dziś wysłowić... anime lasuje mi mózg.. >.<'' Wstąpię do yakuzy, bo nie umiem integrować się ze społeczeństwem; nawet w internecie xp
    Już nie mogę doczekać się "mojego" opka! @.@ Tak na nie czekam!!!

    ~Kita

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego mnie nigdy Kita nie opiernicza za błędy których jest masa? czuje sie nie kochana ; ;

    dobra ale nie ważne xD to nie o tym.. lubie ten paring na równi z ZeroxHizu... lubie puchate yaoi... no... Lilien jest w siódmym niebie... ogolnie lubie twoje opka xD

    a o błędy sie nie czepiam bo ja ich zazwyczaj nie widze... jak już sie czepiam to sposobu odbiory przez czytelnika napisanego tekstu jak i konstrukcji opowiadania... wiec... tu nie mam do czego xD

    OdpowiedzUsuń