sobota, 20 lipca 2013

Angeldust 1


Napisane wspólnie z Kitą. Nie wiem, czy jest zadowolona ze współpracy ze mną (sama bym nie była...), ale dziękuję jej za cierpliwość. U Kity na blogu można znaleźć całość, ja zaś postanowiłam podzielić to na dwie części. Jeśli się zgodzi, może przy następnym poście wstawię historię Edwarda ze Zmierzchu (Kita, wybacz, ale to jest za dobre, żeby pominąć ; ;). Mam nadzieję, że Wam się spodoba.




Tytuł: Angeldust
Autorzy: Aoi Konoe i Kita
Pairing: Zero x Hizumi (D’espairsRay)
Typ: mega-shot
Gatunek: horror, science-fiction, fantasy

            Zero odchylił się na krześle obrotowym i odrzucił akta na biurko, po czym splótł dłonie na brzuchu i uśmiechnął się kpiąco.
- Zdaje się, że to nie sprawa dla panienek – zakpił, spoglądając w stronę Hizumiego, którego aktualnie najbardziej interesował rozkręcony długopis.
- Właśnie dlatego dziwię się, że wyznaczyli cię do tego – odpowiedział również mało przyjemnie. – Do tej pory zastanawiam się, kogo musiałeś przekupić, żeby zostać śledczym… W dodatku stać na tak wysokim szczeblu, aby dawali ci sprawy związane z masowymi morderstwami – spojrzał na niego z pobłażaniem.
- Ja jestem po prostu dobry w tym, co robię w przeciwieństwie do ciebie – prychnął i wyjął z kieszeni paczkę papierosów, po czym wsunął jednego między wargi i odpalił. Dmuchnął dymem prosto w twarz chłopaka siedzącego po drugiej stronie biurka, wiedząc, jak tamten tego nienawidził. – Dobra, ale zostawmy te uprzejmości na później – zarządził. – Skoro mam już z tobą pracować, niedołęgo, to nie chcę tracić dodatkowego czasu na użeranie się z tobą i słuchanie twojego szczekania – machnął ręką w lekceważącym geście. – Ustalmy, co wiemy.
- Pięć ofiar. Zabójstwa nastąpiły w parku Ueno, Asakusie lub stacji Shinbuya, czyli w bardzo zatłoczonych miejscach, jednak mimo to żadna kamera ani przechodzień nie zauważył niczego podejrzanego. To musi być jakiś psychopata, gdyż… – wskazał na teczkę. – Sam zresztą widziałeś te zdjęcia. Totalna masakra; nie umiem tego inaczej określić – pokręcił głową.
Shimizu wszystkie informacje notował na tablicy, na której również zawiesił mapę, gdzie zaznaczył punkty, które oznaczały miejsca dokonania przestępstwa.
- Ofiarą byli tak samo mężczyźni jak i kobiety, więc raczej wątpię, żeby chodziło tu o rozżaloną żonę, czy męża, który wpadł na genialny pomysł zarżnięcia kochanków drugiej połówki – wywrócił oczyma. – Zabójstw zawsze dokonywano w nocy, między godziną pierwszą a trzecią nad ranem… - chłopak zamyślił się.
- Uważasz, że mamy do czynienia z psychopatą, który tworzy jakiś wzór? Godzinami, w które popełniono morderstwa, miejscami i samymi ofiarami chce nam coś przekazać?
- Naoglądałeś się za dużo Sherlocka Holmesa – wyśmiał go Michi. – Ogranicz wizyty w wypożyczalni płyt wideo, co? – prychnął, na co Hizumi założył ręce na piersi i naburmuszył się. W ostatniej klasie liceum miał go już dość, na studiach sam ledwo powstrzymywał się od zamordowania Shimizu, a teraz musiał jeszcze się z nim użerać w pracy. Że też musiał zostać przydzielony do tej sprawy… nie; stop. Sprawa bardzo mu odpowiadała, lubił takie łamigłówki. Tylko dlaczego Zero musiał też się tym zajmować?
- Nie nauczyłeś się, że na samym początku nie można odrzucać żadnej teorii? – zganił go Yoshida, zakładając nogę na nogę. – Na razie wzór tworzy krzywą otwartą. Założę się, że to jeszcze nie koniec – powiedział pewnie.
- Czasami myślę, że ty powinieneś grać w filmach, a nie siedzieć na komendzie – Zero był dziś nad wyraz kąśliwy. – Czy ofiary coś łączyło?
- Zdaje mi się, że nie, ale trzeba byłoby to dokładniej przestudiować – odpowiedział chłodno Hiroshi.
- W takim razie przejrzyj to dokładnie – podsunął teczkę z aktami pod nos wspólnikowi, po czym zdjął swój płaszcz z wieszaka i założył go.
- A ty gdzie? – fuknął Hizumi. – Znów się z kimś umówiłeś? – zapytał, a cynizm opływał jego wypowiedź z każdej strony.
- Taki los – zaśmiał się Zero i wzruszył ramionami. – Nie moja wina, że jestem rozrywany przez PANIE – zaznaczył i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Yoshida wywrócił oczyma. Shimizu jak zwykle musiał podkreślić to, że interesował się tylko i wyłącznie płcią piękną. Zgadywał, że szatyn będzie mu wypominał do końca życia ten incydent z liceum, kiedy to Zero dowiedział się o tym, że Hiroshi zadurzył się w nim – oczywiście teraz już mu przeszło! Zrozumiał jaki był głupi! Michi pokazał mu się z najgorszej strony, a Hizu nie dość, że stracił nim zainteresowanie, to zaczął go nie znosić.
Brunet westchnął ciężko i otworzył ponownie teczkę. Rozłożył akta dotyczące ofiar obok siebie i zaczął je dokładnie studiować, zapisując informacje na tablicy.
Pierwszą z ofiar był: Mamoru Hashimoto, lat 32, wdowiec, bezdzietny, inżynier budowlany. Został zamordowany w parku Ueno o godzinie 01:32. Uduszono go, a następnie zmasakrowano jego zwłoki – klatka piersiowa rozerwana, jakby ktośpróbował wyrwać mu serce, ale w połowie „zabiegu” rozmyślił się. Nogi wyglądały jakby zostałyodrąbanesiekierą na wysokości kolan.
Drugą ofiarą była: Kumi Ito, lat 18, niezamężna, bezdzietna, uczennica szkoły fryzjerskiej. Została zamordowana w Asakusie o godzinie 03:11. Wyrwano jej kręgosłup.
Trzecią ofiarą była: YuiArai, lat 40, zamężna, posiadająca dwójkę dzieci –córkę; NorikoOkamoto i syna; ReijiArai, nauczycielka w prywatnej szkole muzycznej, pianistka. Została zamordowana w Asakusie o godzinie 01:49. Została przywiązana za ręce do sufitu, dotkliwe pobita, a następnie oskalpowana. Znaleziono ją w damskiej toalecie – sprzątaczka zgłosiła, że coś jest nie tak, kiedy zobaczyła, że drzwi prowadzące do łazienki zostały zabarykadowane.
Czwartą ofiarą był: Kaito Endo, lat 64, wdowiec, posiadający jedno dziecko – córkę; WakakoFukuda, inwalida – jeździł na wózku z powodu niedowładu nóg. Został zamordowany na stacji Shinbuya o godzinie 02:02. Został zatłuczony własnym wózkiem inwalidzkim. Miał rozbitą czaszkę, uszkodzony kręgosłup oraz wyłupane oczy.
Piątą ofiarą była: Chie Nakamura, lat 21, zaręczona z IsaoAoki, bezdzietna, kelnerka. Została zamordowana w parku Ueno o godzinie 2:26. Prawdopodobnie została utopiona, jednak nie zostało to jeszcze potwierdzone, gdyż znaleziono ją w parku, a w jej  płucach zalegała woda. Jako jedyna z ofiar była molestowana seksualnie. Już po śmierci skóra z jej twarzy została zerwana.
Hizumi przyjrzał się tym wszystkim informacją jeszcze raz i potarł skronie. Upił kolejny łyk kawy i odszedł dwa kroki w tył, licząc, że z daleka dostrzeże może jakiś wzór… a może Zero jednak miał rację – może ostatnio przesadził z tymi filmami wideo?

***

Michi wszedł do gabinetu i spojrzał na Yoshidę, który leżał na biurku i do góry nogami wpatrywał się przekrwionymi oczyma w tablicę, która została gęsto zapisana jego drobnym druczkiem.
- Nie mów, że siedziałeś tu całą noc… - westchnął nowoprzybyły.
- Mogę to napisać – prychnął Hiroshi, po czym ziewnął rozdzierająco.
- Znalazłeś coś przynajmniej?
- Tak; że to, ni chuja, nie ma ze sobą żadnego związku. To muszą być przypadkowe ofiary.
- Czyli twój „krąg idealny” nie wypalił? – zaśmiał się okropnie szatyn. Uwielbiał męczyć partnera… w śledztwie, rzecz jasna! Byli partnerami w śledztwie! Tylko i wyłącznie! Shimizu pomyślał o sytuacji sprzed kilku, a nawet można by już powiedzieć, kilkunastu lat i wzdrygnął się. Jak on niby miałby być z Hiroshim? Prędzej zrobiłby sobie krzywdę…
- Czy ty się w końcu zamkniesz? – warknął Hizu. – Nie dość, że ja pracuję, kiedy ty szlajasz się po burdelach i świetnie się bawisz, to jeszcze nie potrafisz wykrzesać ni krzty szacunku dla mojego poświęcenia! – zdenerwował się starszy.
- Jesteś pracoholikiem – Zero wzruszył ramionami i zasiadł na swoim stałym miejscu. – Zresztą… czy ja ci zabraniam szlajać się po burdelach? Jak masz ochotę to odwiedź „koleżanki”. Ja akurat umawiam się z kobietami na poziomie – uśmiechnął się z wyższością, po czym zwalił chłopaka z biurka, przez co ten wylądował na podłodze.
- Pożałujesz… - syknął brunet, powoli podnosząc się na nogi i sycząc z bólu.
- Już żałuję, że cię poznałem – fuknął bezlitośnie, po czym przejrzał szybko zapiski na tablicy. – W takim razie dziś zajmiemy się wywiadem z rodzinami ofiar… - mruknął i wstał, ponownie kierując się do wyjścia. – Może pojadę sam, co? Ty odstraszasz ludzi, będąc w takim stanie…
- Czy ty nie rozumiesz prostego polecenia „zamknij się”? – warknął Hizumi, szybko zakładając kurtkę i powstrzymując się od kolejnego ziewnięcia. – To, że zostaliśmy zmuszeni do współpracy nie oznacza, że mam wysłuchiwać tego jak zwalasz na mnie swoje kompleksy i wyżywasz się na mnie, rekompensując sobie w ten sposób niepowodzenia życiowe… których notabene było wiele… - powiedział i wyszedł, nie czekając na współpracownika.
Zero przez chwilę stał w osłupieniu, po czym uśmiechnął się nikle i pobiegł za Hizumim. Ten dzień zapowiadał się ciekawie…

Hizumi na pierwszy ogień postanowił wziąć narzeczonego Chie Nakamury. Z tego, co zdążył się dowiedzieć podczas bezsennej nocy, pracował jako informatyk w małej firmie elektronicznej, która dopiero co weszła na rynek. Liczył na to, że dowie się czegoś użytecznego choć z doświadczenia wiedział, że nie będzie łatwo. Lecz była jedna rzecz, która nie dawała mu spokoju.
- Dwa morderstwa w parku Ueno, dwa w Asakusie i jedno w Shinbuya. Nie wydaje ci się to trochę podejrzane? – spytał siedzącego obok niego na miejscu pasażera Zero. – Co te ofiary robiły tam nocą?
- Wybrały się na spacer – prychnął tamten w odpowiedzi. – Skąd mam to wiedzieć? Przecież właśnie w tym celu jedziemy przesłuchać ludzi, którzy je znali.
Hiroshi zacisnął mocniej palce na kierownicy. Stłumił w sobie chęć gwałtownego zahamowania i wyrzucenia Michiego z samochodu, bo mimo całej swojej niechęci, drugi detektyw mógł być całkiem przydatny.
- Nie będziesz palić w moim aucie – zastrzegł, gdy zobaczył, że Zero wyciąga paczkę papierosów i zapalniczkę. – Jak wysiądziemy to będziesz mógł do woli niszczyć sobie zdrowie, a nie moją tapicerkę.
Zatrzymali się na parkingu przed dwoma wysokimi wieżowcami i wysiedli z samochodu.
- Skąd wiesz, że IsaoAoki będzie akurat w pracy? – zapytał Zero idąc za Hizumim w stronę jednego z budynków.
- Przeczucie – odparł krótko Hiroshi, niczego nie wyjaśniając.
- Powiedz mi jeszcze, że masz szósty zmysł lub wrodzoną intuicję – sarkazm w tych słowach był aż nadto widoczny.
- Gdybyś się bardziej przykładał do śledztwa to byś wiedział, dlaczego mam podstawy by tak uważać! Jeśli nie masz ochoty pomagać, to mi nie przeszkadzaj – zdenerwowanyHizumi przyspieszył kroku zostawiając za sobą drugiego mężczyznę.
Otworzył szklane drzwi i wszedł do budynku, kierując się od razu w stronę informacji. Zauważył przez ramię, że Zero szedł za nim wolnym krokiem. Bóg jeden raczył wiedzieć, jak bardzo chciał się od niego uwolnić. Jak mógł być kiedyś taki głupi i zadurzyć się w kimś takim?
- Przepraszam, gdzie się mieści biuro firmy HighTechnology? – spytał starszą panią stojącą za blatem.
- Trzecie piętro, pokój numer 25.
- Nadal uważam, że przyjechaliśmy tu na darmo – oznajmił Zero, gdy Hizu podziękował kobiecie i poszedł w stronę windy.
- To samo byś powiedział gdybyśmy pojechali do jego domu – Hiroshi wszedł do środka i nacisnął guzik z odpowiednim numerem piętra. – Dlatego z łaski swojej, nie odzywaj się, jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia.
Zero uśmiechnął się krzywo. Ta osoba, którą stał się po tylu latach Hizumi, stanowczo różniła się od tej z czasów liceum. Podświadomie zadawał sobie pytanie, czy się do tego aby nie przyczynił, mimo że znał na to odpowiedź. Cóż, pomyślał Michi, nie trzeba było zostawać pedałem.
Wysiedli na odpowiednim piętrze i poszli wzdłuż korytarza aż dotarli do drzwi z numerkiem 25. Hizumi zapukał lekko do drzwi i na ciche ‘proszę’ obaj detektywi weszli do środka.
- W czym mogę pomóc? – spytał mężczyzna siedzący za biurkiem; krótkie włosy, okulary na nosie i koszula w kratkę nadawały mu wygląd typowego nerda.
- Przyszliśmy do pana Aokiego – Zero wysunął się przed Hiroshiego. – Zastaliśmy go może?
- Tak, to ja.
- Jesteśmy z policji. Detektyw Shimizui, detektyw Yoshida z wydziału zabójstw – przedstawił ich Hizumi wyciągając swoją oznakę. – Przyszliśmy zadać panu parę pytań odnośnie pańskiej narzeczonej.
- Czy coś się stało? – Isao natychmiast się zaniepokoił.
- Tak, i właśnie dlatego potrzebna nam pańska pomoc – powiedział Zero rozglądając się po pokoju.
- Bardzo mi przykro, że muszę przekazywać panu tą wieść, lecz Chie Nakamura została zamordowana zeszłej nocy – Hizumi poczuł się niezręcznie; nienawidził takich sytuacji.
- O Boże… - mężczyzna zakrył dłońmi twarz i zaczął płakać zanosząc się głośnym szlochem, na co detektywi odwrócili wzrok.
Widząc, że Zero otwiera usta by coś powiedzieć, Hiroshi szybko kopnął go w kostkę nakazując tym samym milczenie.
- Daj mu chwilę wytchnienia – szepnął. – To, że ty nie masz serca nie znaczy, że innego nie posiadają.
Michi skrzywił się nieznacznie, lecz nic nie odpowiedział czekając cierpliwie jak Isaopowstrzyma ten nagły wulkan emocji. Obszedł naokoło pokój, ale gdy nie dostrzegł nic ciekawego, stanął przy oknie i wyjrzał na zewnątrz.
- Co robiła wczoraj wieczorem? – spytał Hizumi, kiedy mężczyzna się uspokoił.
Odpowiedziała mu cisza, w czasie której można było usłyszeć bicie własnego serca. Detektyw westchnął ciężko. Czemu ludzie musieli wszystko utrudniać? Przecież w ten sposób nic nie osiągną.
- Te informacje będą bardzo pomocne w śledztwie – spróbował znowu, lecz i tym razem nie otrzymał odpowiedzi.
- Do cholery jasnej! – warknął zniecierpliwiony Zero. – Chcemy złapać mordercę twojej narzeczonej. Odpowiedz nam!
- Z..z tego co wiem, nigdzie wczoraj nie wychodziła – odparł w końcu Isao roztrzęsionym głosem.
- Ktoś do niej dzwonił lub przyszedł?
- Nie…Chociaż chwila, był jeden telefon, ale nie wiem od kogo.
Detektywi zadali jeszcze parę pytań i zrobili notatki. Nie zdołali wydusić z Aokiego nic więcej, dlatego pożegnali go i wyszli z biura.
- Jesteś podłą mendą bez serca – Hizumi naskoczył na Zero, gdy tylko znaleźli się na korytarzu. – Nie widziałeś, że przechodził załamanie nerwowe?
- Nie jestem psychologiem – odparł spokojnie Michi, patrząc na drugiego mężczyznę. – Moim zadaniem jest złapanie mordercy, nieważne jakim kosztem. Dlatego ty się nie nadajesz do tej roboty – uśmiechnął się ironicznie. – Lepiej z niej zrezygnuj.
- Pierdol się – odparł grzecznie Hiroshi i poszedł przed siebie.

***

Ich praca w terenie zakończyła się dopiero późnym wieczorem. Przesłuchania nie okazały się iść tak sprawnie, jakby sobie tego życzyli. Obaj detektywi, alew szczególności Zero, przyzwyczaili się do rozmowy z zabójcami i domniemanymi zbrodniarzami, z którymi wymiana zdań była krótka, a czasem niemalże chamska, przepełniona psychologicznymi zagraniami – te stosował dziś Yoshida, jednak Michi zdawał się nie mieć cierpliwości do kolejnych zalewających się potokami łez osób, dlatego, po którejś z kolei reprymendzie od Hizu, po prostu stanął z boku i notował co ważniejsze informacje, podczas gdy samą rozmowę prowadził brunet.
- Gówno się dowiedzieliśmy – burknął Zero, opadając ciężko na swoje wysłużone krzesło w gabinecie.
- A co? Może mieliśmynie pojechać do tych osób i czekać aż oni sami się do nas pofatygują? – prychnął. – Tak, jeśli poczekamy jeszcze trochę z pewnością i sam zabójca przyjdzie na posterunek i przyznawszy się do winy, poprosi, aby go skuć i wsadzić do pierdla na dożywocie – przewrócił oczyma.
- Boże… Ja słowo, ty pięćdziesiąt! Powiedziałem tylko, że nic istotnego nikt nam nie powiedział, więc można uznać, że nadal stoimy w miejscu…
- No nie tak do końca… Przynajmniej znaleźliśmy kilka wspólnych cech, które zawsze łączyły wszystkie ofiary i ich rodziny – zauważył optymistycznie Hizumi; zawsze potrafił znaleźć światełko w tunelu w przeciwieństwie do Zero, który światła nie widział nawet, kiedy skierowało się na niego reflektor. Dla Shimizu sukcesem było dopiero rozwiązanie sprawy; dopiero wtedy pozwalał sobie na nikły uśmiech.
- Taa… Wiemy, że w przeddzień śmierci ofiar zawsze ktoś do nich dzwonił – szatyn założył nogi na biurko.
- Ponad to dowiedzieliśmy się, że każda z ofiar należała do rodziny katolickiej i to w dodatku bardzo wierzącej. Same ofiary były bardzo aktywne w parafiach, do których przynależały i…
- No błagam cię! – Michi wybuchnął śmiechem, przerywając koledze. – Skończ z tymi filmami! – mało nie popłakał się ze śmiechu. – W jakim ty świecie żyjesz? Myślisz, że tu każdy należy do jakiejś sekty albo udaje Kubę Rozpruwacza?
- Nie – odpowiedział zimno Hiroshi, któremu za nic nie było do śmiechu. – Ale w przeciwieństwie do ciebie, ja nie ignoruję żadnych informacji. Naprawdę, nie wiem jak z takim podejściem stałeś się detektywem o tak dobrej opinii… - pokręcił głową i założył ręce na piersi, co było znakiem, że został urażony. Zero uśmiechnął się krzywo. – Jest również trzecia informacja: nikt z rodziny nie wiedział o tajemniczym, nocnym wymknięciu się ofiary, z czego wnioskuję, że mogło chodzić o narkotyki albo inne używki – wzruszył ramionami.
- Młodzież i narkotyki, to jeszcze ma sens… Myślisz, że czterdziestoletnia pianistka i sześćdziesięcioczteroletni inwalida ćpali? – spojrzał na niego z politowaniem.
- Powiedziałem także: „inne używki”. Może inwalida był zdesperowany i uzależnił się od alkoholu? A pianistka wypalała dwie paczki fajek dziennie? - wzruszył ramionami. – Nie wiadomo. Trzeba sprawdzić. Poza tym kwestia religii też nie jest zamknięta i również należałoby wywiedzieć się na ten temat czegoś więcej…
- No Agata Christi, jak nic! – parsknął Shimizu. – Wiesz, ja też lubię czytać dobre kryminały, choć spotykam się z nimi na co dzień, ale ja żyję w realnym świecie, a ty… Ty weź się lecz człowieku… - puknął się palcem w czoło, pokazując Hizu, że jest nienormalny. – To, że ty interesujesz się mistycyzmem nie oznacza, że inni też, wiesz? Myślisz, że seryjny morderca patrzy, kto w niedzielę idzie do kościoła, a kto nie? I może jeszcze, kto wpuszcza Jechowych, a kto udaje pijanego, żeby ich odstraszyć? – zakpił.
Hizumiego zaskoczył fakt, że Michi po tylu latach nadal pamiętał, czym fascynował się w liceum… i do dziś. Fakt, Yoshida lubił zagłębić się w świat religii, który był dla niego jedną wielką, interesującą niewiadomą. Zgłębiał ją samotnie, choć czasem korzystał z wiedzy i materiałów brata, który został zakonnikiem oraz zaprzyjaźnionego księdza, którego poznał przez brata.
- Myśl, co chcesz – Hiroshi był dziś nadzwyczaj oschły. – I tak to sprawdzę, i tak – powiedział obojętnie i zgarnął zeszyt szatyna, po czym zaczął go przeglądać. – No, idź już – warknął po chwili.
- Niby gdzie? – zdziwił się Zero.
- Dziś z nikim się nie umówiłeś? - cynizm sączył się z jego wypowiedzi. – No nie wierzę…
- Nie, dzisiaj z nikim się nie umówiłem – potwierdził Shimizu, zgrzytając zębami. Jak widać, Yoshida też potrafił się odgryźć. – I co ci do tego?
- Nic mi do tego – burknął, zakładając nogę na nogę i ponownie wracając do zapisków.
- Wybacz, nie umawiam się z pedałami – zaśmiał się dźwięcznie i okropnie. – Wiem, że byś chciał – wystawił mu język. Hizumi zachłysnął się powietrzem.
- No chyba żartujesz! – krzyknął oburzony. – Wypraszam sobie, ćwierćinteligencie! Ja natomiast nie umawiam się z niedorozwiniętymi formami życia!
- A kiedyś…
- Kiedyś byłem młody i głupi… i nie znałem cię – szybko odparował brunet. – Teraz cię znam i wiem, że prędzej skoczyłbym z mostu niż gdziekolwiek bym z tobą wyszedł – prychnął. – A sugerowałem ci wyjście, dlatego, że skoro masz krytykować to, iż znajduję kolejne informacje do potwierdzenia, to chyba lepiej byłoby gdybyś już sobie poszedł, co? Ja zająłbym się sprawą, a ty zebrałbyś oklaski – wywrócił oczyma. – Poza tym… kiedy cię nie ma, lepiej mi się pracuje – uśmiechnął się kwaśno.
- Znów będziesz siedział tu całą noc? Już jedną zarwałeś, więc…
- A co ci do tego?! – fuknął wściekle.
- Niby… nic – wzruszył ramionami, jednak widząc oblicze Hizu, stwierdził, że dziś trochę przeholował. Nie chciał znowu AŻ tak rozwścieczyć bruneta, który teraz wręcz trząsł się z nerwów, które nim szargały. – Jak chcesz sobie tu siedzieć kolejną noc… to siebie siedź – powiedział obojętnie, mimo że trochę bał się o Yoshidę. Druga bezsenna noc, spędzona nad tonami makulatury dotyczącej sprawy na pewno odbije swoje piętno na nim, pomyślał współczująco Zero, jednak nie mógł w żaden sposób okazać tego współczucia, bo jeszcze Hiroshi mógłby sobie coś pomyśleć; i co wtedy by było?! Dodatkowo Michi odczuwał wyrzuty sumienia ze względu na to, że on spędzał czas na randkowaniu i spokojnie się wysypiał, a Hizumi tu ślęczał i się męczył. – Spróbuję poszukać czegoś na własną rękę – mruknął cicho, wziął swój płaszcz i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Po chwili coś w nie uderzyło – chyba brunet wyładował swoją złość, rozbijając kubek o drzwi, którym z pewnością wolałby cisnąć w współpracownika.

***

Zero jak zwykle przyszedł punktualnie do pracy. Wdrapał się po schodach na drugie piętro i wszedł do gabinetu, gdzie zastał… śpiącego Yoshidę. Chłopak usnął otoczony murem pustych kubków po kawie na niewygodnym, twardym krześle. W dodatku spał w mało wygodnej pozycji – półleżał na biurku, jednocześnie siedząc na krześle, które było niebezpiecznie przechylone do przodu. Michi stwierdził, że jeszcze chwila, a Hiroshi może spaść, a do tego, znając tą siermięgę, przewidywał, że brunet przy tym mógłby sobie coś zrobić. Westchnął ciężko i pokręcił głową z politowaniem, wywracając oczyma. Mimo wszystko musiał przyznać, że ten widok był rozczulający.
Podszedł do kolegi i delikatnie wsunął ręce pod jego kolana i wygięte w łuk plecy. Shimizu zgadywał, że kiedy tylko chłopak się obudzi, będzie narzekał, że wszystko go boli. Michi wziął go na ręce i ostrożnie przeniósł go na o niebo wygodniejszy, głęboki fotel, na którym przynajmniej można było się rozłożyć. Sam szatyn nieraz na nim sypiał, kiedy był tak mocno zaaferowany jakąś sprawą, że nie wracał do domu. Powoli ułożył kolegę na plecach, po czym poprawił mu wygniecioną, popielatą koszulę, która odsłoniła mu dolne partie brzucha. W tym momencie Hizumi szarpnął się i otworzył oczy. Odtrącił rękę Zero i spojrzał na niego nieprzytomnie.
- Co ty robisz? – wybełkotał sennie.

- Nie pomyśl sobie tylko nie wiadomo czego – mruknął Michi prostując się szybko. – Zasnąłeś przy biurku więc cię przeniosłem.
- Mogłeś mnie obudzić – odparł już bardziej przytomnie Hiroshi przecierając oczy. – Która godzina?
- Dziewiąta. Ile ty w ogóle spałeś? – spytał Zero widząc cienie na twarzy drugiego detektywa, które kontrastowały z bladą cerą.
- Jakieś dwie godziny, może trzy... Przyniesiesz mi kawę? – Hizumi spojrzał z nadzieją, lecz zaraz sobie przypomniał z kim ma do czynienia i powiedział szybko: - Sam pójdę.
Michi pokręcił z politowaniem głową i podszedł do tablicy, na której były zdjęcia ofiar, miejsc zbrodni i ewentualnych podejrzanych. W przeciwieństwie do Hiroshiego, nie chciał nawet dopuścić do siebie myśli, że te morderstwa mogły być na tle religijnym. Wiarę w Boga uważał za moment słabości i zabobon; czemu miałby żyć w ciemności? Usiadł na krześle i zaczął głęboko myśleć. Co mogło łączyć ofiary oprócz wiary? Co takiego pominął? Ten telefon…Kto do nich dzwonił?
- Dasz radę zdobyć bilingi rozmów? – spytał Hizumiego, gdy ten wrócił trzymając kubek z kawą w ręce.
- Nie będzie z tym najmniejszego problemu – zabrzmiała twierdząca odpowiedź. – Poza tym myślę, że powinniśmy pójść w nocy na miejsca zbrodni – oświadczył Hiroshi, upijając trochę napoju.
- Jak na to wpadłeś geniuszu? –sarknął Zero, który już taką opcję wcześniej rozważał.
Yoshida spojrzał szeroko otwartymi oczami na mężczyznę, zdziwiony jego nagłą zmianą zachowania i zacisnął usta w cienką linię. Powinny być jakieś limity tej niekończącej się złośliwości w stosunku do jego osoby.
- Albo będziesz pracować ze mną albo sam się zajmiesz wszystkim – ostrzegł, kładąc nacisk na każde słowo tego zdania; w końcu nie będzie ciągle znosić zmian nastroju Zero.
- Naprawdę – Michi uśmiechnął się szeroko siadając na kanapie i zakładając nogę na nogę. – Wydawało mi się, że bardzo ci zależy na tej sprawie.
- Ale bardziej na moim zdrowiu psychicznym – warknął nieprzyjemnie Hiroshi. – Martwię się, że przy tobie cofnę się w rozwoju i zacznę reprezentować twój poziom inteligencji.
- Który na chwilę obecną i tak jest wyższy od twojego – odparował drugi mężczyzna. – O ile pamiętam, to wcale nie ja siedziałem w szkole podczas wakacji bo miałem braki w nauce.
Hizumi aż zachłysnął się powietrzem. Czy to jego wina, że często chorował?
- Idę stąd – warknął zły. – Nie będę tu siedział i wysłuchiwał ciągłej krytyki – z tymi słowami zatrzasnął głośno za sobą drzwi.
Zero wpatrywał się chwilę w miejsce, gdzie przed paroma sekundami stał Hiroshi, a potem westchnął ciężko i wyciągnął telefon.
- Hizumi, wracaj tu – powiedział spokojnie, gdy po drugiej stronie usłyszał „moshi, moshi”.
- Nie póki… Skąd masz mój numer telefonu?! – krzyknął zaskoczony detektyw do słuchawki, ogłuszając prawie Michiego.
- Znalazłem w papierach – odparł Zero bawiąc się kosmykiem swoich włosów. – Słuchaj, w tym mieście grasuje jakiś seryjny morderca, w każdym razie wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z jedną osobą, więc nie zachowuj się jak dziecko!
Odpowiedziała mu już tylko cisza. Zerknął na wyświetlacz i zobaczył, że Hizumi się rozłączył.
- Pięknie – walnął pięścią w oparcie kanapy; za nic by się nie przyznał, że nawalił.
Głośny sygnał powiadomił o przysłanym sms’ie. Nie spodziewał się, że to coś ważnego, więc zdziwił się widząc wiadomość od Yoshidy. „Dziś o 21 przy bramie parku Ueno.”


Zero stał w oknie i przyglądał się, jak Hizumi odchodził w stronę ulicy. Z takiej odległości wyglądał wręcz groteskowo – chudy, przygarbiony, ledwo trzymający się na nogach o własnych siłach – jednak Shimizu wcale nie było z tego powodu do śmiechu. W jakiś niezrozumiały dla niego sposób martwił się o współpracownika; może czuł wyrzuty z tego powodu, że to właśnie przez niego Yoshida miał na karku nieprzespane dwie noce i wyglądał jak swój własny cień, a może on sam po prostu dziwaczał.
Nie chciał urazić bruneta znowu AŻ tak mocno… Wiedział, że do najprzyjemniejszych typów człowieka nie należał, jednak żeby zaraz oburzać się znowu aż tak? To chyba była przesada! W końcu nie byli już dziećmi! Prychnął, jednak zaraz znów coś ścisnęło go za serce…
No dobra, mógł podarować sobie kilka uwag, ale z pewnością nie przyznałby się do tego głośno, a już tym bardziej przed Hiroshim. Postanowił, że na kolejnym spotkaniu z chłopakiem, postara się być wobec niego obojętny… mimo że wiedział, iż to nie będzie proste.
Strasznie przeszkadzała mu świadomość, że Hizumi był homoseksualistą – był konsekwentny, gody zaufania, pracowity i sumienny; był świetnym detektywem i materiałem na męża oraz ojca – więc dlaczego nim nie został? Dla Michiego było to nie do pojęcia… Słowo „gej” kojarzyło mu się z niskim chłopaczkiem z tlenionymi włoskami, który bardziej przypominał dziewczynkę niż chłopca, lubował się w różowym kolorze i uwielbiał hello kitty –Yoshida natomiast był totalnym zaprzeczeniem tego wyobrażenia. Był inteligentny, śmiało można powiedzieć, że nieco zagadkowy i tajemniczy, a w dodatku jako kolory upodobał sobie czerń i wszelkie odcienie szarości. Ale najgorsze w tym wszystkim było to, że mogliby zostać najlepszymi przyjaciółmi, że Shimizu miał cholerną ochotę zaprosić go na piwo po pracy; gdyby tylko brunet nie interesował się tą samą płcią.
Poza tym Zero miał „traumę” – zgadywał, że myśl o tym, iż Hiroshi kiedyś się w nim zakochał będzie prześladować go do końca życia. Po prostu nie mógł tego zapomnieć… i mu tego wybaczyć…

***

- Wystawił mnie, skurwysyn – warknął, czekając już dłuższy czas pod bramą na Hizumiego. – Pewnie w ten sposób chciał się odgryźć… - pociągnął nosem, przestępując z nogi na nogę i próbując się ogrzać, stojąc w przeciągu. Lodowate bicze północno-wschodniego wiatru smagały go niemiłosiernie.
Wtem jego telefon zaczął wibrować. Wyjął urządzenie z kieszeni i przeczytał sms’a, którego właśnie dostał. „Gdzie jesteś? Obiecałeś dziś do mnie przyjść!” – nieznany nadawca. Zero nawet nie musiał zastanawiać się nad tym, kto to napisał: Yuiko, kobieta, z którą ostatnio umówił się na randkę. Jak zwykle mu nie wyszło… „Jak zwykle” oznaczało, że ona zainteresowała się nim, natomiast on nie miał zamiaru widzieć jej już nigdy więcej. Z każdym kolejnym spotkaniem z jakąkolwiek kobietą, tracił nadzieję, że kiedyś znajdzie tą jedyną…
Nie odpisał.
Uznał, że skoro Yoshida nie przyszedł, to będzie musiał zacząć poszukiwania na własną rękę. Park Ueno był ogromny, więc zapewne zajmie mu to masę czasu…
Ruszył dziarskim krokiem przed siebie. Odkąd wiadomość o dziwnych morderstwach trafiła do mediów Asakusa, stacja Shinbuya oraz park Ueno odwiedzało niewiele osób – szaleńcy, a w mniemaniu Michiego idioci, szukający mocnych wrażeń, zdesperowani ludzie pragnący śmierci, jednak na tyle słabi, że nie potrafili popełnić samobójstwa oraz neandertalczycy, którzy nie oglądali telewizji, nie słuchali radia ani nie mieli dostępu do Internetu – Shimizu wątpił, czy w obecnych czasach rzeczywiście istniał ten trzeci typ ludzi w stolicy jednego z najlepiej rozwiniętych krajów na świecie, ale postanowił zastanowić się nad tym kiedy indziej.
Zboczył ze ścieżki, która była oświetlona latarniami i zaczął krążyć po bezdrożach. Wyjął z kieszeni latarkę i włączył ją. Oświetlał sobie nią drogę, jednocześnie szukając jakiś poszlak, które ktoś mógł pominąć w wąskim snopie białego światła.
- Nie, wcale nie widać, że jesteś detektywem szukającym jakiegoś tropu – usłyszał za sobą głos, na którego dźwięk aż podskoczył. Odwrócił się gwałtownie.
- Matko! Wystraszyłeś mnie! – warknął na bruneta, który był ledwo dostrzegalny w ciemnościach. – Myślałem, że mnie wystawiłeś!
- A nawet jeśli tak bym zrobił, to co z tego? – wzruszył ramionami. – Tylko ty masz prawo być dla mnie chamski? – prychnął. – Zresztą… Nie będziemy szukać żadnych poszlak, bęcwale – wyrwał mu latarkę z ręki i wyłączył ją, po czym schował do kieszeni własnej kurtki. – Myślisz, że coś tu znajdziesz? Raz: jest noc i gówno widzisz. Dwa: był już tu „batalion” policyjny, który przeszukał każdy skrawek ziemi i zakątek. Trzy: wariaci, którzy uważają morderstwa za niezłą zabawę i szukają mocnych wrażeń już byli tu przed tobą i nawet jeśli nasz oddział czegoś nie zgarnął, to zrobili to oni – pouczył współpracownika, patrząc na niego z politowaniem.
- W takim razie, po co mnie tu zaciągnąłeś?
- Będziemy potencjalnymi ofiarami – oznajmił Hiroshi jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Co? – zdziwił się szatyn.
- Głuchy jesteś? – Yoshida wywrócił oczyma. – Będziemy kręcić się po parku, udając przechodniów. W ten sposób staniemy się potencjalnymi ofiarami. Jeżeli dopisze nam szczęście, ten psychopata zaatakuje nas.
- Jeżeli będziemy mieć szczęście? – Zero spojrzał zszokowany na ciemnowłosego. – Hizu, czy ty się dobrze czujesz? Słyszysz, co mówisz?
- Oczywiście, że tak. Jeśli morderca nas zaatakuje to będziemy mieć szczęście, gdyż istnieje pięćdziesiąt procent szans, że go złapiemy albo przynajmniej dowiemy się z kim mamy do czynienia – dowiemy się, jakiej postury jest napastnik, ewentualnie jakiego jest koloru skóry, płci, zobaczymy jakich narzędzi używa… - wymieniał.
- A wiesz, że istnieje także dziewięćdziesiąt procent szans na to, że zginiesz? – spojrzał na niego jak na idiotę.
- Nie wiem, jak ty, ale ja zdałem kurs samoobrony – wytknął mu język. – Poza tym… nie zmuszam cię do tego. Możesz iść do domu się wyspać albo na kolejną randkę – powiedział niby obojętnie, jednak w jego głosie słychać było nutę irytacji. Hiroshi zawrócił i wrócił na oświetloną alejkę parku. – Sam mogę się tu pokręcić…
- I zarwać kolejną noc albo zginąć? – fuknął Michi, doganiając go. – Co to, to nie! Nie pozwolę ci! Yoshida, to głupi pomysł! Wracaj do domu!
- Nie ma mowy – burknął brunet i ruszył przed siebie. – Jeśli już zamierzasz zostać to trzymaj się z dala ode mnie.
- Niby dlaczego? Naprawdę AŻ tak chcesz zginąć? Ty też zaliczasz się do tych wariatów, którzy są oszołomami na punkcie śmierci?!
- Nie – odwrócił się na chwilę i przelotnie spojrzał na szatyna. –Po prostu istnieje większa szansa na to, że któryś z nas zostanie zaatakowany, jeśli się rozdzielimy – powiedział to tak, jakby mówił o zeszłorocznym śniegu. – Spacerując razem stanowimy trudniejszy cel. Zresztą wszystkie ofiary jak dotąd wychodziły na te dziwne spotkania samotnie, nikogo postronnego nie informując o tym.
- Nie pozwolę ci… - Shimizu złapał chłopaka za ramię, mocno wbijając w nie długie palce. Zdawało się , że Hizumi w ogóle nie zareagował na to.
- To ty sobie nie pozwalaj, a ja w końcu wezmę się do roboty – brunet wyrwał się z uścisku drugiego detektywa.
- Wiesz, że jeśli nawet ten psychopata gdzieś się tutaj kręci to zapewne nas słyszał? – próbował jakoś demotywować go.
- Może tak, może nie – Yoshida wydawał się przejść jakąś metamorfozę. Był oziębły i bardzo nieprzyjemny. – Przekonam się tego, jeśli mnie zaatakuje lub nie. Jeśli tego nie zrobi, możliwe jest także, że aktualnie znajduje się w innym miejscu. Zamierzam jutro odwiedzić Asakusę, a pojutrze stację Shinbuya.
- Chyba nogami do przodu! – Zero wyrzucił ręce w powietrze. – Czy ty nie rozumiesz, że narażasz własne życie?
- Najwyraźniej – wzruszył ramionami i odszedł szybkim krokiem. Michi przez chwilę stał otępiały w miejscu, aż w końcu ruszył się i pobiegł za brunetem.
- Czekaj! Idę z tobą! Nie pozwolę ci zginąć samemu!

„Nie pozwolę ci zginąć samemu!” - Idąc ciemnymi alejkami Zero pluł sobie w twarz, że nie poszedł do domu, kiedy jeszcze miał ku temu okazję. Po co poszedł za Hizumim? Chodzili już po tym parku od godziny i nie natrafili na nikogo podejrzanego, co wzmagało tylko frustrację Michiego.
Z kolei Hiroshi wydawał się być wobec tego faktu niewzruszony. Szedł spokojnie z rękoma w kieszeni i od czasu do czasu pogwizdując sobie pod nosem. Zupełnie jakby nie bał się faktu, że gdzieś w tych ciemnościach może czaić się morderca gotowy rzucić się na swoją następną potencjalną ofiarę.
- To nie ma sensu! – oświadczył Zero, stając na środku alejki.
- Masz rację – odparł Hizumi nagle czymś podekscytowany. – Mówiłem ci już na początku, że powinniśmy się rozdzielić.
Zanim Michi zdążył coś powiedzieć, drugi mężczyzna ruszył szybko przed siebie i zniknął między drzewami zostawiając detektywa samego.
- Hizumi, Hizu! – zawołał za Hiroshim. – Na Boga, to wcale nie jest śmieszne!
Odpowiedziała mu głucha cisza. Rozejrzał się wokół siebie, ale zobaczył tylko zniekształcone cienie drzew przypominające fantastyczne istoty, o których słyszał w bajkach.
Nagle coś zaszeleściło liśćmi i wiatr zadął głucho. Latarnie zaczęły migotać nienaturalnie by chwilę później zgasnąć z trzaskiem. Zero obejrzał się szybko za siebie i wydało mu się, że zobaczył ciemny kształt przemykający alejką w jego stronę.
- Hizumi? – spytał, zaczynając odczuwać panikę. – To naprawdę nie jest śmieszne...
Kształt zatrzymał się na chwilę, a później zaczął rosnąć w oczach i przybliżać się z większą prędkością. Michi chciał się cofnąć, lecz nogi odmówiły mu posłuszeństwa nie chcąc się ruszyć. Coś pędziło w jego kierunku i było coraz bliżej i bliżej…
- Zero?
- Kurwa! –wrzasnął Michi czując jak serce wyrywa mu się z piersi. – Nie strasz mnie tak! Czy ciebie popierdoliło by zakradać się do mnie w ciemnościach?!
- Jakich ciemnościach? – Hizumi spojrzał na Zero jak na idiotę. – Przecież cała droga jest oświetlona – wskazał na latarnie, które dawały ostre światło.
- Ale… przecież zgasły! – Shimizu wykonał nieokreślony ruch ręką. – Przestały świecić! Zresztą, co ci strzeliło do głowy, żeby przemykać się w moją stronę jak pierdolony ninja?! Sądziłeś, że to będzie śmieszne? Chciałeś się odegrać?
- To nie ja! Wcale nie myślałem…
- Właśnie! Tu jest twój problem. Ty nie myślisz! – warknął Zero nie dając dojść Hizumiemu do głosu. – Zajmujemy się poważną sprawą, morderca jest nadal na wolności, a ty uważasz to za świetną zabawę! Powinieneś zostać komikiem a nie detektywem. Dla świata byłoby lepiej. Jeśli ci nie zależy na zakończeniu śledztwa to powinieneś odejść od tej sprawy! Jesteś naprawdę bezużyteczny.
- Wiesz co Zero? Pierdol się – powiedział spokojnie Yoshida. – Nie martw się, już więcej mnie nie zobaczysz.
Obrócił się na pięcie i poszedł w sobie tylko znanym kierunku, zostawiając drugiego detektywa samego w środku parku.

***

Hizumi wrócił do domu zmęczony dzisiejszymi wydarzeniami i padł na łóżko jak kłoda, nawet się nie przebierając. Jednak mimo wycieńczenia nie potrafił zasnąć; przewracał się z boku na bok, a sen wcale nie przychodził. Otworzył oczy i zauważył świecącą na czerwono lampkę telefonu stacjonarnego, co oznaczało wiadomość głosową. Zaciekawiony, wstał i podszedł do urządzenia by odsłuchać nagrania.
- Hiroshi? Heh, znowu cię nie ma... Wybacz, że wcześniej nie zadzwoniłem, ale nie miałem czasu. Ojciec przełożony nałożył na mnie parę nowych obowiązków i aż do dzisiaj nie miałem wolnej chwili dla siebie. Co tam u ciebie? Jak sobie radzisz? Odwiedzasz czasem rodziców? Chciałbym do nich pojechać, ale nie mogę sobie na to teraz pozwolić. Jest zbyt wiele rzeczy do zrobienia, a zbyt mało czasu. Dzwonię też, żeby cię ostrzec. Nie wiem jeszcze przed czym, lecz mam wrażenie, że stanie się coś niedobrego. Uważaj na siebie. O, muszę już kończyć, wołają mnie. Trzymaj się i odzwoń do mnie jak będziesz mógł. Na razie!
Hiroki.. Hizumi uśmiechnął się lekko na same wspomnienie o starszym bracie. Było stanowczo zbyt późno, żeby do niego oddzwonić więc obiecał sobie, że zrobi to w dzień. Podszedł do łóżka i położył się na nim by po chwili zasnąć snem sprawiedliwego.

***

Zaraz po tym jak Hizumi odszedł, Zero stał przez parę minut na środku alejki zastanawiając się nad tym, co pominął. Drugi detektyw wyglądał na zranionego osądem Michiego, więc to może jednak nie był on. Tylko kto to w takim razie był?  I co ze światłami?
Zero przetarł dłonią twarz i ruszył z miejsca w stronę bramy parku. Jedyne o czym teraz marzył to miękkie łóżko, w którym mógłby się położyć i zasnąć. Nad całą tą sprawą mógłby się pomartwić jutro, a właściwie to dzisiaj tyle, że w dzień.
Wyszedł poza bramę i skierował się w stronę parkingu, na którym zaparkował swoje auto. Wygrzebał szybko kluczyki z kieszeni spodni i otworzył drzwi od strony kierowcy. Już miał wejść do środka, gdy ogarnęło go uczucie, że jest obserwowany. Odwrócił się szybko, lecz poza grupką nastolatków wracających najprawdopodobniej z karaoke, nie zauważył nikogo.
- Popadam w paranoję – mruknął do siebie i wsiadł do samochodu.
Włączył silnik i ruszył z parkingu uważając by w nic nie wjechać. Jadąc do domu, zatrzymał się chyba na wszystkich skrzyżowaniach, jakie tylko miał po drodze. Tak, stanowczo dzisiaj nie był jego szczęśliwy dzień.

***

Hizumiego obudziło głośne dzwonienie jego telefonu. Chciał je zignorować, ale dźwięk był tak irytujący, że sturlał się w końcu z łóżka i podszedł do krzesła by wyciągnąć komórkę z kieszeni kurtki.
- Słucham – warknął do słuchawki.
- Detektyw Yoshida?
- Tak. Z kim mam przyjemność?
- Isao Aoki.
Hiroshi, nie będąc jeszcze do końca wybudzonym, nie potrafił skojarzyć, kto to taki. Isao Aoki, Isao Aoki…
- Narzeczony Chie Nakamury – dodała po chwili osoba po drugiej stronie. – Wiadomo już coś o sprawcy?
- Niestety nie – odparł Hizumi zadając sobie pytanie, czemu jednak ludzie korzystają z wizytówek, które im daje. – Zresztą nie prowadzę już tego śledztwa.
- To kto się teraz nim zajmuje?
- Detektyw, który był ze mną u pana w biurze. Shimizu Michi – Yoshida powiedział to nazwisko tak, jakby było czymś nieprzyjemnym.
- I myśli pan, że sobie poradzi? – spytał zaniepokojony Isao.
- Najprawdopodobniej tak.
- A nie mógłby pan wrócić do tej sprawy?
- Wydaje mnie się, że raczej nie – Hizumi zaczynał być zmęczony tą rozmową.
- Mógłby pan pracować dla mnie. Zapłacę panu.
- Naprawdę uważam, że nie jestem tu potrzebny.
- Osiemset jenów za godzinę.
- Nie sądzę, żeby…
- Dziewięćset za godzinę. I nie ważne jak długo.
- Zgoda.

***

Zero wszedł do gabinetu, będąc już przyzwyczajonym do widoku śpiącego na biurku lub obstawiającego się murem pustych kubków po kawie Hizumiego, dlatego jakież było jego zdziwienie, kiedy nie zastał Yoshidy w pomieszczeniu. W pierwszym momencie zamrugał kilkakrotnie i przetarł oczy, myśląc, że może to coś pomoże. Następnie zaczął rozglądać się po biurze, głupio licząc, że po prostu nie zauważył Hiroshiego. Zajrzał do łazienki, a nawet pod biurko, myśląc, że brunet padł z przepracowania, jednak w żadnym z tych miejsc go nie znalazł. Opadł na swoje stałe miejsce i zapalił papierosa. Dziwnie się czuł bez drugiego detektywa… tak… tak pusto? Nie chciał się do tego przyznać nawet sam przed sobą, ale cóż… co prawda to prawda. Brakowało mu Hizu.
Bez względu na swoje wewnętrzne rozterki, przystąpił do pracy. Paląc papierosa, nerwowo podrygując nogą i bębniąc palcami o blat biurka przeglądał notatki, których nie zabrał Yoshida. Po jakiś dwudziestu minutach wpadł w furię i zrzucił wszystko z blatu na podłogę, ledwo powstrzymując się od krzyku. Następnie wyprostował się i z niedowierzaniem spojrzał na pobojowisko, które sam urządził.
- Coś się ze mną dzieje…? - mruknął cicho pod nosem, nie mogąc zrozumieć, co wywołało u niego ten chwilowy napad złości… albo co gorsza, nie chcąc zrozumieć, co go wywołało… Przykucnął i zaczął zbierać porozrzucane papiery. – Pewnie jest zmęczony i chce odpocząć… albo po prostu zaspał i się spóźni – mamrotał.
Kiedy stos akt, które już pozbierał, był całkiem pokaźny, znów coś w nim wybuchło. Uderzył pięścią w podłogę, po czym siadł na niej i wyjął z kieszeni paczkę papierosów, wsuwając kolejnego z nich między wargi. Następnie wyłowił również telefon z kieszeni i wybrał numer Hiroshiego.
Pierwszy sygnał.
Drugi…
Trzeci…
- Cholera – warknął, wiedząc, że Hizu nie odbierze.

***

A Hizumiemu było to na rękę. Stwierdził, że nie ma co się użerać z policją, wciskać tam gdzie go nie chcą, kiedy może zająć się tym, gdzie jego pomoc naprawdę jest potrzebna. Obiecał sobie, że wraz z odebraniem ostatniej pensji i pierwszym dniem nowego miesiąca, rzuci wypowiedzenie przełożonemu i zacznie pracować na prywatne zlecenia. Bardzo mu się to podobało – zero krytyki, zero ćwierćinteligentów, z którymi miałby pracować… no i co najważniejsze, zero Zero; Hizumi zaśmiał się, uznając, że dziwnie to brzmi. Bardzo cieszył się na myśl o tym, że już nie będzie musiał współpracować z Shimizu.
Jako prywatny detektyw nie musiał zrywać się bladym świtem do roboty; nie. Tym razem się wyspał. Stoczył się z łóżka dopiero po godzinie jedenastej, a przechodząc korytarzem, gdzie wisiało lustro, z sypialni do kuchni, przeglądając się w nim, stwierdził, że z uśmiechem na ustach i odrobinę mniejszymi cieniami pod oczami wygląda jak zupełnie inna osoba, której od tak dawna nie widział.
Po wypiciu kawy przypomniało mu się, że miał oddzwonić do brata. Wrócił do sypialni i zgarnął telefon domowy, po czym wybrał odpowiedni numer. Po tradycyjnym przekierowaniu i kilku wyćwiczonych, kurtuazyjnych słówkach jakie zamienił z jakimś innym zakonnikiem, usłyszał głos brata.
- Yoshida?
- Tak to ja – uśmiechnął się pod nosem. – Cieszę się, że zadzwoniłeś, jednak…
- Wiem, wiem. Byłeś zajęty i nie mogłeś odebrać. Doskonale o tym wiem, Yoshi, i nie mam o to do ciebie żalu – niemal usłyszał jak Hiroki uśmiecha się delikatnie i kiwa głową. – Skoro nie masz czasu odebrać telefonu, to zgaduję, że do rodziców również nie zaglądałeś – zaśmiał się serdecznie. Odpowiedziała mu głucha cisza. – Kiedy ostatni raz u nich byłeś, Yoshi?
- Na Boże Narodzenie… - powiedział niepewnie młodszy z braci. – Dwa lata temu… - dodał znacznie ciszej.
- Ach! Zawsze utrzymywałem, że ta praca cię wykańcza! – zmartwił się. – Powinieneś odpocząć!
- Ale kiedy? Cały czas mnożą się jakieś nierozwiązane sprawy, w których musiałem brać udział… ale to już nieważne… koniec z tym. Chcę otworzyć własny biznes.
- Cena za bycie najlepszym, co braciszku? Myślę, że to dobry pomysł. Jesteś już naprawdę znany i uważam, że nadal nie będziesz narzekał na nudę, jednak przynajmniej sam będziesz mógł sobie wyznaczać godziny pracy. A… Ale chciałem o czymś jeszcze ci wspomnieć…
- O czym? – zaniepokoił się, słysząc, że brat nagle stracił humor i spoważniał.
- To… To nie jest rozmowa na telefon, ale powiem ci, że dotyczy mojego przeczucia… Naprawdę coś się święci. Coraz więcej dziwnych przypadków ma miejsce w moim otoczeniu, wiem, że w twoim też, mimo że za żadne skarby świata nie przyznasz się do tego. Ech, nigdy nie mówiłeś mi, kiedy miałeś kłopoty… - westchnął. – Moglibyśmy się spotkać?
- Hm… Wiesz, chyba zrobię sobie dzisiaj wolne, bo potrzebuję chociaż jednego dnia, żeby dojść do siebie i dalej ciągnąć to śledztwo… Możemy spotkać się w takim razie właśnie dzisiaj?
- Wieczorem?
- Dobrze. Może być u księdza Aizawy? Chciałbym mu jeszcze zadać kilka pytań, a poza tym przeszukać papiery, które posiada, gdyż mogłyby mi pomóc w dochodzeniu…
- Yoshida! Przecież miałeś zrobić sobie dzisiaj wolne! – Hiroki westchnął ciężko. -Pracoholik… Niech będzie. Spotkajmy się po godzinie dziewiętnastej, po mszy.

***

Zero cały dzień przesiedział dzisiaj w swoim gabinecie, ślęcząc nad robotą papierkową, którą jak dotąd zajmował się Hiroshi. Był wściekły, a jednocześnie padnięty – musiał odnotować każde słowo, dwuznaczne, jednoznaczne spojrzenie podejrzanego i światka, zapisać o nich każdą informację, łącznie z tym ile razy w danym dniu ktoś był w toalecie!... a bynajmniej tak zdawało się Michiemu.
Na domiar złego, zepsuł mu się samochód i musiał wracać na pieszo do domu. Szurał nogami po chodniku, nie mając ani siły, ani ochoty ich podnosić. Dopadło go to straszne uczucie poczucia winy za to, że to właśnie przez niego brunet rzucił sprawę. Chciał go przeprosić i błagać, żeby wrócił… ale jak miał to zrobić i się nie zbłaźnić?
Westchnął ciężko i kopnął jakiś drobny kamyk, który nawinął mu się pod nogi. Zatrzymał się na chwilę, obserwując jak kamyk znika między źdźbłami trawy zielonego trawnika. Spojrzał na budynek, przed którym się zatrzymał. Kościół. Zerknął na zegarek na swoim przegubie. Było grubo po dziewiętnastej, prawie dwudziesta.
- Czy upadłem aż tak nisko? – zapytał niedowierzając sam siebie i popchnął jedno z wielkich skrzydeł wrót prowadzących do wnętrza świątyni.

***

O osiemnastej Hizumi przyszykował się do wyjścia i wyszedł z domu zamykając za sobą drzwi na klucz. Nie widział sensu w jechaniu do kościoła samochodem skoro znajdował się całkiem blisko, a chciał chwilę pospacerować przed spotkaniem. Poza tym nie było tam, gdzie zaparkować.
Tak naprawdę wcale nie chciał iść do księdza Aizawy dlatego, że musiał mu zadać pytania. Ksiądz nawet nie miał nic wspólnego ze śledztwem! Po prostu dzisiaj… Dzisiaj poczuł wewnętrzną chęć wyspowiadania się ze swoich grzechów. Te morderstwa w ostatnich dniach dały mu wiele do myślenia. Nigdy nie przestał wierzyć w Boga, lecz ostatnimi czasy ta wiara osłabła. Może wynikało to z okrucieństwa w jaki sposób ci ludzie zostali pozbawieni życia lub z tego, że na jego drodze znowu pojawił się Zero. Skłamałby mówiąc, że nic do niego nie czuje. Michi był jego pierwszą poważną miłością. Na jego widok nadal odczuwał to dziwne łaskotanie w żołądku mimo upływu lat. Ale by się to tego nie przyznał. Po co niszczyć sobie życie przez jednego palanta, który w dodatku jest homofobem?
- Hiroshi!
Hizumi westchnął ciężko. Ledwo wyszedł z domu, a już go ktoś dopadł. Człowiek nie może mieć nawet jednego spokojnego dnia. Obrócił się szybko z zamiarem spławienia tej osoby, ale jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył przed sobą Hirokiego.
- Hiro? Co ty tutaj robisz? – zapytał zdziwiony Hizumi. - Przecież mieliśmy się spotkać gdzie indziej.
- Wiem, ale sprawy się pokomplikowały. Mamy zaledwie dziesięć minut na rozmowę – odparł natychmiast Hiroki.
- Coś się stało? – Hiroshi zaniepokoił się teraz nie na żarty. Odkąd pamiętał, jego brat rzadko kiedy bywał tak poważny.
- Ostatnio w moim otoczeniu zaczęły się dziać.. dziwne rzeczy. Zginęła ostatnio święta relikwia, parę Pism Świętych, pojawiły się dziwne napisy na murach kościoła.
- Może mają w tym udział sataniści – zasugerował Hizumi, drapiąc się po policzku; ta sprawa coraz mniej mu się podobała. A jeśli coś groziło jego bratu?
- Nie ma nawet takiej opcji – Hiroki pokręcił przecząco głową. – Te napisy były po łacinie i mówiły o nowym stworzeniu Księgi Rodzaju. O napisaniu jej na nowo i o odrzuceniu szatana. Sataniści są zaś za wiarą w diabła i w to, co ze sobą przynosi. Poza tym… Ludzie zaczęli znikać. Głównie mnisi oraz parę głęboko wierzących katolików.
Hizumi patrzył szeroko otwartymi oczami na brata. Jeszcze nigdy w jego karierze coś takiego nie miało miejsca. Pojedyncze zabójstwa, drobne kradzieże, zorganizowane szajki przestępcze tak, ale nigdy masowe zaginięcia ludzi! Może ta sprawa była związana w jakiś sposób z mordami, nad którymi pracował. Za tym na pewno musiało kryć się coś grubszego.
- Czy po tych ludziach został jakiś ślad? Ktoś coś widział? – zapytał od razu. Wszystkie szczegóły były ważne.
- Właśnie to w tym wszystkim jest najgorsze – Hiroki wyglądał na przybitego. – Rozpłynęli się jak kamfora. Policja nic nie znalazła, kompletnie. Nawet odcisków palców.
- To niemożliwe! – krzyknął detektyw. – Nie ma zbrodni doskonałej, musieli coś pominąć.
- Nie Hizu, byli bardzo dokładni – poinformował go Hiroki swoim grobowym tonem. – Ja... Ja chyba w obliczu tych wszystkich wydarzeń tracę wiarę. Nigdy bym nie pomyślał, że coś będzie w stanie wpłynąć na moje relacje z Bogiem, ale... Ale czytałem o sprawie morderstw w Ueno oraz pozostałych miejscach i przyszło mi do głowy myśl. Dlaczego Bóg pozwala na te bestialstwa? W czym ci ludzie zawinili? Poza tym to wszystko, co się u nas dzieje… Rozumiesz mnie Hizumi?
- Rozumiem – potwierdził Hiroshi klepiąc brata po plecach. – Chyba przechodzę przez to samo, co ty. Nie martw się; zajmę się tą sprawą tak szybko, jak tylko będę mógł.
- Dziękuję ci – w tym momencie odezwała się komórka Hirokiego. – Muszę już iść. Powinienem później wpaść na chwilę do księdza Aizawy. Uważaj na siebie.
- Ty również.

***

To było takie dziwne uczucie. Znaleźć się w kościele po raz pierwszy od ponad dziesięciu lat. Miał wrażenie, że zupełnie nie pasuje do tego miejsca i że znalazł się tu przypadkiem, co wcale nie mijało się z prawdą.
Było pusto, tylko przy ołtarzu stał jakiś ksiądz. Zero uklęknął, przeżegnał się, wstał i usiadł w pierwszej ławce z brzegu. Tak, to stanowczo nie było miejsce dla niego. Kolorowe witraże, obrazy przedstawiające ukrzyżowanie i mękę pańską, wielki krzyż…Michi patrzył na to wszystko z jakąś wewnętrzną bojaźnią. Co tu robił? Po co tu przyszedł?
- Chyba wariuję – mruknął pod nosem. – Szukać odpowiedzi w kościele, dobre sobie.
- Możesz w nim znaleźć więcej niż myślisz – powiedział ktoś, kto właśnie przysiadł się do Zero.
Detektyw uniósł głowę i zobaczył tego samego księdza, który stał wcześniej koło ołtarza.
- Czego pan ode mnie chce? – zapytał szorstko, specjalnie nie tytułując mężczyzny per „ksiądz”.
- Zwykła rozmowa na razie wystarczy – zaśmiał się kapłan. – AizawaAki – przedstawił się i wyciągnął rękę w stronę Zero.
- Shimizu Michi – odparł mężczyzna i uścisnął dłoń księdza.
- Więc co cię tu sprowadza?
- Szczerze mówiąc sam nie wiem – odparł Michi. – Nie jestem osobą wierzącą, a jednak tu przyszedłem.
- Może potrzebna ci pomoc – zasugerował Aizawa.
- Nie sądzę – Zero uśmiechnął się kącikiem ust. – Jeśli już to kogoś, z kim mogę porozmawiać. Heh, nie sądziłem, że będę kiedyś tak zdesperowany.
- Nie ma nic złego w rozmowie – powiedział ksiądz, wyciągając przed siebie nogi.
Zapadła między nimi cisza, podczas której Michi zerkał co chwila na witraż przedstawiający anioła dzierżącego w ręku miecz i zstępującego na hordę demonów. Coś w tej scenie sprawiało, że przechodziły go ciarki po plecach.
- Skąd tyle nieprawości na świecie? – przerwał  w końcu milczenie.
- Nieprawość bierze się z ludzkich serc, które są pod wpływem szatana. Gdyby wszyscy byli dobrzy, nie byłoby jej – rzekł kapłan.
- W takim razie po co istnieją ludzie? Przynoszą ze sobą tylko zło.
- Pomyśl, o ile ten świat miałby mniej kolorów, gdyby ich nie było. Nie wszyscy są źli, nie ma ludzi złych z natury. Są tylko ci, którzy zbaczają ze ścieżki dobra.
- Księże Aizawo – przerwała im siostra zakonna. – Jest nam ksiądz potrzebny.
- Musimy kończyć naszą rozmowę – kapłan uśmiechnął się do Zero. – Mam nadzieję, że ci trochę pomogła – wstał i ruszył w stronę drzwi do zakrystii.
- Proszę księdza! – zawołał za nim Michi. – Mogę przyjść tu jutro o tej samej porze?
- Zawsze synu. Zawsze.

***

O godzinie dziewiętnastej trzydzieści, nieco spóźniony, Hizumi stanął przed furtką prowadzącą na posesję plebanii księdza Aizawy, która bezpośrednio łączyła się z kościołem. Świątynia mieściła się na parterze, podczas gdy mieszkanie księdza na piętrze. Yoshida bez krępacji wszedł na podwórze, a następnie wspiął się po schodkach na pierwsze piętro i zapukał do drzwi. Po chwili otworzyła mu siostra zakonna, którą dobrze już znał. Wpuściła go do środka i zaprowadziła do salonu, gdzie usiadł na wysłużonej, skrzypiącej sofie. Siostra powiedziała, iż ksiądz wciąż jest w świątyni i obiecała go zawołać. Dość długą chwilę czekał, jednak według jej obietnicy, Aizawa niebawem zjawił się w drzwiach.
- Hiroshi! – wykrzyknął uradowany. – Co cię do mnie sprowadza? – uśmiechnął się ciepło.
- Chciałem porozmawiać… wyspowiadać się i znaleźć kilka odpowiedzi na pytania… No i może przy okazji pocieszenia, a raczej utwierdzenia w wierze… - westchnął ciężko.
- Tracisz wiarę? – zapytał, siadając na krześle naprzeciw gościa.
- Tak… Tak mi się wydaje… Mój brat podobnie…
- Hiroki? Przecież on jest bratem zakonnym! – ksiądz potarł brodę w geście zamyślenia. – Ale każdy przechodzi przez swój kryzys wiary… Dlaczego zaczynasz wątpić?
- Razem z bratem nie możemy pojąć pewnych kwestii…
- Wiary nie można przyjąć na rozum. Wiara to wiara; potrzeba serca. Jeśli za bardzo będziesz spoglądał przez pryzmat nauki z katolika staniesz się naukowcem – podsumował.
- Nie o to chodzi – Hizu pokręcił głową. – Chodzi o te morderstwa z Parku Ueno, Asakusy i Stacji Shibuya… Z pewnością ksiądz o tym słyszał – mężczyzna przyprószony siwizną pokiwał głową. – Pracowałem nad tą sprawą dla policji, ale z powodu… powodów osobistych – poprawił się zaraz – musiałem zrezygnować i teraz pracuję na prywatne zlecenie. Wciąż nad tą samą sprawą… Nie mogę pojąć tego bestialstwa… Poza tym brat mówił mi, że w jego klasztorze ktoś kradnie Pisma Święte, wypisuje po łacinie bluźniercze przypowieści o ponownym napisaniu Księgi Rodzaju, znikają tam ludzie… A właśnie, gdzie jest, do cholery, Hiroki? – Hiroshi zaniepokoił się. – Już godzinę temu powinien tu być!
- Może musiał załatwić jakieś sprawy odnośnie zakonu? W końcu jest bratem przełożonym i musi dopilnowywać wszelkich spraw, które trzeba załatwić „ze światem zewnętrznym”, że się tak wyrażę… - ksiądz próbował usprawiedliwić nieobecnego brata Hizumiego. –A wracając do twojej niepewności… Ludzie są tylko narzędziami w rękach Boga lub szatana. Tuż przed twoim przyjściem rozmawiałem z mężczyzną, który również nie mógł pojąć, dlaczego Bóg pozwala na takie okrucieństwa; odpowiedź jest prosta: bo to nie Jego sprawka. Te bestialskie czyny to efekt działania szatana, który pokierował podatnymi na jego wpływy ludziom. Ludzie potrafią wybierać i sami decydują czy chcą służyć Bogu, czy diabłu…- w tym momencie rozdzwonił się telefon detektywa.
Czarnowłosy skinieniem przeprosił Aizawę, wstał i opuścił salon. Wyszedł z plebanii na schody, którymi tutaj wszedł. Usiadł na drugim najwyższym stopniu i przytknął aparat do ucha.
- Moshi, moshi…

***

Zero zatrzymał się w pół kroku, kiedy nagle zorientował się, co jest nie tak. Nie miał przy sobie telefonu! Przeszukał wszystkie kieszenie w spodniach, jednak urządzenia nie znalazł. „Przecież w biurze wkładałem go do kieszeni… - pomyślał. – Musiał wypaść mi w kościele!”. Niezbyt zachwycony wizją wracania do świątyni, obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i ruszył szybkim krokiem w drogę powrotną. Naprawdę nie uśmiechało mu się tam z powrotem iść; był zmęczony i chciał odpocząć w domu, po tej serii nieszczęść, która go dziś nawiedziła, jednak bez telefonu to jak bez ręki. Znając życie to właśnie teraz, kiedy nie miał przy sobie komórki, próbowało się dodzwonić do niego najwięcej osób w tym jego przełożony… Złośliwość losu…
Po kilkunastu minutach znów stanął przed kościołem. Wszedł do środka i podszedł do ławki, w której poprzednio siedział. Schylił się i dojrzał swój czarny telefon. Wyciągnął go spod klęcznika i przeklinając płytkie kieszenie w spodniach, tym razem cały czas trzymał go w ręce.
- Zapomniał pan czegoś? – nagle dobiegł go kobiecy głos. Shimizu podniósł się z podłogi, otrzepując spodnie i spojrzał na siostrę zakonną, która wcześniej zawołała księdza, z którym rozmawiał, tym samym, kończąc jego audiencję u niego.
- Tak, telefonu – pokazał jej swoją zgubę. W tym momencie wpadł na pewien pomysł. – Czy mógłbym spotkać się jeszcze z księdzem Aizawą?
- Niestety jest to niemożliwe. Ksiądz przyjmuje gości – odpowiedziała kurtuazyjnie.
- Nie obchodzi mnie to. Chcę się z nim zobaczyć i zadać jeszcze kilka pytań – Zero przypomniała się teoria Hizumiego, w której jego były wspólnik zakładał, iż cała ta sprawa może być powiązana z religią. Przyszło mu do głowy, że mógłby wypytać się księdza jak wytłumaczyć choćby to, że zamordowani zostali głęboko wierzący katolicy; czyli teoretycznie, najbardziej zagorzali słudzy Boga. Niespodziewanie przeszło mu przez myśl, że Yoshida również pochodził z takiej rodziny, dlatego był grzecznym, dobrze wychowanym chłopakiem, który bezustannie dążył do sukcesu… Podobno jego brat został zakonnikiem… Czyżby bał się, że Hiroshi może stracić życie? W dodatku pracował nad tą sprawą, więc zabójcy mieliby dobry motyw…
- Tłumaczę panu, że jest to niemożli…
- A ja mówię, że mnie to nie obchodzi – syknął, przerywając kobiecie w nagłym przypływie złości. Myśl, że Yoshida mógłby zginąć jakoś napełniła go strachem. Może i docinali dobie, nie byli najlepszymi przyjaciółmi… ale wspólnie pracowali nad jedną sprawą i znali się od lat… I mimo że Michi nie akceptował tego, że Hizu jest innej orientacji, co od lat tworzyło między nimi mur nie do przeskoczenia, zdawał sobie sprawę, że gdyby tego chłopaka zabrakło, odczułby wielką stratę. – Chcę się z nim widzieć. Teraz – zaznaczył.

***

- Pan Yoshida Hiroshi? – zapytał ktoś po drugiej stronie linii.
- Tak. Kto mówi?
- Akira Tomoyuki. Jestem zastępcą pana brata w klasztorze. Hiroki deklarował, że wróci około godziny dwudziestej, jednak wciąż go nie ma. Nie mamy z nim kontaktu. Czy wie pan może, gdzie on jest?
- Nie, nie wiem – Hiroshi zmarszczył brwi. – Hiroki nie odbiera telefonów?
- Niestety nie…
Dalszą część wypowiedzi zagłuszył krzyk dochodzący z wnętrza plebanii. Yoshida nie namyślając się długo, rozłączył się i wbiegł z powrotem do mieszkania księdza. Skierował się do salonu, gdzie znalazł zmasakrowane ciało Aizawy. Ksiądz leżał krzyżem na podłodze i został rozcięty od gardła po dolne partie brzucha. Nie było to precyzyjne cięcie wykonane ostrym narzędziem – wyglądało to tak, jakby coś rozszarpał jego gardło, klatkę piersiową i brzuch pazurami… jakby zrobiło to dzikie zwierze.  Stanął jak wryty w podłogę w progu drzwi. Po chwili ocknął się i postąpił krok do przodu, a wtedy coś jakby zleciało z futryny… ale jednocześnie nie zleciało… Nagle przed nim pojawiła się twarz mordercy, w którego oczach był wypisany obłęd. Szaleniec uśmiechał się, ukazując nienaturalnie ostre zęby. Usta i ich okolice były umorusane krwią przez co wydał się być kanibalem…? Morderca nie wiadomo w jaki sposób zwisał do góry nogami z futryny drzwi, a jego twarz dzieliły zaledwie milimetry od twarzy Hiroshiego.
- Witaj – odezwał się szaleniec, a jego oddech był w istocie fetorem rozkładającego się mięsa i siarki.
Serce Yoshidy waliło jak oszalałe, mózg wydawał setki tysięcy poleceń, jednak żaden z mięśni nie wykonał ich. Stanął oko w oko z czystym obłędem. Otworzył usta, jednak nie wydobył się spomiędzy nich żaden dźwięk – detektyw nie zdążył nic powiedzieć, gdyż został z wielką siłą uderzony w głowę i stracił przytomność. Szaleniec z wielką zwinnością i gracją zeskoczył z futryny i stanął na nogach, a następnie zarzucił sobie na bark ciało Hiroshiego. Już chciał odejść, jednak wpadł na pomysł, że dobrze byłoby zostawić jakąś wiadomość… Uśmiechnął się obłędnie i jeszcze raz wrócił się do ciała księdza Aizawy.

***

Nagle Shimizu usłyszał krzyk. Nie zwracając już uwagę na oporną siostrą zakonną przeszedł do zakrystii, skąd była tylko jedna droga – w górę, schodami. Michi właśnie z góry usłyszał krzyk dlatego też tam się skierował. Rozejrzał się i uświadomił sobie, że musi znajdować się na plebanii. Stojąc przy schodach miał idealny widok na salon, gdzie dostrzegł ciało. Podbiegł do niego, jednak nawet nie sprawił pulsu, orientując się, że ofiara nie żyje. Był nią ten sam ksiądz, z którym niedawno rozmawiał. Jego uwagę przykuł napis na ścianie wykonany krwią, jak się zdawało detektywowi, zmarłego:
AOKIGAHARA. Podziemne wejscie. Znajdziesz bez problemu, jeśli chcesz go uratowac.”
(Aokigahara to las położony u stóp góry Fuji. Na jego terenie miejsce miało ponad 500 potwierdzonych samobójstw od roku 1950. Nazywany "idealnym miejscem by umrzeć”. Znajduje się tam około 200 jaskiń, na które łatwo natrafić i tym łatwiej się tam zgubić. Ponad to mieszczą się tam złoża magnetycznego żelaza, przez co nie działają tam kompasy ani GPS’y od aut. Kita)
Zero przez chwilę zastanawiał się, kim może być „ten”, którego chciałby uratować… a może ta wiadomość nie była przeznaczona dla niego? Mimo wszystko wyjął telefon i wybrał numer Hizumiego by się upewnić, że…
- Abonament jest czasowo niedostępny – poinformowała go przesadnie słodkim głosikiem nagrana kobieta.
- Nie no, kurwa, Hiroshi, nie żartuj sobie ze mnie w takiej chwili… - szepnął, nagle blednąc i przybierając kolor kartki papieru.

2 komentarze:

  1. A od kiedy Yoshida jest imieniem?

    To nazwisko, drogie panie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, jedna część za mną:D Ogólnie mi się podoba :D I muszę się przyczepić, ale niektóre słowa są nie rozdzielone spacją, przez co się źle czyta :D Tak ja też czasami muszę trochę pomarudzić :D

    A i mówi się Świadkowie Jechowy, a nie Jechowi :D

    OdpowiedzUsuń