Ktoś na to czekał? W końcu jedna seria zakończona... Mogę się zabrać za następne </3 Za długość nie przeproszę! >< W końcu to epilog.
*Kilka
miesięcy później*
Karyu
taszczył ciężką torbę po schodach akademika, winda akurat była w naprawie.
Wszedł na drugie piętro, a następnie stanął przed pierwszymi drzwiami po lewej,
za którymi znajdował się jego nowy pokój. Nacisnął klamkę i wszedł do środka.
-
Yoshi!
-
Yuu.. – wydusił z siebie Karyu, będąc duszonym przez przyjaciela.
Żaden
z nich nie wiedział, że spotkają się akurat tutaj. Zaraz po zakończeniu szkoły,
Yoshitaka zniknął jak kamień w wodę i nie dawał znaku życia. Yuu bardzo się o
niego martwił, szczególnie, że przez ostatnie parę miesięcy Karyu chodził jak struty.
Nic dziwnego, po tym co zrobił Zero. Ale mimo, że Yuu nie pochwalał decyzji
przyjaciela, przykro było patrzeć jak męczy się ze swoim sumieniem.
Aoi
przypomniał sobie te parę tygodni po zniknięciu Yoshitaki z mieszkania
Michiego. Nikt nie wiedział gdzie Karyu się zatrzymał, ale nadal chodził do
szkoły. Shiroyama próbował z nim rozmawiać, jakoś przekonać, ba, nawet śledzić!
Ale zawsze Matsumura go zbywał, albo się wymykał.
Z
kolei Zero znowu zbudował wokół siebie mur nie do sforsowania; jedynie miał
jako taki kontakt z Tsukasą i Hizumim. Wbrew pozorom, zespół wcale się nie
rozpadł. Podpisali kontrakt i nadal grali pod tą samą nazwą, ale była ich tylko
trójka. Hiroshi, mówiąc wtedy Yoshitace, że kogoś znalazł, miał na myśli
siebie. Rozmawiał dzień wcześniej z Kenjim i doszli do wniosku, że nie chcą
nikogo innego niż Karyu. Poza tym mieli wrażenie, że tym razem Zero nie
zaakceptowałby nikogo.
Z
dnia na dzień stawali się coraz bardziej znani. Nie była to jakaś wielka sława,
ale zawsze coś. Mimo, że ich manager namawiał ich do znalezienia gitarzysty, bo
jak mawiał - „Hizumi nie może w pełni rozwinąć skrzydeł”, nic z tym nie robili.
Gdy ten facet wyszedł z taką propozycją po raz pierwszy, Zero prawie się na
niego rzucił, lecz Tsukasie udało się go jakoś powstrzymać.
-
Basistę też moglibyście wymienić – powiedział wtedy manager na odchodnym. – Dla
zwierząt nie ma tu miejsca.
Jeśli
chodzi o Karyu, to bardzo dbał o to, by nie spotkać Hiroshiego, Kenjiego, a tym
bardziej Michiego. Nie wiedziałby nawet co powiedzieć, o ile jakiekolwiek słowa
przeszłyby mu przez gardło. Tym bardziej, że wiedział, jak bardzo zranił Zero.
-
Dobrze cię widzieć – rzekł Aoi, gdy puścił w końcu Karyu. – Co się z tobą działo?
-
Pojechałem nad morze. Pracowałem tam jakiś czas… Spotkałem przypadkiem matkę –
odparł Yoshitaka.
-
Och..
-
Poznała mnie od razu. Przeprosiła za wszystko, za to, że mnie zostawiła. Ale
nie obeszło mnie to zbytnio; było – minęło. Czas, gdy polegałem na innych,
skończył się. Teraz zbudowałem nową scenę swojego życia, gdzie jestem
niezależnym aktorem.
Dopiero
teraz Yuu zobaczył jak bardzo Karyu się zmienił. Nie chodziło o jego wygląd, a
o charakter. I stało się to w ciągu paru tygodni… A może zmiana zaczęła się
wcześniej i nikt tego nie zauważył? Matsumura stał się teraz spokojniejszy i
bardziej opanowany. Wcześniej, nie licząc złych dni, emanowała od niego
pozytywna energia, a teraz otaczała go jakaś chłodna, odpychająca aura.
-
Nie chcesz wiedzieć, co u Zero? – spytał powoli Yuu.
-
Niekoniecznie – Karyu wepchnął torbę pod łóżko obiecując sobie, że niedługo ją
rozpakuje. – Idę się przejść.
Gdy
Yoshitaka znalazł się na dworze, zacisnął dłonie w pięści i spojrzał w niebo.
Nie powinien być taki chłodny dla przyjaciela, a jednak nie potrafił
powstrzymać swoich słów. Na chwilę obecną Yuu był jedyną przyjazną osobą i nie
chciał jej stracić. Samotność potrafiła być czasem nie do wytrzymania, o czym
Karyu przekonał się już niejednokrotnie.
Szedł
przed siebie, lawirując między ludźmi. Nawet nie patrzył gdzie idzie, tylko
dawał się ponieść nogom, nie mając konkretnego celu. Gdyby wiedział kogo spotka
na swojej drodze, może byłby bardziej uważny.
-
Yoshi! – zawołał znajomy głos.
Karyu
podniósł głowę i spojrzał na osobę stojącą przed nim. Znajome brązowe oczy
patrzyły na niego iskrząc się radośnie.
-
Hizu…
-
Dawno się nie widzieliśmy!
I
tak Matsumura skończył z Hizumim na ławce w parku. Nie zauważył nawet, kiedy tu
się znalazł; zupełnie wyłączył się na te parę minut i Hiroshi najwyraźniej
skorzystał z okazji. To było takie dziwne, spotkać wokalistę po tak długim
okresie. Karyu nie odciął się wtedy tylko od Zero, ale również od pozostałej
dwójki. Mimo to Hizumi nie zachowywał się teraz inaczej niż zwykle. Opowiadał o
tym, co się ostatnio działo w zespole, o ich koncertach, ale ani słowem nie
wspomniał jeszcze Michiego.
-
Czemu uciekłeś od Zero? – spytał w końcu Hizumi, zerkając na chłopaka.
-
Nie zrozumiesz… - odparł Karyu, patrząc na ludzi, którzy ich mijali.
-
Masz rację, może nie zrozumiem. Ale jak na mój gust, powinieneś się z nim
spotkać. Zmienił się i to bardzo. Nie chcę cię obwiniać, ale tak szczerze, to
przez ciebie.
Matsumura
nie miał za złe Hizumiemu, że był na niego zły. Przez własny strach i
samolubność wszystko schrzanił i starał się jeszcze przed tym uciec.
-
Nadal czekamy na ciebie – dodał Hiroshi, widząc, że Karyu nie ma zamiaru nic
powiedzieć. – Pamiętaj, że jeśli zmienisz zdanie, zawsze możesz do nas wrócić.
-
Pomimo tego wszystkiego, co zrobiłem? – Yoshitaka pokręcił głową z
niedowierzaniem. – I co z waszym gitarzystą?
-
Chyba nie czytałeś ostatnio gazet – zaśmiał się Hizumi. – Ja gram na gitarze,
nie ma nikogo innego. Poza tym… Zero na tobie zależało. Ty wszystko
spieprzyłeś, więc teraz naprawiaj – powiedział dobitnie.
-
Boję się, że nie będzie chciał mnie słuchać.
-
Racja, może tego nie chcieć, ale chyba warto spróbować – Hiroshi wstał z ławki
i stanął przed chłopakiem. – Nie sądzisz, że inaczej będziesz tego żałować?
-
Żałuję już od chwili, gdy go opuściłem.
Karyu
podejrzewał jak to zapewne wygląda w oczach Hizumiego. Zły, okropny Yoshitaka
wykorzystał Michiego i porzucił, gdy wyssał go jak pijawkę. Tyle, że od pijawki
różniło Karyu to, że te pierścienice były wykorzystywane w celach medycznych, a
on nie. Spojrzał na Hiroshiego, a ten wpatrywał się w niego wielkimi oczami,
jakby liczył na jakiś cud.
-
Dobra! Pójdę do niego, tylko nie patrz więcej tak na mnie! – spasował
Yoshitaka. – Mam tylko nadzieję, że nie zmienił miejsca zamieszkania.
-
Nawet gdyby chciał, nie mógłby sprzedać mieszkania – rzekł poważnie Hizumi.
-
Dlaczego? – zaciekawił się Karyu.
-
Jest człowiekiem sentymentalnym, trudno jest mu pozbyć się czegoś, co niesie ze
sobą wspomnienia, nawet te złe.
Karyu
zwiesił smętnie głowę. Nie znał od tej strony Zero, w ogóle mało o nim wiedział
i wcale nic nie robił, żeby to zmienić. Zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że
jego powody odejścia były egoistyczne. Chciał chronić siebie, nie Michiego i to
właśnie było przerażające.
-
Więc pewnie nie pozbył się kota.
-
Nie, nie pozbył. A wręcz bardzo się do Yoru przywiązał.
Odsuwając
na bok wszystkie swoje obawy, Karyu podjął w końcu decyzję. Wstał szybko z
ławki, pożegnał się z Hizumim i pognał do akademika. Może to dziwne, ale nie
oddał Zero kluczy do mieszkania i nadal trzymał je gdzieś na dnie torby.
Chłopak wyciągnął logiczny wniosek, że Michi mógł być na niego tak wściekły, że
niekoniecznie chciałby mu otworzyć drzwi, a tym bardziej z nim rozmawiać.
Ignorując zdziwione spojrzenie Yuu, znalazł po długim poszukiwaniu klucze i
wybiegł na dwór, jakby go coś goniło. Za długo zwlekał, a każda chwila była
cenna. Przebiegł dwukilometrowy dystans w rekordowym czasie, dotarł na miejsce
cały spocony, z czerwoną twarzą i bolesną kolką, przez którą ledwo mógł nabrać
tchu. Stojąc przed drzwiami mieszkania Zero, zastanawiał się, czy aby dobrze
robi. Przecież pewnie basista nie chciał go nawet widzieć… Jednak nacisnął
niepewnie dzwonek, mając wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Już po
chwili dało się słyszeć czyjeś kroki, później przekręcanie zamka i drzwi
zostały uchylone, ukazując w nich Zero.
-
Hej… - powiedział niepewnie Karyu, patrząc na chłopaka przed sobą.
Był
prawie taki, jakim zapamiętał go Yoshitaka. Jedyne, co się w Zero zmieniło, to
włosy, które były teraz dłuższe i brązowe, a nie prawie żółte jak poprzednio.
-
Czekaj! – zanim Matsumura zdążył cokolwiek zrobić, Michi zatrzasnął mu drzwi
przed nosem.
Nie
pomogły krzyki, pukanie, ani nawet walenie butami. Odpowiedziała mu tylko
głucha cisza. Karyu wiedział, że zawalił sprawę i to po całej linii, ale nie
chciał odpuścić, póki nie zostanie wysłuchany. Usiadł więc na wycieraczce i
zaczął głośno mówić. Nie obchodziło go, że sąsiedzi mogą usłyszeć, jeśli tylko
jego słowa dotarłyby do Zero.
-
Wybacz mi… Pewnie nie chcesz mnie widzieć, a nagle pojawiam się po długim
czasie. Może nawet ułożyłeś dobie życie…
Szczerze powiedziawszy, nie wiem, czy bym tu przyszedł, gdyby nie Hizumi. To
dzięki niemu przybyła mi odwaga do konfrontacji z tobą. Wiem! Nie powinienem
cię tak zostawiać, szczególnie po tym, gdy mi powiedziałeś co do mnie czujesz,
ale przeraziłem się! Że to tylko twoja chwilowa zachcianka, że się mną znudzisz
i zostawisz, jak moja matka, że będę dla ciebie przeszkodą, że nie jestem dość
dobry, by z tobą być… Ale teraz wiem, że nie było powodu do strachu. W
uświadomieniu sobie tego pomogło mi spotkanie z mamą.. Pewnie cię to nawet nie
obchodzi, nie dziwię się. Wiesz co Zero? Nawet nie wiem, czy mam prawo prosić
cię o drugą szansę, ale jeśli byłbyś skłonny mi ją dać… Nie, lepiej zapomnij.
Nie będę cię już nachodzić, nie martw się o to. Tylko… Nie myśl, że się tobą
zabawiłem. Nadal cię kocham i już chyba nie przestanę, mimo twojego podłego
charakteru. W każdym razie… Żegnaj i powodzenia.
Karyu
wstał z ziemi i zaczął się oddalać od drzwi. Nawet nie wiedział, czy Zero
wszystko słyszał. Zresztą, dziwnie było mówić do osoby, której się nie
widziało.
-
Yoru tęskni za tobą.
-
Zero… - tam, gdzie wcześniej siedział Karyu, stał basista i wpatrywał się w
chłopaka.
-
Gdy odszedłeś, nie chciał wcale jeść. Dobrze by mu zrobiło, gdybyś wrócił,
potrzebuje cię.
-
Chcesz mnie z powrotem ze względu na kota? – spytał z niedowierzaniem
Yoshitaka.
-
Nie – Zero pokręcił głową. – Ja cię potrzebuję.
-
Przepraszam Michi… - słowa Shimizu spowodowały, że w oczach Karyu wezbrały się
łzy. Tak, chłopak, który oglądał namiętnie horrory, był gotów się rozpłakać na
tak ckliwy tekst.
-
Nie mogę powiedzieć, że nic się stało – Zero podszedł do niego – ale w tej
chwili ważne jest to, że wróciłeś.
Pociągnął
Karyu w dół i pocałował namiętnie. Matsumura zarzucił mu ręce na szyję i oddał
pocałunek. Brakowało mu tej bliskości z Zero, jego ciepła, ust, ciała,
uśmiechu… Gdy oderwali się od siebie, Michi zaprowadził go do swojego
mieszkania i posadził na kanapie. Zaległa między nimi niezręczna cisza, którą
Michi postanowił przerwać.
-
Nie chciałbyś się do mnie wprowadzić?
To
pytanie zaskoczyło Karyu. Nie spodziewał siego po zwykle ostrożnym basiście.
-
Nie uważasz, że to trochę za szybko? – odparł powoli.
-
Wolę cię mieć przy sobie, inaczej znowu znikniesz bez słowa wyjaśnienia – słowa
Zero sprawiły, że Yoshitaka poczuł się głupio.
-
Nie martw się, nie zniknę. Poza tym mam pokój w akademiku, jest mi bliżej do
uczelni.
-
Naprawdę chcesz studiować? – Michi spojrzał uważnie na Karyu. – Nie chcesz
znowu grać z nami? Wiem, że mówiłem, że jesteś beznadziejny, ale to nieprawda.
Jesteś świetny i dobrze o tym wiesz.
-
Nie widzę siebie na studiach – Yoshitaka zaśmiał się cicho. – Ten zespół był
najlepszą rzeczą, jaka mi się przytrafiła.
-
Dlatego wróć do nas. Zrób to dla mnie. Jeśli znowu będziesz z nami grał,
Le’veil przestanie istnieć.
Karyu
spojrzał na basistę z niezrozumieniem w oczach, a ten wstał z kanapy i poszedł
do swojej sypialni, by zaraz wrócić ze sztywną kartką papieru i podał ją
Yoshitace.
-
D’espairsRay? – chłopak przeczytał na głos napis.
-
Hizumi wierzył, że do nas wrócisz, dlatego zaprojektował drugą nazwę zespołu
jako symbol nowego początku – wyjaśnił Zero.
-
Co ona znaczy? – zaciekawił się Karyu.
-
Nazwa składa się ze słów "despair" (rozpacz) i "ray"
(promień)... to kontrast, mieszanka ciemnych i jasnych elementów. Nie ma
szczególnego znaczenia, może oznaczać, co tylko chcesz*.
-
Podoba mi się – Yoshitaka wydał z siebie pomruk aprobaty. – Wrócę do was –
dodał po chwili.
-
Dla nazwy? – zaśmiał się Zero.
-
Nie, dla ciebie – odparł Karyu i pocałował basistę w kącik ust. – Bo cię
kocham.
Koniec
*Użyte z dwóch wywiadów słowa Karyu, Hizumiego i Zero.
Ja czekałam.! Znaczy... Czekałam na tą część, to pamiętam, jednak za cholerę nie mogę sobie przypomnieć o czym to było .-. Jak czytałam to miałam jakieś takie ,,prześwity,, w głowie, ale pomimo wszystko nie pamiętam nic więcej... Także ten, no... W wolnej chwili będę musiała przeczytać jeszcze raz... ;D
OdpowiedzUsuńA wracając do treści notki.. XD
Jejku... Normalnie takie puchate to było. <3 Odzwyczaiłam się trochę od tego paringu (ostatnimi czasy czytam tylko Zero x Hizumi), ale podobało mi się.! ;-)
Udanych wakacji i dużo weny.! ;**
Uhuh, pierwsza.! c;
UsuńAaaaaaa!! No nareszcie!!! Bo już myślałam, że tego nie napiszesz. Tak czytam początek i myśle sobie, że ma jakieś dejavu, chyba tak się to pisze, mniejsza z tym. Dopiero po chwili się kapłam, że mi go kiedyś wysłałaś :D No nic, moja skleroza jest okropna.
OdpowiedzUsuńRozwaliło mnie stwierdzenie Karyu "- Chcesz mnie z powrotem ze względu na kota?"
- Tak, Karyu, tak, bo Yoru bez ciebie umrze! Zniosę twoje towarzystwo byleby tylko ten kotek przeżył :D
Hahahahahahahahahahaha :D
Dobra, dobra, odbija mi już dzisiaj, ale pozytywnie, więc nie jest tak źle :D
-puki nie zostanie wysłuchany - *póki
OdpowiedzUsuń-powiedziałeś co do mnie czujesz, - przed "co" przecinek i tam jeszcze gdzieś na początku, w którymś dialogu był taki sam błąd > <" o, mam - Nie chcesz wiedzieć co u Zero?
i chyba wszystko xD
KRÓTKIE! No i... Czekałam na to! *^* Wszyscy żyli długo i szczęśliwie i aaaw *^* sorki, świra dostałam po 2-tygodniowym odwyku od gej-porno xD
napisałam "póki" przez u?!! O.O źle ze mną jak w takich prostych wyrazach błędy robię...
UsuńHahaha zdarza się xD uwierz mi, gorsze rzeczy widziałam .__."
UsuńJakie słodkie *^* ale jakoś za szybko... brakowało mi nutki napięcia i... czegoś tam jeszcze XD
OdpowiedzUsuńnie ważne... nie mam weny na komenty ._.
ALE PODOBAŁO MI SIĘ XD
Ooooo... Smutne i piekne.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to koniec.
Szczerze powiedziawszy to ja już tego nie pamiętam... x.x Wiem, Kita-lama come back~! -.-''
OdpowiedzUsuńMiałam wrażenie, że wszystko bardzo szybko się dzieje, ale jakoś szczególnie nie zwróciłam na to uwagi ze względu na Zero. Tak go żałowała i podziwiałam za to, że obdarzył Karyu tak szczerą miłością, że aż nie mogłam w to uwierzyć... Wyobraziłam sobie takiego neutralnego Zero, który mówi wszystko monotonnym głosem, wypranym z uczuć tak ckliwe teksty... Teoretycznie paradoks, ale do postaci Shimizu bardzo mi to odpowiada - zawsze robię z niego potwora ;-;
Bardzo podobało mi się to, że uwzględniłaś, co oznacza nazwa D'espairsRay i że ten zespół był nowym początkiem - bo w istocie nim był i Hizumi zawsze to powtarzał. Kiedy czytałam jego wypowiedzi ogarniało mnie wrażenie, że mówił o tym zespole jak o ostatniej desce ratunku, która go uratowała... i jakoś mnie to wzruszyło - nie wiem dlaczego, nie umiem tego wytłumaczyć, ale bardzo mi się to podobało <3
Czekam na jakąkolwiek następną notkę ;D
Nie wiem czemu ale bardzo mnie rozbawiło to: ,, Basistę też moglibyście wymienić – powiedział wtedy manager na odchodnym. – Dla zwierząt nie ma tu miejsca.". Dobrze, że Karyu zechciał wrócić do Zero, bo końcówka z ostatniego rozdziału ,,Cocoon" mi się nie podobała. Zero fajnie to rozegrał mówiąc, że kot potrzebuje Karyu. Mimo to Karyu dobrze zrobił mówiąc pod drzwiami, co czuje. Jego wypowiedz mnie rozczuliła, a zwłaszcza końcówka. Właściwe to to sobie wyobraziłam.
OdpowiedzUsuńMusiałam sobie przypomnieć, o co chodziło w całości, ale teraz już pamiętam! Zawsze tak mam, że w miarę czytania nowego rozdziału jakiegoś opowiadania, powoli zaczynam sobie przypominać co działo się w poprzednich częściach. A szkoda, że to już ostatnia część, bo Cocoon bardzo mi się spodobało. Nie komentowałam wcześniej, bo dopiero potem to czytałam, jak już dawno miałaś wstawione wszystkie inne części. Było to może parę tygodni temu...? W każdym razie nadrobiłam zaległości ^^
OdpowiedzUsuńJeny, i teraz wszystko zapomniałam xD A chciałam coś napisać odnośnie fabuły, ale już mi się pomieszało... W każdym razie, świetne opowiadanie, ale jak dla mnie, za szybko się skończyło. No i Zero... zaintrygowała mnie jego postać, ale wiedziałam, że nie może do końca być taki "zły" :D
Dużo weny ;***